Jak spowiadać się z seksu i 4 miasta w siedem dni [tygodnik]

To był intensywny tydzień –  7 dni, cztery miasta (w tym jedno za granicą), jeden event, dziesiątki spraw i zadań. Padam! Ale to takie radosne zmęczenie.

W poniedziałek bardzo chciałam zamknąć semestr zajęć prowadzonych ze studentami, ale mimo przełożenia dyżuru by bardziej im pasował, muszę bujnąć się do Bydgoszczy jeszcze we wtorek. Może w ten sposób znalazłam sobie powód, by zaliczyć festiwal pizzy? Uwielbiam pracę zdalną, wstawanie o piątej rano by ogarnąć połowę spraw i wolne kluczowe godziny, kiedy świeci słońce, urzędy są wciąż otwarte a u dentysty są happy hours 😀 Natomiast większość moich znajomych pracuje mimo wszystko 9-17 i czasami ciężko zgrać terminy. Ciężko mi zatem uwierzyć, jak wiele rzeczy upchnęłam w tym krótkim tygodniu!
W poniedziałek w mojej rodzinie przydarzyła się śmierć. Pisałam o swoich odczuciach w tekście: Nasienie koziorożca i peruwiańskie telenowele. Myślę, że dobrze się stało, bo gdy ktoś umarł za życia a potem odczuwa jedynie fizyczne cierpienie, to jaki sens jest w męczeniu się dalej?
Gdy moje ciało było dla mnie samej bardziej ograniczające niż jest dzisiaj, żałowałam że mogę mało się przemieszczać gdzieś daleko – zwyczajnie bałam się o swój oddech. Tajlandię, Filipiny, Indie i Chiny i tak odkładam na moment w którym poczuję, że kontakt z nowymi bakteriami mnie nie zabije, ale generalnie – nie widzę już dużych przeszkód w przemieszczaniu się w przestrzeni.
Tyle, że to nie ma już dla mnie znaczenia. Większość ludzi spędza życie na przemieszczaniu się wyłącznie w czasie i przestrzeni. Zmieniają się dekoracje,narzędzia, otoczenie, dorabiamy sobie coraz to nowsze filozofie dla usprawiedliwiania naszych wyborów, ale generalnie – nie ma to najmniejszego sensu, gdy brakuje wzrastania. Dla mnie to kluczowa kategoria, bez której nic innego nie ma sensu. Lubię wzrastać, tam w środku, czuć że się rozwijam, że coś zmieniam, że nie przesuwam się jedynie w miejscu i czasie, ale też przesuwam się wyżej w jakiś niewypowiedziany sposób. Świadomość, że wszystkie tytuły, pieniądze, nagrody, zobaczone miejsca i przeżyte lata nie mają specjalnego znaczenia w obliczu wzrastania, była dla mnie bardzo oczyszczająca i kojąca. Być może dzięki temu jestem osobą, która nie przejmuje się większością rzeczy, którą według innych – przejmować się powinnam.
Jaki to wszystko miałoby sens, gdybyśmy na nowo w miliardach wariantów odgrywali tę samą sztukę, której pierwszym aktem są narodziny, a ostatnim śmierć?

