2. Śliczne i praktyczne kosmetyki
Ujmę to tak – jako blogerka od pewnego czasu dostaję przesyłki bez zobowiązań. A to firma wypuszcza nowe kremy, a to agencja z którą kiedyś współpracowałam ma nowego klienta, który akurat wypuszcza linię kosmetyków i tak dalej. 90% tych rzeczy po jednym maznięciu puszczam dalej, oczywiście dla ludzi którym bardziej się przydadzą. Serduszko bije mi szybciej na widok jednego rodzaju kosmetyków. Kosmetyków ślicznych. Z ładnymi opakowaniami, o pięknym zapachu. Takich, które chce się mieć postawione na toaletce. Część widocznych tu rzeczy puściłam w świat w ramach akcji #zpoleceniaaniamaluje, więc to autentyczne prezenty. Część jest moja :).
Co pięknego polecam?
Od pewnego czasu znalazłam już kilka rzeczy w „swoich” kolorach i teraz te kolory chcę mieć najlepszej możliwej jakości.
W 2014 odpowiedziałam na miliard pytań i pokazałam swoją ulubioną kredkę do oczu z limitki Pupa Hot Tropics. Niestety nie dało się kupić potem drugiej i brak mi do dziś. Marka zdążyła jednak przekonać mnie o swojej rewelacyjnej jakości i gorąco polecam produkty z serii
Mam złotą kredkę (ideał!), cień, który można używać także w charakterze rozświetlacza* i wygląda pięknie, czerwoną matową pomadkę w płynie, którą kocham miłością bezgraniczną i jeśli miałabym użyć tylko jednego kolorowego produktu do makijażu, to w chwili obecnej jest to właśnie ta szminka (to moja prywatna peleryna supermana), wszystko z serii Red Queen. Również śliczne są urocze kompaktowe paletki z serii This is a love story 🙂 Kilka z tych rzeczy puściłam Wam w ramach pocieszajek konkursowych. Z prezentami jest tak, że wolę kupić mniej ale na lata, bo nie chcę aby ktoś zapamiętał mnie jako osobę wciskającą innym szajs 😀 To że ja osobiście lubię żółty tusz z lovely niemal na równi z droższymi, nie oznacza że dałabym go komuś w prezencie. Lubię dawać prezenty, których dana osoba sama by sobie nie kupiła.
Osttanio stałam się posiadaczką jednej ślicznej, praktycznej i uniwersalnej paletki
Padło na The Balm Apetit – to pierwsza paletka w której podpasowały mi wszystkie kolory. Ostatnio przymierzałam się do porządków w kosmetykach i licząc swoje wydatki na cienie zrobiło mi się głupio, że nie zainwestowałam w coś porządnego. Z drugiej strony – nauczyłam się czego oczekuję od cieni więc coś za coś. Z tej jestem niesamowicie zadowolona, można ją kupić w perfumeriach Douglas. No i jest po prostu śliczna ;).
Z cyklu – pomysł był dobry, ale wykonanie… korzystając z okazji chciałam jedynie napisać, że te szablony są mało praktyczne i prędzej przyprawią o wygląd pandy niż pozwolą wyczarować równe piękne kreski jak od szablonu. Jest jednak zaleta – bardzo dobrze sprawdzają się przy malowaniu powiek cieniami 🙂 Groszowa sprawa, kupione tutaj
Z kolei druga rzecz z cyklu #gadżety, to hit hitów. Zalotka z grzebykiem rozdzielającym rzęsy – nie mam pojęcia jak to działa, ale jeśli użyję jej przed wytuszowaniem rzęs, to potem tusz rozprawdza się jakoś lepiej. Na jej rzecz odłożyłam na bok zalotkę z inglota, ale obecnie i tak mam rzęsy 1:1 więc czeka na lepszy moment. Grzebyk można zdjąć, brakuje mi jedynie zapasowych gumek. Do kupienia tutaj
Dla eko-freaka dobrym pomysłem będzie ekotorba z recyklingu. Cóż, ja jestem fanką białych „szmacianek”, ale pomysł uważam za bardzo dobry. Po piersze – pieniądze idą na jakiś cel, po drugie to produkt polski wysokiej jakości a torbę zaprojektował Mariusz Przybylski. W pierwszej chwili miałam lekkie WTF, ale rzeczywiście ma to sens, bo torbę na luzie można przewisić po skosie i nosić na biodrze, co jest i wygodne i praktyczne. Rączki nie wpijają się w ramiona więc rzeczywiście przemyślana rzecz. Więcej o torbach tutaj
Różowy notes ma kartki w kropki. Uwielbiam zeszyty ale piszę dość swobodnie. Kratek nie lubię, kupuję czasami chińskie zeszyty w linie (są duże), ale lubię też notować na gładkich, bo robi się to szybciej. Kropki są praktyczne i bardzo ładne, jeśli lubicie takie zabawy jak Bullet Journal czy ładne dzienniki wdzięczności to polecam. Są też obecnie na westwing, a na blogu jest konkurs z bonem do tego sklepu 🙂
Słodycze!
