Jak zadebiutować z książką?

Napisałeś książkę. Co dalej?Ostatnio pisząca koleżanka podzieliła się informacją, że na konkurs na który nadesłała powieść, zgłoszono jeszcze 700 innych prac. Słownie : siedemset. W świetle tych informacji stwierdzam, że jestem wielką szczęściarą.

Być może wiesz, być może nie – to do mnie odezwało się wydawnictwo z propozycją napisania książki. Opisałam tę historię tutaj. Wcześniej nie myślałam na poważnie o napisaniu książki, a o wydaniu już w ogóle. Nie będę ściemniać – kilka razy przemknęło mi przez myśl, że fajnie byłoby napisać coś swojego, ale były to myśli z gatunku dziecięcych marzeń o byciu sławną piosenkarką/aktorką/modelką jakie często słyszę od przedszkolaków.

Po napisaniu książki, zrezygnowałam z wydawnictwa bo… nie widziałam w tym sensu. Wydawnictwo chciało ingerować w mój zamysł, np. zalecając nadmuchanie objętości książki. Ja chciałam, aby książka zawierała maksimum treści i minimum stron.
Na tym etapie naprawdę nie myślałam o pieniądzach.
Zdecydowałam się na self-publishing. Wydałam e-booka i nie miałam problemu z oddaniem 50% zysków platformie na której to zrobiłam. W praktyce było to jeszcze więcej (podatek i te sprawy). W zamian moja książka znalazła się w dużych księgarniach internetowych do których nie miałabym żadnego dostępu jako młoda grafomanka bez działalności wydawniczej 🙂
W momencie w którym zdecydowałam się na self-pub nie liczyłam na to, że ktokolwiek moją książkę zechce przeczytać. Myślałam, że w gronie moich czytelników będą jedyni znajomi, rodzice, może garstka czytelników bloga? Akceptowałam to w 100% 😉

Byłam bardzo zaskoczona, gdy książka znalazła się wśród bestsellerów tygodnia w internetowej księgarni empiku. Cieszyłam się jak szalona, bo chociaż nie było to wiele egzemplarzy, to bestseller na samym starcie brzmi naprawdę super!

Do tej pory dostałam jedną negatywną opinię o książce. (Mam na myśli uargumentowaną;). Na Lubimyczytać użytkowniczka o nicku Sabrisia oceniła moje „dzieło” na 4/10. Ponieważ priorytetem jest dla mnie rozwój, zapytałam o wady książki.



Uzyskałam odpowiedź, za co jeszcze raz bardzo serdecznie dziękuję 🙂
Jeśli jesteś niezadowolony z mojej książki, zapraszam na maila. Postaram się to zrekompensować.


Mam świadomość swoich ograniczeń. Mieszkam w Polsce. Tutaj e-booki są usługami, więc są opodatkowane. W dodatku jesteśmy w czytelniczym ogonie Europy. 61% Polaków powyżej 15 roku życia nie miało w ciągu ostatniego roku kontaktu z książką. A ja piszę do grupy wiekowej która czyta. Blogi, fora, pudelka. Nie książki. I jeszcze jedno – napisałam poradnik. Na bardzo oklepany temat. Nie romans, nie soft-porno, nie książkę fantasy. Poradnik. Zerowe szanse na przetrwanie na rynku wydawniczym.


Mogłabym mieć z tym problem. Mogłabym narzekać w gazetach jak pani Kaja Malanowska, która na swoim facebooku rzekła:

„6 800 złotych. Tyle za 16 miesięcy mojej ciężkiej pracy. Wiem, że w*****ające jest wylewanie frustracji na FB, ale mam ochotę strzelić sobie w łeb. (…) pozdrawiam rynek czytelniczy”

Ale ja nie jestem człowiekiem narzekającym, płaczącym i przerzucającym winę za swoje niepowodzenia na innych ludzi. Ja widzę na tym rynku wielkie szanse dla autorów. Ogromne!

Mamy XXI wiek, nowe technologie, nowe możliwości. Sama przecież z nich korzystam. Wiem, że czytelnik nie lubi dużo płacić za książkę. Wiem, że nie lubi marnować swojego czasu i wiem, że e-book powinien być tani.

