Mój organizm lubi mi „podszeptywać” co powinnam zjeść. Z tego powodu, oprócz „bazy”, jaką stanowią jedzone codziennie (!) zdrowotne zupy (klik), mam okresowo monotematyczną dietę. Ostatnio miałam „fazę” na śledzie, które mogłam jeść wiadrami. Teraz apetyt na śledzie mi minął, a wiadrami mogłabym jeść pesto. Wczesna wiosna to taki czas, kiedy organizm budzi się na dobre. Niestety jest zdradliwa, bo nowalijki nie są jakoś specjalnie zdrowe, a potrzebna rano zimowa kurtka, grzeje zbyt mocno popołudniu…
Dobra, bez zbędnych wstępów – oto moje ostatnie zachcianki. Postarałam się wyszukać najlepsze oferty ze sklepów, w których kupuję najczęściej (bo mam blisko).
Ciągle jem banany i pomidory. Prawdopodobnie ma to jakiś związek z równowagą sodowo-potasową, bo oba produkty są bogate w potas. Mogłabym jeść na tony! O ile banany mój żołądek lubi mocno dojrzałe i poplamione, na które większość ludzi już nawet nie zerka, o tyle pomidorki lubię o tej porze małe i jędrne, więc wybieram koktajlowe lub inne z importu. Na owoce i warzywa jest obecnie -20% (klik). Mimo to, codziennie zaglądam do pobliskiego warzywniaka, z nadzieją na zbyt dojrzałe banany, które często przeceniają na 1-2 zł.
Z przekąsek – uwielbiam plasterki jabłka jako chipsy. Niestety te, które co roku próbuję robić w domu, często są bardziej gumiaste i wybieram gotowca (klik) . Uwielbiam też granolę i choć najlepsza na świecie jest samodzielnie robiona, przy moim zapotrzebowaniu energetycznym musiałabym całe dnie spędzać w kuchni. Gdy jestem leniwa, wybieram moją ulubioną, czekoladową granolę z sante (klik)
Leniwy dzień? Błyskawicznym obiadem (jednym z wielu, bo jem codziennie zupę i różne rzeczy 😛 ) jest makaron ze szpinakiem i kurczakiem. Ten szpinak ze śmietaną zawsze jest w zamrażarce. Do kupienia w lidlu, niestety nie znalazłam żadnej oferty, ale chyba kosztuje ok. 3 zł. Ugotowanie makaronu, podsmażenie kurczaka i ugotowanie szpinaku to razem 10 minut. Jeśli mam ochotę zjeść błyskawicznie coś ciepłego, to wolę tak niż zalewać zupkę chińską.
Do tego Bóg Ojciec mojej trójcy przenajświętszej, czyli imbir, o którym cały elaborat napisałam tutaj : IMBIR A ZDROWIE – JAK JEŚĆ, PO CO JEŚĆ?
Bez niego dawno bym się udusiła. Kupuję w lidlu, nigdy nie robię zapasów, bo robi się sflaczały.
Kasza jaglana – Syn Boży mojej trójcy. zasadotwórcza, pozwala mi zmartwychwstać po chorobie. Od kiedy biedronka wprowadziła opakowania 4x 100g w woreczkach, które gotuje się jak ryż z paczki – nie mam wymówki w dni lenia. Tego nie da się zepsuć (przypaliłam już wiele garnków kaszą pakowaną „normalnie” 😛 ) . Kasza jest tak tania i sycąca, że grzech nie jeść (klik). Btw. chyba muszę zrobić osobny post o kaszy jaglanej, bo ma miliard właściwości dla zdrowia fizycznego i psychicznego! :).
Te mixy do sałatek z biedronki są chyba nowością, bo wcześniej mieli z bakallandu. Oczywiście najtaniej jest kupić po kilka gram każdego rodzaju ziaren, ale gdy mamy mało czasu, mixy będą zbawieniem. Przetestowałam już wszystkie trzy smaki i najbardziej smakuje mi klasyczny (niebieski) (klik)
Nie znam nic bardziej orzeźwiającego niż sok z brzozy. Betulinie będę wdzięczna po wsze czasy, bo pomogła mi kiedyś zwalczyć gronkowca…a teraz pomaga czytelnikom tego bloga, którzy trafią na tekst o gronkowcu z google. Maile z podziękowaniami zostawiam sobie w skrzynce i poprawiam nimi humor w podłe dni, albo w takie, gdy blogowanie wydaje mi się dziecinnym zajęciem dla pustych osób… Trzy losowe maile poprawiają mi nastrój na cały tydzień. Albo obejrzenie zdjęcia tego cierpiącego psa, który po mojej radzie przestał cierpieć…. Obecnie testuję nowe zastosowanie brzozy, ale oprócz dymu, uwielbiam sok. Teoretycznie jest dość drogi, ale jeśli ktoś wie jak jest pozyskiwany, na pewno nabierze pokory do jego ceny. Brzozę delikatnie się nacina, a sok skapuje przez całą noc do pojemnika. Przed moim wymarzonym domem będą musiały rosnąć brzózki, nie widzę innej opcji :). Tymczasem chętnie popijam ten z Oskoły. Jest w wielu różnych smakach, mój ulubiony wariant to klasyczny, czyli sama brzoza, lub brzoza z miętą. (klik) Koniecznie spróbujcie, orzeźwienie jakie daje ten sok jest bardzo….specyficzne. Czuje się taki przyjemny chłodek, genialne w ciepłe dni.