Uwielbiam i dobrze o tym wiecie. Lubię zdrowe jedzonko, ale nie pogardzę batonem, czekotubką, karmelem, kebabem, pizzą, a najbardziej lubię pizzę z lokalnej pizzerii o wdzięcznej nazwie – kebabix.
Jako istota nie gardząca słodyczami, nie mogłam wzgardzić słodką przesyłką od dulse.pl (sklep ze słodyczami niedostępnymi w Polsce) i mam dla Was słodki rabat – 15% taniej na wszystko z kodem aniamaluje, o tutaj , ważny do końca roku. Pssst, mają ten krem z pianake marshmallows 😛
Last but not least, jak już prezent dla gadżeciarzy – śliczny żółty masażer osobisty „trener tenisa”. Zdecydowałam się o nim wspomnieć ze względu na fajny odzew po poradniku prezentowym na wieczór panieński. Kilka dziewczyn dało mi znać, że nie miały pojęcia o istnieniu ładnych i funkcjonalnych gadżetów tego typu. Jednej z Was prezent kupił chłopak, który czyta tego bloga (pozdrawiam) co pokazuje że można mówić o ważnych rzeczach w lekki sposób i nie trzeba traktować zabawek jako coś zamiast, tylko jako dodatek :))
Nazwa „smile makers” nie myli, zaczęłam pisać ten tekst na lotnisku i widziałam że zerkano mi w ekran z uśmieszkiem. Who cares, wibrator punktu G jest ciuchutki, ładny, śliczny i sprawny. Jedyne co mogę mu zarzucić to wgłębienie oddające lepiej wygląd piłeczki do tenisa – trzeba bardziej przyłożyć się do higieny takiej zabawki, ale na szczęście to wysokiej jakości silikon medyczny więc czyści się łatwo i bezproblemowo.
Gadżet można kupić na oficjalnej stronie Smile makers (jest promocja z lubrykantem w prezencie) lub w sieci rossmann, obecnie w promocyjnej cenie jest cała seria no i można zamówić z dostawą do punktu (to dla wstydliwych). Nowy rok, nowa ja i całe to pierdololo można zamienić w czyn i lepiej poznać swoje ciało, do czego zawsze będę namawiać – zresztą kilka dziewczyn które zaufały mi i włączyły do swojej rutyny chińską gimnastykę dna miednicy dziękowało już za mniej bolesne miesiączki. Wiem że będzie na to hejt bo ludzie nie potrafią mówić ani o seksie ani o swoich potrzebach a kobiety to nawet uwierzyły że nie mają czego oczekiwać, ale jeśli jedna osoba lepiej pozna i zrozumie swoje ciało to jak we wstępie do tekstu – nie kupi wibatora tylko zainwestuje w lepsze życie seksualne. To prezent który ostatecznie sprawi radość obu stronom 🙂 Warto zatem pisać!
Niestety w tygodniu w którym odebrałam przesyłkę nie miałam już światła dziennego, więc macie tylko porównanie wielkości 🙂
Ponadto gadżeciarzom polecam śliczne powerbanki (zawsze się przydadzą), personalizowane prezenty (np. etui na czytnik, case na telefon), fotoksiążki, czy konto na netflixie.
Psst, mam „małą” obsuwę przez Tajlandię, ale obiecuję poprawę i zapraszam na snapa (aniamaluje) gdzie możecie zobaczyć pyszne tajskie jedzonko i inne rzeczy 😉
Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) –
jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂 A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem 🙂
Komentując oświadczasz, że znasz regulamin