Niedawno napisała do mnie znajoma z prośbą o obiektywne spojrzenie na sprawę. Pracuje w fundacji, jest w tym świetna. Niestety samotnie wychowuje synka, którego ojciec nie stanął na wysokości zadania. Zarobki w fundacji są marne, a jej praca realnie pomaga pozyskiwać spore fundusze dla potrzebujących, Problem w tym, że znajoma wraz z dzieckiem strasznie dziadują. Jest jej przykro, że nie może wysłać młodego na kolonie ani nawet kupić wymarzonego plecaka do szkoły, tylko taki zwykły. Z drugiej strony czuje się źle ze swoimi myślami, bo przecież jej praca polega na pozyskiwaniu pieniędzy dla dużo bardziej potrzebujących.
No i stało się coś, o czym kiedyś pisałam na blogu. Ponieważ jest świetna, dostała propozycję pracy za trochę większe pieniądze. W zupełnie innej branży. Pracy, która pozwoli jej i dziecku żyć godnie.
Zapominamy, że ludzie robiący dobre rzeczy też muszą płacić rachunki. Mam z tym wszystkim ogromny problem.
Tak wiem, to nieprzyjemny temat. Ale dotyczy każdego, kto robi dobre rzeczy albo robi coś super dobrze.
Podsumowałam sobie sierpień i okazało się, że to pierwszy miesiąc, który mogłabym przeżyć za pieniądze zarobione wyłącznie w sposób pasywny. (Zobacz też:
skąd biorę pieniądze)
Aby wynająć mieszkanie, opłacić rachunki i bilet oraz nie brać chwilówki gdy będę musiała prywatnie iść do lekarza czy stomatologa, potrzebuję 3000 zł miesięcznie. Myślę, że na jedną bezdzietną osobę to dużo. Tym bardziej, że sporo wydatków jak ubrania czy kosmetyki często mi odpada, bo mam szczęście dostawać je prezencie.
Wiem jednak, że w mojej sytuacji na zdrowiu nie mogę oszczędzać i może nadejść moment, kiedy jego stan znacznie się pogorszy i nie będę mogła przez jakiś czas pracować wcale.
Gdy okazało się, że splotem szczęśliwych okoliczności mój przychód pasywny bardzo wzrósł w sierpniu (co nieprędko się powtórzy) musiałam upewnić się pięć razy, że mi się to nie przyśniło.
💰💰💰
Pieniądze były jednym z ważniejszych powodów, dla którego nie pracuję w niedofinansowanym sektorze edukacji. I mówię to z ręką na sercu.
Jestem zbyt dużą dziewczynką by wierzyć, że czyjś uśmiech jest największym podziękowaniem. Sprawia ogromną satysfakcję, ale nie chcę do końca życia wynajmować mieszkania ani odmawiać sobie wszystkiego. Jak moi rodzice, którzy rezygnowali z własnych przyjemności by Ania mogła nosić aparat ortodontyczny albo mieć lekcje angielskiego, które w szkole były na żenującym poziomie.
Nadal pracuję z dziećmi, ale robię to za darmo w swoim prywatnym czasie i na inną skalę. Mogę to robić tylko dlatego, że skierowałam swoją energię i swój czas na bardziej intratne zajęcia. Nie zamierzam za to przepraszać.
Problem płac w Polsce jest ogromny i złożony. Chce mi się śmiać, gdy znajomi doktoranci uczestniczą w zajęciach o szkodliwym neoliberalizmie, na ich uczelniach rozprawia się o wyzysku pracowników, ale rozmaite prace administracyjne i czarną robotę zrzuca się już na nich. Bo gdy doktorant zachrzania za profesora, to już nie jest wyzysk Janusza-biznesu, tylko coś dla dobra publicznego🙄.
