Ah, ups, nie musiałam robić żadnej prowokacji, bo te stawki są znane. Jeśli oburza Cię 8 tysięcy za post sponsorowany u blogerki, pewnie spadnie Ci szczęka na widok kwot sześciocyfrowych w innych mediach. Ach i wiem ile dostaje pewna dziennikarka za teksty na onecie. To nie jest prima aprillis :). Ostatnio nieziemsko rozbawiła mnie pewna „prowokacja” dotycząca modowych blogerek. Zrobiła dość sporo zamieszania, bo wiele osób oburzyło się na stawki za reklamy. Jednak mnie najbardziej rozbawił tekst pewnej wielkiej i wybitnej dziennikarki, która twierdzi, że tu chodzi tylko o kasę. Wytyka owym dziewczynom płytkie teksty i twierdzi, że te blogerki można z łatwością zastąpić mnóstwem wybitnych i utalentowanych dziennikarzy. Pisze to kobieta, która uważa się za inteligentną. Zostają więc dwie opcje – albo wcale taka nie jest, albo perfidnie manipuluje czytelnikami, bo sama na nich zarabia.*
Gdy miałam krótki romans z dziennikarstwem, nauczyłam się kilku rzeczy. Po pierwsze – najbardziej sprzedaje się – seks, przemoc, tragedia, czyjś portfel oraz… news o tym, że komuś się nie udało. Osoby, które piszą na te tematy nie są dziennikarzami, a zwykłymi „pismakami”.
Praca w mediach tak wypacza rozum, że człowiek cieszy się, gdy dochodzi do jakiegoś wypadku (sic!) bo wzrasta oglądalność. To dlatego media wałkują to samo setki razy. Dlatego chętnie posługują się kłamstwem, manipulacją i nie mają skrupułów w uśmiercaniu Anny Przybylskiej jeszcze za życia. A potem zrobienia fotorelacji z jej pogrzebu.
Jest to dla mnie równie obrzydliwe, jak jedzenie kupy arabskiego szejka.
Być może dlatego pewni żądni szybkiej kasy dziennikarze (jak sami siebie nazywają), za pomocą sekcji onet autorzy na szybko klecą teksty bez ładu i składu? Żeby publikować w tej zakładce, wystarczy się zgłosić – za każde 100 użytkowników ze źródeł zewnętrznych (udostępnienie na facebooku i gdziekolwiek poza onetem) autor dostaje 4 zł. To nie są informacje tajne :). Zapewne chwytliwy tytuł, zaglądanie do portfela wygenerowały tych odsłon bardzo dużo. Pogratulować ładnego przelewu i sprytu. Może zamiast narzekać na niskie zarobki w mediach, warto polecić ten serwis wszystkim wybitnym i utalentowanym dziennikarzom? :)). Wystarczy przecież napisać coś krytykującego kościół (albo najlepiej o księdzu-pedofilu), skrytykować kolejną myśl Terlikowskiego albo jak w gimnazjum – zarzucić komuś brak mózgu, wykazując przy tym brak klasy. Hajs się zgadza :)).
Mam wielki problem ze słowem dziennikarz. Zrezygnowałam ze studiów dziennikarskich i pracy w mediach z powodu cynizmu, manipulacji, fałszu i obłudy. Bardzo wiele nauczyłam się o tym…kim na pewno nie chcę być. Bo gdy myślę dziennikarz, to mogę myśleć o kimś, kto działał w słusznej sprawie. Nie wiem, o Orianie Fallaci, Annie Politkowskiej… nie o hienach z brukowców. Długo szukałam w pamięci i pamiętam tylko jeden wartościowy tekst jaki napisał polski dziennikarz – był to Mariusz Szczygieł i jego tekst o kobiecie, która zabiła swojego sześcioletniego syna…a potem została specjalistą w ministerstwie edukacji. To on nagłośnił sprawę. Cenię jeszcze panią Jaworowicz. To chyba na tyle, reszta jakoś nie utkwiła mi w pamięci.
Fajne stawki, co? :)) I to bez VAT-u oraz różnych dopłat. Cosmo sprzedaje tyle egzemplarzy, co mój blog ma unikalnych użytkowników w miesiącu.
