Czyli o tym, dlaczego porażka powinna być częścią planu.
Dużo osób pyta mnie o to, jak radzić sobie z tym, że nie udaje nam się realizować planów. Słuchajcie, porażka JEST jego częścią. Po prostu! Mój piątek zaczął się koszmarnie już w czwartek – miałam masę papierków do wypełnienia (PIT-y i te sprawy…) więc się zasiedziałam. Wcześniej miałam „chcicę” na coś słonego, a że mieściło się to w moich 10% rozpusty, kupiłam sobie wielką paczkę Twistosów i pożarłam je wkurzając się nad tym, że nie dam sobie rady sama. Po zjedzeniu tych chipsów nie mogłam zasnąć, udało mi się to w końcu o czwartej (zazwyczaj wstaję o 5:30-6:00…). Niemal zaspałam na zajęcia i spotkanie – udało mi się cudem dobiec na autobus, oczywiście miałam miejsce stojące a zaplanowałam, że zrobię dwie rzeczy w autobusie. Przypomniałam sobie przy okazji, że mam wieczorem zajęcia z chłopcem któremu miałam pomóc w nauce tabliczki mnożenia. Na spotkanie zdążyłam, ale zapomniałam, że miałam odwiedzić studium praktyk i dopytać o moją sytuację – wymyśliłam sobie praktyki w alternatywnej szkole która jeszcze nie istnieje (zapowiada się genialnie!) a nie mogę podać adresu placówki która jeszcze formalnie się nie otworzyła. Stwierdziłam, że skoczę tam szybko przed zajęciami…w połowie drogi dostałam smsa, że zajęcia zaczynają się 15 minut wcześniej, więc wpadłam na nie spóźniona i… zastało mnie kolokwium o którym zapomniałam bo nie zapisałam go w kalendarzu (zapewne oblałam)….
Brzmi jak koszmarny dzień, prawda?
Moja lista zadań do wykonania była nietknięta (poza spotkaniem), miałam duże zaległości, bo część rzeczy robię zazwyczaj rano, nic nie załatwiłam, uwaliłam kolokwium, spóźniłam się na zajęcia…
Tak, ja też miewam takie momenty!
Ale to, jak dalej potoczy się ten dzień, zależało tylko ode mnie.
Mogłam zrobić milion rzeczy – wkurzyć się, odwołać zajęcia z chłopcem, iść na kebaba, wybiegać to, porzucić całą listę rzeczy do zrobienia, albo nadrobić to, co się dało.
Zaśmiałam się z siebie, wyszłam po zajęciach na murek przed uczelnią, rozłożyłam się na słońcu, wyjęłam planer i uzupełniłam wszystkie ważne daty, wpisałam też kolejne kolokwium. Zjadłam trochę pestek dyni i odzyskałam spokój.
Później wyjęłam swój notes i zaprojektowałam całe zajęcia z chłopcem. Ulga. Świeże powietrze dobrze mi zrobiło. Harmonia przywrócona.
Puściłam sobie ukochane Don’t stop me now i znowu poczułam flow. Niestety nie było go mnie widać, bo byłam dość niewyspana ;-))
Często pytacie – słuchaj, zaplanowałam sobie tyle rzeczy, miałam wstać rano, pobiegać, uczesać się jakoś ładniej, a po pracy pobawić się w końcu z synem i przerobić dwie strony włoskiego. Rano wyłączyłam budzik, do pracy znowu jechałam na ostatnią chwilę, a po wszystkim wróciłam taka zmęczona, że nic mi się nie chciało robić i nawrzeszczałam jeszcze na Kubę, a chciał się tylko pobawić…
To nie jest dosłowny zapis wiadomości od znajomej, trochę go przeredagowałam, ale kurczę – TAK BYWA!
Daliśmy się wpędzić w idiotyczną PRESJĘ którą co gorsza – często stwarzamy sobie sami. Niektórzy z Was czytając o ludziach którym się „udało” nie czują się wcale zainspirowani, a raczej zdołowani, że innym się „udaje”.
To nie jest tak – Ci ludzie sobie na to ciężko zapracowali. Fajnie jest oglądać EFEKT (czyjś sukces, niesamowicie wyrzeźbione pośladki i myśleć w kategoriach „on/ona ma fajnie, bo już coś MA” – pisałam już kiedyś o kompleksie Damoklesa… – widzimy tylko czubek tej góry lodowej, nie zwracając uwagi na ogrom pracy która została wcześniej włożona.
