Trujące mieszkania i najfajniejsza szafa świata [TYGODNIK]

Chciałam zacząć ten tygodnik od tego, że to nie były najlepsze tygodnie. Niby byłam w Madrycie (za co jestem super wdzięczna, bo to piękne miasto), ale generalnie było mocno średnio. Straszny dołek zdrowotny zaprowadził mnie w najczarniejsze odmęty mojego umysłu. Bardzo dawno tak nie miałam, ale ból który mi towarzyszy i fizyczne wyczerpanie z tym związane sprawiły, że zdarzył mi się koszmarny dzień w którym spałam od czternastej do jedenastej następnego ranka, z przerwami na płacz z bólu i nie mogłam wyrzucić z głowy fragmentu z Bohemian Rhapsody I Sometimes wish I’d never been born at all.

To jest okropnie dobijające, gdy trzymasz się zaleceń lekarzy, masz wysokokaloryczną dietę, wykonujesz ćwiczenia oddechowe i wszystkie inhalacje, dbasz o regularny drenaż płuc i wszystko na nic. 
W dodatku nie mam energii, więc mniej ćwiczę (co nie znaczy, że wcale!) i się roztyłam. Moje ciało sflaczało, energii nie mam wcale, włosy wypadają garściami. Gdy chciałam zrelaksować się biorąc kąpiel w wannie, okazało się, że korek się rozszczelnił. Nie dość, że zmarnowałam wodę, to jeszcze się strasznie wkurzyłam :). Kosztująca mnie 120 zł wizyta u lekarza nic nie wniosła, dowiedziałam się tylko, że mam odpocząć. No raczej oczywiste, że jeśli mdleję dwa razy jednego dnia, to nie będę porywać się na wspinaczkę wysokogórską.
Na dodatek jestem też mistrzynią wygrywania na życiowej loterii, ale na odwrót. Trafił mi się błąd aplikacji, który zbanował mój telefon na instagramie. Nie konto, urządzenie. Objawia się to komunikatem „Przepraszamy, wystąpił problem z Twoim zgłoszeniem” Nie chciałam stosować nielegalnych metod, więc kupiłam nowy telefon na OLX, a ten sprzedam. Odpuściłabym sobie taką zabawę, gdybym prowadziła zwykłe, prywatne konto, ale przypomniałam sobie, ile dobrego dzięki niemu się zadziało.
Bo właśnie tego dnia, gdy chciałam rzucić telefonem o ścianę i powiedzieć sobie głośno to, co od dawna myślę (czyli to, że poświęcanie kilku godzin dziennie na działalność wokół bloga i kanałów SM jest idiotyczne przyszłościowo), odpaliłam na starym tablecie stories Julki. Tej dziewczyny, której tuż po przeżyciu śmierci bliskiej osoby i ataku odmy skończonej poważną hospitalizacją spalił się dom. Zbieraliśmy wspólnie na jego remont i na szczęście się udało, a Julka opisała teraz całą historię we wpisie wszystko ma jakiś ukryty sens.














