Czy jestem w ciąży i ukradli mi aparat? [TYGODNIK]

 Właśnie chciałam pisać tygodnik, otwieram torebkę by zgrać z aparatu zdjęcia, a aparatu nie ma. Pytanie – ktoś mi go zabrał gdy zasnęłam w pociągu, czy został w domu? Jedno i drugie jest równie prawdopodobne.

Jestem jedną z tych osób, które nigdy nie dadzą sobie ręki uciąć, że coś na pewno miały lub zrobiły. Nie zliczę ile razy odhaczyłam jakieś zadanie bo właśnie siadałam je wykonać, a potem coś mnie rozproszyło i zadania nie wykonałam, moja głowa uznała je za wykonane i leżało w niepamięci aż ktoś się upomniał.
Niezbyt fajne.

Ten tydzień był – jak ostatnio zawsze – intensywny. Sporo zmian, zadań i zajęć. Do tego dużo czasu spędzonego z ludźmi, których lubię i trochę dziwnie pisać tylko o tych, którzy działają też w necie, ale taką mam zasadę – nie pokazuję tych osób, które nie wybrały takie drogi jak ja i nie upubliczniają części swojego życia w internecie.

Zatem w zupełnie losowej kolejności 🙂

1. Jedzonko na szybciutki bifor przed kinem plenerowym – przygotowałam trochę lekkich przekąsek, w tym niezawodne śliwki w boczku 🙂
2. Gra w karty dżentelmenów – bardzo przyjemna i pełna czarnego humoru, ale trzeba dobrze dobrać do niej towarzystwo. Humor bywa absurdalny, dla mnie takie żarty z pogranicza są całkowicie akceptowalne, bo pomagają mówić o trudnych rzeczach, ale są wrażliwcy, dla których niektóre pytania będą sporą przesadą. Ja osobiście polecam!
3. Prawie popsuliście mi bloga! 475 osób jednocześnie na stronie to chyba rekord 🙂
4. Pasta z czarnych oliwek, tymianku i słonecznika z przepisu jadłonomii – moim zdaniem smaczniejsza niż klasyczna tapenada.

 Jestem wkręcona w to, by nie marnować jedzenia i  w ogóle różnych rzeczy, ale jedzenie boli mnie najbardziej. W poście o tym jak przygotować się do podróży pisałam, że zaczynam od zjadania produktów spożywczych, które zmarnują się podczas mojej nieobecności. Teraz najczęściej rozdaję nadprogramowe jedzenie znajomym, tak jak w piątek – niespodziewanie zmieniły mi się plany weekendowe. A po prawej spacer z Agą i mój ulubiony budynek w Warszawie, czyli Politechnika.

Dla Agi czas znalazłam cudem – kursuje między jedną pracą a drugą, tym bardziej jest mi miło, że wbiła po tarty i odprowadziła mnie na kolację.
Dziwną kolację, bo w jednym z tych miejsc, gdzie serwują maleńkie porcje. Ku mojemu zaskoczeniu – oceniam takie doświadczenie bardzo pozytywnie. A zazwyczaj jem przecież zupełnie inaczej. Moje refleksje pod zdjęciem na instagramie.

Grill, pieszczoty z kotem i but, który zepsuł się w trakcie powrotu z kolacji. Przechodziłam w nich piękne dwa lata, mam masę dobrych wspomnień z tymi butami. Dziwny fakt o moim życiu – zazwyczaj pamiętam gdzie byłam w danych butach 😀 Te nie były szczególnie wysokie ani nawet najpiękniejsze jakie mam, ale szalenie praktyczne. Wdrapałam się w nich na Tibidabo w Barcelonie!

 Ogrody na dachu BUW, rodzinny obiadek i relaks z Tuwimem. Uwielbiam Tuwima! Jeśli ktoś nie czytał, serdecznie polecam mój ukochany Bal w Operze. Równie dobrze mógłby być pamflet na celebryckie eventy podczas których liczy się tylko kto z kim i w czym przyszedł. I za ile to w czym przyszedł było.

