Gdybym kilka lat wcześniej trafiła na swojego fizjoterapeutę, moje życie byłoby przyjemniejsze. Albo przynajmniej- mniej nieprzyjemne.
Zmagam się z napięciowymi bólami głowy i uważam, że branie tabletki za każdym razem nie jest zbyt mądre. Gdy te bóle mi się zaczęły, byłam przekonana, że wróciły moje migreny. Zdarza mi się bowiem z tego bólu, brzydko mówiąc, zrzygać. Dopiero fizjoterapeuta pytając o umiejscowienie i charakter bólu nakierował mnie na to, że to typowe napięciówki.
Wpis sponsorowany przez markę Pranamat
Zła wiadomość – są nieprzyjemne i uciążliwe, potrafią trwać kilka dni!
Dobra wiadomość – są w pewnym sensie sygnałem z mojego ciała, że przesadziłam.
Za mało spałam, za bardzo się pospinałam (np. ze stresu), za mało się ruszałam, albo piłam niewiele wody. I jeszcze komputer, za długo wpatrywałam się w ekran.
Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, chociaż nie lubię napięciowego bólu głowy, to jestem za niego wdzięczna, bo jest jak kontrolka w aucie, która informuje mnie, że trzeba wymienić olej. Czy co tam się wymienia. A co za tym idzie, z tego powodu nie bierze się tabletki (nie wyłącza się kontrolki) tylko słucha się poleceń.
Oprócz banału, czyli wyspania się, pójścia na spacer i wypicia wody, robię dwie rzeczy, obie z zaleceń fizjoterapeuty. Numer jeden jest darmowy i wymaga chwili, a w gratisie pobudza wzrost włosów. Jest to masaż czepca ścięgnistego. Ja robię już po swojemu, trochę ciągnę za włosy, trochę masuję, przyznam- czasami robię to po łebkach 😉 ale robię.
Mnóstwo instrukcji takiego masażu znajdziecie na Youtube. Można też poprosić fizjoterapeutę o instruktaż albo zrobić z tego rytuał i masować głowę partnerowi czy partnerce 🙂
Druga metoda to coś, co jest ze mną od lat, czyli zestaw Pranamat: pionier współczesnego ruchu masażu akupresurowego,
– którego działanie poparte jest badaniami klinicznymi,
– posiada 5-lat gwarancji i 30-dniowy okres próbny,
– jest rekomendowany przez fizjoterapeutów,
– wykonany z ekologicznych materiałów,
– produkowany w UE,
a na stronie znajduje się ponad 4 tys. recenzji użytkowników
Częściej w moim przypadku w użyciu jest poduszka. Kiedyś w desperacji zabrałam ją w długą podróż po Azji – tylko wysypałam zawartość i na miejscu kupiłam coś innego w roli wsadu 😀
Jeśli kojarzycie moje dawne wpisy na temat maty, to jest ona ze mną 5 lat!!!! DLatego znajdziecie tu masę archiwalnych zdjęć. Co przez te 5 lat się zmieniło? 🙂 W zasadzie chyba tylko to, że nie mogę już pokazać czerwonych kropek na ciele, bo moja skóra się przyzwyczaiła i wizualnego efektu nie ma. Jest za to nadal opuszczenie fizycznego napięcia w ciele. Miałam też przyjemność rok temu odbyć wycieczkę do siedziby firmy i fabryki w Rydze. Chociaż mam ochotę nazwać to manufakturą, bo pracownicy nawet słynne kwiatki lotosu z kolcami na matach układają ręcznie.
A tak mniej więcej wyglądało to na początku, zdjęcie ze strony Pranamat
Przez te lata zmienił się też u mnie kolor 😉 Turkusową matę i poduszkę dałam mamie, a sama weszłam w posiadanie zestawu różowego. Żeby był miks, korzystam z maty w wersji podróżnej wciąż w kolorze turkusowym 😀
Dobra, to teraz pośmiejmy się. To ja próbująca stanąć na macie kilka lat temu:
Nie dałam rady nawet chwili, statyw robił 10 zdjęć w pięć sekund i… nawet to mnie przerosło. Dzisiaj stawanie na macie to mój poranny rytuał – nie pijam kawy, a igiełki równomiernie wbijające się w stopy naprawdę skutecznie budzą. I uruchamiają procesy samoleczenia? Nie wiem jak to ująć, ale kolce wspaniale stymulują wszystko co trzeba.
Ostatnio miałam kampanię reklamową marki bieliźnianej i dostałam masę pytań o to, jak to robię, że mam taką jędrną, gładką pupę i uda. Myślę, że połowa to ćwiczenia i masaże a druga połowa to siedzenie i leżenie na macie. Nie dość, że usuwa napięcie z ciała i pozwala się głęboko zrelaksować, to jeszcze skóra robi się gorąca, dobrze ukrwiona i w rezultacie bardzo jędrna.
To są moje codzienne rytuały, na relaksie. No, prawie codzienne, codziennie tylko staję na macie stopami i czytam z poduszką pod karkiem.
Zawsze się w duchu śmiałam, że brakuje mi tylko 2 rzeczy do pełni szczęścia. Pierwsza, to poduszka-rogal jak do samolotu. Ona już powstała, tylko ja jej nie mam 😉
Druga, to jakiś wałek pod ten odcinek pleców, który nie przylega mi do maty:
No i wymyślono coś lepszego. Pas! Samodzielnie reguluje się jak mocno ma przylegać. Próbowałam też użyć go odwrotnie, czyli na brzuch i przyniósł mi zaskakującą ulgę. No i w końcu mogę pokazać to słynne zaczerwienienie i kropki na plecach!
Czy to boli? Hmm, to ten ból, który łatwo pomylić z przyjemnością. Chwilę jest intensywnie a potem czuje się błogi relaks. Pas jest super i będę z nim pracować przed kompem (mam fotel bez oparcia, więc nici z siedzenia na macie podczas pracy…)
Najbardziej „kontrowersyjną” kwestią jest cena maty. Biorąc pod uwagę, że służy dzielnie 5(!) lat (aktualnie mojej mamie) i nie zanosi się na to, aby przestała… uważam, że dobrze rozłożyło się to cenowo.
No i jak mówiłam, byłam w fabryce, widziałam jak wygląda produkcja, zapoznałam się z certyfikatami i wiem, że wszystko jest robione z najwyższej jakości surowców z poszanowaniem praw pracowników i godnym wynagrodzeniem dla nich. Czy można to powiedzieć o konkurencyjnych produktach? Nie wiem.
Plus nie lubię osobiście tego momentu, gdy ktoś powtórzy głośniej żart, który sama powiedziałam, albo przedstawi mój pomysł, jako swój 🙂
Ja z Pranamat jestem niezmiennie zadowolona 😉
Zobaczcie stary tekst jak było na początku 🙂
Teraz klikając w link https://pranamat.pl/amaluje dostaniecie specjalny rabat :)!
Ten tekst powstał w ramach współpracy reklamowej, ale z maty korzystam od tych pięciu lat i jestem zadowoloną użytkowniczką. W 2022 roku zwiedziłam nawet fabrykę w Rydze i widziałam każdy etap jej tworzenia. Zabawnym smaczkiem tej współpracy jest fakt, że graficy Pranamat zmienili mi kolor kanapy, bo różowa mata i różowa kanapa za bardzo się zlewały 😀