Chyba każda dziewczyna czuła się kiedyś jak piece of shit, by nie powiedzieć – kupa. Pełnia księżyca, hormony przed okresem, pasmo niepowodzeń w pracy albo inne nieszczęścia i nagle przyłapujesz się na tym, że jest ci ze sobą jakoś źle. Jak sobie z tym radzić? Znam bardzo skuteczne narzędzie do pracy swoją samooceną i aż żal się nim nie podzielić.
Miałam wczoraj naprawdę paskudny humor. Zresztą, kto ogląda
snapa jest na bieżąco. Do tego zmieniłam szampon i znowu mam przesuszoną skórę głowy, opalenizna schodzi ze mnie w taki sposób, że wyglądam jak brudas, obżarłam się ciastem więc wysypało mnie krostkami na twarzy (właśnie dlatego
powinnam unikać mleka) i jeszcze akurat wtedy skumulowały mi się inne rzeczy.
Na fejsie napisałam, że naprawiłam swój dzień postępując krok po kroku zgodnie z radami zawartymi w moim własnym tekście
Jak sprawić by zły dzień nie zamienił się w złe życie. I chociaż obiektywnie wciąż mam te same problemy i złe rzeczy są tak samo złe jak były – mój humor jest dzisiaj wyśmienity. Byłam pobiegać, załatwiłam zaległe sprawy, wybrałam się na pocztę by nie ścigał mnie
efekt Zeigarnik. I to wszystko rewelacyjnie działa na humor, ale nie rozwiązuje problemu pod tytułem „wyglądam dzisiaj jak kupa”.
Myślę, że szczególnie w okolicach okresu patrzenie w lustro bywa frustrujące. Na twarzy pojawiają się „niespodzianki”, ciało zatrzymuje wodę, co daje uczucie ciężkości, włosy się nie układają a jak ktoś farbuje – nie można nawet przykryć odrostów, bo w „te dni” nie można. Nawet ktoś, kto lubi siebie, może nagle poczuć się ze sobą jakoś tak… źle.
I właśnie wtedy, zupełnie na przekór samopoczuciu nie wskakuję w ten wielki t-shirt czy luźne spodnie które są taaaaakie wygodne, bo to najszybsza recepta by poczuć się jak Buka z Muminków. A stąd już krok do przestraszenia się własnego odbicia w lustrze. Ja też czasami rezygnuję z sukienek – np. gdy jest chłodno a ja chcę siedzieć w kwiecie lotosu czy innych dziwnych pozycjach jakie przybieram przed komputerem albo na kanapie. Tak, w szkole ciągle słyszałam „Usiądź normalnie!” 😀 Jakiekolwiek ubrania zakładasz „po domu”, niech to nie będą metaforyczne „
bawełniane gacie” tylko coś, w czym nie wstyd otworzyć kurierowi drzwi 🙂
U mnie dzisiaj:
Buty: lidl, wygodne (nieprześwitujące!) leginsy, biały top
To jest ta sama bluzka co na zdjęciu ze smoothie.
Doskonale rozumiem potrzebę luźnych ciuchów gdy czujesz się jak balon z wodą 😉 Ale blagam – nie dowalaj sobie dziurawą lub poplamioną bluzką, bo to bardzo źle działa na samopoczucie.
Bardzo łatwo jest czuć się super w makijażu, ładnej sukience i na obcasach. Ale w taki beznadziejny dzień to raczej nie zadziała 🙁
Ja uświadamiam sobie na nowo jedną z prawd objawionych:
A potem z tą świadomością, że nie jestem słoikiem nutelli jest mi jakoś lżej i mogę podbijać świat nawet gdy wyglądam tak:
Sucha skóra głowy, zero makijażu, niespodzianki na twarzy, cienie pod oczami i szara cera. Obiektywnie i z zewnątrz słabo, ale w środku czuję się wciąż świetnie z samą sobą. Jak?
Mam swoje narzędzie, które działa w kryzysowych momentach rewelacyjnie. Pomysł zrodził się spontanicznie, przy okazji pracy z dziećmi. Bardzo często niepowodzenia szkolne mają duży wpływ na samoocenę dziecka i tak z jednej brzydkiej oceny z matmy rodzi się poczucie że „jestem beznadziejny, do niczego się nie nadaję”.
Początkowo jedno z takich dzieci robiło klikerem „klik” za każdym razem, gdy ktoś powiedział o nim coś dobrego. Każda jedna pochwała wiązała się z kliknięciem. Jeśli nie masz klikera, polecam aplikację o której pisałam przy okazji innego tekstu:
Sprawdzało się świetnie, ale po czasie te wszystkie komplementy były tylko liczbami. Za mało działały na wyobraźnię mojego podopiecznego.
Więc zmieniłam koncepcję i każdy komplement/pochwała o tej pory był karteczką zwiniętą w rulonik, zupełnie jak w przypadku
słoika sukcesów. W chwilach zwątpienia wystarczył rzut okiem na słoik i nagle poczucie własnej wartości momentalnie wzrastało. W gorszych chwilach otwierał słoik i losował kilka karteczek. Rozwijał ruloniki, czytał, uśmiechał się. Sprawę załatwia już 6-7 rulonów :).
To taki sposób, żeby spojrzeć na siebie przez różowe okulary, albo może okiem innych osób 🙂
Ze smutkiem obserwuję, że wiele osób nie potrafi spojrzeć na siebie łaskawym okiem i powiedzieć o sobie niczego dobrego. Ostatnio snapa napisała mi dziewczyna, która nie potrafi wymienić ani jednej swojej zalety czy mocnej strony. Nic jej się w niej nie podoba… Warto zatem w ramach pierwszego kroku spojrzeć na siebie okiem kogoś innego.
Polecam wykorzystać w tym celu jeden z tych zeszytów, który z pewnością kiedyś kazał ci się kupić (w końcu miał taką śliczną okładkę!) i notować w nim każde jedno miłe słowo jakie usłyszysz na swój temat.
Co powiedziano i kto to powiedział. Wszystkie te „masz śliczne oczy”, „niezła jesteś w siatkę!” i tym podobne. Oczywiście wiem, że nie masz zeszytu ze sobą w każdej torebce, a długopisy zawsze się chowają – google keep zda egzamin, ale raz na jakiś czas przepisz sobie te miłe słowa do zeszytu. Po pierwsze – poprawią Ci humor drugi raz, po drugie – papier ma jakoś tak… większą moc :).
Słoik miłych słów na swój temat świetnie sprawdził się u dzieci, które każdego dnia czuły się jak ja bardzo rzadko, gdy akurat rozbijam bank z wypryskami, szarą cerą, złamanym paznokciem, rozdrażnieniem i bólem głowy. Gdy jedna osoba mówi ci, że jesteś w czymś dobry, to przy niskiej samoocenie zwalisz to na szczęście, podlizywanie się, fałszywe słowa. Ale gdy z czasem zbierze ci się tego pięć, dziesięć, pięćdziesiąt, sto czy dwieście, sam w to w końcu uwierzysz.
*Spokojnie, nie stosuję tych wszystkich narzędzi jednocześnie. Czasami potrzebuję jednego, innym razem drugiego. Regularnie wykonuję tylko ćwiczenie wdzięczności i wrzucam rzeczy do słoika sukcesów
Powodzenia! 🙂
Bądź na bieżąco!