We wtorek wieczorem obrałam kierunek Londyn. W locie zaliczyłam Gdańsk i wybrałam się na bardzo długi spacer w deszczu. Fajna sprawa, tak na jeden dzień całkowicie zmienić środowisko, spojrzeć na wszystko z innej strony. Tylko tego oczekuję od takich wyjazdów 🙂
Nasyciłam się zielenią, co było mi bardzo potrzebne, bo zima  w Polsce kojarzy mi się głównie ze śmiercią. Mam nadzieję, że tak poprowadzę swoje życie, by zimowe miesiące spędzać w cieplejszym miejscu planety. Opcjonalnie mogą być krótkie wakacje w środku zimy 🙂
O moim ekspresowym wypadzie do Londynu pisałam tutaj: Londyn w jeden dzień – w tekście znajdziecie też zniżki na Airbnb i Ubera, a czy ja odwiedzę Londyn ponownie? Hmm, być może tylko w celach zakupowych – by rozsmakować się w kulinarnej namiastce całego świata zgromadzonej w Camden, odwiedzić knajpkę Jamiego Olivera i pobuszować po sklepach (głównie myślę o przyprawach).
Powrót do rzeczywistości, to nadrabianie zaległości związanych z pracą – nawet jednodniowy wyjazd może powodować nawarstwienie się mnóstwa spraw. Często pytacie, czemu wciąż pracuję, skoro prowadzę dość poczytnego bloga. Cóż… nie ma nic złego w utrzymywaniu się z bloga, to nawet całkiem fajne. Teoretycznie nawet mocno możliwe, ale prawdę mówiąc – oferty współpracy rzadko są na tyle ciekawe, bym mogła to robić czując się ze sobą fair i nie stając się niewolnikiem reklamodawców. Zawsze staram się, by z każdej współpracy płynęły korzyści także dla czytelników, stąd konkursy, zniżki, kupony :). Poza tym – lubię to co robię, chcę poczuć wartość pracy :). Traktuję to jako jedne wielkie zdobywanie doświadczeń i umiejętności, muszę nasycić się światem! :). 
W sobotę uczestniczyłam w przesympatycznym wydarzeniu o nazwie BlogUp, gdzie miałam przyjemność przedstawić swoją prezentację i mini-warsztat o tym, jak znaleźć złoty środek między oczekiwaniami czytelników, a własną niezależnością. Krótko mówiąc – jak słuchać cennych informacji zwrotnych i uczyć się od swoich odbiorców, ale nie pozwolić im wleźć na głowę i nie stać się ich niewolnikiem.
Pamiętam, że gdy otwierałam zakładkę „rozwój”, część czytelników była mocno na nie. Ale serce mówiło mi, że chcę o tym pisać – po czasie to rozwojowe czwartki były czymś, co wyróżniało mój blog. Gdy otwierałam zakładkę „zdrowie”, bo bardzo chciałam podzielić się swoimi sposobami na anemię czy przeziębienie – większość czytelników też krzyczała, że nie, że „nie taki blog subskrybowałam”. A potem przyszły pierwsze maile od osób, którym te teksty bardzo pomogły i wiedziałam, że czasami warto robić swoje, jeśli wiemy że to dobre i tak mówi nam serce. Że jestem gotowa zjeść gorzką pigułkę krytyki i stać się obiektem nienawiści dla zamkniętej grupie lekarzy na fejsie, jeśli dzięki temu ktoś kto przeczytał mój tekst podniósł jakość swojego życia i zdrowia. Ostatecznie mój tekst o gronkowcu uratował np. tego psa, [KLIK: ZDJĘCIE!] bezskutecznie leczonego latami u weterynarzy.  Psa, który był na skraju wyczerpania.
Natura rozwiązała problem w kilka dni. Czy warto? Dla mnie zdecydowanie! Jednocześnie moi czytelnicy są dla mnie bardzo ważni – bez was to miejsce nie miałoby przecież racji bytu! Dlatego warto słuchać uważnie, co mówią, jak reagują na różne treści.
Gdy pisałam nieco ponad rok temu o tym, że nie mam stylu, miałam poczucie wylądowania przed ślepą uliczką. Z jednej strony coraz częściej potrzebowałam formalnego stroju – z drugiej – nie cierpię poczucia sztywności, skrępowania jakimiś zasadami, białych koszul zapiętych na ostatni guzik (nie są kompatybilne z czymkolwiek powyżej miseczki B!), eleganckich pantofli na niskim obcasie i jednego dobrze skrojonego żakietu nienagannej jakości. Czytając takie porady czuję się jakbym miała w ręku książkę z lat 60-tych, dla dobrze ułożonych i potwornie nudnych panienek z dobrych domów. Byłam minimalistką, kiedy ta kategoria jeszcze nie istniała w internecie – mniej więcej od gimnazjum do 20-22 roku życia kupowałam jedynie książki. Resztę po całkowitym zużyciu (bo ciągle chciałam nowych książek) wymieniałam na nową. Przez te lata miałam pewnie na stopach mniej par butów niż dzisiaj przez miesiąc. Większość ludzi ma pewnie odwrotnie, ale dla mnie to minimalizm był ograniczający – ja po prostu lubię przedmioty ;-). Dzięki nim usprawniam swoje życie, oszczędzam czas, żyję wygodniej.

Golden ratio by napiszani featuring a long necklace

Powyżej wrzuciłam kolaż przedstawiający elementy, które miałam na sobie podczas wystąpienia na toruńskim spotkaniu. Długo szukałam sukienki,która będzie maksymalnie uniwersalna – ta chyba jest ok :).

