Czy mam problem z drogimi rzeczami?

Jakiś czas temu kupiłam w lumpeksie kaszmirowy sweterek. W stanie idealnym, skład: 100% kaszmiru, nie żadne 50 czy 30. Do tego ten sweterek jest w aktualnej kolekcji Massimo Dutti i kosztuje prawie 580 zł. Zapłaciłam za niego 4 złote i 25 groszy. Bajka.

Ale pierwsza myśl była taka, że od razu go sprzedam. Bo w sumie to po co mi taki. Mogę sprzedać i kupić sobie tańszy.
I wtedy przypomniało mi się, że mam jeden dziwny problem z samą sobą. A dowiedziałam się o nim od koleżanki.Dlaczego u licha nie pomyślałam, by samej go nosić? Przecież był idealny!

Swego czasu dostawałam dużo „prezentów od marek”. Przesyłki PR może i niektórych cieszą, ale zazwyczaj były fatalnie niedopasowane do mnie. Ot masowe wysyłanie różnych rzeczy z nadzieją, że zareklamuję je za darmo na swoich kanałach.
Nie mam problemów z polecaniem dobrych rzeczy, ale ciężko jest mnie zadowolić. Rzadko kiedy coś pokazywałam, a kolekcja niedopasowanych rzeczy rosła. Raz na jakiś czas robię z nich paczki do domów samotnych matek, bo nie jestem w stanie zużyć tylu kremów czy szamponów. I o ile mogę tak spokojnie zrobić z szamponem do włosów blond albo maską do włosów przetłuszczających, o tyle mam problem z rzeczami, które otworzyłam, zmacałam, potestowałam i uznałam, że na blogu nigdy ich nie polecę. Teoretycznie przeznaczone do mojej skóry kremy, które nie zrobiły nic dobrego, rozświetlacze, które dawały efekt twarzy wysmarowanej masłem, róże, które w opakowaniu wyglądały ładnie, a finalnie miały inny odcień. Ciężko zrobić z takich rzeczy paczkę dla potrzebujących, to byłoby bardzo niegrzeczne. Nie dajemy potrzebującym paczek z napoczętym makaronem i czekoladą, kosmetyków też nie wypada.
Po mojej łazience buszują po prostu znajomi, którzy wychodzą ode mnie nie tylko z pełnym brzuchem, ale też z naręczem kosmetyków, które dla nich będą idealne, a do mnie zwyczajnie nie pasują.
Przeglądając moje szafki i szuflady koleżanka zauważyła, że chociaż mam drogi rozświetlacz BECCA to używam taniego z MySecret. Dziesięć razy tańszego. Dlaczego nie poleciłam tego marki BECCA? Bo nie jest dziesięć razy lepszy, na co wskazywałaby cena. A na to sumienie mi nie pozwala.
Ta prawidłowość dotyczyła naprawdę wielu rzeczy. Dobrych rzeczy, którym ciężko coś zarzucić poza stosunkiem ceny do jakości. I chociaż są trochę lepsze od swoich tańszych odpowiedników, to wciąż smarowałam się tymi tańszymi.
Potem to samo zauważyła jeszcze jedna koleżanka, która pomagała mi pakować pudła przy przeprowadzce. Zauważyła, że droższe kosmetyki są ledwo maźnięte, a te tanie mają sensowny procent zużycia.
Tak było od zawsze. Jak nie miałam kasy i chodzenie po lumpeksach nie było zabawą, a koniecznością, to sprzedawałam drożej rzeczy 10/10 a sama kupowałam za ułamek tej ceny coś wystarczająco dobrego. Jakbym nie zasługiwała na najlepsze rzeczy, ale nie miała problemu z tym, że inni „zasługują”. I nie zrozumcie mnie źle, bo możecie przeczytać mój wpis o tym, dlaczego wystarczająco dobrze w wielu sytuacjach też jest ok. Ale mowa o innych sytuacjach.
To trochę śmieszne, że miałam swego czasu łatwy dostęp do drogich rzeczy, które przynosił mi niezapowiedziany kurier, albo dostawałam je na eventach i w ogóle z tego nie korzystałam ani nie reagowałam na to entuzjazmem, a są ludzie, którzy zgłaszają się na wyścigi do każdej barterowej oferty. Ba! Są „influencerzy”, którzy piszą uprzejme maile do firm, że ktoś komu firma wysyła paczki jest zbyt beznadziejny by je dostawać albo bawią w się w różne oszustwa byle tylko znaleźć się na listach wysyłkowych.
