Kochani,
jak pewnie wiecie, nie jestem osobą nastawioną na stałość. Moje życie to bardziej podróż, niekończący się rozwój. Niestety tak się wydarzyło, że ostatnich kilka dni spędziłam w miejscu. Było to trochę potrzebne, a trochę nie.
Powód może wydać się dziwny i pewnie wiele osób go nie zrozumie, bo ciężko wczuć się w coś takiego komuś, kto nigdy tego nie przeżył.
Otóż jak nietrudno zauważyć – ostatnie lata mojego życia podporządkowane były
walce z chorobą układu oddechowego, a konkretniej – oskrzeli. W ostrą fazę tej walki wkroczyłam mniej więcej we wrześniu ubiegłego roku – w lipcu (w szpitalu) powiedziano mi, że nie mam co się łudzić, bo będzie coraz gorzej. Po prostu każdego dnia objawy będą się nasilać. Moim błędem było to, że uwierzyłam wtedy w te słowa. Wyryły się mocno w mojej świadomości i tkwiły w niej mniej więcej cały sierpień. Było to dla mnie coś innego, bo zawsze miałam duszę wojownika i każdego dnia, łykając masę leków który niosły za sobą nieprzyjemne skutki uboczne, wierzyłam, że robię to wszystko po to, aby było lepiej. Na szczęście tuż przed wrześniem się otrząsnęłam i wróciłam na dawne tory myślowe i tryb walki. Rozpoczęłam jeszcze bardziej wytężoną pracę nad sobą. Po drodze wydarzyło się kilka znaczących rzeczy, zaczęłam podejmować różne tygodniowe wyzwania, stworzyłam cykl ćwiczeń rozwojowych, ale nie da się ukryć – skupiałam się głównie nad swoim ciałem. Może nie w ten sposób co fitblogerki czy blogerki urodowe, ale bardziej od środka. Próbowałam różnych sposobów i metod, aby nauczyć moje oskrzela wydzielania odpowiedniej ilości śluzu, a nie ogromnej, jak do tej pory.
Dzisiaj mogę z całym przekonaniem napisać, że się udało. Chociaż nie, to słowo wskazuje bardziej na łut szczęścia – powinnam napisać – zapracowałam sobie na to. Moja choroba weszła w stan remisji. Od miesiąca nie mam większości objawów (no, może kilka razy w nocy się dusiłam), moja temperatura ciała wynosi prawie 36 stopni Celsjusza a słowa lekarzy się nie sprawdziły.
A mimo to… nie skaczę ze szczęścia.
Potrzebowałam trochę czasu, aby się nad sobą zastanowić. W pewnym sensie podporządkowałam swoje życie walce o czyste oskrzela i kiedy wygrałam jedną bitwę zrozumiałam, że mimo moich starań, walka ta była jednym z najmocniejszych filarów mojego życia. W momencie kiedy główny cel ostatniego czasu został zrealizowany, zostałam bez celu. Owszem, miałam mnóstwo pomniejszych, takich jak zrobienie magisterki czy 100 celów mojego życia ale… poczułam się, jakby odebrano mi coś ważnego, część mnie.
Nie zrozumcie mnie źle – ja bardzo, ale to bardzo, niewypowiedzianie wprost cieszę się, że, prawie miesiąc funkcjonuję niemal normalnie. Oczywiście podtrzymałam wszystkie naturalne kuracje i staram się utrzymać stan remisji jak najdłużej.
Potrzebowałam jednak trochę czasu aby pomyśleć, co dalej…
Być może niedługo udowodnię sobie samej, że lekarze nie mieli racji. Że słowo nieuleczalne wraz ze słowem genetyczne nie mają takiej mocy, jaką im znaczeniowo nadano. Czeka mnie jeszcze terapia oczyszczająca organizm w o wiele większym stopniu niż wszystkie którym się poddałam. Będzie kosztować mnie wiele wysiłku (w sumie, kasy też :)), ale jestem na bardzo dobrej drodze do osiągnięcia tego, na czym mi tak bardzo zależy, czyli równowagi w organizmie. Skąd więc pojawił się u mnie tak dziwny nastrój?
Stanęłam na rozdrożu. W ostatnim czasie tak bardzo wytężyłam wysiłki w walce o normalne oddychanie, że zaniedbałam całą resztę. Oprócz malowania paznokci i przejeżdżania ciała depilatorem, nie robiłam dla siebie nic. Może kilka razy biegałam i dużo chodziłam i brałam zimne prysznice wraz z szorowaniem na sucho, ale temu przyświecał cel w postaci zdrowia. Nie dobrego samopoczucia, nie upiększenia się.