Smutna dla mnie sprawa. Fundacja MATIO (zajmująca się chorymi na mukowiscydozę) dostała sygnał, że jestem kimś, kto może pomóc nagłośnić pewien temat. Nie wiem jak do mnie trafili, ale zgodziłam się pomóc w działaniach zimą, bo tego dotyczyła prośba. A potem pomyślałam o specjalnym hashtagu #NieWidaćPrawda? mającym zwrócić uwagę na problemy chorych. I o jednym, jedynym hejcie jaki poruszył mnie przez całe blogerskie życie. Ktoś kiedyś napisał, że wymyśliłam sobie chorobę aby zdobyć fanów. Zagotowałam się, miałam ochotę wykrzyczeć tej osobie, żeby zabierała sobie ich wszystkich i każdą jedną korzyść jaką zdobyłam przez bloga razem z moją chorobą. Z każdym jednym objawem. Obrzydziło mnie, że ktoś zdolny jest do tak durnego myślenia. Nie chcę wiedzieć jaką hierarchię wartości ma taki człowiek.
Wiecie, ja nie mam diagnozy (co podkreślałam wiele razy) i nauczyłam się z tym żyć. Są naprawdę paskudne momenty, są rzeczy, których nie przeskoczę – nie wiem sposób mówienia, wyraz twarzy, rozkojarzenie, czasami wywrócę się tak, że ktoś myśli pewnie „pijana!”. Czasami ktoś widzi jak kaszlę i z bólu płaczę, ale zazwyczaj to wszystko rozgrywa się w czterech ścianach a najgorszym stanie widziały mnie wyłącznie osoby, z którymi jestem bardzo blisko.
Nie spodziewałam się, że ludzie są takimi… kreaturami także wobec tych, którzy mają dużo gorzej niż ja. Chorują na tyle poważnie, że muszą zbierać na leki czy czekać na przeszczep płuc. I wierzcie mi – to potworna choroba, której nie widać. Ona niszczy od środka, ja mam namiastkę i nie wyobrażam sobie jak silni są ci, którzy mają pełne spektrum objawów.
Więc wyobraźcie sobie, że ludzie wypominają komuś, kto zbiera 1% podatku, że nosi ładne ubrania, albo nie wygląda na chorego. Albo mimo orzeczenia o niepełnosprawności ktoś wytyka, że ta osoba na pewno nie jest chora. Nagle ku*wa wszyscy lekarze specjaliści pulmunolodzy w tym kraju! Oświecę was – choroby genetycznej nie da się „udawać”. Pod tym wpisem dostałam tyle wiadomości do chorych, że chciało mi się wymiotować z obrzydzenia ludźmi. Ciężko chorzy ludzie słuchają czasami tak obrzydliwych rzeczy na swój temat, że brakuje mi słów by to wyrazić. A jestem raczej wygadana. Na priv dostałam tyle szokujących wypowiedzi od osób dziękujących za poruszenie tematu, że poczułam się bardzo, bardzo źle. Pamiętajcie – to, że czegoś nie widzicie nie oznacza, że tego nie ma. Tak samo jest z wieloma innymi chorobami, także psychicznymi.
Osoba chora na mukowiscydozę może biegać w maratonach i pokonywać siebie, a krótko potem umrzeć w wieku dwudziestu lat z powodu malutkiej, niewinnej bakterii.

 Bar mleczny, spacer po lesie, moja pomidorowa w interpretacji Olga Oktawia, znowu domowy obiadek. Przez większość czasu chodzę bez makijażu (wiadomo, mam rzęsy), albo ewentualnie pomaluję usta. Jest mi tak dobrze 🙂

 Zamknęłam możliwość zadawania pytań pod moimi stories, bo spędzałam na tym zbyt wiele czasu. W zamian raz na jakiś czas chcę robić Q&A i odpowiadać na komentarze, z czego skorzysta więcej osób. Najwięcej pytań dostałam o szalenie osobiste sprawy. Czy masz chłopaka, z kim mieszkasz, kiedy dziecko, czy jesteś w ciąży. Mamma mia!
Napisałam niedawno wpis o tym, dlaczego zadawanie takich pytań jest szalenie nie w porządku.

Kiedy dziecko? Pytania, których nie wypada zadawać

W skrócie – pytanie kogoś kiedy dziecko bo „już czas” jest tak samo nieeleganckie jak pytanie starszej pani kiedy umrze, bo już pora.

