Chciałam napisać o tym, jak bardzo podobał mi się Lwów, ale nie mogę. Myślę o biedzie którą widziałam i o tym, że przecież u nas, na miejscu też jej nie brakuje. Więc usiadłam i chciałam pisać, ale wszędzie widzę znaki i sygnały mówiące mi – pisz o siedmiu pierwszych pracach! No to piszę.
Moje prace będą dość nietypowe, bo pokrywają się czasowo i nie mają wiele wspólnego z etatem. Nie chcę też robić z tego jakiejś historii w stylu od pucybuta do milionera, bo pucybut ze mnie żaden, a i do milionera mi wiele brakuje. Wierzę jednak, że moja historia w jakiś sposób kogoś zmotywuje.
Nigdy nie czułam się biedna.
Po pierwsze – zawsze miałam ciepły obiad (nawet jeśli były to ziemniaki ze skwarkami) wsparcie rodziny, komplet książek do szkoły i bieżącą wodę. To dużo więcej niż inni ludzie których znam.
Po drugie – rodzice zawsze mi powtarzali bym się uczyła i czytała, bo tego co mam w głowie nikt mi nie zabierze i zostanie na zawsze.
I’ve paid my dues
Time after time
I’ve done my sentence
But committed no crime
And bad mistakes
I’ve made a few
I’ve had my share of sand
Kicked in my face
But I’ve come through
Miałam wszystkie niezbędne rzeczy i nie czułam że mam prawo wymagać od rodziców lepszego plecaka czy markowych butów, bo niby co mi daje uprawnienia do takich roszczeń?
Mniej więcej od gimnazjum zawsze starałam się mieć własne pieniądze.
Własne pieniądze to wolność. Rezerwa pozwala ci odejść z pracy w której jest źle, nie przyjąć zlecenia, które nie jest w zgodne z twoimi wartościami. Trzasnąć drzwiami i odejść od partnera z dnia na dzień. Wydawać na co tylko chcesz. Na przykład na bravo girl, którego nie kupiłabym za pieniądze moich rodziców.
Risin’ up, back on the street
Did my time, took my chances
Went the distance, now I’m back on my feet
Just a man and his will to survive
Moją pierwszą pracą było zrywanie malin. 50 groszy za pojemnik (2 zł za kg). Przez godzinę potrafiłam na początku zbierać 5 pojemników na godzinę. Łatwo można policzyć że dało mi to 2,50 zł/h. Po jakimś czasie wyciskałam z godziny 10 pojemników. To był 2005 rok, miałam wtedy 14 lat.
Ta praca trwała krótko i wiele mnie nauczyła. Nie uważam, aby to był wyzysk. Maliny na hurcie można było sprzedać po maks. 3,50 zł. Oprócz zrywania były koszty oprysków, podlewania, ryzyko zniszczenia malin przez gradobicie, tępienie chwastów i robactwa. Ryzyko, że malin nikt nie kupi i trzeba będzie zrobić z nich wino albo dżem, którego nikomu się nie sprzeda. Konieczność zrywania ich codziennie. Wożenie ich na sprzedaż, sprzedawanie, koszt opakowań, w które te maliny były zbierane.
Podobnych (z reguły na 1-3 dni) prac było kilka, ale nauczyłam się z nich tego samego, więc streszczę to następująco:
1. Poznałam wartość pieniądza
2. Nie umiem patrzeć źle na pracę na czarno. Jestem wdzięczna każdemu, kto dał mi wtedy szansę i możliwość zarobienia sobie jakichkolwiek pieniędzy.
3. Szybko zrozumiałam, że nie nadaję się do pracy fizycznej z powodów oddechowych i muszę się uczyć, bo nie mam w życiu innego wyjścia 🙂
2. Sprzedawanie przedmiotów
3. Handlowanie towarem z lumpeksów
Moją przewagą była wiedza. Chodziłam po lumpach i kupowałam rzeczy które przez internet dało się sprzedać drożej. Było to moim pobocznym źródłem przychodu jeszcze w liceum.
4. Pisanie tekstów
Ta „praca” rozwinęła się dużo wcześniej niż myślałam pisząc tekst „jak zarabiać na pisaniu„, a widzę to dopiero patrząc na to zdjęcie. Mam na nim t-shirt będący moim wynagrodzeniem za pisanie tekstów na pewien portal dla nastolatek. Dwa teksty to jedna bluzka! To było moje pierwsze „zlecenie” 😀 Ciekawe czy Nina to pamięta. Ninę z tego miejsca serdecznie pozdrawiam, tak samo jak Julię która mi to zaproponowała. Zarabianie na pisaniu ciągnęło się za mną bardzo długo, teraz zrobiłam sobie trzymiesięczny urlop od zleceń (już dużo poważniejszych) i od dawna nie zajmuję się pisaniem tekstów zapleczowych za 4 PLN.
