Podaj mi dłoń – komu ostatnio pomogłeś?

Najbardziej w życiu lubię tych ludzi, którzy potrafią dostrzec nieoczywiste piękno albo… potencjał. Podrywać piękną dziewczynę – oczywista rzecz. Sprawić, że przeciętna rozkwitnie i zmieni się w piękność – coś wspaniałego. 
Lubię ludzi, którzy w ruinie potrafią zobaczyć potencjał i zamienić ją w piękne mieszkanie. Odrestaurować stary samochód. Przerobić spódnicę z lumpeksu w piękną sukienkę. 
I sama staram się dawać szanse, jak np. w tej paskudnej knajpce w Kuala Lumpur, gdzie jadłam najpyszniejsze serowe chlebki naan pod słońcem.

Dlatego też jestem bardzo wdzięczna tym wszystkim ludziom, którzy dali mi szansę pracować dla nich na samym początku. 
Właśnie zakończyłam pracę nad wielkim projektem. Nie jest tajemnicą, że utrzymuję się z pisania tekstów i słowem wyjaśnienia – nie mam w tym momencie na myśli bloga, chociaż czasami podejmuje współprace. Pozablogowa praca wydaje mi się w tym momencie jedynym sensownym gwarantem etycznej współpracy na blogu, ponieważ z czegoś żyć muszę. I zaprawdę powiadam wam – komfort powiedzenia „NIE” jest bezcenny. 
Oczywiście istnieje sporo innych opcji jak np. bycie na czyimś utrzymaniu, sprzedaż własnych produktów czy przychód pasywny, ale pierwszego sobie nie wyobrażam, a dwie pozostałe opcje pomalutku rozwijam.
Mam na myśli teksty zupełnie innego rodzaju, niezwiązane w blogiem, a często nawet – z internetem. Aczkolwiek i tu czekają mnie nowe wyzwania.
Gdy byłam w gimnazjum, udzielałam się na pewnym forum. Miałam ogromną zajawkę na pisanie, a że forum było częścią portalu – dostałam propozycję pisania tekstów – dwa artykuły i mogę sobie wybrać t-shirt bądź inną rzecz, którą portal dostawał w ramach nagród do konkursów i press packów. Pal licho bluzki! Mogłam pisać coś, co było podpisane moim nazwiskiem! Portal już nie istnieje, ale dziewczyny które mnie tam czytały bywają na tym blogu, grupie, albo śledzą mnie na instagramie. Po dwunastu latach!
Uprzedzając pytania złośliwców – blog to dla mnie miejsce, gdzie piszę z takim luzem, z jakim na kanapie w piątek po pracy siada w samych slipkach Janusz z piwem w ręku. Miejsce, gdzie słowa kluczowe, przecinki, stylistyka i właściwy lead są nieistotne.
Czasy mocno się zmieniły. Pewna nastolatka pytała mnie niedawno o moje początki z pisaniem. Opowiedziałam jej o tym przedstawiając to wydarzenie jako punkt zwrotny dzięki któremu uwierzyłam, że będę mogła kiedyś utrzymywać się z pisania (jako szanse postrzegam wszystkie swoje pierwsze prace, łącznie ze zbieraniem malin). Z jej perspektywy dałam się wydoić i wykorzystać a portal niemal bezkosztowo zdobywał content.
Hmm.
Podobne wypowiedzi słyszę często w przeróżnych sprawach, okraszone modnym argumentem jakim stało się słowo neoliberalizm.
Ja się wtedy bardzo dużo nauczyłam. Nie tylko o pisaniu i tworzeniu tekstów, ale też o analityce materiałów, konflikcie interesów, a przede wszystkim – o sobie samej.
Po każdym tekście dostawałam info zwrotne z poprawkami. Traktowałam to jak indywidualne, darmowe lekcje, a moje teksty – jak zadania domowe.
Kilka lat później ubiegając się o stałe zlecenie, usłyszałam coś niemiłego o swoim wieku i braku doświadczenia. Z wrodzoną bezczelnością podałam przykłady działań, których podejmowałam się na przestrzeni lat i… zrobiło to wrażenie.
Jestem bardzo wdzięczna wszystkim tym, którzy podali mi kiedyś dłoń, a tym samym szansę. Dzielili się ze mną swoją wiedzą i zaryzykowali pracę z kimś niezbyt doświadczonym, ale pełnym zapału i chęci do nauki.
A ryzyko jest spore, bo można zapłacić trochę więcej i mieć gwarancję solidności i dobrej realizacji powierzonego zadania.
Opowiadam o tym, bo projekt nad którym skończyłam dzisiaj pracować robiłam „po znajomości” dla kogoś, kto wtedy dał mi szansę. W 2009 roku!