Nie znam żadnego człowieka, który nie miał gorszych momentów.
Gorsze dni ma każdy. Ja też. Uczyniłam je elementem mojego planu. Po prostu. Gorszy dzień nie jest po to, aby powiedzieć sobie – ok, miałam 30 dni z rzędu ćwiczyć , jeden dzień mi się nie chciało, to teraz odpuszczam sobie całkiem.
Gorszy dzień jest po to, aby docenić ten lepszy 🙂 Kiedy przerwę jakieś wyzwanie staram się „odkupić” swoje winy kolejnego dnia.
Po drugie – twórzmy realistyczne plany działania. Każdy dzień zaczynam od listy rzeczy do zrobienia dnia następnego. Celem nie jest odhaczenia każdego podpunktu – dla mnie sukces jest wtedy, jak zrealizuję 80%. Nie czuję „presji” wykonania wszystkiego, bo to byłoby frustrujące.
Dzisiaj też miałam wielkie plany – długa lista, mnóstwo rzeczy a tymczasem obudziła mnie cudowna pogoda, świeciło słońce… przygotowałam prowiant i wybyłam za miasto miasteczko, zrelaksowałam się w lesie, zjadłam na powietrzu, porozciągałam się, odwiedziłam koleżankę – lista zadań poczeka.
Nie musisz być mistrzem świata i perfekcyjnie w białych rękawiczkach sprawdzać czystość futryny. Nikt tego od Ciebie nie wymaga. Gorszy dzień? Zdarza się. Zapisz na kartce co takiego spowodowało, że się wydarzył i wyciągnij wnioski.
Gdybym wpisała do kalendarza kolokwium, uniknęłabym jednego potknięcia. Jesteś przemęczony? Może źle się odżywiasz? A może…wcale nie zależy Ci na włoskim, tylko wszyscy wokół” się go uczą, i stawiasz sobie cele, które tak naprawdę nie są dla Ciebie ważne?
Zaprojektuj swoje życie tak, aby realizacja planu była przyjemnością, nie koszmarem.
Uśmiech!
Na komentarze i wszystko inne odpowiem później, teraz lecę ;))
Będzie mi miło, jeśli zaobserwujesz mnie na :
lub polubisz na fejsie 😉
PS. Zachęcam do głosowania na moją książkę, to jeden klik 😉 tytuł „Jak stać się szczęśliwym człowiekiem”, pierwsza na liście 🙂
Oglądam Twojego bloga od dawna, ale prawie nigdy nie komentuję… Mój błąd ! Twoje teksty są świetne, jesteś niesamowitą osobą i dajesz mi czasem niezłego kopa ! Np teraz nie potrafię się nauczyć na coś co jest dla mnie ważne, ciągle powtarzam sobie, że moja "koleżanka" będzie lepsza bo ona w jeden dzień potrafi przygotować się i nauczyć wszystkiego lepiej niż ja w tydzień. Mam jeden dzień. Ostatni. żeby to wszystko zrobić i musi mi się udać, a przynajmniej muszę spróbować. Dzięki Tobie teraz wiem, że jeszcze mogę dać radę. Mogę próbować bo dostałam tę szansę ! Jesteś niesamowita, pisz… Czytaj więcej »
Małe codzienne porażki – kogo one omijają. Przyznaję, że nawet irytuję mnie osoby, którym zawsze wszystko idzie jak po maśle, tzn. nie to, że dobrze im idzie, tylko to w jaki sposób o tym mówią.
Mialam wszystko zrobic "w weekend" , nue zrobilam nic i po tym tekscie piczulam sie z tym lepiej 🙂 dziekuje
super!
jakiś czas temu oglądałam prezentacje Rozwojowca, który mówił, że ludzie myslący o porażce jako przeciwności sukcesu nie osiągną wiele. Tak naprawdę przeciwieństwem sukcesu jest przecietność a porazka jest kolejnym krokiem do sukcesu. 🙂 i ja w to wierze
Jedną z moich największych wad jest niepozwalanie sobie na porażki i nieradzenie sobie z nimi – nienawidzę tego, ale już z tym walczę 😉
Porażki są po to, aby miażdżyć nasz chory perfekcjonizm. Każda może być cenna, jeśli uczynimy z niej lekcję dla siebie.
