Chciałam na szybko napisać kilka słów o Tajlandii ale najzywklej w świecie – nie mam kiedy. Mimo Internetu w telefonie zwyczajnie szkoda mi czasu na odpalanie laptopa 😀 Tu jest po prostu raj. Mimo wszystko – jestem Wam winna kilka słów.
To był mój pierwszy lot poza Europę i od razu z przygodami. Leciałam Qatar Airways z przesiadkami. Sześć godzin lotu do Kataru (Doha) było trudne bo oczy się same zamykały ale całkiem smaczne jedzenie oraz system rozrywki pokładowej pozwoliły mi nie zasnąć – za radą Oli chciałam spać dopiero podczas drugiego loku by nie dopuścić do klątwy jaką jest jet lag. Gdy nie chcę spać, wybieram najbardziej hałaśliwe filmy więc padło na bajkę* „sekretne życie zwierzaków”. Całkiem przyjemna i spełniła zadanie.
Przesiadka w Doha bez problemu, chociaż z lekkim stresem bo lotnisko ogromne a nigdy nie miałam lotu transferowego. Szczęśliwie jednak znalazłam się pokładzie samolotu do Bangkoku z miejscem z przodu, co dawało mnóstwo przestrzeni do wyciągnięcia nóg. Widząc wcześniej zdjęcia w Internecie wybrałam VOML (vegetarian oriental meal), bo nie ufam mięsu z nieznanych miejsc. Cóż, jadłam zatem grzybki 😀 Wegetariański posiłek bardzo okej, jedyną wadą są owoce zamiast ciasta (dwa z trzech lotów). Cały lot przespałam twardo, za każdym razem budzono mnie na posiłek i po to by wręczyć formularz wizowy. Wypełniłam go w połowie i przyszła pora wysiadki. Lot był opóźniony i przemierzałam lotnisko biegiem. Kontrola bezpieczeństwa, pora na wręczenie formularza. Jedno pytanie o to dlaczego lecę sama i miły pan nabijający się z mojego paszportowego zdjęcia zrobionego 10 lat temu. Z uśmiechem mówię że sama nie mogę się doczekać aż je zmienię, bo rzeczywiście wyglądam jak najbardziej patologiczna gimbusiara ever (byłam wtedy wyjątkowo mocno chora). Dają mi wizję, mam 5 minut i dość cięzki plecak oraz znaki pokazujące 780 metrów do transferów. Gdy dobiegłam do bramki zobaczyłam karteczkę że loty odprawiane z bramki A2 są przesunięte na A9. Myślałam że się poryczę biegnąc znnowu w drugą stronę, już po czasie 😀
gdy dobiegłam okazało się, że ten lot też jest opóźniony.
Z Bangkoku do Phuket leciałam Bangkok Airways ale na bilecie Qatar airways więc czułam się jak dziecko lepszego Boga. Jakieś pięć razy zapytano mnie czy mi się podoba, zwracając się do mnie po imieniu. Miło :).
Posiłek też był smaczny, chociaż ciepłe owoce w ramach deseru to trochę dziwna opcja. Gdy opóźniony samolot wylądował, spotkał mnie największy koszmar ever. Nie było mojej walizki a uśmiechnięty Taj z karteczką „Anna Keska” stał i rozglądał się gorączkowo. Czyżby moje patologiczne zdjęcie wzbudziło jakieś podjerzenia? Nie, po prostu mój bagaż nie doleciał. Bardzo uprzejma Tajka tłumaczy mi, że nie zdążyli z przeładunkiem i prosi mnie o wypełnienie formularza. Jak wyglądała moja walizka? Czy była sztywna czy miękka? Jaki miała kolor? Obiecali dowieźć ją taksówką za kilka godzin. Okej, przeżyję.
Łukasz (narzeczony Oli) wysłał mi wcześniej zdjęcia punktu w którym kupuje się karty do telefonu oraz zamawia taxi. Nigdy wcześniej nie czułam się tak pewnie na lotnisku 😀 Kupiłam kartę, pani poprosiła o mój telefon i sama ją włożyła oraz aktywowała. Bardzo szybko się przydała, ponieważ gdy wsiadłam do taksówki, kierowca uczciwie przyznał że nie wie gdzie to jest. Odpaliłam mu nawigację w swoim telefonie a on i tak nie trafił 😀
Kilka minut z buta pokonałam bez problemu sama :).
Pierwsze co mnie uderzyło w Bagkoku? Wilgotne, przyjemne dla moich oskrzeli powietrze oraz mnóstwo zieleni. Drugi był syf.
Zazwyczaj mam klasyfikację obejmującą dwa rodzaje syfu – brud (zaschnięty tłuszcz, klejący się prysznic, stęchlizna, przypalone patelnie) oraz bałagan – porozrzucane rzeczy, zawalone biurko itp. Ja jestem straszną bałaganiarą, ale moja klasyfikacja nie sprawdza się w Tajlandii 😀 Niby wszystko jest wyszorowane i czyściutkie, ale jednocześnie jest trochę dziwnie. Mimo to nie boję się tutaj jeść bo wszystko jest świeże i niewyobrażalnie pyszne.
Zielone herbata jest już za 2,50 zł – na tym stoisku aż po 3 zł, co jest drogo :).
Przywitałam się z Olą i Łukaszem i dziękowałam w duchu za to, że przeczytałam tekst jak spakować się na pięć miesięcy w jedną walizkę i zapamiętałam z niego by mieć jakieś ubrania w podręcznym. W przeciwnym razie spędziłabym ten pierwszy dzień w grubej bluzie i emu 😀
Na szczęście coś tam miałam też w plecaku (służył mi za podręczny) więc mogłam wskoczyć pod prysznic i szybko się przebrać. A potem na urodzinową kolację Oli!
W międzyczasie dojeżdża moja walizka. Lekko porysowana ale z całą zawartością.
Następnego dnia obudziłam się jakbym od zawsze żyła w tej strefie czasowej – zero nieprzyjemności, nie dopadł mnie żaden jet lag. Może powinnam się tutaj urodzić? 😀
Obecnie padam na ryjek, więc reszta w następnym odcinku. W zasadzie to lepiej byłoby dla mnie spędzić ten czas na pisaniu reklamacji z powodu opóźnionej walizki, ale tak bardzo lubię blogować że nadaję do Was o pierwszej w nocy (u mnie jest +6) 😀
Obecnie padam na ryjek, więc reszta w następnym odcinku. W zasadzie to lepiej byłoby dla mnie spędzić ten czas na pisaniu reklamacji z powodu opóźnionej walizki, ale tak bardzo lubię blogować że nadaję do Was o pierwszej w nocy (u mnie jest +6) 😀
Miłego weekendu!
Po więcej zapraszam na mój instagram https://www.instagram.com/aniamaluje/ oraz insta stories a także snapa (aniamaluje)
*tak wiem, bajka to gatunek literacki ale to jest blog więc who cares.
Bądź na bieżąco!
Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) –
jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂 A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem 🙂
Komentując oświadczasz, że znasz regulamin
Uściski, Ania
Tajlandia jest piekna! byliszmy tam i bylo megaaaa 🙂
https://www.radar-lotow.pl/