Jak wypromować bloga
„Jak się wybiłaś?”, to najczęściej słyszane/czytane przeze mnie pytanie związane z blogowaniem. Postanowiłam więc szczerze, ze screenami i bez ściemy na wszystko odpowiedzieć, bo nie mam nic do ukrycia.
Nie uważam, abym się „wybiła” zarówno dosłownie jak i metaforycznie. Ale o tym za chwilę. Nie chcę też uchodzić za głosiciela jedynej słusznej prawdy, bo też nie uważam aby taka istniała. Nie pokażę Ci także jak się wybić, bo nie jestem w Twoich butach, ale mogę opowiedzieć o swoich błędach i swojej drodze a Ty wyciągniesz z niej wnioski. Jeśli będziesz chciał.
Więc krok po kroku pokażę Ci, jak wypromować bloga.
O co chodzi w tym cyklu? Chciałabym raz w tygodniu, może rzadziej zamieszczać tekst, który – jeśli się przyłożysz – pomoże Ci rozhuśtać bloga troszkę bardziej. Być może część materiałów będzie dostępna tylko na hasło.
Teksty będą łączyły się z ćwiczeniami w google docs, to Ty będziesz decydować o czym będzie w kolejnych odcinkach. Osoby wypełniające zadania zostawiają adres swojego bloga w komentarzu – a ja uwzględniam je przy wyborze tekstów do „linków tygodnia” w cyklu tygodnik. Teksty te cieszą się dużym zaangażowaniem, więc to mikropromocja i mały kopniak w górę dla Ciebie. Niestety nie mogę obiecać efektów, ale w taki link czasami kliknie trzysta a czasami trzy tysiące osób, przy czym są to zaangażowane osoby a nie nie bezwartościowy ruch :)).
Dlaczego to robię? Lubię pomagać innym, nie lubię trzymać czegoś tylko dla siebie. Czasami trafiam na świetnie pisany blog, wartościowe treści i widzę że ma łącznie tyle odsłon co jeden mój tekst i jest mi…przykro. Tak po ludzku.
Żeby nie było – ja sama znam teorię dotyczącą SEO, tytułowania, tagów, potęgi newslettera, ale zwyczajnie (ze szkodą dla siebie) olewam te kwestie i działam po swojemu, dlatego nie traktujcie mnie jako wyrocznię. Cykl powstaje na Wasze prośby ;).
Ok, to jedziemy z koksem.
Jak się wybiłam?
Nie wybiłam się. Jestem kulą śnieżną.
Nie było żadnego momentu, który mnie wypromował. Unikam mediów, nie lubię promować
siebie. Unikałam tego nawet gdy wydałam
swoją książkę i jakoś nie przeszkodziło jej to w zostaniu
bestsellerem a potem ebookiem roku :). A miałam wtedy ok. 30 tys. użytkowników bloga.
Jak widzicie – mój blog rósł sobie stopniowo, powoli i bez pośpiechu. Zaznaczyłam wyraźnie jedną „górkę” – chwilę po niej jest spadek. Chwilowy „hype” na jeden tekst daje tak naprawdę niewiele, bo ci czytelnicy w większości z Tobą nie zostaną. Przyjdą, wyjdą, zapomną, kilka procent zostanie na dłużej.
Zatem jak wypromować bloga?
Ja jestem kulą śnieżną i to jest mój sposób. Wyobraź sobie malutką kulkę, taką śnieżkę. Twardą, zbitą. Można nią wybić okno albo walnąć komuś w nos, ale po co? Ja powoli toczę się po śniegu powiększając swoją masę. Im większa się staję, tym więcej śniegu się do mnie przyczepia. I tak sobie rosnę i rosnę. Dla mnie to ma sens, bo ten nowy śnieg się mnie trzyma i nie odpada.
„Sztuczny” ruch np. wykop, czy coś takiego w przypadku mojego bloga nie ma sensu. Jak dokleisz dużo śniegu do małej kulki to on się nie zdąży ładnie „uklepać” i odpadnie.