Osobiście boję się każdej potencjalnej porażki, no bo to coś nieprzyjemnego 🙂 Ale nie raz zdarzyło się tak, że oglądając się na siebie, byłam wdzięczna, że coś mi nie poszło tak jak chciałam.
Świetny tekst, bardzo potrzebny!
Porazka jest stety lub niestety wpisana w nasze zycie i dobrze, gdyby kazdy umiał się z nią po "męsku" zmierzyć 🙂 Kazdego gdzieś na drodze spotykają większe lub mniejsze porazki 🙂 Ale nei wolno się poddawać tylko przeć na przód ile sił 🙂
Podoba mi się w tobie to, że nie ubierasz swoich myśli w jakieś piękne słowa, nie wymyślasz metafor, porównań, w zasadzie piszesz ciągiem. Tak, jakbyś siedziała przede mną i mówiła. Kawa na ławę, prostymi słowami a jak trafia.Ja akurat nie mam problemu, bo jestem kompetentnym leniem i wyznaczam sobie cele, realizuję je ale bez żadnej presji. Po prostu robię to, co sprawia mi przyjemność, a nawet jeśli nie (np. uczenie się na kolosa z przedmiotu, którego nie trawię), to własnie potrafię w porę zorientować się że to właśnie ta trudność, gorszy moment i nie lubię lamentować nad tym, jakie to… Czytaj więcej »
Dodałabym jeszcze, że porażki często w dziwny sposób stają się przyczyną szczęścia. Gdyby ponad dwa lata temu pewien facet mnie nie olał dla mojej koleżanki, dzisiaj nie byłabym w najlepszym na świecie związku 🙂 Wtedy rozpaczałam, a wyszło tak, że koniec końców "zwolniło się miejsce" dla mojego Połówka. Dzisiaj i temu facetowi i tej koleżance postawiłabym piwo 😉 I podobnie bywa w wielu sytuacjach. Wyrzucają nas z pracy – znajdujemy lepszą. Oblewamy egzamin – uczymy się porządnie danego tematu. I tak dalej i tak dalej 🙂
Rzeczywiście często tak bywa, fajne podejście 🙂
Porażki… Czasem mam do siebie pretensje, że nie wyszło, coś zawaliłam, ale zaraz myślę: kurczę, starałam się, nie jest tak źle, popracuję nad tym i tamtym i będzie lepiej:)
Gorszy dzień każdemu się zdarza, następnego zawsze będzie lepiej. I czasami również wolę dać sobie spokój, wyjść na świeże powietrze, korzystać z pięknej pogody, to najbardziej cieszy, pozdrawiam!
I cieszę się Aniu z każdej kolejnej notki, zaglądam, czytam poprzednie.. Pozytywnie się uzależniłam, pozdrawiam!
Strzał w 10 z tym tekstem, Aniu 🙂 Tak to jest, ktoś czasem trafia na Twoją książkę i wydaje mu się, że Ty to jesteś super zorganizowana/pisanie idzie Ci leciutko/masz mnóstwo czasu…. itd, itp (obie wiemy, o co chodzi ;)). A tymczasem za tym (oraz każdym innym sukcesem) stoją różne trudne chwile, porażki, jakieś małe i większe niewypały. No, ale widać efekt – i to się liczy. Super przykłady z życia znanych ludzi. Cieszę się, że trafiłam na ten tekst. Uściski!
super wpis!
Czytam twojego bloga pod ogromną presją- chociaż miałam masę czasu na zrobienie projektu znów zostawiłam wszystko na ostatnią chwilę i teraz panikuję i próbuję się zebrać w sobie i robić cały projekt.
Jeny, idealny wpis jak dla mnie. Akurat dzis zaplanowalam sobie mega produktywny dzien, czeka mnie ciezki tydzien i chcialam sie na niego jak najlepiej przygotowac, a nie zrobilam NIC. W zamian lezalam sobie i odpoczywalam, bylam na spacerze, bo piekna pogoda, wpadlam na kawe do babci, bo przeciez juz drugi tydzien sie nie widzialysmy… teraz wieczorem kiedy zamierzalam sie pouczyc, stwierdzilam, ze to i tak bezsensu, nie moglam sie skupic i postanowilam nadrobisc zaleglosci na blogach. Pozytywnie mnie zaskoczylas, ciesze sie, ze to wlasnie dzis opublikowalas ten post. Dzieki niemu przemyslalam sobie kilka spraw.. w koncu jutro tez jest dzien,… Czytaj więcej »
Jestem mistrzynią tworzenia sobie presji. "Widzimy tylko czubek tej góry lodowej, nie zwracając uwagi na ogrom pracy która została wcześniej włożona"- Napiszę to sobie gdzieś w widocznym miejscu, dzięki 🙂
A ja miałam weekend pod presją innych, bo o ile sama juz jakoś sensownie patrzę na wykonywanie zamierzonych zadań, tak przez ostatnie dni tylko próbowałam podskoczyć do poprzeczki innych. Rezultat? Kłótnia na śmierć, a ja nie zrobiłam w zasadzie nic.