Cała strona z vatem to ok. 100 tysięcy PLN. Śmiało, sięgnij po swój magazyn i policz strony z reklamami :)). Przypomnij też sobie, że za czasopismo fizycznie płacisz. Och, co więcej – reklamodawca nie ma żadnej gwarancji, że chociażby spojrzysz na jego reklamę, nie mówiąc o jej przeczytaniu. I jak, zadanie z matematyki odrobione? Powinieneś uzyskać wynik w milionach.
Ja już kiedyś pokusiłam się o porównanie magazynów i blogów (tutaj), ale chciałam uczulić na kilka kwestii.
Stawki za reklamę są bardzo wysokie, bo reklama realnie wpływa na obrót danej firmy. To logiczne, że firmie bardziej opłaca się przeznaczyć budżet na reklamę niż zwiększyć pensję kasjerce.
Niech ryczy z bólu ranny łoś,
Zwierz zdrów przebiega knieje.
Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś,
To są zwyczajne dzieje.
Możemy się oburzać, ale to nic nie zmieni. Lepiej po prostu zrobić coś w kierunku, który umożliwi nam bycie tym śpiącym niż tym, który czuwa.
Swego czasu, zdarzyło mi się kilka razy być na evencie, śniadaniu prasowym czy innym wydarzeniu. Czasem ciężko uwierzyć, że te przebojowe, błyskotliwe redaktorki piszące o stu sposobach na osiągnięcie orgazmu i dietach cud, wyglądają całkiem…normalnie. Na spotkaniu dla prasy nie trzeba nawet nic notować, bo zawsze wraz z torbą pełną giftów, otrzymuje się pendrive. To normalne babki – też mają nadwagę, odrosty, noszą czasem rajstopy do butów z odkrytym palcem i pchają się do stoiska z cateringiem. Czasem trochę wstyd, jak oczy im się świecą na widok gratisowego kremu czy innej „próbki PR” :). Ja staram się osobiście eventów unikać, czasami zdarzy mi się na jakimś być, bo akurat tego dnia jestem w Warszawie i mam ochotę się z kimś spotkać.
Chodzi mi tylko o to, że wiarygodność kobiecej prasy (skoro wcześniej była mowa o babskich blogach, to o takiej będę pisać) jest również bardzo niska. Firmy zalewają redakcję „próbkami pr” i stosują inne fajne sztuczki – prezentacja nowej linii produktów w Maroko? Jasne, opłacimy lot, hotel i inne atrakcje. Torba pełna giftów też się znajdzie.
Ciekawe jak to się ma do :
KODEKS ETYKI DZIENNIKARSKIEJ
Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich
Przyjmując zasady Karty Etycznej Mediów i deklaracji Międzynarodowej Federacji Dziennikarzy, uznajemy, że:
– zadaniem dziennikarzy jest przekazywanie rzetelnych i bezstronnych informacji oraz różno-rodnych opinii, a także umożliwianie udziału w debacie publicznej,
– wolności słowa i wypowiedzi musi towarzyszyć odpowiedzialność za publikacje w prasie, radiu, telewizji czy Internecie,
– dobro czytelników, słuchaczy i widzów oraz dobro publiczne powinny mieć pierwszeństwo wobec interesów autora, redaktora, wydawcy lub nadawcy.
(…)
2.Informacje powinny być zrównoważone i dokładne, tak by odbiorca mógł odróżnić fakty od przypuszczeń i plotek, oraz powinny być przedstawiane we właściwym kontekście i opierać się na wiarygodnych i możliwie wielostronnych źródłach.
(…)
V – Konflikt interesów
17. Wiarygodność i niezależność dziennikarska jest nie do pogodzenia z przyjmowaniem prezentów o wartości przekraczającej 200 zł, korzystaniem z darmowych wyjazdów czy testowaniem przedmiotów, urządzeń.
18. Dziennikarzowi nie wolno zajmować się akwizycją oraz brać udział w reklamie i public relations – wyjątkiem mogą być jedynie akcje społeczne i charytatywne; materiały redakcyjne muszą być czytelnie oddzielone od materiałów reklamowych i promocyjnych.
źródło: http://www.sdp.pl/s/kodeks-etyki-dziennikarskiej-sdp
Czy kogoś oskarżam? Absolutnie nie. Zastanawiam się tylko na głos :).