Jakby uprościć moje statystyki (uruchomiłam je ponad rok po odpaleniu bloga, bo wiedziałam mniej niż Jon Snow), to mam powolną tendencję wzrostową. Maleńkie przeskoki o 5-10 tys. UU to kwestia aktualizowania pozycji stron w Google, które lubi strony prowadzone długo i regularnie.
Z maleńkiej kuli zamieniłam się w taką, która ma 200 tysięcy użytkowników w miesiącu. I czasami znajdzie się ktoś kto powie o mnie „nie rozumiem czemu jej blog jest popularny”, bo patrzy tylko na wynik. I boli go coś, bo chciałby mieć odsłony Ani z 2016… zapominając, że zaczynałam w 2011. Zatem prawda jest tak naprawdę mało zachęcająca dla początkujących – czas, regularność, zaangażowanie, jeszcze raz czas. A ludzie chcą mety i medalu bez przebycia dystansu i spocenia się.
Tak czy siak – jak widzicie – nigdy się nie „wybiłam” tylko powolutku sobie rosnę i rosnę. Mogłabym szybciej ale… nie mam w tym żadnego celu. Jeśli interesują Was „drogi na skróty” dajcie znać – znam sporo skrótów, które działają, ale nijak nie pasują do mojej filozofii blogowania.
Ja piszę z dwóch powodów. Bo lubię i bo lubię pomagać innym. Można prowadzić bloga z innych lub dla innych powodów i to też jest okej, ja nikogo nie osądzam :).
Skąd biorą się moi czytelnicy?
Z poleceń! To głównie. Ktoś coś przeczytał i powiedział o moim blogu koleżance. Ktoś wspomniał o moim tekście na jakimś forum, w komentarzu, na instagramie, albo na swojej prezentacji z języka polskiego w szkole (pozdrawiam Kasiu!).
W miesiącach w których mam 200 tysięcy użytkowników, 15 tysięcy z tego to ruch przygnany z dużych poleceń – moja przyjaciółka ma spory fanapge gdzie czasem mnie linkuje, czasami też moje teksty udostępnia profil Wiem co Jem. W miesiącach w których mam mniej lub więcej ta proporcja jest podobna i taki ruch to ok. 5-7% całości.
Jak było kiedyś?
(można powiększyć – prawoklik i otwórz w nowej karcie)
Pisałam o tym, o czym pisać chciałam – to nawet nie były bartery, robiłam tym markom promocje za free, bo byłam nieświadomą niczego gąską. Jak widać – wtedy kręciły mnie włosy. Jak na typowy blog kręcący się wokół urody (miałam wtedy osobny do innych tekstów), miałam ładne odsłony i beznadziejne zaangażowanie. Urodówki piszą komentarze w stylu ładnie, pięknie, kusisz, chyba sobie kupię, tego kremu jeszcze nie miałam. I bardzo często komentują sobie nawzajem tworząc sztuczne zaangażowanie.
Treści urodowe potrafią się pięknie klikać.
Ja natomiast nie potrafię pisać o tym, co mnie w danym momencie nie kręci. Piszę o tym, o czym sama chciałabym przeczytać.
Nawet, jeśli inni nie chcą.
Przykładem jest tekst o tym,
jak pozbyłam się gronkowca. Spotkał się z maleńkim odbiorem a ci którzy go przeczytali byli na nie. Zebrałam sporo hejtu od personelu medycznego który uważa że roznoszenie gronkowca przez pielęgniarki jest normalne (sorry, powiedzcie to dziecku które potem w powikłaniu ma sepsę…), usłyszałam że moja metoda to zabobon, szarlataństwo i jestem wiedźmą. Za to ostatnie bardzo zresztą dziękuję, bo
wiedźma jest od słowa
wiedza i oznaczało bardzo mądrą kobietę :)).
Wiedziałam jednak, że piszę ten tekst dla konkretnego odbiorcy. Dla siebie, tylko trochę wcześniej. Napisałam ten tekst w odpowiedzi na realną potrzebę osób, które cierpiały z tego powodu tak jak ja kiedyś. Jeśli jesteś lub byłeś w grupie docelowej dla której piszesz, to masz połowę sukcesu.