Sama korzystam z abonamentu Legimi i przyszło mi do głowy, że warto mieć książkę w tej usłudze. Napisałam w tej sprawie do swojego dystrybutora – podał kontakt do Katarzyny Domaśnkiej z Legimi. Pani Kasia odpisała, że o tym które książki lądują w abonamencie, decyduje  dystrybutor. I byłoby tak bez końca, ale jestem dość asertywna i drążyłam dalej 🙂 Na szczęście w Legimi pracują profesjonaliści i po drobnych problemach z dokumentami  wszystko się udało. Podpisałam umowę, zapłaciłam 50 zł za konwersję książki i znalazłam się w Legimi. Od początku wiedziałam, że Legimi to jest to. Wierzę w potencjał tej usługi bo sama z niej korzystam. Nie pomyliłam się. Przy okazji wyszło bardzo fajnie, bo Virtualo  (Ci, którzy umieścili książkę w empiku itp.) pobiera 50% prowizji, a Legimi tylko 30 😉 Gdyby moja książka znalazła się w Legimi przez Virtualo, dostawałabym 50% od 70% (brutto, nie na rękę;-)) więc po opłaceniu podatku, prowizja zjadłaby mi prawie wszystko. Przypadkowo ominęłam jedno ogniowo „prowizjożercze” i wyszłam na tym dużo lepiej, chociaż tego nie planowałam. To kolejny powód, dla którego Legimi jest super i warto o nim pomyśleć planując wydanie własnej książki.


Dzięki Legimi mogłam swoją książkę udostępnić za darmo czytelnikom mojego bloga w ten sposób, żeby nie fruwała sobie bez kontroli po chomikach i innych portalach. Dodatkowo wiem ile osób pobrało ja na półkę, a ile przeczytało. Podpięłam książkę pod program afiliacyjny i od każdego zamówienia dostaję prowizję. Nigdy tego nie ukrywałam. Oczywiście od przeczytanego w całości egzemplarza też dostaję honorarium.

Wyznaję w życiu zasadę którą odzwierciedla cytat wyżej. Napisałam książkę bo chciałam. Nie dla kasy, nie dla fejmu, nie dla rozgłosu. Miałam ochotę.


Dalej potoczyło się cudownie. Jesteście niesamowitymi czytelnikami i książka stała się bestsellerem. Dzisiaj dostałam wiadomość (…)”Czy wiesz, że Twoja książka osiągnęła większą ilość sprzedanych egzemplarzy niż bestsellerowy Wilk z Wallstreet? A przecież to był hit kinowy! „(…). w dodatku dzięki wsparciu czytelników, została e-bookiem roku.

Mam 22 lata, brak pleców, brak znajomości i brak doświadczenia na rynku wydawniczym. Wydanie książki kosztowało mnie…50 zł. Za konwersję pliku. Gdybym się uparła, mogłabym zrobić to sama i byłoby za darmo.

Do promocji wykorzystałam tylko bloga. Reszta potoczyła się na zasadzie rekomendacji innych czytelników.
Np. Na facebooku dostałam taką wiadomość od Oli S.:

Aniu, chciałam Ci baaaaaaaaardzo podziękować – za książkę, za bloga, za motywację. Odkąd ją przeczytałam, codziennie mam super humor, cały czas się uśmiecham. Nie zwracam już uwagi na drobnostki, które wcześniej wyprowadzały mnie z równowagi, za to doceniam każdą małą, miłą rzecz, która mi się przytrafiła. Może to zabrzmi banalnie, ale naprawdę zmieniłaś moje życie  Już od jakiegoś czasu interesowałam się rozwojem osobistym, sposobami na motywację itp., ale podchodziłam do tego trochę sceptycznie, bo zawsze byłam raczej racjonalistką. Dopiero po przeczytaniu Twojej książki to wszystko jakoś mi się poukładało w głowie. 
Teraz pożyczam książkę wszystkim znajomym, bo czuję że tak trzeba. Chcę, żeby i oni zmienili swoje nastawienie do życia i zaczęli je przeżywać z radością.(…)

Takie słowa są warte więcej niż miliony monet. 


Dlatego nie rozumiem podejścia pani Malanowskiej. Kiedy ktoś pisze książkę dla pieniędzy, będzie rozczarowany. To normalne. Po pierwsze człowiek 🙂 Dla mnie priorytetem jest zadowolony czytelnik 🙂


Co ja polecam? Rynek wydawniczy znajduje się obecnie w ciekawym miejscu i czasie. Możemy płakać, możemy to wykorzystać. Niedawno rozmawiałam z kobietą, która zapłaciła wydawnictwu 5000 zł za wydanie książki i od roku jest zbywana słowem „później”. Trochę mi szkoda, trochę nie rozumiem dlaczego zdecydowała się na taką opcję.