Ale konsekwencje są takie, że nie będziemy mieć edukacji na poziomie Finlandii, bo wielu świetnych nauczycieli nie mających majętnego partnera czy spadku po dziadku pójdzie pracować w innych sektorach. Moja koleżanka pracuje w przedszkolu, ma pełną odpowiedzialność za dzieci, zarabia na rękę mniej niż kasjerka w markecie. Z tego powodu czas, który mogłaby przeznaczyć na doskonalenie zawodowe spędza na rozwożeniu jedzenia z kwadratowym plecakiem. Zastanawia się nad zmianą pracy. A jest wspaniałym fachowcem, osobą o ogromnej wrażliwości.
Niedofinansowane zawody – nazwijmy to – pożytku publicznego jak lekarz, nauczyciel czy strażak to nic w porównaniu z tym, ile pomyj wylewanych jest na osoby, które pracują w przeróżnych dobrych fundacjach i chcą przy tym godnie żyć. Bo ludzie bezlitośnie wypomną jazdę samochodem a nie komunikacją publiczną (nawet jeśli to samochód służbowy i potrzebny jest by docierać do podopiecznych) czy zbyt nowy telefon.
Z niskimi zarobkami jakoś się kręci, dopóki ma się te dwadzieścia lat i można mieszkać z trójką obcych ludzi na kupie i jeść pierogi z paczki. Ale przychodzi czas, gdy człowiek szuka jakiejś stabilizacji, chce założyć rodzinę, raz w życiu pojechać na te durne wakacje za granicę i okazuje się, że nie bardzo ma jak. Że czas spędzony na pracy w fundacji można było spędzić na pracy w korpo za bardziej przyzwoite pieniądze i awansować już dwa razy.
Poruszam ten problem, bo cokolwiek zadecyduje znajoma – będzie czuć się z tym źle. Potrzebuje pieniędzy, bo jej dziecko dorasta. Sama też ma coraz bardziej dość tego, że ubrania kupuje tylko w lumpeksach a jeśli oszczędzi na jakąś przyjemność, ma wyrzuty sumienia, że wydaje na siebie. W lumpach kupuje się super, gdy masz wybór, nie gdy to konieczność. Przerabiałam oba podejścia i inaczej grzebie się w tych sklepach dla przyjemności, a inaczej gdy po prostu musisz.
Gdy będziemy oglądać każdą złotówkę wydawaną przez pracowników fundacji z taką gorliwością, coraz mniej osób będzie chciało podejmować ten trud. A ja jestem cholernie wdzięczna tym wszystkim ludziom, którzy go podejmują. Którzy ratują dręczone pieski, dożywiają dzieci czy pomagają ofiarom przemocy domowej. Bo to szalenie trudne i wygodnie jest mi po prostu wpłacić na to pieniądze, by nie czuć wyrzutów sumienia z powodu kształtu jaki przybrał dzisiejszy świat.
Uśrednione miesięczne zarobki brutto pracowników przeciętnej organizacji zatrudniającej stały, płatny personel w przeliczeniu na podstawowy wymiar czasu pracy (cały etat, 40 godzin tygodniowo)
źródło: http://fakty.ngo.pl/wiadomosc/1889267.html
Dlatego chciałabym prosić o próbę spojrzenia na problem z innej strony. I zaprzestania oceniania ludzi, którzy robią nam naprawdę wielką przysługę, przejmując na siebie trud i odpowiedzialność pracy społecznej. Oraz zachęcić do wysłuchania tego wykładu. Ma dostępne napisy po polsku (w prawym dolnym rogu trzeba kliknąć w dymek) Bardzo o to dzisiaj proszę.
Tyle i tylko tyle.
Sukienka o którą dopytujecie jest stąd. A jeśli chcesz wypowiedzieć się na temat problemu, z którym zmaga się znajoma – daj znać w komentarzu, co zrobiłbyś na jej miejscu.
Bądź na bieżąco!
Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) –
jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂 A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem 🙂
Komentując oświadczasz, że znasz regulamin