Wstawiłam kolaż za pomocą polyvore – nie bawiłam się w tym serwisie od czasów photobloga (a więc dość długo :)), więc mam nadzieję, że elementy są wciąż klikalne. Kiedyś polyvore podpowiadało alternatywne, podobne ubrania, mam nadzieję, że ta opcja nadal działa. Jeśli nie – na wszelki wypadek podrzucam: linki: sukienka, kozaki, wisiorek. Gdy nie linkuję do swoich ubrań, krzyczycie w komentarzach, ale coraz rzadziej takie linkowanie ma sens, bo w ciągu kilku godzin ubrania są wyprzedane 😀 Nigdy nie sądziłam, że ktoś kupi jakieś ubranie z mojego polecenia 😀
Zdjęcie z organizatorami, bez których spotkanie nigdy by się nie odbyło! 🙂 Więcej w albumie na fejsie (klik).
Muszę bardzo pochwalić całą inicjatywę, bo po pierwsze – nie trzeba mieć bloga, by się zjawić, po drugie – to spotkanie naprawdę służy wymianie myśli – poznałam wiele interesujących osób :)).
Po trzecie – nie ma giftów! Uff!
Byłam kiedyś na jednym spotkaniu bydgoskiej blogosfery, zorganizowanym przez kilka dziewczyn, z których połowa miała dobre intencje (Agata, Patrycja – cieszę się, że was poznałam!), a druga część już niekoniecznie… na tym spotkaniu dostałam tyle giftów, że mogłabym otworzyć małą drogerię… rozdawałam to innym przez kilka miesięcy, ponieważ mnie ten świat nie kręci. Ostatnio robiłam też na gwiazdkę prezenty biedniejszym dziewczynom. Nigdy więcej nie wybrałam się na takie spotkanie – gifty sprawiają, że po otrzymaniu magicznej torebki z kremem czy innym smarowidłem, nagle ktoś pędzi na autobus, pociąg i orientujesz się, że na sali było sporo osób, a nie udało się z prawie nikim zamienić słowa, bo motywacją były właśnie prezenty… Unikam takich spotkań jak ognia. Piszę o tym, bo strona do monitorowania mediów wypluła mi kiedyś komentarz z bloga dziewczyny, która wymieniła mnie wśród osób nastawionych „tylko na współpracę”. Popłakałam się ze śmiechu widząc podręcznikowy przykład hipokryzji, gdy post wyżej była relacja z e sporego prezentobrania (spotkania dla blogerek urodowych z giftami), a reszta tekstów to barterowe recenzje :D. I żeby nie było – nie widzę w tym nic złego, ale na Boga – wypadałoby mieć jakąś spójność poglądów.
Także podsumowując – toruński BlogUp jest super, mam całą listę blogów, które po tym spotkaniu będę odwiedzać :)).
A żeby pośmiać się trochę z własnego środowiska, zamieszczam zabawny filmik:
Jakie to prawdziwe 😀
W tematach urodowych… trafiłam przypadkiem na prawdziwą perełkę, dzięki której oszczędzam i podkład, i czas!
To ptak! To samolot! Nie, to super szczoteczka do makijażu z Aliexpress! 🙂
Wklejam skróconą recenzję, którą wrzuciłam na grupę (nie lubię zawalać takimi drobiazgami bloga, ale zostałam poproszona więc… :))
Szczoteczka do podkładu – widziałam na instagramie, zdecydowałam się kliknąć. 
1.30 usd , doszła w 12 dni, ale recenzję wstawiam dopiero teraz, po dokładnych testach na różne sposoby.
Link : 
Szczoteczka jest mała, włosie zbite,gęste, nie zgubiła jeszcze ani jednego włoska. Jest malutka, ale świetnie nadaje się do rozprowadzenia podkładu, korektora, roztarcia produktowow z kremowej palety do konturowania. 
Przelałam sobie do butelki z atomizerem wodę i pryskam na szczoteczkę. Na twarz palcem nanoszę kilka kropli podkładu lub kremu bb (kilka kropli =jedna pompka) i rozprowadzam szczoteczką. U mnie w ten sposób sprawdza się najlepiej. Mam wrażenie, że krycie w porównaniu do gąbeczki jest lepsze, podkład lepiej stapia się ze skórą. Nie maluję się jakoś często, ale czasami po chorobie mam mega since pod oczami i czerwony nos – nigdy w życiu nic tak ładnie nie stopilo mi korektora ze skórą ♡ potrafi pięknie rozprowadzić nawet tępy dermacol ♡ tym samym szczoteczka zdeklasowala u mnie beauty blender i flat top, zużywa tez bardzo mało produktu.
Moje spostrzeżenia o lepszym kryciu potwierdza test pomarańczy z tego filmiku (od 35 s.)