Gdybym napisała powieść albo opowiadanie, zrobiłabym tak :

Dałabym się czytelnikom poznać. Może założyłabym bloga? Udostępniałabym wszystko za darmo. Otrzymałabym bardzo cenną rzecz – feedback. Wiedziałabym na czym polegają słabe strony mojego pisania i mogłabym się poprawić. Gdyby ludzie chcieli mnie czytać, potoczyłoby się samo. Jeśli zgromadziłabym czytelników, wydałabym coś na własną rękę jako e-book. Druk też nie jest drogą sprawą. Umówmy się – początkujący autor oczekujący fame&fortune to nieporozumienie 🙂 

Mój znajomy informatyk mówi, że można jeszcze udostępnić e-booka za darmo na zasadzie „pay with a share” lub „pay with a tweet”, gdzie uzyskujesz dostęp po udostępnieniu informacji o książce na facebooku lub twitterze (automatycznie). Nie próbowałam, ale to może być strzał w dziesiątkę 🙂 Początkujący autorze : do dzieła!


Ja jestem wdzięczna za to, że mogłam napisać książkę, mogłam ją wydać i że rynek ją przyjął. Nie mam do nikogo żalu, że rynek wydawniczy wygląda tak, a nie inaczej. Wydawnictwo to biznes, biznes musi na siebie zarabiać. Ludzie którzy pracują w wydawnictwach wykonują ciężką pracę, mają wiele zadań i coś do garnków wkładać muszą. Wydawnictwo jest wygodą (załatwia za autora wszystko), ale za wygodę się płaci, to oczywiste.


Moim zdaniem początkujący autor ma dzisiaj wielką szansę. Nawet autor grafoman 😉 Sama odnajdę przecież przyjemność i w czytaniu Dostojewskiego i  w Sadze o Ludziach Lodu. Rynek stoi otworem i jest dużo bardziej rozległy niż sądziłam. Naprawdę, musiałabym być naiwna sądząc, że ktoś będzie chciał przeczytać książkę 22 letniej Ani która pisze o tym, jak stać się szczęśliwym człowiekiem. Brak jeszcze jednorożców i tęczy. Kilka lat temu sama pewnie prychnęłabym mrucząc „co ta gówniara może wiedzieć”. Tymczasem książka jest polecana dalej i dalej… Nie ma rzeczy niemożliwych 🙂


PS. Grafomani zawsze publikowali swoje książki. Po prostu dzisiaj nie muszą pić wódki ani sypiać z decydującymi ludźmi 😉 


Jeśli marzysz o wydaniu książki, zrób to samodzielnie. Daj ludziom coś za darmo, pokaż kim jesteś, co piszesz, jak piszesz. Jeśli będzie to coś wartościowego, na pewno na tym nie stracisz 🙂 Być może odezwie się do Ciebie wydawnictwo, być może zdobędziesz czytelników. Jeśli marzysz o druku, może pomogą Ci go sfinansować na polskim kickstarterze? To, jak postrzegasz sytuację początkującego autora zależy od tego, czy szukasz problemów, czy możliwości. Gorąco polecam drugie podejście, tym bardziej, że tych możliwości nigdy nie było tak dużo!

Poprzedni tekst: Co się działo w ubiegłym tygodniu (kliknij na zdjęcie)

Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) –

 jeśli chcesz być na bieżąco, zostan obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂

 

Follow on Bloglovin

Lubisz – zalajkuj 😉

Uściski, Ania
Subscribe
Powiadom o
guest
19 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Anonimowy
Anonimowy
10 lat temu

Nie patrzyłam na to w ten sposób. Dziękuję za możliwość przeczytania Twojej książki i pokazanie mi, że można czytać w abonamencie. Gdyby był większy wybór, byłoby idealnie 🙂 Mam nadzieję, że abonament się rozwinie…a i własna ksiażka chodzi mi po głowie, chciałabym zobaczyć swoje nazwisko w empiku, ale jak to czytam, to rzeczywiście, dlatego ktoś miałby dać mi taką szansę? Chyba wezmę sprawy w swoje ręce 🙂 Dziękuję za kopniak motywacyjny 🙂

Anonimowy
Anonimowy
10 lat temu
Reply to  Anonimowy

Hej, nie jestem tą samą osobą co Anonimowy wyżej, ale nie mam konta na blogspocie, a chętnie odniosę się do Twojego pytania o garnki, bo sama się nad tym zastanawiałam 🙂 Doszłam do wniosku, że to nic złego. Niestety coraz mniej osób czyta książki, więc może chociaż te "garnki" przyciągną klienta do Empiku i zainspirują do zakupu książki przy okazji? 🙂 Często księgarnie utrzymują się dzięki tym garnkom, a przy okazji mogą sobie pozwolić na regularne promocje, z których ja jako nałogowa czytelniczka często w Empiku korzystam 🙂 A Twoja książka super, daje pozytywnego kopa 🙂 Pozdrawiam serdecznie, Sandra