5. Granie w gry komputerowe i sprzedawanie kont
W ferie zimowe w gimnazjum się rozchorowałam i musiałam siedzieć w domu. Modna była wtedy Tibia, którą sobie zainstalowałam i pykałam z audycjami Roberta Bernatowicza w tle. Była to dla mnie świetna zabawa. Ponieważ wysiłek potrzebny na wbicie 30 levela był dużo wyższy niż 24 i nie przekładał się proporcjonalnie na cenę postaci, wyspecjalizowałam się w tych ok 22-25 levca. Sprzedawałam je za 25-40 PLN. Nie dość, że dobrze się bawiłam, to jeszcze zabawa mi się zwracała, a ja przesłuchałam mnóstwo historii z dreszczykiem 😀
Chociaż początkowo wszystkie zasady tłumaczyli mi koledzy z gimnazjum, po czasie to oni zaczęli zastanawiać się w jaki sposób tak szybko wbijam levele i pytać mnie o tips&tricks. W którejś rozmowie padło „powinnaś to wszystko spisać i sprzedawać”. Tak więc zrobiłam!
6. Sprzedaż własnego „poradnika”.
Przygotowanie kompleksowego poradnika, jak wbijać levele w Tibii zajęło mi dwa tygodnie. Ustawiłam cenę na 1,25 PLN i sprzedałam ok. 100 egzemplarzy, które wysyłałam mailem. Końcówka miała iść na podatek, ale popadłam w tarapaty. Nie ogarnęłam że mam konkurencję, że ludzie będą sobie ten poradnik wysyłać mailami i że nie mam numeru ISBN, a moja działalność podchodziła pod ciągłą i zorganizowaną. To była gorzka pigułka do przełknięcia i uratowała mnie kwota wolna od podatku. Moje konto na allegro zostało zablokowane, a ja najadłam się stresu i do dzisiaj 50 razy sprawdzam swoje PIT-y ujmując w nich nawet to, czego nikt nie ujmuje.
7. Portale pod reklamy
Akcja z „poradnikiem” nauczyła mnie ogarniania prawa podatkowego i wyleczyła z beztroski i lekkiego podejścia do życia 🙂 Wtedy też ktoś rzucił hasło, że zamiast poradnika mogłam te treści wrzucić na jakąś stronę oblepioną banerami. Przeszkodzą był fakt, że nie umiałam stawiać stron internetowych. Prowadziłam wtedy popularnego photobloga (co w ogóle nie wiązało się z pieniędzmi). Pierwsza moja komercyjna strona powstała zatem w 2008 roku i traktowałam to wyłącznie zarobkowo. Ja pisałam, ktoś inny pozyskiwał materiały, inna osoba zajmowała się sprawami technicznymi, a zarobek był dzielony sprawiedliwie na nas wszystkich. Wyspecjalizowałam się w pisaniu tekstów obiecujących rozwiązanie problemu, ale zostawiających niedosyt motywujący do kliknięcia w jakiś baner. Śmieszne czasy!
Wszystko jest uwarunkowane moim dzieciństwem – silnie stawiam na dywersyfikację źródeł przychodu, dewizę work smarter not harder i czerpanie przyjemności z tego co robię.
Często czytam w mailach od Was – mam 23 lata, mieszkam z rodzicami i rodzicom nie pasuje, że przyprowadzam chłopaka na noc. Jak przemówić mamie do rozsądku by nie traktowała mnie jak dziecko?
Cóż, to jak z bravo girl – rodzice mają prawo mieć problem z tym, że w ten sposób spożytkowałeś swoje kieszonkowe, ale jeśli kupisz gazetę za swoje samodzielnie zarobione pieniądze – twoja sprawa. Zarób własne pieniądze i się wyprowadź, to jedyna recepta. Zgrzyty w domu są do tego świetną motywacją, gdy ich nie będzie – zasiedzisz się tam trochę za długo.
Jestem ciekawa Twojej pierwszej pracy zarobkowej.
