Ostatnio coraz częściej słyszę takie zarzuty. Że dzisiaj dzieciaki to tylko smartfony, komputery a trzepaki puste. Że kiedyś było tak genialnie, za złotówkę kupowało się gumę kulkę, oranżadę „na miejscu” i jeszcze starczyło na loda sopelka. A dzisiaj młodzież rozwydrzona.
I coś się we mnie buntuje. Bo jasne – fajnie jest pamiętać tylko dobre rzeczy z dzieciństwa. Sama pamiętam trzepaki i huśtanie się na „linach”. Raz nawet z takiego „tarzana” spadłam, miażdżąc sobie łopatkę, bo kij był za słabo przywiązany, a ja odważyłam się bez trzymanki. Pamiętam mnóstwo fajnych rzeczy związanych z zabawą na świeżym powietrzu. Ale pamiętam też, że nikt nie grodził placu zabaw, a zamiast Orlików były może zwykłe placyki z prowizorycznymi bramkami, ale przynajmniej nikt nie zamykał ich na klucz.
Dzieciństwo w latach 90-tych? Cudowna sprawa. Ale trochę z tym idealizowaniem przesadzamy.
Może nikt nie siedział z nosem na fejsie – ale dzisiaj przez tego fejsa ludzie umawiają się na spontaniczne wyjścia, a idealne życie z instagrama mobilizuje do wychodzenia w ciekawe miejsca, by było czym się pochwalić. Ot, followersi są pewnie tym czym kiedyś cały segregator „karteczek” albo największa kolekcja tazosów z pokemonami.
Zresztą – czy ten nos wpatrzony w ekran smartfona tak bardzo różni się od tamagotchi? Dzisiaj to po prostu Pou. Ja pamiętam jak dzieciaki grały wiele godzin z rzędu w snake II na nokii 3310. Czy to taka wielka różnica?
Uwielbiam świeże powietrze – ładuję się wtedy energią i mam chęć do życia. I dzieciaki też je lubią. Ale gdy jestem w mieście, to widzę tabliczki „zakaz gry w piłkę” „nie deptać trawy” i moje ulubione – „zakaz wyprowadzania psów”. Więc może ten środek ciężkości i wina jest w trochę innym miejscu?
Dwa lata temu byłam na tygodniowym wolontariacie na południu Polski. Jasne, dzieciaki przychodziły do świetlicy bo tam mogły pograć na komputerach w Movie Star Planet. Pani otwierała świetlicę, wpuszczała je na komputery i miała dzień z głowy. Ale wystarczyło, że przyszedł ktoś z zewnątrz i pokazał im kilka zabaw. Okazał odrobinę uwagi. Nagle okazywało się, że plac zabaw jest atrakcyjny, gdy może powiedzieć „pani zobaczy!” i zrobić fiflaka na trzepaku. Nagle dzieciaki wstawały rano (!) by przed zajęciami potrenować swoje „układy” taneczne na prowizorycznej scenie, bo miały je komu pokazać. Tak – muzykę puszczały z komórek i do tej pory nie wiem jak można zrobić gwiazdę z telefonem w ręku.
Myślicie, że komuś przeszkadzał deszcz? Dzisiaj wszystkie place muszą spełniać jakieś śmieszne normy, posiadać atesty a jak ktoś trafi w piaskownicy na „mokry kamień” to jest dramat i niemal wzywa się sanepid. Młodsze dzieciaki jeszcze da się jakoś fajnie zająć – przedszkola wychodzą każdego dnia na spacer czy place zabaw i frajdy przy tym nie brakuje. Ale co ze starszymi? Nie widzę dla nich miejsca. Wszędzie są intruzami. Kupi bilet i siedzi w autobusie – niewychowany gówniarz. Słucha muzyki na słuchawkach? Wyobcowany, zamknięty w sobie. Pośmieje się z kolegami siedząc na murku – hałasuje, żyć nie da, rozwydrzony. No kurczę!
Patrzę czasami jak młodsze nastolatki kręcą się po mieście małymi grupkami i nie mają gdzie się udać. Wszędzie są niemile widziane. Wszędzie komuś przeszkadzają. Tym wiecznie zmęczonym dorosłym, którzy pracują zbyt długie godziny by zarobić na niepotrzebne rzeczy, a potem kupują dzieciakom w ramach rekompensaty elektroniczne zabawki. Dzieciaki kręcą się po galeriach handlowych, bo nie ma miejsc, gdzie mogą się spotykać.