Ja osobiście prasy unikam – zawsze gdy postanowię dać jej szansę, trafiam na taki kwiatek :
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Ania Kęska (@aniamaluje) 14 Lut, 2015 o 5:13 PST
Bądź sobą. Naśladuj Lenę.
Brawo! :).
Wiem, że prasie ciągle uchodzi na sucho pisanie na jednej stronie o tym, że szpilki szkodzą zdrowiu, powinno się nosić wygodne buty z naturalnej skóry, obcas najlepiej maksymalnie 5 cm i dość szeroki. Obok reklama wkładek ortopedycznych albo plasterków na odciski czy innego cudu na halluksy.
Trzy strony dalej – przegląd najpiękniejszych szpilek z sieciówek ;-)). Blogerkom raczej takie rzeczy boleśnie się wytyka.
Od kiedy napisałam tekst
o anemii, a drugi
o gronkowcu , regularnie dostaję żenujące propozycje od firm produkujących suplementy diety. Stawki są naprawdę bardzo wysokie, ale nie wyobrażam sobie przystać na propozycję, która sprowadza się do :
– ulokowania na zdjęciu suplementu (najlepiej sugerując, że noszę go w torebce).
– napisania o nim, że jest bardzo skuteczny i mi pomógł
– zachęcenia do stosowania czytelników
Jeśli ktoś chce mi wysłać suplement na dniach i w dodatku termin ukazania się tekstu ustala na kolejny tydzień…
Jak widzicie – na blogu nigdy nie pojawiła się reklama czegoś, czego nie polecam i nie stosuję. Nie wykluczam, że w przyszłości mogłabym coś takiego rzetelnie przetestować, ale na pewno nie kosztem wiarygodności i oszukiwaniem czytelników. Blogerską kampanię odchudzającej saszetki która wsypuje się do wody,a potem pęcznieje, pominę taktownym milczeniem.
Tak, czasem mi wstyd.
Nie mam natomiast problemu z tym, że aktorka teatralna chodzi na imprezy i robi sobie zdjęcia na ściankach. Praca w teatrze jest trudna i wymagająca. Stawki nie są zbyt wysokie. Żeby były godziwe, to opłacenie wielkiej ekipy wiązałoby się z podniesieniem cen biletów do kilkuset złotych i zapełnienia sali. Nie sądzę, aby to wypaliło. Jeśli ktoś za pomocą innych akcji (reklam, imprez) finansuje swoje szlachetne hobby – nie mam nic przeciwko.
Ja z dziećmi i specjalnych potrzebach edukacyjnych, też pracuję głównie dla idei. Całość rozchodzi się na materiały edukacyjne a i tak wychodzę często na minus. Cieszę się, że finansuję sobie to pisaniem tekstów czy czasem zorganizowaniem konkursu, w którym możecie wygrać ciekawą książkę. Dzięki temu mam nawet czasem czas na udzielanie się w wolontariacie (nie muszę brać nadgodzin na etacie).
Gdy porównam sobie takie stawki z tym ile za tekst wołają wymienione w „prowokacji” blogerki, nie mam z tym żadnego problemu. Jeśli mam być szczera – nie czytam żadnego z tych blogów, bo mnie w żaden sposób nie inspirują. Nie jestem targetem, nie jestem konsumentem takiej treści. Lubię czasem pooglądać zdjęcia Macademian Girl – po prostu są ładne, kolorowe, uśmiechnięte i ładują dobrą energią. Bardzo się cieszę, że dziewczyna ładnie zarabia, tylko pogratulować! :).
Dla mnie osobiście, blogowanie jest jak świeży oddech po wszystkich innych moich zajęciach, gdzie muszę być do bólu poprawna, grzeczna, ułożona i dobrze stawiać przecinki. Dlatego jest tu tak dużo literówek i spontaniczności. Każdy kiedyś musi wypluć kij, który okazjonalnie się połyka, bo tego wymaga nasz zawód.
Swoją drogą, za czasów licealnych spotkałam na imprezie w klubie swoją nauczycielkę. Z pewnością wypluła już wtedy kij, który z całą swoją surowością ciągle nosiła :)). Jeśli miałabym określić dziwność tej sytuacji jednym słowem, byłoby to AWKWARD. Myślę, że i moja i jej mina wyrażały coś w stylu „co się wydarzyło w Las Vegas, zostaje w Las Vegas” ;-).