Minusy: trzonek szczoteczki jest dość cienki,mam wrażenie, że kiedyś pęknie 🙂 rozmiar bardzo wygodny, szczególnie jeśli manewruje się w okolicy nosa ♡ kupię większą wersję jak Chińczycy skończą świętować.
Wiem, że kilka dni temu pojawiły się te szczoteczki w Polsce. Dlaczego nie kupiłam „polskiej”?
1. Gdy kupowałam, nikt nie miał ich jeszcze w ofercie
2. Lubię tutoriale z youtuba, lubię kanał, ale nie mam pewności czy produkty zostały wyprodukowane w Polsce, czy płacę gigantyczną marżę
3. Pędzel w Polsce jest 10x droższy (sic!), a jak twierdzą dziewczyny z grupy – prawdopodobnie też wyprodukowano go w Chinach.
Filmik z instagrama, który mnie przekonał:
i moja grupa na fejsie, na której pojawią się recenzje chińskich wynalazków (klik).

Oraz link do dużej wersji szczoteczki (klik)

Odnośnie instagrama…
Profil „faktoid”, który rozłożył mnie łopatki:
Jak spowiadać się z seksu
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika @red_nacz 28 Sty, 2016 o 11:52 PST
Tak bardzo nie rozumiem… boli mnie ile kościół robi złego dla postrzegania kobiet i seksualności przez wierzących, aczkolwiek… jeśli ma być buforem przed islamem, który w tej materii może zrobić więcej złego…
  • JakOnaToRobi i fajny tekst o zazdrości 
  • Najbrzydsze buty świata odcinek 1500100900 : klik (nie mogłam nic znaleźć, podesłała czytelniczka :*)
  • Odnośnie niedawnego tekstu o tym, że żaden zawód nie jest „lepszy” – artykuł o kobiecie, która marzyła o byciu ekspedientką (klik)
  • Czego się o sobie dowiesz, gdy zadasz pytanie w internecie (klik) – bardzo fajny tekst! Również uważam, że grupa „Montessori po polsku” jest trochę hermetyczna i zamknięta, tym bardziej, że literatura naprawdę nie jest wznawiana i ciężko o rzetelną informację. Zabawne – rozmawiałam na ten sam temat z jedną z uczestniczek toruńskiego spotkania, która prowadzi żłobek w duchu Montessori, i chciałaby prowadzić o tym bloga. Miała podobne refleksje odnośnie tej grupy, a ja mocno kibicuję, by stworzyła w sieci miejsce, spinające tematykę w zgrabną, spójną całość 🙂
  • Jaskółczarnia – bardzo kobiecy blog  – jestem niemal pewna, że autorka prowadziła kiedyś innego bloga i że byłam czytelniczką :)).
  • Najpiękniejszy bob (fryzura) świata! – bardzo mi się podoba, ale wiem że nie dogada się z moimi włosami, które da się ogarnąć jedynie gdy sięgają za łopatki 🙂
  • Matka pozwoliła swojemu trzyletniemu synkowi by decydował,  w co ma się ubierać. Niesamowicie pozytywne! (klik)
  • Co mówić dziecku zamiast „brawo!” „wspaniale” (klik)
Na dzisiaj to już wszystko, wyniki konkursu książkowego pojawiły się tutaj (klik).
A teraz idę nasycić się moją ulubioną zieloną herbatą z opuncją figową – przez lata byłam uzależniona od sączenia herbaty earl grey, od miesiąca piję zdrowszą – zieloną. Ta drobnostka to dla mnie osobiście mój największy sukces stycznia. Chociaż jestem przekonana, że moi bliscy wskazaliby na inne osiągnięcia :).
Bądź na bieżąco! 
  INSTAGRAM ❤ FACEBOOK 
❤ FACEBOOK MONIKI 

Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) –

 jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂 A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem 🙂

Follow on Bloglovin

Komentując oświadczasz, że znasz regulamin

Uściski, Ania
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Previous
Londyn w jeden dzień – jak tanio zorganizować wycieczkę do Londynu
Jak spowiadać się z seksu i 4 miasta w siedem dni [tygodnik]

0
Would love your thoughts, please comment.x
()
x