Od kiedy pozbyłam się z włosów czerni, nie zrobiłam nic aby poprawić ich wygląd. Nawet wyleciały mi z głowy aktualizacje włosowe (nadrobię!). Nie mówiąc już o tym, że ograniczałam się do mycia i rozczesania, albo związania w niedbały koczek (tak, nie nakładałam nawet odżywki!). Ok, czasem pomalowałam paznokcie. I to wszystko.
Pora zabrać się za SIEBIE. Wpadłam w tą samą pułapkę w którą wpadają niektóre matki, poświęcając absolutnie wszystko dla swoich dzieci. Mówię o kobietach, które budzą się z ręką w nocniku w momencie, kiedy dostają pozew rozwodowy albo dowiadują się, że mąż ma kochankę. I nagle uświadamiają sobie, że nie pamiętają kiedy ZROBIŁY COŚ DLA SIEBIE. Nie był od wieków u fryzjera, po domu chodzą w wyciągniętych dresach a dzieci jakoś nie okazują takich emocji jakie „powinny”, bo mama zapomniała, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko.
Postanowiłam wykorzystać dany mi czas na dokładne przemyślenie co dalej. Na wzięcie się za siebie, sprawianie sobie przyjemności i zrobienie rzeczy których robić nie mogłam. Na pierwszy strzał poszedł stomatolog – zazwyczaj nie mogłam do niego chodzić, bo nie oddychałam nosem a lepki śluz spływał mi po gardle, co uniemożliwiało wytrzymanie z otwartą buzią bez uduszenia się 🙂 Moje zęby pozostawiają wiele do życzenia, mimo, że bardzo o nie dbam – niestety, winne są tu tetracykliny, fluoroza i brak możliwości szybkiego reagowania na niepożądane zmiany.
Na szczęście mam już za sobą najgorsze, czyli wyrwanie dwóch zębów. Mam nadzieję, że remisja utrzyma się na tyle długo, abym dokończyła leczenie stomatologiczne i mogła zacząć cieszyć się normalnym uśmiechem. No i abym pozbyła się wszystkich zębów leczonych kanałowo, aby móc rozpocząć terapię oczyszczającą.
Zrobiłam dzisiaj pieszo kilka kilometrów po lesie, nałożyłam na włosy olej a jutro podcinam mocno końce.
Postanowiłam także, że rozszerzę nieco tematykę swojego bloga o to, co interesowało mnie i dawało mi frajdę zanim kilka lat temu moja choroba się zaostrzyła. Będą to wpisy z kreatywnością w głównej roli. Od zawsze lubiłam kreatywne reklamy oraz kreatywne gadżety, być może czytelnicy mojego starego bloga (są tu jeszcze jacyś?) pamiętają.
U góry wpisu przykład takiej kampanii reklamowej mającej na celu walkę z cukrzycą – (agencja reklamowa Greenroom Advertising z Indii).
Mam nadzieję, że będzie już tylko lepiej!
PS. Czy jestem jedną z nielicznych osób które cieszą się z wizyt u stomatologa? 😉
Trzymam kciuki za Ciebie 🙂 hah i tak jesteś dziwna bo cieszysz sięz wizyty u stomatologa 😛 Ja nie potrafię wymyśleć jednej rzeczy której bym nienawidziła bardziej niż dentysty :/
cieszę się, że czujesz się lepiej, oby ten stan trwał jak najdłużej 🙂 co do ostatniego pytania: wolę pójść 2 razy w roku do dentysty na kontrolę i mieć święty spokój, więc można powiedzieć, że po się cieszę (np. z tego że nie muszę wydawać kolejnych kilkuset złotych ; ))
to trzymam kciuki aby się wszystko udało!|
co do kreatywnych wpisów: już się doczekać nie mogę:P a pamiętam Twoje wpisy na starym blogu:)ja uwielbiam kreatywne gadżety, reklamy i wogóle wszystko na co się dobrze patrzy, i ma ciekawy przekaz ; zresztą codziennie w internecie oglądam takie zdjęcia, po prostu się inspiruję: mam problem tylko z wdrażaniem niektórych ciekawych pomysłów w życie, ale naprawdę ogromną frajdę sprawia mi już samo czytanie i patrzenie o takich kreatywnych rzeczach i ludziach:)
Aniu, pamiętam tamte wpisy i pamiętam sposób w jaki pisałaś kiedyś. Bardzo sie zmieniłaś (na tyle na ile moge to ocenić na podstawie blogów). Pamiętaj żeby nie zatracić siebie na rzecz zmian, żeby nie stać się kimś zupełnie innym.