I miałam rację. Codziennie (to nie żart!) dostaję podziękowania od osób które rozwaliły sobie odporność i portfel antybiotykami z recepty od lekarza, a gronkowiec jak był tak został, a nawet się trochę rozpanoszył. Trafiły na mój blog, postukały się po czole, że co im młoda siksa nie po medycynie a po jakiejś pedagogice będzie pisać. Ale potem z bezsilności i braku innych pomysłów spróbowały i wróciły podziękować. A potem zostały stałymi czytelnikami bloga. To typowy scenariusz.
Jednak ile osób ma gronkowca i pyta o niego doktora google? No niewiele.
A jednak, mam na ten tekst około 100 odsłon dziennie. Oczywiście mogłam poddać się presji i go usunąć, ale nie jestem człowiekiem tego typu. Wiedziałam po co go piszę i byłam pewna swego. Dlatego, że to przeżyłam.
Nie mogę pisać o pielęgnacji zdrowych włosów, bo takich nie mam. Umiem pisać tylko o tym, co osobiście mnie dotyka lub dotykało. Kręci lub kiedyś kręciło.
Staram się być autentyczna. Jak widzicie, nie ma w tym żadnego sekretu ani tajemnej formuły.
Jestem sobą i na blogu jest dokładnie tak samo. Z tym, że mam jasno postawioną granicę prywatności (chociaż ta się klika najbardziej).
Gdyby jednak chodziło mi o same liczby, a nie o czytelników, chodziłabym na skróty. Tylko co mi po tym? Mogłabym poprosić przyjaciółkę o kilka turbolinków i wykupić płatną promocję na fejsie i miałabym bez wysiłku 250 tys. UU miesięcznie. Ale to nie byliby moi czytelnicy, tylko ludzie z łapanki i co miesiąc musiałabym sztucznie przedłużać ten stan kolejną łapanką i tanią promocją nie w moim stylu. UU nie są wartością auteteliczną. Są skutkiem ubocznym mojej działalności.
Mój blog to ja, gdy mniej piszę – mam mniej odsłon. Gdy nie dzieje się u mnie nic ciekawego – nie piszę nic ciekawego – ludzie nie mają co czytać :).
Ile mam teraz odsłon tekstów? To trudne pytanie. Tekst w sensie TEKST to ok. 10 tysięcy przeczytań. Zdarzają się takie, które od razu mają 30 K i więcej. Mam jednak odbiorców czytających tylko określone treści (np. tylko rozwój, tylko zdrowie, tylko włosy), mam takich którzy czytają „wszystko co napiszę”. Ja lubię czasami pisać rzeczy, które kompletnie się „nie klikają” i chociaż to nie daje efektów – konsekwentnie w to brnę. Bo lubię.
Oczywiście mam też teksty które najpierw są przeciętne ale polecacie je dalej i rosną jak małe kule śnieżne :).
Prawoklik, otwórz w nowej karcie i będzie większe.
Strzeliłam screen w przypadkowym miejscu i po kolei z legendą :).
Żółte to tygodniki. Tygodniki skupiają określonych odbiorców, tych najwierniejszych, którzy czytają „wszystko co napiszę” bo lubią wiedzieć co u mnie. Nie przychodzą po konkretne treści – przychodzą dla mnie. Lubią mydło i powidło ten cykl jest ukłonem dla nich.
Czerwone to teksty, które klikają się bardzo słabo. Nie jesteście fanami podróży. Jednak piszę te teksty dla młodszej siebie. Dla kogoś kto jak ja – szuka tych informacji w sieci i chce ich od szczerej Ani a nie od bezosobowego portalu. Chociaż wiem że te teksty są słabo czytane, wciąż je piszę. Bo lubię. Gdyby zależało mi na odsłonach, już dano bym tego nie robiła i skupiała się na lepszych treściach.
Zielone to właśnie te „lepsze treści”. Typowy tekst ma ok. 8-10 tysięcy przeczytań w pierwszym tygodniu, czasami przeżywają swoją drugą młodość gdy ktoś sobie o nich przypomni.
