Zapraszam na bardzo krótką relację z moich wakacji na Krecie ;-). Będzie kilka zdjęć i kilka linków godnych uwagi, bo na więcej niestety mnie w tym momencie nie stać ;).
Te wakacje to dla mnie walka z moim uprzedzeniami (kilka lat temu, gdy byłam bardziej negatywną osobą, gardziłam wczasami All-Inclusive…), ale też trochę strach o to, jak poradzi sobie mój organizm. Nie lubię narzekać na moją chorobę, ale zmiana klimatu, kuchni i wilgotności powietrza była dla mnie dużym wyzwaniem. Na tyle dużym, że w zeszłym roku nie wyściubiłam nosa poza kraj, chociaż miałam odłożone na ten cel pieniądze. Ok, wyściubiłam na bardzo krótki wyjazd do
Paryża, ale to się raczej nie liczy.
Moja choroba dotyczy głównie gospodarki wodnej organizmu, czyli zamiany prawie wszelkiej wody w śluz, który zalepia mi głównie oskrzela i płuca. Chlorki w pocie i te sprawy. Plus pewne cechy
zespołu Cushinga, którego dorobiłam się przez leki sterydowe – bawoli kark, kulenie ramion i charakterystyczne puchnięcie brzucha zauważycie pewnie na zdjęciach, które pojawią się w tygodniu.
I co? I więcej strachu, niż to było warte! Grecki klimat niesamowicie mi służył, chociaż grecka kuchnia już nieco mniej ;). Było niesamowicie, intensywnie, ciepło i sympatycznie. Zdecydowałam się na totalny reset w postaci wakacji bez zwiedzania (prawie się udało ;-)), z leżeniem na plaży, w morzu i basenie, czytaniem książek i brakiem zmartwień.
Kto wypatrzy kota na tym zdjęciu? ;-).
Z kotami jest długa i smutna historia, którą opowiem wam później…jeśli uda mi się odzyskać jakieś 3/4 zdjęć. Wybrałam się bowiem na krótki wypad do Heraklionu – aparat się zbuntował i przegrzał po 3 minutach! Tak samo, jak klej łączący kartki w czytanej przeze mnie książce, która się po prostu rozpadła. Czasopisma puszczały farbę, a bawełniane ubrania wypełniające jakieś 3/4 mojej walizki, okazały się kompletnie niepraktyczne – podobno trafiłam na największą falę upałów – żadnej chmurki na niebie, żadnego wiaterku i piasek po którym lepiej nie spacerować boso – no chyba, że jesteśmy amatorami biegów przez rozżarzone węgle ;-). Nietrudno się domyślić, że wybrałam cieplutkie morze i leżaczki.
Góra od bikini – KLIK, dół – nie pamiętam
Można iść ze 100 metrów wgłąb morza i wciąż mieć grunt oraz widzieć dno i pływające rybki. Krystalicznie czysta woda i złocisty piasek, bosko! Opłaciło się szukać odpowiedniej części Krety przy rezerwacji wycieczki ;-).
Narzutka z pierwszego zdjęcia :
klik
Mówiłam coś o Cushingu? Zobaczcie jak skręcam ramiona do przodu. Niestety nie jest to moja zła wola, starałam się nawet intensywnie nad tym pracować i pływać – jeden z moich większych lęków został pokonany, pływałam żabką bez strachu. W sumie zdałam sobie sprawę, że wszystkie moje lęki związane są z oddechem, ale to specyfika choroby. Znowu ;-).
Gdy po przegrzaniu aparat postanowił się włączyć, zaczął robić zdjęcia bez ostrości – bez względu na światło :D. Cóż, nie pokażę Wam wieczornego spaceru wzdłuż plaży. Sukienka
KLIK
Dlaczego gwiżdżąc na zakazy „ze względów higienicznych prosimy nie karmić psów i kotów”, karmię tę kotkę…suchym chlebem? Bo była niesamowicie głodna, jak jakieś 3/4 kotów i psów na tej części wyspy. Patrząc na to ile jedzenia marnuje się w hotelach, mam ochotę dać Grekom czerwoną kartkę. Oj, nieładnie drodzy Grecy! Ale to materiał na osobny tekst. Na zdjęciu widać przypadkiem moje ulubione sandałki na szpilce –
KLIK – to trochę szczęśliwy talizman, bo kupiłam je sobie w nagrodę za obronę pracy magisterskiej…jeszcze przed obroną. Niesamowicie wygodne!