W ciągu pięciu minut dałam sobie solidnego, metaforycznego plaska w twarz i zapytałam samą siebie, które myśli chcę pielęgnować i którym poświęcać energię. Tym, że zwijam się z bólu i jest mi źle, czy tym dobrym?
W tkwiącym mi w głowie Bohemian Rhapsody  jest taki moment, gdy bohater wyrywa  się z pod wpływu  demonów, które nie chcą go puścić. Gdy biegałam (zobacz wpis: co mi dało bieganie), zawsze próbowałam tak ustawić sobie playlistę, by ten utwór trafił we mnie ze zdwojoną siłą w momencie kryzysu. Działało.
Widząc stories Julki (z którą się trochę identyfikuję, bo jej choroby też nie widać) przewinęłam w głowię kawałek Queen, zamiast się irytować wpisałam na OLX interesujący mnie model telefonu, opatuliłam się jak bałwan i wypłaciłam pieniądze z bankomatu.
I w sumie, to cudowne, że miałam po co to zrobić, bo instagram służy mi do mówienia o ważnych rzeczach (zresztą zobaczcie sami na @aniamaluje) i to ma sens, bo dzielicie się swoimi spostrzeżeniami, czasami uzbieramy pieniądze na ważny cel, a czasami polecę coś przydatnego.
W drodze po zakup telefonu ogarnęłam, że noszenie przy sobie tak dużej gotówki to jednak niezbyt bezpieczna sprawa i miałam kogo poprosić o asekurację towarzystwo :).
Nadal bez energii i jak bałwan w dresie i swetrze, ale jednak bałwan, który wygrzebał się spod koca. Zjadłam chrupiące frytki z batatów a potem dobre hinduskie jedzenie. Ale ryż lepiej było ugotować, bo 6 zł za mikro porcję ryżu na dowóz to burżujstwo 😀
Słuchajcie, to było pierwsze co zjadłam od kilku dni poza bananami i bułką.
Cudowne jest to, że pracuję zdalnie i mogę sobie pozwolić na dzień pod kocem bez konsekwencji. Że nie muszę z tego powodu biec do lekarza po L4. Że mam oszczędności, które pozwolą mi troszkę pożyć w ogóle bez pracy. I w sumie tak zaczęłam sobie o tym myśleć i chociaż obiektywnie mam wiele powodów by nienawidzić położenia w którym jestem, to w sumie nie jest napraawdę jakoś bardzo źle.
A teraz piszę ten tygodnik po kolejnym fajnym spotkaniu! I właśnie zjadłam śledzie, zaraz po połowie czekolady i dwóch bananach. Czyli wrócił mi w końcu apetyt. 
Nie chcę przez to powiedzieć, że nie mamy prawa trochę się nad sobą poużalać i popłakać, gdy jest bardzo okropnie, ale warto się zastanowić, które myśli chcemy pielęgnować. Czy te, że jest źle i niedobrze, czy trochę o siebie powalczyć?
I gdy o tym myślałam, znalazłam zdjęcia zrobione w 2015 roku.
Pamiętam jak dziś, próbowałam zrobić selfie na którym nie widać podkrążonych oczu. Początek mojej przygody z Sound Garden (gdzie spać w Warszawie). Kurdę, w 2015 też przeżyłam poważny zdrowotny sztorm i co? I żyję. Raz jest lepiej, raz gorzej, ale walczyć trzeba!
O zdjęcia z Madrytu jeszcze też powalczę, więc na razie ominę ten etap (a Madryt jest super piękny i niedoceniany!), ale zanim podrzucę kilka dobrych linków tygodnia…
na blogu napisałam coś o dawaniu plam, ale jest tam też ważna informacja:


Kwestie związane ze środowiskiem wyjątkowo mnie bolą, także dosłownie. Mam chore oskrzela i bardzo mocno odczuwam spadek jakości powietrza. I chociaż myślałam, że znam dobrze temat, to jest sporo rzeczy których nie wiedziałam.

Np. tego, że nie tylko zanieczyszczenie smogiem jest wielkim problemem. Często zamykamy okna aby uchronić się przed złym jakościowo powietrzem a nie zauważamy wroga, który jest w środku. Przyznam, że przygotowując ten wpis pierwszy raz zetknęłam się z określeniem syndrom chorego budynku (SBS). Kiepskiej jakości farby, impregnaty, materiały budowlane, niektóre meble, panele, wykładziny – tam czai się formaldehyd, który chociaż niewidoczny dla oka, jest rakotwórczy. Powoduje łzawienie, drapanie w gardle, suchość skóry i kilka innych brzydszych rzeczy.

