Jestem tą osobą, która zazwyczaj zapominała spakować pasty do zębów albo olejku do opalania, ale jej torba pękała w szwach. Na szczęście to już przeszłość. Wiele osób pyta mnie o moje triki, a ja nie chciałam pisać kolejnego poradnika, który nie wniesie nic nowego. Trzeba szanować czas czytelników :). Na szczęście dzisiaj mam pretekst i opowiem jak zgarnąć miniaturowe kosmetyki, co bardzo przyspieszy pakowanie. Plus opowiem o kosmetycznej części ze swojej perspektywy.
Na początek, bo święta nie jestem – jeszcze w czerwcu (!) spakowałam swoje kosmetyki tak:
Mało tego – byłam z tego dumna! Dzisiaj nie wiem co padło mi na głowę, by brać pełnowymiarową wodę termalną, 150 ml sprayu do włosów i ciężki olejek plus antyperspirant w szklanej butelce. No i na tym zdjęciu to oczywiście nie wszystko. Sami rozumiecie – nie miałam żadnych kompetencji do pisania o tym jak się spakować, to byłaby bezczelność. Jakieś podróżne gadżety i te sprawy – jasne, jestem gadżecierą, wożę w walizce leżak, ale jeśli kosmetyki zajmowały tyle miejsca co on, to coś było nie tak.
Na szczęście miałam wiele okazji by nauczyć się na swoich błędach. Jakieś jeżdżenie po Polsce, kilka pobytów w Warszawie, Włochy w lipcu, Lwów w sierpniu, Malta we rześniu, Cypr w listopadzie. W końcu i ja się nauczyłam :).
Okej, więc po kolei (chyba jestem zmęczona, bo własnie napisałam „po koleji”🙈.
1. Nigdy nie biorę ze sobą niesprawdzonych kosmetyków
Podróż to nie jest dobry czas na testowanie. Nie chcesz na zdjęciach z wakacji mieć wysypki ani drapać się po głowie, podobnie jak załzawionych oczu na spotkaniu służbowym. Wierz mi :).
2. Na stół wysypuję wszystko, co rozważam
Zastanawiam się, czego potrzebuję. Zazwyczaj jest to żel pod prysznic, szampon, szczoteczka i pasta. To są podstawy i z takim minium można przeżyć, ale osobiście – wolę mieć też kilka innych rzeczy. Kluczowe jest to, żebym wszystko rozłożyła na dużym blacie i zobaczyła jak wiele jest tych kosmetyków i dlaczego nie ma sensu brać całości :).
3. W co to wszystko spakuję?
Limity linii lotniczych to jeden litr płynów w przezroczystej torebce z klipsem/woreczku strunowym. Dodatkowo nic nie powinno mieć więcej niż 100 ml. Kiedyś myślałam, że to bardzo mało. Dzisiaj – że dużo. Jestem w stanie wszystko zmieścić w tej małej kosmetyczce podróżnej z rossmanna, ale zawsze zabieram ze sobą też woreczek strunowy – na wypadek, gdybym coś planowała kupić i przywieźć. To mój ulubiony agument dla siebie samej – nie targam wszystkiego, bo może coś wpadnie mi w oko ;).
Wszystkie płyny mieszczą mi się tutaj.
Dla porównania – woreczek strunowy:
„Anna Zaradna” to jakaś randomowa marka, nie ma nic wspólnego z tym tekstem, chociaż woreczek sprawdził się bardzo dobrze. Ten wpis ma jednak partnera :).
Kojarzycie markę MIYA? Ich żółty krem Hello Yellow był wśród moich ulubieńców października . Uwielbiam go! Kremy Miya są rewelacyjne – naturalne, bezpieczne (bez silikonów, parabenów), cudnie pachną i mają genialny stosunek jakości do ceny. Pomyślałam więc o tym, by na Cypr zabrać tylko jeden krem. A musicie wiedzieć, przez chorobę moja skóra jest sucha, czasami wręcz odwodniona i kapryśna. Miya nadaje się i do twarzy i do ciała i do rąk, więc była idealna. Wybrałam krem my WONDERBALM I’m Coco Nuts
Gęsty, treściwy, pachnie jak słodki drink, pinacolada czy coś takiego. Chciałoby się go zjeść. Tuba 75 ml pozwala na zabranie go do samolotu i tam też sprawdził się po raz pierwszy. Klimatyzacja mi nie służy, mam od razu suche oczy (ktoś poleci dobre krople?), kicham i moja skóra robi się szorstka. Dotyczy to szczególnie dłoni. Krem zaplusował.
Na wyjazdach mam ze sobą zawsze trzy rzeczy –
Wodę mineralną, tutaj w butelce z filtrem water-to-go.
Telefon:
(to nie był do końca urlop, pilne maile służbowe trzeba ogarniać nawet na Cyprze :)).
Oraz ekotorbę, ja mówię na nią „szmacianka” ;).
Tu możecie zobaczyć mój niezbędnik – krem, narzutka, ręcznik. Przy okazji też możecie zobaczyć jak wygląda ciąża spożywcza, która pokonała zamek błyskawiczny w szortach. Ups! :).
Krem miałam przy sobie, chciałam zrobić mu fotki w ładnych miejscach na dowód, że był, że korzystałam. Napisać, że sprawdził się super, bo w istocie – nie odczułam żadnego braku. Miałam jeszcze w mieszkaniu przyspieszacz opalania oraz aloesowy spray po opalaniu, a wszystkie inne funkcje spełniał I’m Coco Nuts.