Nie mam żadnego problemu z inwestowaniem w rzeczy, które są naprawdę dobrej jakości i poprawiają komfort życia. Np. ten materac medyczny do spania, który kocham mocno). Po skończonej współpracy sama zrobiłam sobie zamówienie na kosmetyki z fridge, bo gdy moja skóra jest w kryzysie, ogarniają bez problemu. Lubię nosić bardzo ładną bieliznę, nawet jeśli jedyną osobą która tego dnia będzie ją oglądać jestem ja (i to tylko w tych kilku momentach gdy idę siku).
Zobacz: życie jest za krótkie na bawełniane gacie
Zaczęłam więc myśleć, że może ja nie lubię po prostu sytuacji gdy widać, że mam drogą rzecz. Kupuję raczej takie, o których tylko ja wiem, że miały konkretną cenę. Może wstydzę się epatowania logotypem?
Nie, to nie to.
Jasne, czytałam No logo’ Naomi Klein i nadal uważam, że to super książka o alterglobalistycznym podejściu do świata, chociaż pozostałe rozdziały (No Space, No Choice, No Jobs) zrobiły na mnie większe wrażenie. Zupełnie nie postrzegam posiadania jakiegoś dobra/atrybutu jako powodu do wstydu czy jako obnoszenia się z tym.
Posiadanie i noszenie torebki Louis Vuitton to nie krzyczenie „patrzcie mam torebkę za pięć tysięcy!” i jeśli ktoś to tak postrzega, to raczej on ma problem.
Chociaż jeśli kiedyś kupię torebkę za tyle pieniędzy, pieprznijcie mnie proszę w łeb. To cena metra mieszkania w niektórych miastach.
Pamiętam jak rozbolała mnie głowa, gdy przeszłam upgrade na macbooka i iphone jednego dnia. Miałam odłożone pieniądze, ale zrobiło mi się słabo 😀
Ważna jest u mnie zdrowa proporcja między ceną a jakością produktu. Mam chyba po prostu strach, że jak będę mieć na twarzy róż za 155 zł (mam taki, Orgasm od NARS jest super!) to będziecie mnie pytać co to i go kupować, chociaż baaaaaardzo podobny jest tani róż z Lovely – oh oh, za 10.99 zł. Miałam oba, używałam Lovely dopóki go nie stłukłam.
Może NARS jest trochę bardziej trwały, ale na pewno nie o tyle, ile wynosi różnica w cenie. I okej, gramaturze, bo NARS jest większy, ale kurczę – to wciąż szalona, naprawdę szalona różnica.
Jasne, mam problem z wydaniem większej kwoty. Zanim kupiłam płaszcz z Marie Zelie, upewniłam się, że robię to podczas największych promocji, używam wszystkich dostępnych zniżek (karta dużej rodziny pożyczona od mamy) i czytałam wszystkie opinie w internecie. Ale jestem z zakupu zadowolona, noszę ten płaszcz i bardzo go lubię.
Więc chociaż początkowo myślałam, że mam problem z drogimi rzeczami, stwierdzam, że jednak nie. Mam problem z rzeczami, o niewłaściwym stosunku ceny do jakości. I tyle 🙂
Czy ten wpis brzmi trochę jak bełkot? Pewnie tak! Ale to nie bełkot, to metoda sokratyczna. Tak, od tego Sokratesa 😉
Sokrates miał taką metodę, że zadawał rozmówcy pytania, które miały go nakierować na samodzielne dojście do wniosków (dialogi sokratyczne). W zależności od tego kim był rozmówca i jak bardzo był świadomy, stosował jedną z dwóch odmian tej metody. Dla uproszczenia przyjmijmy, że ta której użyłam w tym poście (majeutyczna) to metoda pozytywna.
Zadaję sobie szereg pomocniczych pytań, które mają doprowadzić mnie do sedna.
Nie osądzam swoich myśli, pozwalam im płynąć, czasem ciągnę je dalej zadając samej sobie dodatkowe pytania.
Uwielbiam w ten sposób rozmawiać sama ze sobą i rozbijać swoje lęki czy obawy na mniejsze kawałeczki.
Dlatego podrzucam Wam filmik o innym użyciu metody i zachęcam do poczytania o niej, bo chociaż bardzo stara – wciąż aktualna! Czasami sięgnięcie do korzeni jest rozsądniejszym rozwiązaniem, niż chodzenie do coachów 😉