Lusterko Em
10 lat temu
Reply to  Anonimowy

Ze sprawozdania finansowego Empiku wynika, że obecnie najwięcej zarabia właśnie na artykułach do domu, szkolnych itp. 🙂

Magda Kazimierczyk
10 lat temu

A czytałam gdzieś kiedyś, że w Polsce na książce w Polsce zarabia w 99 % Cejrowski, pani od dmu nad rozlewiskiem i jeszcze ktoś. Mnie samej do napisania brak b było systematyczności, moja przyjaciółka sto lat temu napisała książkę fantasty (czy fantazy, jak ja się na tym nie znam…) ile ona się wtedy naposyłała to do wydawnictw…Jak tak myślę to chyba sobie walnę kiedyś jakieś swoje 50 twarzy, może zarobię chociaż z 50 zł xD

Tesia
10 lat temu

W kontekście sytuacji w jakiej znajduje się polski rynek czytelniczy linkuję do artykułu który dał mi nieco do myślenia – myslę że warto by więcej ludków się zapoznało, więc wklejam:)
http://www.dwutygodnik.com/artykul/5025-rynkowy-wygwizdow.html
Daje do myślenia, zwłaszcza w kwestii tego jak w kraju tutejszym oceniamy wartość rynkową książki. Si, my wszyscy;p Twój tekst dodaje do tego cegiełkę informacji o tym, jakie to daje efekty, czyli o świecie gdzie wydawanie książek przeniosło się do sieci. I to też jest ciekawa rzecz. Pozdrawiam:)

Mila
10 lat temu

Właśnie czytałam o self-publishingu (tak to się odmienia? :P) kilka dni temu. Od lat piszę… do szuflady. Mam swoich bohaterów, w sumie to mogłabym wydać jakąś baaaardzo wielką objętościowo sagę ;D Mam wiele moich zbiorów opowiadań – z czego połowa w mojej głowie (i pamiętam po latach słowo po słowie jakbym chciała to napisać!). No i tak myślę i myślę… czy warto wydać coś swojego? Niby tak, ale przerażał mnie brak możliwości… No i w sumie dopiero dzięki Tobie dowiedziałam się, że wydanie własnego e-booka może kosztować zero (nie licząc 50 zł)… jestem szczerze zdziwiona, bo nie wiedziałam, że w… Czytaj więcej »

Mila
10 lat temu
Reply to  Mila

Dziękuję bardzo za przykłady 🙂 Na pewno się rozejrzę trochę lepiej w tym temacie 🙂

Anonimowy
Anonimowy
10 lat temu

"PS. Grafomani zawsze publikowali swoje książki. Po prostu dzisiaj nie muszą pić wódki ani sypiać z decydującymi ludźmi 😉 " so fuckin' true. w każdej branży 😀

Em
Em
10 lat temu

Kiedy wydawnictwu trzeba zapłacić, żeby wydało twoją książkę, to już można założyć, że coś tu jest nie tak. W przypadku pozycji, która ma duże szanse na dobre przyjęcie, to wydawnictwo będzie bardzo chciało ZAPŁACIĆ TOBIE. Dlatego jestem przeciwniczką wydawania książek za własne pieniądze w ten sposób, jest ogromna szansa, że książka się nie sprzeda. Oczywiście nie dotyczy to self-publishingu w formie ebooka, tak jak Ty to zrobiłaś 🙂

Lusterko Em
10 lat temu
Reply to  Em

To ja, poprzednio zapomniałam się przelogować z innego konta 🙂 Ja narzekań pani Malanowskiej nie rozumiem, chyba przeczytała swoją umowę, zanim ją podpisała. Jeśli nie pasowały jej jakieś warunki, to trzeba było negocjować, a nie marudzić po fakcie. Debiutantom radziłabym właśnie wybadać rynek, zobaczyć, na co mogą liczyć od wydawców i – jeśli ich to nie zadowala – samemu wydać książkę, ale na pewno na początku nie w formie drukowanej.