Skoro wszędzie są obcy i niechciani, to nic dziwnego że podbili sobie miejsce, gdzie są u siebie. Można narzekać na dzieciaki, ale w necie widzę 13-latki, które tworzą naprawdę ciekawe filmy video tak profesjonalnie, jak kilka lat temu robiły to całe ekipy do programów telewizyjnych. Widzę młode osoby, które łączą się w „fandomy” i wspierają swoich ulubionych artystów, prowadząc o nich strony internetowe, nie znając barier językowych. Widzę pokolenie młodych osób, które potrafią samodzielnie nauczyć się każdej rzeczy, korzystając przy tym z poradników i tutoriali. Widzę dzieciaki, które za pomocą social media budują swoją pewność siebie, bo dla tej pryszczatej nastolatki te kilka serduszek to jakieś wzmocnienie pozytywne i znak, że jednak nie jest taka beznadziejna jak o sobie myśli. Dzieciaki, które ogarniają technologię i potrafią uczynić z niej narzędzie do fajniejszego życia. Jasne, na instagramie znajdziemy mnóstwo selfie, ale też profile służące motywowaniu się w wychodzeniu z anoreksji i innych zaburzeń odżywiania.
Ok, ja też nie zawsze nadążam, nawet nie umiem wszystkiego zrobić na snapie, ale krytykowanie czegoś tylko dlatego, że tego nie rozumiemy jest trochę słabe.
I tak uprzedzając pytania – wydaje mi się, że wszystko poza kurtką było na blogu podlinkowanie wiele razy. Gdyby ktoś był nią zainteresowany – ja dostałam ją w prezencie, ale kolor na stronie jest mocno przekłamany (klik), także uczciwie ostrzegam :)).
Trochę znam młodzież – potoczne spojrzenie na niezwykle lotną i bystrą generację jest mocno krzywdzące i dalekie od prawdy. Z ich wartościami jest wszystko ok [1], pytanie co my robimy dla nich… I zanim skrytykujemy te dzieciaki, to spójrzmy trochę na siebie, bo to my dajemy im przykład i wyrzucamy je z każdej przestrzeni…
Ja tam im wcale nie zazdroszczę – myślę, że ciężko jest być dzisiejszym gimnazjalistą. Nawet kurczę na wagary ciężko iść, bo zaraz wyświetli się matce w e-dzienniku. Krytykować jest łatwo, ale czy my zrobiliśmy coś dla tych dzieci? Za kilkanaście lat to one będą kształtować świat i wcale się nie zdziwię, jak wypną się na starszych tak jak my teraz wypinamy się na nich…
Bądź na bieżąco!
Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) –
jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂 A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem 🙂
Komentując oświadczasz, że znasz regulamin
Uściski, Ania
Ech, to prawda, ciężko jest być gimnazjalista. Nie ma miejsc żeby gdzieś pójść! Ciągle dorośli "idź na podworko" ale gdzie ja mam iść? Tam pojde to podobno jakis facet mnie zaczepi, tam ktoś podobno mnie porwie, a tam pies zagryzie. Po prostu się boję, bo wszyscy tylko straszą tym – a może mówią prawdę?U mnie w okolicy nie ma gdzie iść. Żadnego parku, lasu, uliczki, placu zabaw 😀 nigdzie nie można. Nigdzie nie ma takich miejsc. A w sklepach sie patrzą jak na niewiadomo kogo – o, przyszedł dzieciak zakupy zrobić, haha.Tak mi smutno jak patrzę na te różne blogi… Czytaj więcej »
Ania świetny tekst ! Zgadzam się w 100% ♥️
Szczera prawda, wszyscy mówią, żebym wyszła na dwór? No ale gdzie? Plac zabaw do określonego wieku i madki patrzą się na mnie jak na największego wroga. Jasne, mogę iść ze znajomymi do galerii, no bo w końcu to jeden autobus, ale ile można siedzieć w tej galerii i jeść macdonalda? Chcę wyjść gdzie indziej, to rodzice mówią mi „tam jest niebezpiecznie”, „tam cię ktoś będzie zaczepiał”, „tam nie, bo za daleko”. Jesy zdecydowanie za mało takich miejsc dla osób w wieku 14 w górę, no ale co my możemy zrobić? :/