Cudowny post. Kiedyś rzeczywiście kiedy jakiś drobiazg wytrącał mnie z planu, rezygnowałam w ogóle. Dziś staram się czerpać z tego siłę i iść do przodu.
Ostatnio w necie krąży grafika z cyklem dobowym wielkich. I w sumie jak tak na nią spojrzeć, to część osób nie harowała dzień i noc, by stać się kimś, tylko robiła codziennie po trochu małymi krokami i miała czas na spotkania, przyjemności, jedzenie i spanie. W jakiś sposób mnie to uspokoiło, że lepiej po trochu, niż myśleć, że to tak mało, że nie ma w ogóle sensu zaczynać.
http://natemat.pl/96733,praca-drzemki-i-spacery-zobacz-jak-godzina-po-godzinie-wygladal-dzien-beethovena-freuda-i-darwina?fb
Trafiłaś w samo sedno: czasem mam wrażenie, że o wiele trudniej byłoby docenić to co dobre, gdyby nie było gorszych chwil. Ale też jak to już ktoś napisał "nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło"- i tak też staram się patrzeć, szukając pozytywnych stron.
I mimo że toczę potyczki ze swoim perfekcjonizmem i dowalaniem sobie, ze stwierdzeniem, że jeśli nie mogę czegoś zrobić w 100% idealnie to po co robić w ogóle- wiem że dni kiedy się sypie i nie udaje- też są potrzebne:)
Pozdrawiam ciepło
ulżyło mi, miałam fatalny początek w pracy, zaczęłam od spóźnienia, ktoś zużył mój cukier i piłam gorzką kawę, klient zalega z płatnościami i prawdopodobnie moja wypłata przesunie się o kilka dni i byłam gotowa pozwolić na to, aby cały tydzień był zmarnowany z powodu złego startu. uf, jestem spokojną lilią na tafli oceanu, zaakceptuję to, czego nie dam rady zmienić i podziałam tam, gdzie się da. QWprawiłaś mnie w dobry nastrój 😉
Zawsze staram się optymistycznie podchodzić do życia, ale ostatnio mam gorszy czas. Jestem ciągle zmęczona, rano wstaję niewyspana, pomimo, że spałam 7-8 godzin. Nie lubię swojej pracy i szukam czegoś nowego, ale nie mogę jej rzucić, bez względu na to, jak bardzo bym chciała, bo mam zobowiązania finansowe, które nie poczekają aż znajdę pracę. A najgorsze jest to, że pomimo pewnego już wieku nadal nie wiem czego chcę od życia i co chcę robić "jak dorosnę". Niemniej nie tracę optymizmu i staram się żyć tak, aby każdy dzień był piękny. Ale nie zawsze się tak da…
No tak, o sukcesie stanowi to jak zapatrujemy się na porażki, które nas dotykają 'po drodze'.
jesteś wielka, kolejny świetny tekst. Dziękuje i biorę się za siebie 😉
Dobrze, że przetrwałaś w stanie niezbyt pogorszonym – życzę Ci dobrej reszty tygodnia, dla równowagi 🙂
(P.S. W żaden sposób nie mogę wykoncypować, co tu robi grafika o otyłych dzieciach. Mam chyba zły dzień na kojarzenie.)
Wyznaczając listę zadań do zrobienia na jutro, należy pamiętać, że trzeba ją napisać w 60%, bo 20% kolejnych to będą niespodziawane elementy dnia codziennego, a następnych 20% to zadania, które wyskoczą nagle jako pilne. Poza tym należy pamiętać o zachowaniu równowagi, nie tylko praca się liczy, trzeba też odpoczywać i mieć czas na dbanie o siebie dla własnego zdrowia.
