Drugi odcinek cyklu gadżetach powstawał dość długo. Gromadziłam potrzebne elementy od lipca :). I tak jak
wtedy było bardziej kulinarnie, tak teraz tematem przewodnim jest uroda. Będzie o rewelacyjnym sprzęcie do usuwania włosów, magicznym korektorze do makijażu, butach za cztery złote (sic!) i organizerze do torebki. Zapraszam!
Mały podgląd tego, z czym dzisiaj się zmierzymy 🙂 Każda z tych rzeczy musiała poczekać aż dobrze ją przetestuję, dlatego możecie być pewni, że nie wyciągam zbyt pochopnych wniosków, bo testowałam dzielnie.
Na pierwszy ogień idzie organizer do torebki:
Smęciłam o takim od dawien dawna, ale w każdym mi czegoś brakowało :). Ten okazał się idealny, bo ma zapinane przegródki, zatrzaski, dzięki którym może być dopasowany do mniejszej torebki i dobrze rozlokowane kieszenie. Jest wyjątkowo pojemny i dobrze wykonany, kosztował 2,31 dolara (mniej niż 10 zł) na dresslink . Kupiłam go przy okazji większych zakupów przeróżnych akcesoriów do hybryd – mam za sobą pierwszą próbę i wstępnie – jestem oczarowana. Natomiast nie obyło się bez wpadek, ponieważ nie wiedziałam że lakiery Semilac kładzie się w przynajmniej dwóch warstwach (dałam jedną) i mam prześwity. Mój kolor to Mardi Gras, używałam też topu i bazy tej firmy. O hybrydach napiszę osobny tekst jak już będę po zdjęciu. Utwardzałam lampą z Ali ;-).
Jak widzicie – zrobiłam dość spore zakupy paznokciowe z akcesoriami od jednego do trzech dolarów, ale mam też w koszyku buty za które zapłaciłam…99 centów, czyli jakieś cztery złote. Przed Chińskim Nowym Rokiem sporo rzeczy było na wyprzedaży, a ja potraktowałam to jako „cebulę”, czyli coś, co raczej nie dojdzie.
Ku mojemu zaskoczeniu – doszły.
Z myślą o dniach kiedy pędzę na zajęcia z dziećmi i chcę wtopić się w tłum wyglądając jak przeciętna gimnazjalistka ;-))
Poza tym, ze moja skarpetka zostawiła biały paproszek – nic im nie dolega. Zwykłe ciepłe udawane „emu”, idealne gdy nie chcę wyskakiwać z ciepłych kapci a jakieś obce koty wołają jeść, albo na ten moment gdy robię ciasto i brakuje mi kluczowego składnika, co oznacza ekspresowy bieg do sklepu za rogiem :)).
Buty kupiłam tutaj (klik) – mam bardzo szczupłe stopy i polecam brać rozmiar większe jeśli macie typowe.
Uwaga – w tym sklepie przesyłka jest dodatkowo płatna, ja zdecydowałam się na zakup ze względu na szalone promocje.
Gdzie szukać gadżetów? Od początku tego bloga wrzucałam co jakiś czas kreatywne reklamy i niespotykane gadżety – jestem typową gadżeciarą 🙂 Dzięki nim przedmioty służą mi dłużej, np. „magiczne gąbki” są bardzo eko, bo pozwalają na czyszczenie rzeczy, których w inny sposób nie da się wyczyścić. Omal nie wpadłam w szał kiedy kot przewrócił statyw na moją nową, białą szafę, zostawiając na niej wielką czarną smugę. Dzięki gąbeczkom pozbyłam się jej bez śladu. Zrobiłabym zdjęcie, ale gąbki się…ścierają jak gumka do mazania. 10 sztuk błyskawicznie rozdałam po znajomych, bo są magiczne 🙂 (
klik). Czekam na drugi zestaw. Na tej samej zasadzie chętnie wybieram akcesoria, które pozwalają mi zachować przydatność innych przedmiotów na dłużej, dzięki hybrydom będę rzadziej malować paznokcie (a co za tym idzie – zmniejszę zużycie lakierów, wacików, zmywaczy…).