Okej, to na koniec małe ogłoszenie – z okazji WOŚP robię coś fajnego ;-))

Warsztaty z robienia map… ale nie map marzeń, bo to nie działa, tylko map celów. Jesteśmy poważni, bazujemy na nauce 💕

I dwa…  dzień w Warszawie z noclegiem (śniadanie i kolacją) w Sound Garden Hotel, spotkanie ze mną i rozmowa, piękne zdjęcia by Natalia z Jest Rudo, paznokcie hybrydowe by Pata Bloguje, makijaż by Ania Tarasiuk i miło spędzony czas. Więcej szczegółów na charytatywnych aukcjach Sound Garden Hotel tutaj  :*

Szerzej pogadamy o tym niebawem, ale wrzucam dzisiaj, bo Kasia Melnik z Sound Garden siedziała i wystawiała te aukcje w wolną niedzielę i chciałabym to docenić. Tym bardziej, że nie da się wystawić 30 biletów na jednej aukcji i trzeba to robić ręcznie na 30 osobnych!

Uściski i pięknej niedzieli!

 
 
Bądź na bieżąco! 
  INSTAGRAM ❤ FACEBOOK 
❤ FACEBOOK MONIKI 

Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) –

 jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂 A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem 🙂

Komentując oświadczasz, że znasz regulamin

Uściski, Ania
Subscribe
Powiadom o
guest
10 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Anna Żukowska
5 lat temu

O matko, pomimo, że sama mam pieniądze, których nawet nie wiedze na koncie to mam wyrzyty sumienia, że zanowilam iPada. Odkąd się zdecydowałam, że zamówienie już widziałam ile razy by mi przyspieszył pracę (jestem grafikiem), a pomimo to myślę że wydałam na jakiś gabker tyle, co na dobry komputer…

archigame.pl
5 lat temu

Dwie rzeczy, które przyszły mi do głowy przy okazji czytania tekstu. Pisząc, że „Są „influencerzy”, którzy piszą uprzejme maile do firm, że ktoś komu firma wysyła paczki jest zbyt beznadziejny by je dostawać” masz na myśli, że beznadziejne jest pisanie do firm po różne promki dla blogerów czy to, że ktoś piszę do firm, że komuś innemu się ta promka nie należała? Pytam ponieważ sam czasami piszę w sprawie promek do wydawców gier. Nieraz sami o mnie pamiętają a czasami muszę się przypomnieć, bywa też że dostaję odmowę. To jest beznadziejne? A dwa. A propo Sokratesa, to całkiem ciekawie jest… Czytaj więcej »

Patryk
Patryk
5 lat temu

No jestem troche rozczarowany. Propozycja dla kobiet jest. A cos dla facetow? Btw super pomysl z warsztatami.

Martyna Szkołyk
5 lat temu

Ja też jestem ostrożna podczas zakupów. Wiem, że dla niektórych lepsza cena sugeruje lepszą jakość, ale wcale nie musi tak być. I ja chyba jednak mam problem z drogimi rzeczami, bo jestem na etapie intensywnego oszczędzania. A lumpeksy bardzo lubię od zawsze. 🙂
PS Takie „strumienie myśli” są bardzo fajne!