Nie mówię oczywiście, że to praca usłana różami bo dopieszczałam to przez cały weekend i poryczałam się nad całością jakieś sześć razy (z czego tylko połowę mogę zrzucić na okres), bo powinnam raczej pakować walizkę na wakacje, podpisywać drugi raz papiery, których nie mogą odnaleźć w księgowości (uroki pracy dla wielu podmiotów), ale tak – kocham to.
Wszyscy mamy jakieś oczekiwania od życia. Młodzi ludzie narzekają na to, że do pracy chcą tylko tych z dużym doświadczeniem (nadal podtrzymuję, że studia to idealny czas na jego zdobywanie), zakompleksieni mężczyźni narzekają na to, że piękne kobiety nie dają im szans, początkujące firmy na to, że klienci wolą gorsze reklamowane produkty od ich nieznanych, ale świetnych jakościowo. Cóż, zabrzmię jak Coelho, ale – czy jesteś zmianą, którą chcesz ujrzeć na świecie?
Żartuję, to nie Coelho a sparafrazowany Gandhi, ale pytam jak najbardziej serio.
Kiedy dałeś komuś szansę? Pomocną dłoń? 
Lada moment lecę na wakacje na Karaiby (daję szansę mniej oczywistej od Dominikany Gwadelupie), a że na wakacjach nie lubię malować rzęs i zawracać sobie tym głowy, powierzyłam rzęsy Kindze, która czasami zagląda na moje stories. Nie dość, że jestem bardzo zadowolona z wykonania, to jeszcze całkowicie kupuję Kingę jako człowieka – opowiadała o swoich początkach, gdy za rzęsy brała 50 zł bo się uczyła. (50 zł za 2-3 godziny pracy i materiały to tak naprawdę za darmo).
To jest właśnie ten składnik, który jest bardzo potrzebny na początku. Pokora.
Pozostają jednak w temacie, chciałam z całego serca zachęcić Cię, do tego, byś nie ignorował tej nieuchwytnej i niedefiniowalnej iskierki w ludziach, którzy może czasami nie są tymi, których wydaje Ci się, że szukasz, ale za to mają potencjał. Ja za cel obrałam sobie podawanie pomocnej dłoni i zdradzanie części swojego know-how tym, którzy w jakimś stopniu przypominają mi siebie z przeszłości i w myśl zasady – traktuj innych tak, jak sam chciałbyś być traktowany – okazuję im pomoc, której kiedyś pragnęłam zastanawiając się „gdybym tylko wiedziała, jak oni to robią?”
Na koniec anegdotka. Mam kolegę, całkiem bystry chłopak. Finansowo mu się nie wiodło, ale miał głowę pełną pomysłów i zawsze wiedziałam, że coś w życiu osiągnie.
Nieśmiałość skutecznie przeszkadzała mu w znalezieniu dziewczyny, aż w końcu i jego trafiło i się z wzajemnością zakochał.
W czasie gdy rozwijał się jego związek, rozwijała się też jego firma. Był moment, gdy miał wszystko, ale w pewnym momencie pomieszały mu się proporcje i niemal całą energię skierował w rozwijanie biznesu. Opłaciło mu się to finansowo, ale dziewczyna czuła się zaniedbana i niekochana, a w konsekwencji – odeszła. (To ten sam chłopak od oświadczyn na Teneryfie).
Najpierw próbował ją odzyskać, potem zatracił się w imprezach i odkrył, że wypchany portfel bardzo pomaga w poznawaniu dziewczyn, toteż poznawał ich sporo i się w tym zatracił.
Ma to, o czym marzyli jego kumple – hajs i lecą na niego wszystkie dupy. A on płacze, bo wie, że one wcale nie lecą na niego i tęskni za tą, która pokochała go wtedy, gdy na randkę mógł zabrać ją tylko do KFC a i tam bez szaleństw.
Kimkolwiek jesteś… podziękuj komuś, kto kiedyś w Ciebie uwierzył i dał Ci szansę. I proszę – nie zapominaj o dawaniu jej innym.







Bądź na bieżąco! 

  INSTAGRAM ❤ FACEBOOK 
❤ FACEBOOK MONIKI 


Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) –

 jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂 A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem 🙂

Follow on Bloglovin

Komentując oświadczasz, że znasz regulamin

Uściski, Ania
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Previous
Znów to szuranie [TYGODNIK]
Podaj mi dłoń – komu ostatnio pomogłeś?

0
Would love your thoughts, please comment.x
()
x