Po fajne gadżety lubię zaglądać na
Westwing , gdzie np. teraz wpadły mi w oko maskotki. Nie byle jakie maskotki! Są wypełnione prosem i lawendą, dzięki czemu stanowią udoskonalony termofor. Pamiętacie jak w tekście o tym
dlaczego warto jeść czereśnie zachęcałam do zbierania pestek? 🙂 Płócienny woreczek wypełniony pestkami można podgrzać w piekarniku i naładować ciepłem dużo przyjemniejszym niż to jakie daje termofor. Minusem płóciennych woreczków jest ich wygląd, a maskotki dostępne na Westwing wydają się wspaniałą alternatywą dla dzieci, tym bardziej, że mogą stanowić chłodny okład 🙂
Firma ma też w ofercie fajne kapcie z tą samą mieszanką ❤
Innym miejscem gdzie zaglądam w poszukiwaniu gadżetów jest program „Pani gadżet”, przy czym wiem że jeśli pokazuje silikonowego ludzika – zaparzacz herbaty jakiejś „designerskiej marki”, to taki sam znajdę na Ali za jednego dolara. Przelicznik 1:40 sprawdza się zaskakująco często w przypadku tego programu 😉
Lubię też przeglądać na Ali zakładkę novelty items – jest tam pełno fajnych i użytecznych gadżetów, jednak nie chcę pisać o tym co mam w koszyku dopóki do mnie nie dotrą i nie przetestuję :).
Wracając do moich gadżetów:
Zestaw naklejek maskujących (
klik) sprawdza się świetnie w planerach i notesach. Od dwóch lat pracuję nad swoim idealnym organizerem, który pełniłby funkcję rozwojową i jestem bliska jego finalnej formy. Naklejki bardzo mi to ułatwiły – komplet kosztuje ok. 6 zł z przesyłką, zawiera 27 kart z naklejkami (paski wąskie, szerokie i kółka). Są dość matowe z bardzo mocnym klejem i praktycznym opakowaniem zamykanym na sznurek.
„Łyżeczka unny” zwana także
Blemish extractor (uwaliłam kremem do rąk, za co przepraszam) to taki prosty sprzęt do usuwania różnych „niespodzianek” – rozkłada nacisk równomiernie, dostępne są też zestawy z przeróżnymi rozmiarami, jednak ja kupiłam ten jeden (w zestawie 10 sztuk,z czego nadprogramowe dałam koleżankom). Nie polecam na trądzik, jednakże bywa niesamowicie przydatna na tak zwane „niespodzianki”. Kupiłam ją w sklepie, który nie ma już tych przyrządów w ofercie, ale dzisiaj celowałabym w taką z dwoma rozmiarami oczek (
klik) bo czasami wyskakuje mi jakieś małe twarde maleństwo na brodzie.
Pozostałe elementy zobaczycie potem w akcji na zdjęciach ;-). Są to typowo urodowe akcesoria. Mam beaty blender, który jest już trochę nadszarpnięty przez ząb czasu, też nie uważam tego jajeczka za jakieś wybitnie wygodne. Zanim odkryłam swój idealny pędzel, zamówiłam taką oto gąbeczkę z trzonkiem :
To tak jakby beauty blender, tylko z rączką. Wygodny, fajny, ale ja jednak nie będę fanką stemplowania, bo pokochałam szczoteczkę o której wspominałam
tutaj . Beauty blender z rączką kupiłam w BornprettyStore – to sklep z darmową przesyłką, który działa także na Ali. Przy przedmiotach z tego sklepu będę dawała dwa alternatywne linki, bo czasami taniej jest na ich koncie na Ali, czasami w sklepie 🙂 Dla mniej fajniej jak korzystasz z linku afiliacyjnego z ali – wykorzystam zgromadzone tam środki na pomoce dydaktyczne dla dzieciaków, ale jeśli zdecydujesz się na sklep – śmiało korzystaj z mojego kodu
NPH10, który daje 10% rabatu na cały koszyk – ja nic z tego nie mam, ale gdy kilka osób zrobi takie zakupy, bornpretty przekaże bon do wygrania w konkursie, który dla was zorganizuję :).