Napisałam o tym, jak się przed tym uchronić w tekście – Co zrobić, gdy dasz plamę?
To też jest jakiś element walki o siebie. Kto przeczytał tekst ten pewnie wie, co będę robić jutro 😀 To będzie jeden z niewielu dni, gdy nazwa „Ania maluje” będzie mieć jakiś sens 😀
Bardzo gorąco polecam ten wpis. Szczególnie jeśli masz dzieci, albo zależy ci na twoim własnym zdrowiu.
red bodysuit
Bardzo wiele pytań padło o bluzkę ze zdjęcia. To body! Uwielbiam takie rzeczy, bo jest ciepło w nerki i nic nie podwiewa. To jest mój absolutny niezbędnik zimą. Jutro wybieram się na małe buszowanie po lumpeksach, więc liczę na zakup fajnych swetrów, ale generalnie pod tym kątem mam tegoroczną zimę opanowaną ;). 
Jeśli jutro nie upoluję żadnego swetra, to pobuszują po Limango ( za 120 zł można kupić sweter mający 40% kaszmiru!, a za 136 golf o składzie 45% kaszmir, 20% jedwab, 20% wiskoza 15% elastan!) albo po answear, ale tam nie umiem szukać :). Życzcie mi udanego polowania, bo jeśli trafię coś fajnego w lumpie, to zostanie mi hajs na roślinki. 
płaszcz marie zelie
Płaszcz na szczęście mam ciepły (to płaszcz z Marie Zelie), rękawiczki też. Pozostaje znaleźć w odmętach szafy beret ;). Na zimę jestem przygotowana!
Piszę o tym, bo mam niższą temperaturę ciała niż domyślne dla zdrowych ludzi 36 i 6, więc zimową pogodę znoszę koszmarnie. W zeszłym roku napisałam tekst o moim podejściu do tematu jakim jest ciepłe ubranie zimą 🙂 Odsyłam was do niego, bo ogarnęłam to. Chociaż coś :).
 Miejsce ze zdjęcia to Prochownia. Latem kocham ją za kino plenerowe, zimą za zielone wnętrze i napar imbirowy (oraz sernik oreo). Przyznam, że mieszkam na Żoliborzu od lata, a urok Prochowni w środku odkryłam dopiero niedawno dzięki rozmowie jaką nagrała ze mną pomysłodawczyni projektu mojacecha. No i teraz bywam tam często, muszę w końcu stworzyć wpis w którym zbiorę ukochane miejsca na mapie Warszawy.
Na blogu ostatnio:
Zdrowe shoty – coś, co pomogło mi szybciej ogarnąć straszny zdrowotny dołek. Gdy nie masz siły wciskać w siebie koktajlu ze spiruliną albo zdrowego posiłku, strzel chociaż zdrowego shota. We wpisie moje ukochane, super proste przepisy.
Jets też osobiście ważny dla mnie tekst:

Dlaczego już nie wstydzę się, że czegoś nie wiem

Myślę, że warto go przeczytać. Miałam dzisiaj taką myśl mówiąc, że podoba mi się jakaś roślina. Nie wiedziałam jak się nazywa i gdybym udawała że wiem o co chodzi, to bym się od rozmówcy nie dowiedziała. Udawanie że znasz się na czymś o czym nic nie wiesz jest bez sensu. Wciąż się czegoś uczyć, to żaden wstyd!
Zastanawiam się co dalej z włosami 🙂 Chyba chcę iść bardziej w kierunku rudego niż czerwonego, aktualnie to jedyny kolor jaki mam przy twarzy, bo jestem strasznie blada, więc nie wrócę przez jakiś czas do naturalnych włosów.
Jak widzicie na zdjęciu, strasznie się puszą! jak to w życiu bywa – olejki które podostawałam w darach losu się nie sprawdziły i wracam pokornie do ulubieńca marki Mila. No właśnie – są osoby które mi piszą, że ten czerwony to bleh i w ogóle powinnam wrócić do poprzedniego koloru. Podsyłam wam tekst – Moje włosy, moja sprawa.
Hahah, no właśnie. Moja sprawa, a są ludzie, którzy mają z takimi rzeczami problem. Wywiad z profesorem Nalaskowskim dał mi raka. Ciesze się, że rzuciłam doktorat i nie muszę mądrze przytakiwać na konferencjach pełnych takich osób, którym arogancja i buta przesłoniła szacunek do drugiego człowieka.
Nie potrafię zrozumieć, że można wytatuować sobie coś na skórze z własnej woli. Podobnie rażą mnie współczesne fryzury. Chcąc być politpoprawny, muszę też tolerować „metroseksualnych” studentów w spodniach rurkach i różowych koszulach. Wyglądają i poruszają się jak kobiety, a dziewczęta nie traktują ich tak, jak mężczyzn – mówi pedagog prof. Aleksander Nalaskowski.