Uściski, Ania
Moja pierwszą pracą było sprzedawanie pieczywa w budkach nad morzem. Wstawałam gdzieś koło 5, a wracałam do domu 22-23. 2 dni pracy/1 dzień wolnego. Właśnie skończyłam gimnazjum. Wytrzymałam ponad miesiąc. Później już nie dałam rady. Ale kupiłam sobie książki i zeszyty do szkoły, trochę ubrań i pojechałam na kilka dni do cioci. Na tyle starczyło, ale to, że mogłam odciążyć mamę w wydatkach na szkołę było bezcenne. Później przez kilka lat co sezon malowałam tatuaże henną. Nie powiem, że się napracowałam. Praca była przyjemna chociaż miała swoje wady. A mi z każdym rokiem starczało pieniędzy na dłużej. Potem już studia… Czytaj więcej »
Moja pierwsza praca było zbieranie borówki 😉 To było jeszcze w podstawówce, pamiętam jak że znajomymi o 6 rano w wakacje jechaliśmy rowerami na zbiory. Wiadomo, że nie zarabia się tam „kokosów” ale dla dzieci to chyba jedna z nielicznych form zarobku. Później wszystko co kupowałam przeliczałam na kobiałki i ile musiałam zbierać żeby pozwolić sobie na chociaż paczkę czipsów 😀 Tak jak mówisz to świetnie uczy szacunku do pieniądza. Im byłam starsza tym pojawiało się więcej możliwości, każde wakacje to była okazja do zarobienia. Rozkładałam towar w sklepie, a gdy byłam już pełnoletnia mogłam pracować za kasą. To mi… Czytaj więcej »
Ja swoją przygodę z pracą zaczęłam jakoś w wieku 15/16lat, chciałam mieć jakieś własne oszczędności, odciążyć trochę rodziców i nie prosić o 5zł na lody na które miałam ochotę. Na początku zaczęłam od zbierania/pielenia truskawek, przez sadzenie kapusty, to była ciężka praca fizyczna, ale dziękuję za to, te 300/400zł miesięcznie, to były pieniądze! własne, zarobione, pracą. Nagle okazało się, że pieniądze nie biorą się magicznie z nieba, choć przez wychowanie rodziców mogę powiedzieć, że od małych lat znałam wartość pieniądza, to jednak wydawania własnych pieniędzy boli trochę bardziej xd Po za tym, praca zawsze czegoś uczy nie ważne jak wygląda,… Czytaj więcej »
Pomagałam w piekarni znajomych i za miesiąc pracy w godzinach 6-12 zarobiłam 500 zł. To był rok 2006 😉
Pracę wspominam bardzo miło, ale totalnie nie pamietam na co wydałam zarobione przez siebie pieniądze.
Do tej pory znajduję sobie dodatkowe prace na weekendy i zlecenia, jezeli czuję, że z powodu nadmiaru wolnego czasu zaczynam wydawać na głupoty. Nazywam to dodatkową pracą „na zimę”😉 Tak zarobione pieniądze wydaję potem na kursy i szkolenia, na które normalnie nie mogłabym sobie pozwolic.
Moja pierwsza praca to zbieranie jagód z rodzicami. Rodzice zbierali jagody, ponieważ musieli, ja kochałam jeździć do lasu i zbierałam je razem z nimi. Abym mogła docenić wartość pieniądza, rodzice pozwalali, żeby pieniądze z moich jagód zostawały w moim portfelu. Nie były to one duże, bodajże 10zl dziennie (hehehe), jednak mnie cieszyło, że są moje :)) Później przerzuciłam się samodzielnie na truskawki, bo i pieniądze były większe i rodzice niewiele mieli, a chciało się mieć. Prać było naprawdę wiele lecz nie będę się rozpisywać. Nie wyobrażam sobie, aby być zależnym w tej kwestii czy to od męża/chłopaka czy od rodziców.… Czytaj więcej »
Pamietam, że pierwszą pracę dał mi tata. Rysowałam schematy układów scalonych do telefonów, które naprawiał, żeby mu było łatwiej, kiedy przyjdzie mu naprawić drugi raz ten sam model. Dostawałam za rysunek 10 zł. Miałam wtedy 12 lat. To było jakieś 50 zł w skali miesiąca. 😄 Potem u mamy w pracy obierałam zużyte miedziane kable (resztki z centrali telefonicznych) z izolacji, żeby móc tę miedź sprzedać. Robiłam kolczyki na szydełku dla koleżanek, ze srebrnymi biglami, żeby alergicy też mogli je nosić. Nigdy nie dostawałam kieszonkowego jak reszta koleżanek, ale szybko mogłam sama chodzić na zakupy ubraniowe, bez mamy i bez… Czytaj więcej »