Link Bornpretty (
klik), na ali obecnie brak 🙁
Kredka do brwi ze spłaszczonym rysikiem – cudo! Opanowałam już obsługę color tattoo w odcieniu taupe, ale daje mocniejszy efekt. Chciałam też coś dziennego, co pozwoli mi zamalować prześwity. Ten niepozorny gadżet sprawia, że nie widać abym cokolwiek majstrowała przy brwiach, a wyglądają dużo lepiej. Używam codziennie od miesiąca, ten produkt się chyba nie skończy. Mam kolor #4.
Delikatne maźnięcie na dłoni. Link na Bornpretty (
klik) i alternatywny w ich sklepie na Ali (
klik), gdzie jest mocniej napigmentowana wersja w innym opakowaniu.
Od kiedy zdjęłam rzęsy 1:1, czasami jest mi ich brak. Lubiłam efekt jaki dawały, nie odnotowałam większych zniszczeń (chociaż powrót to krótkich był dość przykry), ale brakowało mi demakijażu olejkami i bałam się, że uzależnię się od tej „lepszej wersji”. Jeśli będę wybierała się na wakacje w jakieś cieplejsze miejsce – na pewno założę rzęsy jeszcze raz. Tymczasem raz na jakiś czas naklejam sztuczne. Te które wybrałam wyczesywane są z norek i są dość…wieczorowe. Przetestowałam je dopiero na karnawałowej imprezie :). Klejone klejem DUO (z inglota) są nie do zdarcia i czułam się w nich rewelacyjnie! To moje drugie rzęsy w życiu – wcześniej miałam Demi Wispies z Ardell. Tym na pewno muszę delikatnie przyciąć pasek w wewnętrznym kąciku, na okazje są rewelacyjne :).
Link Bornpretty (
klik), inne rzęsy na Ali (
klik).
Jestem nimi oczarowana, na dole tekstu zamieściłam je na swoich zdjęciach 🙂
Po kupieniu dużych pędzli, uzupełniłam też swoje zapasy o małe pędzle do makijażu oczu. Jednym z motywów przewodnich 2016 roku jest dla mnie ogarnięcie spraw „urodowych”, które przez zdrowie zawsze odkładałam na wieczne jutro. Cóż mogę powiedzieć o tym małym zestawie? Że to idealny zestaw podróżny, który stosuję na codzień :). Ma skośnie ścięty pędzelek do eyelinera, 3 pędzle do cieni i jeden do ust (ten umazany czerwoną szminką).
Link do zestawu (
klik). Myślę, że pędzle lepiej jest kompletować osobno, ja jestem laikiem i dla mnie są bardzo ok :).
Narzędzie tortur pokazywałam na blogu już w zeszłym roku – mam niebywałe „szczęście” posiadać wąsik. Trzy sprężyny błyskawicznie go usuwają ale… cóż, troszkę boli. Na pewno jest to bardziej eko niż plastry czy kremy, efekt jest ten sam. Nie podejmę się kalkulacji co jest bardziej kosztowne – sprężynka czy cukier do pasty cukrowej, pewnie można ocenić to po 10 latach 😀 Najgorszy moment to ten, w którym trzeba zebrać się na odwagę 😉
Link (
klik), na bornpretty jest sporo drożej, to nawet nie linkuję :).
To cudo wrzuciłam do koszyka „przy okazji”. Korektor do makijażu wydawał się dość abstrakcyjny – przecież wystarczy patyczek higieniczny – myślałam. Dopóki nie uświadomiłam sobie, że zrezygnowałam z eyelinera bo zawsze gdzieś się maznę, a potem nie mam czasu na poprawki i… a niech tam, najwyżej okaże się bublem – wrzuciłam do koszyka. Nie wiem czy to coś kiedykolwiek się zużyje, ale działa tak:
Na bornpretty jest sporo zdjęć (
klik), niestety niektóre kosmetyki rozmazuje, co niezbyt mi się podoba. Z większością kredek i eyelinerów działa jednak bez zarzutu, pozwala usunąć pomyłkę nawet w podróżu, za co 10 punktów :). Dwa razy zdarzyło mi się ogonek jaskółki zmazać tym produktem – potem wystarczy suchą chusteczką dotknąć mokrej warstwy i namalować od nowa. Nie spotkałam się z tym produktem na Ali sklepu (może źle szukam), ale stał się moim niezbędnikiem. U innego sprzedawcy jest taki produkt alternatywnego producenta (
klik).