Pan Nalaskowski ubolewa też nad tym, że nauczyciel nie może spoliczkować ucznia, uważa chrześcijan za najbardziej represjonowaną grupę w Polsce (kek) i nazywa depresję modą. Pedagogika nigdy nie będzie szanowaną nauką, jeśli takie osoby będą głosić swoje herezje :<. 
A jeśli wywiad z panem Nalaskowskim nie podniósł wam ciśnienia, to może podniesie wam artykuł Sylwii Kubryńskiej
drugi wydawca był początkowo miły. Nawet nie ukrywał, że książka (Kobieta dość doskonała) sprzedaje się dobrze. Ale gdy doszły kolejne tytuły, kiedy zaczęłam wnikać, jak to jest, że dostaję zestawienia sprzedaży, w których np. Furia mać!, książka wypromowana, nominowana do nagrody Gryfia, obecna we wszystkich 260 empikach 
w całym kraju – sprzedała się w liczbie… 44 sztuki przez pół roku? – wtedy rozmowy przybrały zupełnie inny charakter, aż całkiem ustały.

Grunt, że odpowiedź (niezbyt miła) zawierała cenną informację. Że mogę sobie przeprowadzić audyt, jak mi się coś tu nie podoba. I że nie jestem dla nich kluczowa. Nie jestem kluczowa, mimo że we wszystkich empikach moje książki są w ciągłej sprzedaży od lat, a tyle razy słyszałam (od nich samych!), że półka w empiku to jakaś potwornie oblegana miejscówka i gdy się książka słabo sprzedaje, nie ma na nią miejsca.

To co moje książki tam robią od lat? Co tam robi tytuł, który sprzedaje się w liczbie 44 sztuk przez pół roku? Jakim cudem ją wciąż trzymają na tej cennej półce, jeśli – łatwo obliczyć – w jednym sklepie przez pół roku poszło średnio 0,1 książki?

A sprzedaż internetowa? Inne księgarnie? Matras, Azymut? Serio?!!


Głęboko wierzę w inny model sprzedaży książek. Pani Kubryńska nie dość, że z każdej książki ma 2 zł, to jeszcze jest z wysokim prawdopodobieństwem oszukiwana. Mówię z wysokim prawdopodobieństwem, bo moje własne wypociny z 2013 roku, bez żadnej promocji trafiły w zeszłym miesiącu na półki czytelników 76 razy. Co prawda jedynie kilka razy w detalu, miażdżąca większość to wypożyczenia, ale hej – coś tu jest nie tak. Bardzo mi się marzy, by odejść od kultu półki w empiku i zmienić wiele w czytelnictwie w Polsce. Dlatego jestem fanką uczciwego modelu w legimi. Koniecznie sprawdźcie jak czytać książki legalnie i za darmo (z poszanowaniem praw autora).
O właśnie, jeśli przy filmikach – wracam do nagrywania lada moment, gdy czuję się paskudnie – łatwiej mi pisać niż mówić 🙂
Jeśli widzieliście jak radzę sobie w górą boczku w gastrofazie
Może zainteresują was też wycięte historie 🙂
To był bardzo smaczny materiał ;D
Z innych linków tygodnia:
Pie***yć minimalizm
Już? Oburzyliście się na tytuł? Że tak nie wolno, gdyż należy mieć wysublimowany gust, przestrzeń, czystość i „less is better”? Acha, dobrze. Bo ja, jeśli jeszcze raz wejdę do białej kawiarni z czarną tablicą, na której wypisuje się menu lub wezmę udział w „evencie odbywającym się w wysmakowanych wnętrzach” (czytaj: pustych i nudnych), to zacznę krzyczeć. https://papaya.rocks/pl/opinions/sylwia-chutnik-pieprzyc-minimalizm