Mam mnóstwo zdjęć na których patrzę w telefon (nie jestem z tego dumna :D), ale też takich, na których smaruję się kremem:
Nie byłam świadoma fotki, co widać po minie :))
Gdybym wiedziała o tych fotkach, schowałabym brzuch i zrobiła ładną minę – coż, rzeczywistość nie wygląda jak z pinterest. Mam jedno względnie ładne zdjęcie z kremem.
Przez słoną wodę wpadłam w manię kremowania, szczególnie dłoni. Krem też bajecznie sprawdził się pod makijażem. Jest bardzo gęsty, zbity i treściwy. Z całego serca kibicuję marce – wypuściła przystępne, uniwersalne kosmetyki w funkcjonalnych opakowaniach. I’m Coco Nuts pięknie pachnie i bardzo dobrze się spisuje.
Od niedawna można go kupić też na empik.com z darmową dostawą do salonu – czy to nie bajecznie? :).
Więc wracając do tematu – da się pojechać na tydzień z jednym kremem i nie odczuwać żadnego braku :). Ile miejsca w kosmetyczce zaoszczędzone!
Stronę Miya oraz ich sklep znajdziecie tutaj. Polecam kupić od razu dwa, w tym jeden na prezent ❤
Ale co dalej?
3. Kupuję miniaturki SPRAWDZONYCH kosmetyków
Czyli mniejszy suchy szampon do włosów (ISANA z rossmanna), mały antyperspirant, małą pastę do zębów. Miniaturki może i są droższe, ale tego nie przeleję do małych opakowań. Pozostałe kosmetyki przelewam do podróżnych buteleczek:
lub innych które posiadam :).
Buteleczki mam po próbkach, kroplach do oczu, a gdy w hotelu zużyję miniaturkę żelu pod prysznic to też nie wyrzucam buteleczki tylko biorę ze sobą,. Kupowanie jest mało eko a po co wyrzucać coś dobrego. Staram się jednak nie chomikować miliona butelek.
4. Perfumy
Uwielbiam próbki w tych malutkich opakowaniach z atomizerem. Akurat teraz zabrałam ze sobą lekki zapach C-Thru. Zdecydowanie muszę kupić miniaturowy flakon do którego można przepsikać perfumy!
5. Kolorówka
Zabrałam ze sobą dokładnie tyle – krem BB missha, miniaturka płynu do demakijażu, pomadka ochronna, miniaturka mascary they’re real z benefit, konturówkę wibo, róż dandelion oraz brązer hoola (też benefit, też miniaturki) i rozświetlacz w sztyfcie. Te maleństwa wystarczyły mi w zupełności!
I teraz najlepsze. Skąd brać miniaturki?
Pielęgnację zazwyczaj kupuję w rossmannie, do zamówień co nieco dorzuca też hairstore.pl (np. ten płyn do demakijażu wpadł w moje łapki właśnie w ten sposób), a z kolorówką jest trudniej.
Po pierwsze – można ją kupić. Miniaturka tego tuszu kosztuje 55 zł , taniej w zestawach . Można też kupić całą gamę miniatur beauty to go . Ja miniaturki benefit otrzymałam w prezencie w takim zestawie:
Zawartość prezentuje się tak:
Ten zestaw kosztował ok. 200 zł, ale ma to sens. Dzięki niemu wiem już, że jednak może być lepszy tusz od tego żóltego lovely i zielonego z wibo. Miałam tańsze i droższe tusze, ale nigdy różnica w jakości nie była warta dopłacania. Benefit pobił wszystko :).
Uzupełnienie: dostałam zestaw w prezencie, ale nie od marki Benefit. Po prostu – w prezencie :). Chwalę z własnej woli:)
Czasami można zgarnąć fajne miniaturki przy zakupach, np. ja z Sephory mam jeszcze:
2 x maleńki podkład, szminka, tusz. Idealne w podróży.
Ale po co kupować? Jeśli planujesz kupić komuś perfumy czy ogólnie – jakiś kosmetyczny prezent, polecam skorzystać z promo z Sephory. Przy zakupach za minimum 200 zł można zgarnąć Sephora Box zawierający 15 miniatur (!) w tym np. ten tusz za 55 zł.
Tutaj macie screen maila (klik)
Co trzeba zrobić? Dokonać zakupu tutaj przekraczając 200 zł (lub 230 dla darmowej dostawy) i do 30 listopada lub wyczerpania zapasów wpisać kod SBOX16.
Z regulaminu wynika, że promocja nie łączy się z innymi 🙁
To by było na tyle :).
Dodam tylko, że na instagram stories pytaliście o to, jak zrobiłam te loczki oraz o pidżamkę. To kombinezon, ma też wbudowany choker, ale wolę bez niego.
Robiłam tylko fotki włosów, ale kombinezon też się załapał na zdjęcia – bezpośredni link do niego jest tutaj. Podskoczyłabym z radości, gdyby mieli w ofercie też taką bluzkę. Zawsze gdy szukam spokoju w swoim życiu i musze wychillowac, stawiam na loki oraz hafty. I od razu jest mi lepiej. Np. w zeszłym roku 😀
To z tekstu – 3 ulubione sposoby na stres
Kombinezon jest drogi, więc jeśli macie ochotę na zakupy z Chin – dzielę się swoim kodem do Romwe – 11498aniamaluje60 – jest ważny przez miesiąc od dzisiaj, obniża cenę nieprzecenionych produktów o 60%. Mam prawie 10% prowizji od udanych zakupów (bez zwrotów, reklamacji) więc nie mam żadnego interesu dzielić się kodem, który obniża cenę, ale nie mam serca patrzeć jak ktoś kupuje po zawyżonych :)). Korzystajcie śmiało!
Miłego piątku! 🙂
Bądź na bieżąco!
Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) –
jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂 A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem 🙂
Komentując oświadczasz, że znasz regulamin
Uściski, Ania