Jak przeżyłam genialny rok?

 Miałam bardzo udany rok, bo sama takim go uczyniłam. Kropka. Tu mogę zakończyć ten tekst. Ale wiem, że oczekujesz ode mnie czegoś więcej. Zmotywowania. Kopa w tyłek. Plaskacza w twarz (podobno jestem w tym dobra).

Rozczaruję Cię. Więcej kopów nie będzie. Uważam, że w zeszłym roku napisałam wszystko co trzeba –  trochę o tym jak nie sprawić by być memem „nowy rok, nowa ja”
Więcej na ten temat w tekście „Nietypowe życzenia noworoczne„. Macie tam podlinkowane najważniejsze rzeczy – rozwojownik, zeszyt wdzięczności, poradnik startowy jak zacząć realizować swoje cele, moje zwierzenia o tym jak poczułam się słysząc że jestem jak program komputerowy w wersji trial i wszystko pieprznie zanim poznam wszystkie jego funkcje.
Nie ma chyba stanu emocjonalnego którego nie opisałby Freddie Mercury. Chciałabym mieć takiego dziadka. Teraz w głowie przeleciało mi już „I want it all”, „The show must go on” „Who wants to live forver” „Under pressure” i zatrzymało się na tym:
There must be more to life than living
There must be more than meets the eye
Why should it be just a case of black or white
There must be more to life than this

No właśnie, musi, prawda? Gdyby nie było czegoś więcej, to nic nie miałoby sensu.
Jestem dziewczyną, która w gimnazjum wywiesiła sobie na ścianie wielkimi literami aut Caesar aut nihil. Lubię robić rzeczy z tak zwanym pierdolnięciem. I lubię prosty, dosadny język a nie jakieś bułkę przez bibułkę. To dla mnie wspaniała odtrutka po używaniu tego ładnego z przecinkami we właściwych miejscach, co kojarzy mi się wyłącznie z pracą.
Ten rok to jak w życiu – pasmo sukcesów, kilka cennych lub drogich lekcji (nie lubię słowa „porażek”) mnóstwo rzeczy robionych po raz pierwszy. W tym roku podróżowałam więcej niż wcześniej przez całe swoje życie. 
Część rzeczy szła mi rewelacyjnie – pasmo sukcesów – nazwijmy to – zawodowych, osobistych, ale też kilka źle rozegranych „rzeczy”.
Bez problemu zaliczyłam pierwszy rok studiów doktorankich, ale zatoczyłam błędne koło i chyba porzucę swój temat na rzecz innego. Jeśli mam to zrobić, to chcę to zrobić dobrze. Chcę zrobić coś ważnego. Czytam mnóstwo prac naukowych i poza artykułami dotyczącymi oskrzeli, płuc i wszystkiego co związanego z kaszlem (a myślę że jestem bardziej na bieżąco niż specjaliści w tej dziedzinie, bo jestem zdesperowana), zapamiętałam jedną, jedną jedynę pracę naukową z zakresu nauk społecznych. Zmęczenie życiem codziennym . Tylko ta jedna praca w jakiś sposób wydała mi się istotna, coś wnosząca do mojego życia. To trochę smutne. Jeśli mam zrobić coś bezsensownego i stracić na to kilka fajnych lat życia by pieprznąć sobie nowy przedrostek przed nazwiskiem to wolę zająć sie zawodową hodowlą bydła, trzepaniem dywanów, czymkolwiek co pchnie świat o mały, maleńki kawałeczek do przodu, czyniąc go ciut lepszym i wygodniejszym.
Rok zaczęłam rykiem i smutkiem, że nie wyjądę do Chin, chociaż miałam możliwość i okazję, ale potem okazja mi zwiała.  Otrząsnęłam się i postanowiłam przestać zdawać się na okazje. Zebrałam się jednak na odwagę i podzieliłam z Wami chińskimi ćwiczeniami na większy biust oraz bezbolesne miesiączki (plus szereg innych zalet)
Dwa razy odwiedziłam słoneczne południe Włoch i po raz pierwszy poczułam jak lekko mogę oddychać.

Byłam też na Malcie i na Cyprze i we Lwowie (klik) a koniec roku niespodziewanie spędziłam w Tajlandii , zahaczając wcześniej o Kambodżę by wrócić i świętować sylwestra na tajskiej plaży. Nigdy w życiu nie myślałam, że będę tyle podróżować i że ciepłe i wilgotne miejsca są takim zbawieniem dla moich oskrzeli.

Jak to w życiu – wiele znajomości zacieśniłam, inne rozluźniłam. Trochę ludzi w moim życiu się pojawiło, trochę z niego odeszło, ale niczego nie żałuję.
Jedyne słowa, które mnie kiedyś zmotywowały do działania (zazwyczaj na motywacyjny bullshit reaguję ziewaniem), wypowiedział Keanu Reeves. Wrzuciłam to wtedy na bloga, a dzisiaj robi trzecie okrążenie po internecie więc i ja temy cytatowi pomogę:

Matka mojego kolegi zawsze zdrowo się odżywiała. Nigdy nie piła alkohol ani nie jadła śmieciowego jedzenia, codziennie trenowała i była bardzo sprawną i aktywną kobietą. Zawsze przyjmowała leki przepisane przez lekarza, a kiedy wychodziła na słońce, to na skórze miała ochronny filtr przeciwsłoneczny. Po prostu, zawsze w najwyższym stopniu dbała o zdrowie… Obecnie ma 76 lat, raka skóry, raka kości i zaawansowaną osteoporozę.

Ojciec mojego przyjaciela zajada się szynką, masłem i tłustym jedzeniem. Nigdy nie trenuje. Kiedy wychodzi na zewnątrz, pozwala słońcu palić skórę do granic wytrzymałości. W efekcie, przeżywa on swoje życie według swoich własnych standardów, a nie tak, jak nakazują mu inni.