Przymierzając w paryskim H&Mie różową koronkową sukienkę, pomyślałam, po raz kolejny zresztą, że nie jestem ani trochę seksowna. Jak już wspomniałam nie jest to żadna nowość, pierwszy raz przyszło mi to na myśl, kiedy w wieku szesnastu lat biegałam po korytarzy mojego liceum w stroju do aikido i z repliką samurajskiego miecza, a kolega robił mi zdjęcia. Odkryłam wtedy, że nie wyglądam wcale jak Uma Thurman w „Kill Billu”, ale jak mała wariatka, która biega po korytarzu w stroju do aikido i z repliką samurajskiego miecza. It is what it is.



najfajniejsza szafa świata (droższa niż metr mieszkania, ale co tam)
No i mój najpopularniejszy ostatnio tekst:
Dobrej nocy! 🙂

Uściski, Ania
Subscribe
Powiadom o
guest
6 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Ewka
Ewka
5 lat temu

Z ciekawości przeczytałam wywiad, o którym napisałaś i chciałam to jakoś skomentować, ale brak mi słów. Poza kilkoma jego myślami, które dotknęły mnie szczególnie jako absolwentkę socjologii (Krzemo jest spoko!), to po prostu nie wierzę, że wykształcony człowiek pretendujący do miana autorytetu może wygadywać takie brednie!

Żaba
Żaba
5 lat temu

Dziękuję Ci za ten wpis. Wydaje mi się że obecnie mamy jakiś kult perfekcyjności, zapomina się że człowiek jest człowiekiem. Że ma prawo być zmęczonym, że coś mu może nie wyjść, że może mieć dość… Przypomina mi się piosenka Grubsona: nie jestem (swoją drogą przy komentowaniu jako gość pojawia się captcha ,,nie jestem robotem” 😉 ). Dlatego tak cenne jest podkreślanie że jesteśmy ludźmi i nawet Ania- most który zmienia świat na lepsze- ma gorsze chwile. Wiem, że już kiedyś o tym pisałaś (chyba w opisie Twojego dnia, kiedy biegłaś do Lidla po zniszcz ten dziennik a po drodze Ci… Czytaj więcej »

Paula
Paula
5 lat temu

a mi się własie podoba Twój nowy kolor włosów i ogólne zazdro i tez tka chcę 😀

m
m
5 lat temu

czy nie wiesz przypadkiem czy I kiedy promowane przez Ciebie kosmetyki Mila wroca do Rossmannow lub innych latwo dostepnych sklepow? aktualnie bardzio ciezko je znalezc stacjonarnia, przynajmniej w Krakowie

Ala Ziętara
Ala Ziętara
5 lat temu

Też idę do lumpeksu 😍 Życzę owocnych zakupow. Ja co prawda fizycznie czuje się okej, prawie zawsze, walczę z problemem wewnątrz siebie. Jest to złożony, sprawia nawet czasem, że nie moge wstać, a w trakcie ataków paniki nie moge oddychać. Nie poddaje się, bo wiem, że jak sie poddam to sama siebie zniszczę, a więc trzymam się razem z Tobą i twoim blogiem 😊 A tak właściwie jeszcze nigdy nie czytalam twojego bloga o 7:18 rano. Cudowności Aniu

Justyna
5 lat temu

W kwestii ciepełka, chciałam tylko podrzucić informację, że istnieje coś takiego jak podgrzewane rękawiczki na USB 😀 idealne dla zmarźluchów, powerbank w kieszeni i żadna zima nie straszna! Swoje dostałam w prezencie ale zdaje się, że można znaleźć je na Ali 🙂
Co do swetrów, podrzucę dwa źródła: Zalando, bo tam można filtrować po materiale, np. wełnie (mają super wełniane swetry od Benettona!) albo lumpex online Remix, tam trzeba wpisać materiał w wyszukiwarce i też znajdzie się sporo opcji.

Previous
Co zrobić, gdy dasz plamę?
Trujące mieszkania i najfajniejsza szafa świata [TYGODNIK]

6
0
Would love your thoughts, please comment.x
()
x