Dlaczego nie mam problemu z tym, że wspomniane blogerki zarabiają dużo za „przeciętne” teksty bez „obszernych analiz i wiedzy w zakresie historii mody’, jak to niektórzy wytykają? 🙂 Bo nie za to im płacą. Dostają pieniądze za ulokowanie produktu lub tekst sponsorowany. Tak naprawdę sponsora nie obchodzi komu te pieniądze płaci – dla niego liczy się efekt – ogólny wydźwięk, ładne zdjęcie i nieprzekręcona nazwa produktu. Plus oczywiście liczba odbiorców danej informacji. Mile widziane moderowanie nieprzychylnych dla marki komentarzy. Wszystko.
A dlaczego tyle płacą? Bo mogą, bo mają pieniądze, bo mają efekty. Dla firmy, która płaci 100 tysięcy za wstawienie strony z reklamą do gazety (a przecież nie wstawia jej do jednej!), wydanie kilku tysięcy na tekst u blogerki to jak pierdnięcie. W dodatku efekty na blogu łatwiej zmierzyć, bo wiadomo ile osób zobaczyło informację, ile kliknęło w link, dokonało zakupu.
Dlatego grupą, która najbardziej krytykuje blogerów są…pracownicy innych mediów. Bo widzą zagrożenie. Bo boli ich tyłek z powodu pracy na zlecenie gdzie dostają za tekst żenująco niskie stawki. Mają o to pretensje do blogerek a nie do swojego pracodawcy.
Wiecie co, ja dzisiaj ponarzekam na pensje w edukacji i przyczepię się do zarobków przedstawicieli handlowych firm farmaceutycznych. Co wy na to? 😀
Fuck logic.
A może reklama na pudelku? :))).
Czy twierdzę, że wszystkie blogi są ciekawe, fajne i warte czytania? Absolutnie nie! Jest sporo ciekawych i sporo miałkich. Te najbardziej rozpoznawalne wcale nie są najbardziej poczytne, ale tylko pogratulować autopromocji i dobrego PR-u. To naprawdę trudna sztuka! Ale pisanie, że wszystkie blogi są do dupy, jest tak samo krzywdzące jak pisanie, że media są wiarygodne albo do dupy są wszystkie gazety. Nie, nie są.
Stawianie na jednej linii bloga profesora Śliwerskiego (to z mojej branży), bloga ze stylizacjami jakiejś dziewczyny i bloga o pielęgnacji włosów jest trochę…dziwne. Nie widzę
wspólnej płaszczyzny do porównania.
Czy mogłabym mieć problem z tym, że ktoś fajnie zarabia? Mogłabym. Nie chcę nawet liczyć ile razy agencja miała genialny pomysł na kampanię, która fajnie wpisałaby się w mojego bloga. Za przyzwoite wynagrodzenie, z fajnym konkursem dla was. A potem mail, że przepraszają, ale klient zdecydował się zawęzić liczbę osób w kampanii – cały budżet zjadają tamte blogerki. Cóż, życie :). Doskonale wiem, że nastawione na konsumpcję i pokazywanie nowych hitów pielęgnacji blogi, są często lepszym nośnikiem reklamy niż ja. Rozumiem, akceptuję, nie rzucam się.
Wszystkim, którzy piszą, że to nienormalne, bo jakaś dziewczyna za jeden tekst kasuje 8k a oni harują na to kilka miesięcy, chciałam tylko powiedzieć, że to nie wina tej dziewczyny, tylko wypadkowa wyborów życiowych. Brutalne, ale proste.
Polecam tekst o tym, jak złe emocje odnośnie zarobków innych blokują wzrost własnych (
klik), oraz lekturę świetnej książki na ten temat :
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Ania Kęska (@aniamaluje) 26 Mar, 2015 o 4:42 PDT
Dlatego na koniec, ku refleksji – cennik reklam TVN (który jak wszystkie inne cenniki – jest ogólnodostępny i nie zawiera VAT :)).
Cennik dotyczy 30 sekund reklam. Zważywszy na to, że blok reklamowy trwa czasami nawet 15 minut…całkiem ładne sumki.