Poza tym przeczytałam kiedyś gdzieś takie zdanie "Porażka to dołek startowy do zwycięstwa." 🙂
Dzięki Ci Aniu ze ten post:) Jutro mam finałowy etap procesu rekrutacyjnego, na którym bardzo mi zależy (chyba nigdy mi nie zależało, żeby dostać jakąś pracę tak bardzo 🙂 ), a właśnie dowiedziałam się, że pozycja, na którą aplikuję jest najbardziej oblegana – miałam chwilę zwątpienia, ale przeczytałam Twój post i od razu zrobiło mi się lepiej – jak się nie uda- trudno, świat się nie zawali 🙂
świetny wpis ! Na pewno mi się przyda nie raz bo często mam myśli 'mam 20 lat i niczego nie zrobiłam' po czym jak usiądę i się mocno zastanowię to w życiu przytrafiło mi się taaaaaaaaaaaaaaak wiele niesamowitych rzeczy, ale i tak w ciągłym pośpiechu myśli się tylko żeby zrobić więcej
Einstein, Jordan, Jobs, Disney – fajnie jest poprzeć na ludzie, którzy odnieśli sukcesy. Od zera do bohatera. A ilu jest im współczesnych, którym się nie udało? Zapewne wielu. Prawdą jest taka, że historia pamięta tylko "zwycięzców", o "przegranych" (których jest więcej) nikt nie mówi.
Ej, ale co dziewczyny ostatnio z tymi pośladkami? O__o Znaczy… to tylko tyłek… Ja tego nie rozumiem, coś ze mną jest nie tak? 😛
A sama historia Queen tez jest niezla motywacja. Bardzo dlugo biedowali, ale uparcie wierzyli w siebie i w sukces. Widzialam kiedys film i zyciu Freddiego i tam to wszystko jest fajnie pokazane. Fascynujaca sprawa:)
Perfekcjonistka bylam do pewnego momentu – wszystko mialo byc na czas, pod milimetr, zaplanowane i wykonane. Z tej absurdalnej "przypadlosci" wyleczylo mnie zycie. Bardzo pomaga mi filozofia mojej, niezyjacej juz babci. Nic na sile. Jesli cos nam nie idzie, cos nie jest po naszej mysli, to tak wlasnie ma byc. My w tym momencie nie wiemy, dlaczego ale trzeba to ze stoickim spokojem zaakceptowac. Babcia miala jeszcze jedna zasade – nie ma tego zlego, co by na dobre nie wyszlo. Dzis aplikujac te wszystkie reguly w moim zyciu, przestalam sie stresowac i denerwowac. A jak czasami mam zly dzien, kartkuje… Czytaj więcej »
planowanie i zapiswanie rzeczy do zrobienie jest swietne i bardzo pomocne, ale tak jak piszesz, nie trzeba robic z tego zawodów, tylko podejsc do tego na luzie, ale mimo wszystko nie olewacko. Bo za bardzo się spinając można się tylko sfrustrować i przez to gorzej wszystko idzie.ja zauważyłam, że im więcej mam na głowie, tym bardziej potrafię się zmobilizować i to wszystko wykonać. Kiedy jest mniej rzeczy – to rozłażą się na cały dzien, bo wiem, że nie muszę tego zrobić teraz, że może poczekać….Co do chaosu. Najgorzej kiedy zrobimy go sobie własnie w głowie. Duzo rzeczy do zrobienie nie… Czytaj więcej »
Mam dokładnie takie same dni i najczęściej ogarnia mnie poczucie takiej beznadziei, że ktoś daje radę zapanować nad wszystkim, a ja niekoniecznie. Na szczęście jak rozsądek zacznie wchodzić w grę to luzuję. 🙂 Pozdrawiam, Kamila
Rzadko komentuję stare posty, ale ten aż dodałam do zakładek. Jestem na etapie czytania archiwum bloga- od początku. Doszłam aż tutaj, post już kiedyś czytałam- pewnie był podlinkowany w podlinkowanym poście pokazującym się w proponowanych… pewnie wiesz jak to jest kiedy się trafi na łańcuszek ciekawych treści i systematyczne czytanie ma przerwę. Dodałam zakładkę bo mi się dalej podoba, ale nie wiem czy nie będzie dla mnie zgubny, bo akurat ja potrzebuję presji 😀 Przygotowując się do zaliczeń z w-f byłam w stanie ćwiczyć co wieczór, sama dla siebie po tygodniu wymiękam. Nie wiedzieć dlaczego moje wewnętrzne motywy zawsze przegrywają… Czytaj więcej »