Oprócz tego…pesto. Mój kot upodobał sobie obgryzanie bazylii, a i orzeszki piniowe nie są u mnie zbyt dobrze dostępne. Nigdy nie chce bawić mi się w wyciąganie listków z okolic ostrza blendera, więc z czystym sumieniem kupuję gotowca (klik)Wybieram zielone. Jak będzie cieplej, wystawię bazylię na balkon i będę robić pesto sama.
Mam też wielką fazę na kindziuka, który pojawił się już w tekście o przekąskach (klik). Chciałam kupić go na Litwie, ale żaden mnie nie zachwycił :(. Kindziuka nie da się niczym naszprycować, więc być może to jest powód, dla którego jest to jedyna wędlina jaka mi smakuje. Zawsze proszę o pokrojenie na przezroczyste plasterki, za co mnie pewnie w sklepie nienawidzą. Kupuję w sklepach mięsnych Stokłosy i poza kiełbaskami kibica, których już chyba nie sprzedają – to jedyne, co polecam tam kupować.
No i łosoś. Zawsze poluję na promocje w biedronce lub lidlu, nigdy nie rozczarowała mnie świeżość. Niestety, obecnie żadnej promki nie znalazłam.
Kiełki – błyskawiczny sposób na podniesienie wartości odżywczej każdej kanapki. U mnie hitem są kiełki brokuła. Kupowanie jest koszmarnie nieekonomiczne, ale niestety – kot uznał, że wymagają okazjonalnego skropienia ich złotym płynem -.-. Kupuję gotowe (klik)
Sok pomarańczowy – świetnie radzi sobie ze śluzem, więc jest dobry na katar. Mam czas, że przez tydzień piję go codziennie, a potem mi przechodzi i nie piję miesiąc. Wiadomo, najlepszy jest wyciskany, ale ten z lidla też daje radę. Obecnie mają świeżo wyciskany w butelce (klik), ale rzadko jest dostępny, więc kupuję ten widoczny na kolażu. Ze wszystkich kupnych, ten smakuje mi najbardziej. Uwaga – w lidlu są chyba 3 wersje soku – w pomarańczowym kartonie (ble), w błękitnym (ble) i ten wyżej 😀
Jogurt naturalny – coś, co długo mogło dla mnie nie istnieć, ale ostatnio chodzi za mną jak kapusta kiszona, którą uwielbiam ;-). Obecnie ten ze zdjęcia jest ulubieńcem (klik).
Warzywa z masełkiem – zawsze spokojnie czekały sobie w zamrażarce na gorszy dzień – kiedy mam takie półprodukty w domu, to nie ulegam kebabom. Warzywa+kuskus i mam ciepłą przekąskę w 5 minut. Warzywa kupowałam w lidlu i od dawna w moim ich nie ma 🙁 Podobne są w Aldi, ale tam mam strasznie daleko.
Znacie kogoś, kto całe życie był wege, a z dnia na dzień poczuł chcicę na mięso i przeszedł na drugą stronę mocy? Albo z paleo przeszedł na wege? Ja znam bardzo dużo takich historii, a podobna przydarzyła się niedawno mnie – miałam niewyobrażalny apetyt na…mleko. Stało się to gdzieś w okolicach mojego przepisu na gorącą czekoladę (klik). Mimo, że mleko zawsze mi szkodziło, teraz mój organizm aż się o nie prosi. Wybieram to bez laktozy (klik).
Ciecierzyca, oraz widoczne pod nią soczewice, są dodatkiem do sycących zup, albo bazą kotletów, które zjadam z rozgrzewającymi sosami. Z soczewicy robię pyszne i zdrowe placki dosa (bez mąki, instrukcja w tym tygodniku klik). Kupuję w biedrze (klik)
Koncentrat z ostrych papryczek jest dla mojego ciała jak Duch Święty – przenika je całe, działa przeciwzapalnie…kapsaicyna jest moim zbawieniem. Jako ciekawostkę podam fakt, że jest traktowana jako lek na nowotwory – kuracja miesięczna kosztuje 20 tys $ w specjalnej klinice, w której pobyt kosztuje drugie tyle. To wszystko dlatego, że kapsaicyna jest naturalną chemią, która zabija komórki nowotworowe, pozostawiając te zdrowe przy życiu.
Ja sosy, zupy, kurczaka – prawie wszystko wzbogacam koncentratem z papryczek. Firma obojętna, w Bydgoszczy większość sklepów mięsnych ma takie koncentraty w sprzedaży za 6-10 zł, podobno są też w Piotrze i Pawle. :).
Ostatnia czwóreczka : Pestki dyni, które kocham miłością wielką. I na kanapki i do sałatki.
Żelki Pico-Balla od haribo – pycha! Mam ostatnio wielką fazę na żelki, pewnie wkrótce mi minie, ale aktualnym hitem są Haribo. Na obie rzeczy nie udało mi się znaleźć promocji 🙁
Hummus – próbowałam kilka razy, ale nigdy samodzielnie nie wyszedł mi dobry. Gdzie kupujecie dobrą pastę tahini? Ostatecznie ten biedronkowy też daje radę, szczególnie z selerem (klik). Bardzo dobre są hummusy z sante i primavika – niestety u mnie niedostępne. Obecnie mam puszkę z House od Orient i muszę go doprawiać :). No ale to moja wina, bo wybrałam klasyczny.
Ostatni hit- kakaowe ciasteczka owsiane sante. Lubię tylko ten smak :).
Jestem ciekawa, czy moje typy chociaż w jakiejś części pokrywają się z Waszymi :).
Dajcie znać, czy podobają się Wam takie teksty i szykować za kilka miesięcy kolejną edycję. Ja lubię kosmetycznych ulubieńców u innych blogerek, więc czemu nie pisać też o spożywczych 😀