Paulina z simplistic.pl

Mam podobnie, jak Ty – również nie lubię wydawać większych kwot, a gdy już zdecyduję się na coś takiego, to wcześniej muszę to dobrze przemyśleć. Staram się też nie wydawać dużych sum pieniędzy na kosmetyki do makijażu, bo doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że to, że dany produkt jest tani, wcale nie oznacza, że nie warto zwrócić na niego uwagi. Są jednak rzeczy, na których staram się aż tak nie oszczędzać, m.in. buty, zwłaszcza te do noszenia na co dzień. Podobnie było podczas wykańczania mieszkania, na niektórych artykułach nie oszczędzaliśmy, jednak wiedzieliśmy, że inne mogą być nieco tańsze i… Czytaj więcej »

Katarzyna
Katarzyna
5 lat temu

A ja jednak chyba mam problem z drogimi rzeczami. Zawsze patrzę z zazdrością na kobiety, które są w stanie nosić markowe/designerskie rzeczy z klasą (przynajmniej w moim odczuciu). Ale jakoś chyba wstydzę się sama kupić coś, co krzyczy „wydałam na to całą pensję”, nawet jeśli nie miałabym problemu na to uzbierać. Słyszę głosy z tyłu głowy, „że niby ja miałabym w tym chodzić? A z jakiej okazji? Ani klasy nie mam, ani wyczucia stylu, tylko bym się ośmieszyła, że próbuję udawać.” No i dalej sobie oglądam te markowe torebki że może kiedyś, może w końcu będę godna je nosić. :)))

Caroline Livre
Caroline Livre
5 lat temu

Ja tam świetnie rozumiem Twoje rozkminy i problemy! Chociaż ja ewidentnie wiem, że mam problem z droższymi rzeczami… Milion razy trudniej mi zacząć chodzić w droższych i ładniejszych rzeczach, które mam, niż w tych starszych i porozciąganych. Już prawie byłam na etapie sprzedania tych ładniejszych, bo prawie w nich nie chodzę, tylko leżą i „czekają”, ale… stwierdziłam, że tak przecież nie można. Skoro jedynym argumentem za sprzedaniem jest to, że w czymś nie chodzę, a pasuje, ładnie leży i wszystko…

Pozdrawiam :))

PannaPollyannaa
PannaPollyannaa
5 lat temu

Ale super pomysł na licytację!!! Widzę, że cena już jest piękna 🙂 Gratulacje!
Sama mam dużo do przemyślenia w tym temacie. Dzięki za podrzucenie metody Sokratesa. Uczyłam się o niej w liceum i ćwiczyliśmy to nawet, muszę sobie odświeżyć, bo mam sporo tematów w głowie do „przedyskutowania” sama ze sobą 🙂

STYLANN
5 lat temu

Nigdy nie kupuję rzeczy, które ocenię jako „niewłaściwy stosunek jakości do ceny”, choć nie mam kłopotu z kupowaniem rzeczy drogich, które są porządne i mają mi służyć długo. Ale największy kłopot mam jednak z kupowaniem ciuchów. Zawsze z tyłu głowy mam myśl „możesz ten hajs wydać na coś lepszego” lub „wcale tego tak naprawdę nie potrzebujesz”. Nawet jeśli spokojnie mogłabym sobie te ubrania kupić, mam jakąś wewnętrzną blokadę przed kupowaniem masy rzeczy, których w rzeczywistości wcale nie muszę mieć lub nie sprawią mi większej przyjemności.

Maleza
Maleza
5 lat temu

Myślę podobnie, jak Ty. Czasami kupię coś droższego i jestem rozczarowana, bo wysoka cena sugerowała o wiele lepsza jakość, a tymczasem jest tak sobie. Strasznie się przez to wściekam. Mam wrażenie, że dzisiaj w ogóle ciężko znaleźć coś porzadnego. Wymienione przez Ciebie Massimo Diuti jest kosztowne, ale czy faktycznie aż tak dobre? Z drugiej strony popularne tańsze sieciowki sprzedają często rzeczy jednorazowe. Trudno się w tym wszystkim odnaleźć. Szukałam ostatnio ładnego bialego lub kremowego swetra i guzik, wszystko drogie i beznadziejne, a dużo wysiłku włożyłam w to szukanie. I jakoś nie wierze, że jak zapłacę sześćset złotych lub więcej, to… Czytaj więcej »

Previous
5 aplikacji, dzięki którym ogarniesz się w nowym roku
Czy mam problem z drogimi rzeczami?

10
0
Would love your thoughts, please comment.x
()
x