Są też bardzo popularne w sieci cytaty z mojego bloga, które nie są w żaden sposób powiązane z moim blogiem – np. daaaaawno temu napisałam tekst
o walentynkach singla. Życie się milion razy zmieniło a cytat z tekstu krąży po sieci… a potem jest modyfikowany przez innych jako ich własna myśl 😀
To jeden z kilku cytatów z mojego bloga, które krążą po sieci niezwiązane ze mną. Można paść ze śmiechu gdy twoją myśl udostępnia jako głęboką nielubiana koleżanka ze szkolnych lat albo nauczyciel (nie wiedząc, że to cytat ze mnie :D). Polecam, genialne uczucie poczuć się jak Coelho gimbazy.
Dlaczego nie skupiam się na lepszych treściach? Och, po prostu dlatego, że nie lubię pisać na siłę. Lubię pisać często, bo wtedy nie zastanawiam się tylko piszę od razu. Im dłuższą mam przerwę, tym bardziej dopada mnie blokada przed pisaniem. Poza tym – życie nie składa się z samych deserów. Deser jedzony codziennie powszednieje i przestaje być czymś premium. Tworzenie tylko takich treści nie ma też specjalnie sensu, bo nie pasuje do moich wartości, na czele których jest szczerość i autentyczność.
I’m just a regular everyday normal guy…Nothin’ special bout me Mutha Fucka
Jestem normalna, moje życie nie składa się z samych deserów i nie zamierzam tworzyć obrazu w którym tak by było :).
Typowe zdjęcie z mojego bloga – wiatr dodający plus 10 kilogramów, włosy na twarzy 😀
Podsumowując – raz w tygodniu (może raz na dwa) konkretny tekst + konkretne ćwiczenie pomagające trochę urosnąć. Opisałam wszystko mówiąc jak jest niczym Max Kolonko. Jeśli uważasz że potrafię odpowiedzieć na któreś z Twoich pytań – zadaj je śmiało w ankiecie. Aktualnie mam sporo tematów i ćwiczeń wstępnie zarysowanych w notesie, ale chciałabym wiedzieć czy mamy wspólne oczekiwania.
z wielką przyjemnością wchodzę na Twojego bloga i czytam każdy wpis 😀 jednak miałam pytanie, które się nie zmieściło w rubryczkę 🙁
zadaj tutaj, może pomogę 🙂
Dzięki za tekst! Bardzo się fajnie go czyta. 🙂
Sama zaczęłam coś tam pisać, ale to raczej dla siebie. Jak ktoś przeczyta, będzie miło.
Szkoda, że nie powstałam następny post, bo chętnie bym się dowiedziała jak to wyglądało na początku. 😉 Lecę dalej odkrywać bloga 😀
Ja mam wrażenie, że i u mnie jest podobnie. Mimo, że wciąż jestem malutką kulką śnieżną – i tak jestem już większa, niż byłam rok temu. Liczba odsłon, jaka wtedy była niewyobrażalna, teraz jest „niewystarczająca”, chociaż przecież cieszę się z każdego kliknięcia! 🙂
Aniu, jesteś wyjątkową, mądrą kobietą.
Tyle… nie będę się rozpisywać 🙂
eh to ja to jakiś płatek śniegu jestem, gdzie mnie tam do kulki 😉
Podoba mi się ten blog :). gratulacje wyników
Tak sobie skaczę z artykułu na artykuł i znalazłam to cudo wyżej 😉 Fajne podsumowanie z tymi zdjęciami. Też mam z tym problem bo raz, że blog to taki dodatek i piszę kiedy chcę i o czym chcę ( a pracuję jako copy, więc warto warsztat poćwiczyć, zobaczyć jak się zmienia), ale już Instagram podpięty do bloga to zupełny kociołek Panoramixa. A z drugiej strony, po Twoim artykule pomyślałam, dlaczego nie? Nie pamiętam nazw profili, które miały piękne zdjęcia flat lay, bo teraz mają je wszyscy. Za to podoba mi się prawie każde zdjęcie u człowieka, którego lubię za to,… Czytaj więcej »
To ja dziękuję! 🙂