trzymam kciuki Aniu i tak, są tu jeszcze czytelnicy starego bloga (melduję się!)
trzymaj się ciepło 🙂
Ania, do wszystkiego dążysz z głową i głównie dlatego położyłaś tę chorobę. osiągnęłaś bardzo wiele i mogłabyś teraz tryumfować. mimo to nie rozckliwiasz się, to dla ciebie mało i wciąż wytyczasz sobie nowe cele. po tym właśnie widzę, jak silną i mądrą jesteś kobietą. czapki z głów.
byle do przodu! 🙂
Każdy czasem potrzebuje takiego zastoju, żeby ruszyć znowu. Uda Ci się, jak wiele rzeczy do tej pory, trzymam kciuki 🙂
Ej, ja uwielbiam stomatologów i borowanie zębów ! 😀
Zgłasza się czytelniczka starego bloga, a nawet wcześniejszego photobloga! Również trzymam kciuki ; ))
Trzymam za Ciebie kciuki:)
Myślę, że jesteś JEDYNĄ osobą, która cieszy się na dentystę…
Pięknie sobie radzisz, zapał i dążenie do jakiegoś celu mogą człowiekowi wiele pomóc. Gratuluję i mocno trzymam kciuki aby dalej było coraz lepiej! W każdej kwestii! 🙂
Dzięki wszystkim za słowa wsparcia! 🙂
Niesamowity tekst, chociaż znam Cię krótko, chcę więcej.
Też niejedno już przeszłam, załamałam się nie raz, ale to było, teraz walczę o siebie, bo nie ma nic piękniejszego niż życie, ludzie których możesz spotkać, miejsca które zobaczysz. I nawet wtedy kiedy ktoś mówi Ci, że się nie da, to koniec, walcz.
Marzenia się spełniają, 3mam kciuki za zdrowie i powodzenia.
Super, że zaczęłaś wygrywać z chorobą. Gratulacje – pewnie nie znalazłoby się wiele osób, które w Twojej sytuacji dokonałyby czegoś takiego 🙂A co do wizyt u stomatologa, to ja mam zawsze stresik przed (wkręcam sobie, że na pewno coś strasznego się dzieje z tymi zębami i połowę zaraz stracę – mam paradontozę, którą od kilku lat trzymam w ryzach – udało mi się zatrzymać jej rozwój). A potem z gabinetu wychodzę z ulgą, że generalnie wszystko jest w porządku. Zresztą lubię moją dentystkę i zawsze zadaję jej mnóstwo pytań, gdy mam jakieś wątpliwości co do dbania o uzębienie i dziąsła,… Czytaj więcej »
nie wiadomo, czy wygrałam na stałe, powiedzmy, że wygrałam bitwę 😉 Teraz trafiłam na bardzo przyjazną dentystkę, wcześniej chodziłam w moim miescie ale nie mogłam się dodzwonić i tym oto sposobem przypadkiem trafiłam na bardzo dobrą specjalistkę. Poradziłaś sobie z paradontozą, wow! Mój kuzyn stracił przez nią prawie cały dół.
Ja uwielbiam chodzić do stomatologa ^^
ee tam, też uwielbiam chodzić do stomatologa, tylko nie lubię wydawać u niego kasy 😀
Pozdrowienia i dużo wytrwałości!
a dlaczego musisz sie pozbyc zebow leczonych kanalowo?
nie mogę mieć nic martwego w ciele, długa historia, jak chcesz – napisz mi maila a wyjąsnię 😉
Oki, dzieki 🙂
A tow w ogóle tym postem znów nastawiłas mnie (bo przechodze chwilę załamania), że trzeba walczyć o zdrowie, a nie godzić sie z tym ze jest źle, dzięki :*
a tak w ogóle'
cieszę się! naprawdę! pamiętam jak przeczytałam, że jesteś chora, jak myślałam co Ci jest, jak dowiedziałam się, że to może być ta wstrętna muko… pamiętam, że się bałaś, co dało się na blogu zauważyć, pamiętam Twój sen, który był dziwny i zmienił wszystko… naturalnie pamiętam też kagamu, który był kochany 🙂
Aniu, trzymam kciuki za Ciebie, cały czas 🙂
z muko~jest ten problem, że miałam wszystkie jej objawy, z tym, że nie niszczą mi się płuca, bo bardzo o to dbam. No i powodem wydzielania śluzu nie jest trzustka, a same oskrzela. Jednak cała reszta wygląda dokładnie tak samo… Ciesze się, że mimo iż w lipcu ubiegłego roku stwierdzono, że nie mogą na 100% wykluczyć ani tez potwierdzić muko zamknięto ten rozdział uznając częśc badań za mało diagnostyczne. W zasadzie , to przestała mnie interesować nazwa mojej "choroby" i na swoj użytek przechrzciłam ją na "zaburzenie" bo jakoś łatwiej mi wtedy o tym myśleć i coś działać. Dzięki za… Czytaj więcej »
Powodzenia, Aniu! To normalne, że teraz ten cel zniknął, ale się pojawi inny równie ważny..-już go ,asz-dbanie o siebie;) powodzenia, 3maj się!
