- okolice moich urodzin to dla mnie czas podsumowań i rozliczania się ze sobą samą
- wrzesień jest dla mnie naturalnym początkiem
- z automatu od zawsze funkcjonowałam jak w kalendarzu żydowskim. Jest bardziej dostosowany do rytmu natury i mojego wewnętrznego, chociaż nie wiem dlaczego.
Nie da się ukryć, że całe moje dorosłe (i trochę przed) życie, kręciło się wokół kwestii związanych ze zdrowiem. Problemy z oskrzelami zabrały mi wiele. Moje ciało zmieniało się nieustannie – od wypadających włosów, przez suchą i bladą skórę, bruzdy na paznokciach i twarz pokrzywioną grymasem bólu. Był czas, że miałam niecałe 33 stopnie Celsjusza. W końcu zaczęło być tak źle, że przestałam słuchać lekarzy i zaczęłam pomagać sobie na własną rękę,może dlatego dzisiaj wyglądam bardziej tak:
Za to styl… ekhem, nie mam gustu, to nieuleczalne.
Zanim zaczęłam wyglądać jak człowiek, zaczęło się tak… cieszę się, że upubliczniałam to na blogu – dzięki temu mogłam uczyć się na swoich błędach. Krytyki nigdy się nie bałam – wiele uczy.
Nie wiem jak to skomentować.
Praca z dziećmi była dla mnie kiedyś bardzo ważna, dzisiaj działam trochę inaczej. Decyduję się na aktywności, które pomagają nie garstce, a większej grupie. Inna skala rażenia, ale nie chcę o tym pisać na blogu.
Mimo sukienek moje ciało wyglądało inaczej, zresztą twarz…
Uwielbienie do czarnych rajstop…
…
Znowu ruda..
Zanim zaczęłam pracować nad nogami…
Te buty były straszne, nie pamiętam którą sukienkę wybrałam, za to zamazałam twarz bo mi usta spuchły od grejpfruta xD
Co jakiś czas ścinałam włosy by odżyły, ale znowu było tak samo – sucha skóra głowy – suche włosy.
Zero życia na twarzy.
Chciałam zadedykować ten wpis czytelniczce Kasi, która walczy z miastenią i wie co to leki sterydowe. Ostatnio wysłała mi zdjęcie swoich włosów, tak bardzo ją rozumiem. Wysiłki wkładane w walkę o siebie są z góry skazane na klęskę. Człowiek patrzący na to z boku myśli pewnie „ale zaniedbana osoba”.
Czasami mam tak suchą skórę, że litr olejku by nie pomógł.
Mam nadzieję, że za kilka lat będę śmiała się z obecnych zdjęć.
Czasami ktoś mi pisze, że mój blog nie jest taki jak kiedyś.
No nie jest. Najczarniejsze chwile już (mam nadzieję!) bezpowrotnie za mną. Nie jestem tą dziewczyną ze zdjęć. Ogarnęłam się na tyle, na ile potrafiłam. Nie mam też już potrzeby pisania o tym, czym się zajmuję, o granice prywatności dbałam zawsze.
Moje ciało w końcu zaczęło nadążać za tym, jakie jest moje wnętrze.
Może czasami wyglądam zdzirowato – cóż, ja serio nie umiem znaleźć umiaru. Za to udało mi się znaleźć harmonię ze sobą i od dawna lubię siebie.
Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) –
jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂 A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem 🙂
Komentując oświadczasz, że znasz regulamin