Obecnie ma 81 lat i zdrowie młodej osoby.

Ludzie nie mogą ukryć się przed losem i tym, co im jest pisane. Te słowa pochodzą od matki mojego przyjaciela: „Gdybym wiedziała, że moje życie skończy się w ten sposób, pozwoliłabym sobie na szczęście i smakowanie wszystkiego w pełni.”

Nikt z nas nie opuści tego świata żywy, więc, proszę, przestań się obciążać zbyt wieloma myślami i zakazami. Jedz pyszne jedzenie. Biegaj w słońcu. Skacz do morza. Mów prawdę, która kryje się w twoim sercu. Pozwól sobie być głupi. Bądź przyjacielski. Bądź zabawny. Nie ma czasu na nic innego! „

Więc starałam się żyć najpełniej jak się da. Przeżywać różne rzeczy, próbować nowego, mieć wyjabane na problemy, które nie będą nic znaczyć za rok czy pięć lat. I mieć wyjebane na to, że część osób obrazi się za użycie tego słowa, które jest wyjątkowo trafne i celne jak żadne inne.
Pierwszy raz zrobiłam hybrydy, podcięłam włosy, eksperymentowałam z chińskimi preparatami przypadkiem dowiadując się, że jeden mój tekst potrafi wyczyścić chińskie magazyny z esecnją Andrea do zera. Jadłam pyszne lody we Włoszech i prawdziwą włoską pizzę, raz zgubiono moją walizkę, musiałam dać łapówkę w Kambodży i przeżywałam jak najgorszy przestępca przypadkowe podebranie komuś opłaconej (!) taksówki, o czym dowiedziałam się po dojechaniu do celu. Jestem na zdjęciach całej wycieczki Koreańczyków, którzy uznali mnie chyba za „typową białą”, zwiedzałam fabrykę kosmetyków i robiłam własny krem. Spróbowałam węża, zjadłam pająka, kąpałam słonia

Dostałam dobre oceny od studentów za zajęcia, które miałam okazję prowadzić. Mój blog znalazł się na trzeciej pozycji w rankingu top 100 wpływowych blogów w Polsce  a ja nie sprzedałam duszy diabłu (czytaj reklamom saszetek pęczniejących w żołądku oraz – mój ostatni hit – suplementowi na piękne pośladki).
Ani razu nie zrobiłam nic wbrew sobie, chociaż kilka rzeczy mistrzowsko spierdoliłam. I tutaj też nie mogę użyć lżejszego słowa no bo nie i tyle.
Oprócz chińskich ćwiczeń zaprzyjaźniłam się też z bieganiem, trochę uzależniając się do euforii po (w tym miejscu mrugam robiąc tak zwane pozdro dla kumatych). Zawzięłam się ostro ćwiczyłam by wypracować sobie ciało które będzie mi odpowiadać. W myśl zasady – don’t be yoursel. Be dream yourself!”.

A potem wszystko poszło w pizdu, bo znowu zaczęłam przybierać wodę i się rozflaczyłam, ale niczego nie żałuję.

 Przytuliłam do serduszka trochę za dużo par butów oraz pizzy.

 Pojawił się wspaniały pies.

A kot wciąż żyje
Po trzech (z hakiem!) latach, moja książka wciąż jest czytana i dobrze oceniana. Mimo beznadziejnej dostępności, mimo że tylko ebook, mimo że tylko w legimi
Napisałam kilka tekstów, z których jestem wyjątkowo zadowolona. Moje ulubione to:

Moje ciało nie jest „grzechem” więc nie będę za nie przepraszać

Podzieliłam się wpisem o książkach, które zmieniły moje życie i dostałam niezliczone snapy od osób, którym też pozmieniały.
Miałam przyjemność być częścią zmian i stawiania kolejnych kroków wielu czytelników tego bloga, co jest tak niewiarygodne, że nikt by mi w to nie uwierzył, nawet ja sama. Dlatego sobie drukuję i zapisuję te wiadomości, snapy, maile, zapisuję w zeszycie wdzięczności te rozmowy na żywo. Te Wasze nowe prace, rzucenie tych słabych, wyjazdy za granicę, odcinanie pępowiny, ogarnięcie zdrowia, rzucanie beznadziejnych chłopaków, wypracowaną pewność siebie i poczucie własnej wartości i nowo nabytą wiarę, że da się radę. Bo czemu ma się nie dać.
Moja best nine na instagramie pokazuje jak irracjonalny był mój kompleks krzywych nóg a ilość próśb o sprzedanie używanych rajstop feteszystom przyprawiła mnie o wielki mindfuck. 




Mam wspaniałe życie, bo takim je uczyniłam.  Nie proś 2017 by był dobry – zacznij go takim czynić!

Kocham swoje życie. Jest takie jak powinno być. Nawet te kopy w dupę od moich oskrzeli są mi widocznie potrzebne by zmotywować do jakiegoś działania i życia na 100%.

I jeszcze jedno – to jeszcze nie koniec!

To jak, zabieramy się do roboty by 2017 był jeszcze lepszy?


Pssst, ciepło przyjęliście małą reklamą ostatnio, więc teraz wrzuciłam coś charytatywnego.
Ja idę spać a potem będę naparzać Tajlandią naprzemiennie z aktualnościami.



Bądź na bieżąco! 
  INSTAGRAM ❤ FACEBOOK 
❤ FACEBOOK MONIKI 

Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) –

 jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂 A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem 🙂

Follow on Bloglovin

Komentując oświadczasz, że znasz regulamin

Uściski, Ania
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Previous
Loki idealne – wałki z Chin
Jak przeżyłam genialny rok?

0
Would love your thoughts, please comment.x
()
x