Oj doskonale Cię rozumiem sama wiem co to znaczy walka z chorobami i odstawianie ,,normalnego" życia na boczny tor, na później a gdy to później przychodzi to cóż różnie bywa…Czasem bardzo boleśnie, ale mi pomógł psychiatra żeby poukładać wszelkie zawiłości życia żeby iść dalej i nie popełniać wcześniejszych błędów.
Ja tam lubię chodzić do stomatologa 😀
Może w walce teraz o dobre widzenie siebie zewnętrznie zrób coś szalonego i zetnij mocno swoje nieczarne włosy, zrób zielone pasemka bądź coś w tym rodzaju? Może to będzie drastyczny krok w przód? 😉
Jestem uzależniona od twojego bloga, jest tu tyle energii i konsekwentnosci w dążeniu do celów. też pamiętam cie jeszcze z kagamu. Ty nie zrobiłaś kroku w przód. Ty zrobiłaś pierdyliard kroków. Galopem. Uśmiechaj się;)
dzięki, You made my day! 🙂 Na razie zadowolę się obcięciem końcówek, nie zrobię sobie pasemek, bo staram się redukować chemię której używam, ale pomys fajny 😉
Podziwiam Cię i mocno trzymam za Ciebie kciuki 🙂
I nie, nie znam nikogo kto cieszyłby się na wizytę u stomatologa 😛
Aniu, dziękujemy za wsparcie i trzymamy za Ciebie mocno kciuki! You got the power! 🙂
ja dziś idę do stomatologa i się cieszę 😀
Gratulacje 🙂
Aniu, oglądając Twoje zdjęcia z ostatniego miesiąca tak sobie właśnie myślałam, że chyba lepiej się czujesz – to naprawdę widać :)))
to prawda, dużo osób mi to mówi, dzięki 🙂
Gratulacje! Ja na Twoim miejscu pewnie dałabym się truć lekarzom ile wlezie bo "co ja tam wiem o medycynie". Dlatego szczerze podziwiam to, że chciało Ci się szukać innych rozwiązań, kombinować, próbować a przede wszystkim WIERZYĆ, że się uda! 🙂 jesteś bardzo inspirującą osobą!
Powodzenia 🙂 Wierzę w Ciebie 🙂
A wiesz może po jakim czasie pojawiają sie skutki działania tetracyklin na zęby? Przez 3 pierwsze miesiące tego roku brałam tetralysal na trądzik (bardziej zaszkodził mi niż pomógł) i zastanawiam sie czy coś jeszcze może stać się z moimi zębami. W tym tygodniu miałam leczonego zęba (przez 2,5 roku był spokój), ciekawe czy to ma jakiś związek z tą kuracją. Pozdrawiam 🙂
Ojej, ja tetracykliny brałam na potęgę w podstawówce i gimnazjum (wiadomo, lekarze nadużywają zapisywania antybiotyków…) poprzedni stomatolog mi powiedział, że przez to zęby są dużo bardziej podatne na próchnicę…nabawiłam się też fluorozy, co niby też jest polekowym powikładniem – mam na dwójkach małe, brązowe-rude pamki, cos jak piegi ;/ wygląda to okropnie. Niestety, nie miałam wtedy świadomości na temat skutków ubocznych ;/
Myślę, że tetra~ mogą, ale nie muszą mieć związku z tym leczeniem, ale jeśli brałaś aż trzy miesiące, na pewno osłabiły Ci zęby… W każdym razie, one sa chyba bardziej odpowiedzialne za przebarwienia zębów, ale nie jestem pewna.
cieszę się, że stan twojego zdrowia się polepszył, wkrótce znajdziesz ważny cel w życiu i będziesz do niego dążyć z pełną siłą i energią:)
ja nie nawidzę wizyt u dentysty i w ogóle żadnych lekarzy :/ tak po prostu