 Wisła,fajne rzeczy ze śmieciami (wierzę w małe kroczki, nie musimy być radykalni), kino plenerowe i mała impreza. Do zdjęcia odtworzyłam 'look’ bo w trakcie nic nie obfociłam, ale życie.

A niżej mój sposób na odpoczynek. Cisza, spokój, las. Totalny reset.
Na blogu i w sieci:

Zdesperowany człowiek przypomina sobie różne rzeczy. Nie wiem jak Ty – ja latem mam duży problem by zasnąć, chociaż kocham spać. Po takiej nocy z przewracaniem się z boku na bok budzę się jak na kacu. Co innego, gdy za oknem pada przyjemny deszczyk.

Lubię spać przykryta i to też jest problem. Zazwyczaj śpię z jedną nogą na kołdrze. Latem wzorem mieszkańców południowych kultur śpię tylko pod prześcieradłem, ale obecne upały wygrywają nawet z tym. Jest jednak ↓↓↓

Niedawno gruchnęła wieść o tym, że amerykańscy żołnierze ponoć dostawali rozkaz, by przymykać oczy i nawet odwracać głowy, widząc szczególną „zażyłość” między dorosłymi Pasztunami i młodymi chłopcami. Przy czym pod terminem „zażyłość” kryje się – według ustaleń nowojorskiego dziennika – i spacerowanie za rękę z młodzieńcem, i brutalny na nim gwałt.

Nagle cały świat dowiedział się, co to jest bacza bazi. I zdumiał się, i oburzył, i poczuł zniesmaczony. Ale amerykański Departament Stanu wiedział już wcześniej. W jednym z raportów ocenił wprost: bacza bazi to „szeroko rozpowszechniona, sankcjonowana kulturowo forma męskiego gwałtu”.


Moje pożycie z Encortonem doszło pewnego dnia do momentu, w którym zdominował zupełnie moje myślenie podczas pisania. Lubi mi szeptać słowa, które nic nie znaczą, kiedy z kimś rozmawiam albo podsuwać małe lingwistyczne kłamstewka, które napawają rozmówcę głębokim zdumieniem, że oto kontekst taki, użycie takie, uzus niespodziwny.
Do czego to doszło, że przed wysłaniem mejlu najpierw musiałam go napisać ręcznie w zeszycie w kratkę, a potem przepisać słowo w słowo na klawiaturę smartfonu. Żeby wstydu uniknąć, i słownego mezaliansu, sens zachować. Pod koniec klepania w klawiaturę, kiedy moje skupienie osiągnęło apogeum i byłam pewna, że mogę rozwiązywać równania kwadratowe, nagle okazało się, że co drugie słowo pomyliłam, przeinaczyłam, a jak już udało mi się takiego błędu nie osiagnąć, to uderzałam w jakieś tony rymowane.

Znalazłam genialny wpis kobiety, która też musiała brać dużo Encortonu i opisała swoje przeżycia we wpisie

O mamo! Jej styl pisania jest jak mój dawny photoblog. Tego się nie da zrozumieć, jeśli nigdy nie brało się silnych leków w ilości dużo.
____
Na grupach antymadkowych czułam się świetnie przez prawie dwa lata. Byli tam i dzietni, i bezdzietni, Ci, którzy dzieci lubią i Ci, którzy ich nienawidzą. Wszyscy dogadywali się świetniem chociaż wiadomo, że czasami zdarzały się zgrzyty. Coś jednak zaczęło się zmieniać z upływem czasu.


Dlaczego opuściłam grupy antymadkowe



Mało mnie tu? Zmieniłam się, nie jestem jak kiedyś? Cóż, po prostu część treści jest teraz na instagramie i insta stories.
Musisz nauczyć się z tym handlować. Buziak!


Bądź na bieżąco! 

  INSTAGRAM ❤ FACEBOOK 
❤ FACEBOOK MONIKI 


Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) –

 jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂 A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem 🙂

Follow on Bloglovin

Komentując oświadczasz, że znasz regulamin

Uściski, Ania
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Previous
Prosty i dziwny sposób na spanie w tych upałach
Czy jestem w ciąży i ukradli mi aparat? [TYGODNIK]

0
Would love your thoughts, please comment.x
()
x