To zdjęcie wygląda jak dziwna grafika, ale to najprawdziwsza ryba. Wybrałam się bowiem do CretaAquarium by podziwiać rekiny. Dziwny spacer, dziwne ryby i dziwne wnioski – ryby mają tak tępe wyrazy twarzy (no wiecie, tych profili ;-)), że nie mam żadnych moralnych wyrzutów sumienia związanych z ich jedzeniem. Tak, na Krecie jadłam głównie ryby ;-).
Lot samolotem i zmiany ciśnienia także nie były takie złe, jak myślałam. Chociaż oczywiście się przeziębiłam – pasażerka dwa siedzenia obok była zbyt otyła, by zapiąć pas. Wstydząc się poprosić o specjalną przedłużkę, założyła gruby sweter którym przykryła brzuch i…włączyła klimatyzację na full, bo było jej za gorąco. Ja i moje cztery paczki chusteczek wysmarkanych w ciągu trzech godzin, bardzo serdecznie tę panią pozdrawiamy! ;-). Kichałam tak potężnie, że mam przygryziony język z dwóch stron, więc mówię dzisiaj sepleniąc jak małe dziecko. Cóż, przygoda ;-).
Dajcie znać co interesuje Was najbardziej jeśli chodzi o wakacje – jak wybrać miejsce i hotel by nie żałować, czego posmakować, jak się spakować (mogę dużo opowiadać na swoich błędach), oraz czy Grecja w kryzysie jest bezpieczna… postaram się odpowiedzieć na te pytania.
a bonusie Heraklion :
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Ania Kęska (@aniamaluje) 30 Lip, 2015 o 8:25 PDT
więcej zdjęć na instagramie i wkrótce na blogu 😉
Na blogu ukazały się następujące teksty:
– koniecznie sprawdźcie, czy wasze komentarze ze zgłoszeniami się dodały. Są niesamowicie interesujące, a czas na zgłoszenia jest to 5 sierpnia ;-).
Ponieważ miałam bon rabatowy, skusiłam się na najpiękniejszą pościel, jaką w życiu widziałam :
W internecie :
- 20 metrów kawalerki to mało? No to zobaczcie jak funkcjonalnie można urządzić mieszkanie na…trzynastu metrach kwadratowych (klik)
- 9 sposobów na bycie chujem w internecie (klik)
- Wspominałam coś o tym, że Grecka kuchnia jakoś tak nie bardzo? Nie to, żeby była niesmaczna, po prostu kocham ostre przyprawy i nieco inne smaki. Jakby w odpowiedzi za moją tęsknotę za imbirem i Lidl i Biedronka wprowadziły genialne tygodnie azjatyckie *.* (klik, klik) – to moje ulubione tygodnie tematyczne, gorąco polecam imbir (w każdej postaci), sosy, gotowe mieszanki przypraw, makarony (dużo bezglutenowych ;)), pędy bambusa, grzybki…w zasadzie to wszystko ;-). Dla mieszkańców małych mieścinek jak moja, te tygodnie są super sprawą ;-).
- Urzekł mnie też piękny makijaż w wykonaniu Idalii (klik)
- Z mojego poletka gorąco polecam książkę Sprawcy i/lub ofiary działań pozornych w edukacji szkolnej (klik), ale to raczej jak jesteście zainteresowani edukacją.
Buziaki!
Hej! Komentarze są troszkę niżej i obsługuje je Disquss 🙂
Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) –
jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂 A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem 🙂
Komentując oświadczasz, że znasz regulamin