W 2011 zniszczyłam sobie włosy farbowaniem. Postanowiłam wtedy wykorzystać blog jako narzędzie do motywowania się w walce o zdrowsze włosy. Wtedy mi się udało, jednak dzisiaj skala problemu jest trochę większa 😉
Gif po lewej pokazuje jak zmieniały się moje włosy od sierpnia 2011 do sierpnia 2012. Zaliczyły kilka farb do włosów i hennę, miały też wzloty i upadki. Nie zaczynałam jednak od tak krótkich jak obecnie no i… nie spaliłam ich wcześniej na amen 😉 Historię tego roku na zdjęciach możecie obejrzeć tutaj (klik), tam też będzie gif w większym rozmiarze.
A z czym zmagam się dzisiaj? W skrócie: pofarbowałam włosy na czarno, kilka raz. Czerń mi się znudziła i zrobiłam dekoloryzację. Potem rozjaśnianie. I drugie, trzecie by… dojść do blondu, który również nie był moim kolorem. Od ostatniego farbowania na blond nie minęły jeszcze pełne dwa lata, więc siłą rzeczy – kilka spalonych pasm trzyma mi się na głowie. Staram się je sukcesywnie ścinać, ale to nie jest takie proste :))
Ostatnią aktualizację włosową pokazywałam tutaj (klik)
Teraz moje włosy trochę się buntują ;-)).
Nowa długość niespecjalnie im służy. Krótsze pasma są za lekkie i przy niedobrej wilgotności powietrza robią mi to:
Jednocześnie nie mogę ich ściąć, bo bez nich nie zrobię warkocza i znowu będę miała grzywkę (never ever again!:)). Włosy pod spodem są już całkowicie „moje”. Nietknięte farbą, niskoporowate, śliskie. Warstwa na górze niestety pozostawia wiele do życzenia. Wygląda to tak:
Podniosłam kontrast, by włosy mocniej się odznaczały. Za mozaikę na twarzy przepraszam – zrobiłam głupią minę 🙂
Od spodu wygląda to tak 🙂
Połowa moich włosów ma inną porowatość niż druga i mam spory problem z doborem pielęgnacji – jak góra wygląda lepiej i jest uładzona, to te zdrowe włosy na dole się plączą i są jakieś takie niefajne. Jak dół robi się śliski i mięsisty, to na górze mam szopę ;-).
Postanowiłam zobligować się do comiesięcznego raportu na temat stanu moich włosów, by musieć lepiej na nie podziałać. Plan zakłada – przyspieszenie porostu i regularne wycinanie spalonych włosów przy jednoczesnym braku cieniowania i grzywki.
Chwilowo moja pielęgnacja jest bardzo minimalistyczna – myję włosy co 3 dni, wtedy też przed myciem na 30 minut nakładam maskę ze zdjęcia (serical latte) i jedną pompkę oleju „Kwiat wiśni i róża” o którym wspomniałam więcej w tekście o ulubieńcach ubiegłej zimy (klik). Jest bardzo wydajny, zostało mi go jeszcze na miesiąc używania ;-).
Szukam pomysłu na jakąś wcierkę, która nie będzie za bardzo śmierdzieć (wychodzenie do ludzi po nałożeniu kozieradki czy czarnej rzepy trochę odpada).
Myślę, że pójdę za radami Moniki z tekstu o zapuszczaniu włosów (klik) i podziałam na 3 polach. Muszę też nauczyć się kilku fryzur, by schować gdzieś brzydkie końcówki ;). Mam nadzieję, że i tym razem blog mnie zmotywuje do działania.
Myślę, że pójdę za radami Moniki z tekstu o zapuszczaniu włosów (klik) i podziałam na 3 polach. Muszę też nauczyć się kilku fryzur, by schować gdzieś brzydkie końcówki ;). Mam nadzieję, że i tym razem blog mnie zmotywuje do działania.
Gdyby kogoś interesował sweter, to pochodzi stąd (klik)
Życzcie mi powodzenia!
Bądź na bieżąco!
Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) –
jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂 A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem 🙂
Komentując oświadczasz, że znasz regulamin
Uściski, Ania