Wobec powyższych czynników…czasami jest mi przykro, jak fajne, ale trochę naiwne dziewczyny traktują „prezenty” od firm. Mówią o małych blogerkach, głównie kosmetycznych. Dostanie prezent bez zobowiązań, powiedzmy 2 szminki, 3 lakiery i podkład. Rozbieże go na części pierwsze i zrobi o tym trzy osobne teksty reklamowe. Przykro mi, bo te firmy mają budżety. A przez to, że małe blogerki robią im reklamę za darmo, jest większy budżet na te większe. Każdy ceni się tak, jak lubi.
A tak tytułem podsumowania – na stronie, gdzie można podejrzeć statystyki innych, wpadło mi kiedyś w oko, że ok 20% odsłon jednego z poczytniejszych blogów,pochodzi z hejterskich stron. Wychodzi więc na to, że hejterzy znacząco zwiększają zarobki tych, których tak nienawidzą (w końcu – zależą one od odsłon). Jeśli więc masz problem z tym, że jakiś portal serwuje żenujące artykuły o śmierci aktorki – nie czytaj tego portalu. Jeśli nie chcesz, by blogerka zarabiała pieniądze – nie wchodź na jej bloga, na jej kanały social-media i nie czytaj artykułów na jej temat, bo to też napędza jej stawki :). Proste!
Ja osobiście cieszę się, że blogi istnieją. I vlogi także :). Od Red Lipstick monster dowiedziałam się o fajnej konturówce. Cieszę się, że dostaje pieniądze za reklamę, bo robi kawał dobrej roboty. Od Anwen, Blondhaircare i innych włosomaniaczek dowiedziałam się dużo o włosach, Macademian mnie rozwesela. A jak chcę się mocno pośmiać, to odpalam blog i10. W ogóle cieszę się, jak ktoś zarabia na swojej pracy i pasji. To milion oczek wyżej niż lepiej, niż zjadanie kupy szejka.
To mówiłem ja, Jarząbek 😀 Na poważnie, chciałam tylko pokazać sukienkę za kilka dolarów (klik). Z kuponami jak zawsze – jeszcze taniej :). Polecam zerknąć jak wygląda na modelce – niesety dużo lepiej, mi znika w niej cały biust 🙁
Przyznam też, że prawie wcale nie czytam polskiej prasy. Wnętrza? Oglądam w internecie albo w katalogu Ikea . Zaspokojenie potrzeby przejrzenia czegokolwiek papierowego (co nie jest książką) spokojnie zapewniają mi trzy darmowe (ok, jeden z nich kosztuje dosłownie grosz) magazyny (kliknięcie na zdjęcie przenosi do wersji online):
Pierwszym jest „
Skarb„. Od kiedy redaktorką naczelną została Agata Młynarska, czyta się go z przyjemnością. Np. w tym numerze jest bardzo fajny artykuł o łączeni ze sobą witamin. Niby to oczywiste, że multiwitaminy i preparaty typu „complex” nie mają prawa działać, ale przemycenie tej informacji w magazynie dla osób, które niekoniecznie są świadome, jest bardzo fajne :).
Magazyn tesco, ma piękne przepisy. To dobre uzupełnienie kulinarnych blogów , na których szukam już raczej konkretnych przepisów ;-).
Czasem coś ciekawego jest też w magazynie Hebe :
Całkiem sporo darmowych magazynów znajdziemy w ISUU.
PS. Jeśli naprawdę jest w Polsce tylu genialnych świetnych dziennikarzy, to czemu nikt o nich nie słyszał? Przecież dziennikarstwo to także autopromocja. Jeśli znacie kogoś pokroju Oriany Fallaci – chętnie wypluję te słowa i z pokorą przyznam się do błędu :).
A jeśli ktoś odczuwa zawiść, gorąco polecam książkę Schoecka.
Uściski!
*ok, wiem, że ta pani jest naprawdę inteligentna i dlatego z tego korzysta. Czasami jest mi przykro, jak ktoś mający dość duży wpływ na opinie publiczną i media, skupia się na kierowaniu swojej energii przeciw (komuś, czemuś) zamiast w jakimś fajnym celu. Szkoda, bo kiedyś teksty z ciętym, inteligentnym dowcipem czytalam z wielką przyjemnością…
Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) –
jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂 A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem 🙂