Aurora
10 lat temu

Ania, wymierzyłaś mi solidnego kopniaka. Dzięki!!! :*

Anonimowy
Anonimowy
10 lat temu

przez Ciebie całą noc nie spalam i myslałam o swojej powieści. Problem polega na tym, że nie każdy ma takie jaja jak Ty i jest w stanie przeboleć ewentualną porażkę. To jest moja blokada, że o ksiązce nikt się nie dowie, nikt jej nie przeczyta. Gdybym miała wydawnictwo, byłby kozioł ofiarny w postaci słabej okładki, słabego marketingu, innej linii promocyjnej. Self-pub oznacza pełną odpowiedzialność i za sukces i za porażkę. Jak o tym myślę, to zastanawiam się, że skoro ja boję się ryzyka które wcale nie jest ryzykiem finansowym, a strachem przed klęską, to czemu jakieś wydawnictwo miałoby brac to… Czytaj więcej »

Anonimowy
Anonimowy
10 lat temu

Przepraszam, że się wcinam, nie znam sprawy, ale czy chodzi o prof. dr hab. Bogusława Śliwerskiego? Jeśli tak, to jest on profesorem na mojej uczelni – Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie 😉 Jakbyś miała problem z dotarciem do niego czy kogokolwiek z tej uczelni to śmiało pisz, chętnie pomogę 😉
Pozdrawiam,
Agnieszka

kreconowlosa
10 lat temu

Wczoraj skończyłam czytać Twoją książkę 😉 Myślałam, że nie dam rady, bo nauki masa, ale udało się. Czyta się przyjemnie, zawiera wiele cennych lekcji i bardzo mi się podobała. 😉 No i spodobało mi się Legimi 😉

pidzamowa
10 lat temu

Ojejej… nie wiem czy powinnam tak osobiście czytać ten tekst 😉Marzy mi się jednak druk, może dlatego że nie czytam ebooków i moi znajomi też nie czytają, więc ciężko mi się przekonać do takiej formy, ale… daję sobie rok. Jeśli nic nie ruszy (a stosunkowo jeszcze nie tak dużo czasu minęło od wysłania propozycji wydawniczych) to myślałam o założeniu bloga na którym publikowałabym ją rozdziałami- szkoda by było żeby do nikogo nie dotarła. Na razie- mam kilka niezamkniętych furtek przez które pcham tę moją książkę w świat 😀Tymczasem moje życie poetyckie bardzo się rozwija i że tak powiem… wyrabiam nazwisko… Czytaj więcej »

Anonimowy
Anonimowy
10 lat temu

ja jestem kolejną osobą, dla której twoja książka jest słabą grafomanią, niestety, panuje tu cenzura i mimo ze nie było w moim komentarzu hejtu – nie zamieściłaś go… smutne to , że tylko włażenie ci w tyłek i chwalenie twoich wypocin zasługuje na komentarz

Anonimowy
Anonimowy
10 lat temu
Reply to  Anonimowy

Kolejną osobą? A kto jeszcze tak uważa? Ja właśnie czekałam na więcej recenzji z decyzją o przeczytaniu, bo zazwyczaj te pierwsze są od bliskich. Dla mnie książka jest merytorycznie bardzo inspirująca i zdecydowanie pomogła mi w podniesieniu jakości życia. Natomiast warstwa graficzna, okładka, korekta (!) – zdecydowanie do poprawki. Nawet wystosowałam do autorki wiadomość w tej sprawie i podziękowała grzecznie za wskazówki, co było dość przyjemnym zaskoczeniem. Wielokrotnie w komentarzach prezentowałam odmienne stanowisko do malującej Ani i jeszcze nie zdarzyło mi się, aby komentarz zniknął 🙂 Bez względu na to, czy nie podoba mi się jej kolor włosów, stan końcówek… Czytaj więcej »

sabrisia
10 lat temu

hej! to ja – "ta zła" sabrisia z lubimyczytac;) kiedy zobaczyłam naszą rozmowę wklejoną na bloga trochę mnie to zaskoczyło, ale i podekscytowało! W końcu nie co dzień moje dzieło "Kociczka pisząca magisterkę" może być podziwiane przez tyle osób;) Postanowiłam napisać Ci tę wiadomość, bo czytam właśnie ciekawą książkę i pomyślałam sobie, że na pewno Cię zainteresuje! Jeśli jeszcze się z nią nie zetknęłaś spojrzyj w wolnej chwili na "Kod szczęścia" Richarda Wisemana. Autor w naukowy (acz ciekawy!) sposób zajmuje się tematyką szczęścia i pecha. Myślę, że zaciekawi Cię nie tylko ze względu na tematykę, ale i formę. Wiseman proponuję… Czytaj więcej »

Previous
Co myślą o Tobie inni? Motywacyjny poniedziałek :)
Jak zadebiutować z książką?

19
0
Would love your thoughts, please comment.x
()
x