Czerwona pomadka – jako bladolica, w dodatku z niską temperaturą i ciśnieniem, mam czasami efekt „braku ust”, które zlewają się z twarzą 😀 Czerwone usta dodają mi energii. Na ten niepozorny kosmetyk zdecydowałam się pod wpływem rewelacyjnych recenzji i odcienia, którego nie mogłam znaleźć nigdzie indziej. Pokochałam matowe kredki od Golden Rose, ale mam po nich bardzo suche usta, dlatego nakładam je dopiero na maść z witaminą A. Ten produkt ma aplikator w postaci błyszczyka, więc mogę stopniować efekt. Praktycznie używam jedynie na dwa sposoby – maleńka kropeczka jak tutaj:
w takim przypadku dotykam koniuszkiem aplikatora środek ust i rozsmarowuję produkt pędzelkiem. Uzyskuję ładny i równomierny efekt. Drugi sposób to jedno maźnięcie aplikatorem (zdjęcia na moich ustach będą na dole). Szminka jest bardzo intensywna i źle czułabym się z mocno pomalowanymi ustami. Produkt jest praktycznie nie do zdarcia, zdjęcia są po całym dniu noszenia ;-).
Mój kolor to 28, kupiłam na BornPretty (klik), na Ali są tańsze (klik). Nie wiem jak inne kolory.
Nad spinką rozpływam się od dawna, bo diabelnie mocno trzyma włosy. Poza tym – bardzo mi się podoba. Od kiedy pozbyłam się sporej części dawnej grzywki, ciągle muszę podpinać pozostałości, bo mnie wkurzają. Spinka sprawdza się w tym celu rewelacyjnie,w dodatku jest tania jak barszcz :).
Można ją kupić już za 70 centów (
klik). Obecnie rozglądam się za mniejszymi spinkami tego typu.
Specjalna pęseta do sztucznych rzęs – myślałam, że mam dwie lewe ręce, dopóki jej nie wypróbowałam. Jest niesamowita! Przykładam rzęsy, dociskam i gotowe. Wcześniej miałam problemy nawet z demi wispies :). Kupiłam na tej aukcji (klik).
Na tym gadżecie mogłabym skończyć, ale zimą gdy mam suchą skórę (latem świetny jest rozświetlacz z my secret) stosuję cudowny produkt Golden Ratio, który pokazywałam kiedyś na blogu:
U góry ma lusterko i mały złoty cień do powiek w kremie. Piszę o nim, bo użyłam kropeczki w makijażu, który pokażę niżej. Nie odważyłabym się użyć całej szpatułki – dotykam jej końcem pędzla i to wystarcza mi na obie kości policzkowe – produkt nie do zdarcia, idealnie stapia się ze skórą :).
Kupiłam na Bornpretty: (klik). Uwielbiam te produkt!
Wszystkie produkty użyte w makijażu (reszta to klej Duo, klasyczny cień beżowy marki Delia, róż Oh Oh z lovely i bb Garnier).
Chciałam postawić na look w stylu Rodziny Addamsów, ale źle czułam się z przedziałkiem po środku :). Nie wiem czy nie lepiej byłoby zostać przy jasnych ustach ;-). Muszę się też nauczyć wyżej przeciągać cienie, ale byłam bardzo zadowolona z siebie 😀
I strój:
Przypominam, że na Bornprettystore mam kupon NPH10, a o tym jak kupować pisałam tutaj –
Jak kupować na Aliexpress. Na pewno nie kupiłabym tam kleju do rzęsy czy garnków, ale już np. magiczne gąbki uratowały wiele moich rzeczy, a teraz czaję się czyściki z włókna szklanego do patelni (koszmarnie wyglądają od spodu ;-)). Nie wiem też którą maskotkę (i czy w ogóle) zamówić na Westwing – to spory wydatek, ale wiem jak cudownie koi ból taki termofor i ubolewam nad brakiem klasycznych kształtów :)).
Dobrej nocy! Ja wsuwam moje buty za 4 złote i idę jeszcze wypuścić kota na siku 😀
Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) –
jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂 A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem 🙂
Komentując oświadczasz, że znasz regulamin