W mowie pewnych ludzi słychać błędy ortograficzne. Takie celne zdanie wypowiedział mój ukochany Tuwim. Mówił też, by żyć tak, aby znajomym było nudno po twojej śmierci. Ja na nudę w życiu nie narzekam!
W tym tygodniu działo się bardzo dużo fajnych rzeczy. Po warsztatach dla moich czytelniczek (ostatecznie okazało się, że zebrałyśmy ponad 1000 zł na różne fundacje!) w końcu miałam luźniejszy tydzień i starałam się tak żonglować zadaniami, by mieć więcej czasu dla znajomych. I było wspaniale!
Ale zanim o tym, to jeszcze mini-ogłoszenie. W środę 25.07 będę prelegentką na Środa Dzień Bloga. To bezpłatne wydarzenie, ta letnia edycja ma być totalnie luźna i niezobowiązująca. Każdy (kto chce, nie ma przymusu) może wypełnić specjalny slajd i napisać na nim w czym jest mocny, a w czym potrzebuje pomocy. Dla przykładu – jesteś mocny w obróbce zdjęć, ale kiepski w SEO. Być może znajdziesz kogoś, kto ma odwrotnie i wzajemnie sobie pomożecie. Ja będę opowiadać o tym, czego nauczyło mnie dwanaście lat w blogosferze. Zapisy zamykają się dzisiaj o północy, więc kto ma czas w środowy wieczór – polecam srodadzienblogasummer.evenea.pl 🙂
Odwiedziła mnie koleżanka, nakarmiłam ją
śliwkami w boczku i parmigianą, ja dostałam pyszne ciasto. Przecudownie jest tak się dzielić i wzajemnie wymieniać pysznościami. Zmotywowałam się do tego, by nie kupować jedzenia i wykorzystać posiadane w lodówce zapasy. Potwornie wkurza mnie marnowanie żywności i zaczynam wkręcać się mocniej w foodsharing, śledzę też fanpage warszawskich
jadłodzielni. Zdecydowanie ekonomiczniej jest ugotować dla pięciu osób niż dla dwóch. Przez moje mieszkanie w tygodniu przewija się akurat sporo osób, ale warto o tym pomyśleć.
Gdy opowiedziałam o swoim wyzwaniu – a stało się tu już w jego trakcie, zaczęłam dostawać bardzo dużo snapów z Waszymi posiłkami z cyklu „przegląd lodówki”. Jesteście kreatywni i zaangażowani zawsze tam, gdzie trzeba. Za to Was cenię. Pozostając w jedzeniowych klimatach – na blogu był tekst o tym,
co zawsze mam w swojej lodówce a także co najdziwniejszego w niej trzymałam. I mama mnie oświeciła, że skłamałam, bo było w niej coś dziwniejszego. Po wycięciu migdałka (miałam niecałe pięć lat) dostałam go na pamiątkę, w takiej nie wiem… fiolce? No i często go sobie oglądałam, a stał obok jajek i innych produktów spożywczych. Wraz z wymianą lodówki gdzieś chyba się zapodział 😀 Dobrze, że nie wycinali mi czegoś innego, bo moje zamiłowanie do przechowywania dziwnych pamiątek było niepokojące.
We wtorek wybrałam się z inną koleżanką do kina plenerowego. Trzeci raz było
Call me by your name. Pięknie jest móc zobaczyć, że masa ludzi ogląda film o miłości dwóch mężczyzn, w dodatku Żydów i nie rzuca przy tym żadnych obrzydliwych ksenofobicznych komentarzy. Po prostu się wzrusza i przeżywa. Właśnie na
jednym blogu znalazłam recenzję książki na podstawie której napisano scenariusz. Wstęp opatrzony jest hasłem – z polecenia Ania Maluje. Wiecie co? To jest to, co daje największą frajdę w blogowaniu.
Miłośniczka boczku w wege knajpie? Jak najbardziej. Wegański kapuśniak jest równie pyszny, a buraczane kopytka okazały się strzałem w dziesiątkę. Angelika zabrała mnie do knajpki Wegemiasto. Byłam tam już zimą na hummusie i cieście, nadal jest bardzo smacznie! Angelikę widzicie na dole po prawej 🙂
Zabawne jest to, jak czasami długo klarują się nasze zainteresowania. Podczas studiów doktoranckich badałam nastolatki wychodzące z zaburzeń odżywiania i relacjonujące to w social mediach, sporo pisałam też o comfort-food i swojej relacji z boczkiem. A od wizyty w Muzeum Głodu jedzenie kręci mnie od wszystkich możliwych stron jeszcze bardziej.
Wyżej widzicie Zuzę w galerii Zachęta. Wybrałyśmy się z Zuzą (i Dorotą, która niżej) na dwie wystawy. Czwartki są za darmo! Wrażenia – trochę mieszane. Ja mimo starań mam spore problemy ze zrozumieniem sztuki współczesnej. Moją opinię możecie przeczytać
na instagramie. Jest tam też sporo ulotnych rzeczy, które wygasają zawsze po 24h, więc komu brakuje tekstów – musi nauczyć się śledzić mnie także
na instagramie.
|
ochroniarz zrobił nam zdjęcie 🙂 |
W piątek skoczyłam z Agą i Natalią na piwko nad Wisłę.Znamy się od 2013 roku właśnie przez blogi 🙂 Obie nie są już w sieci tak aktywne jak kiedyś, ale wciąż są fajne 🙂
Zawsze mi miło jak polecacie moje teksty! / Zachęta / Piwko
A sobota… śmieszna sprawa. Dostałam zaproszenie na Open Hair Festival do strefy VIP 😛 Koncert miał dać Alvaro Soler – ulubieniec Oli, jak jedziemy razem gdzieś jej fiatem, to jest muzyka którą słyszycie w tle na snapach. I tak właśnie trafiłam do… Sieradza
Często pytacie o sukienkę ze zdjęcia. Mam takie dwie (jedna czerwona w trochę inny wzór). Materiał z którego jest wykonana to rayon. Bardzo przewiewna, lekka, bezproblemowa w noszeniu. Zawsze starsze panie pytają mnie skąd taka piękna sukienka albo chwalą, że młodzież czasami też potrafi ubrać się skromnie xD . Tak czy siak – noszę ją od trzech lat na okrągło, bo jest cudowna. Nie sądziłam, że komuś z Was też się spodoba – wróciła do sprzedaży, więc podrzucam
link. Mój rozmiar to S. Inne wzory i kolory:
sukienka maxi z rayonu.
Moje spostrzeżenia bywają czasami dziwne, ale Sieradz zapamiętam jako miasto czyste. Mam wyzwanie, by codziennie podnosić pięć śmieci – nie mogłam znaleźć żadnych! Bardzo mi się to podobało. Zielono, ładnie, piękne miejsca do spacerów. Co do organizacji festiwalu – chciałyśmy zaliczyć escape room – nie udało się. Koncerty mocno się opóźniły, a moja wejściówka zamiast dać wejście pod scenę, dała darmowe drinki. Tym samym cały wyjazd stał się średnio sensowny, koncert był bezpłatny więc xD
Przynajmniej było uroczo. Miałyśmy miejsce z widokiem na banner RMFmaxx (a to i tak dlatego że zbajerowałam trochę kogoś od bramek…) sponsoringu było tak dużo, że głowa mała, ale przynajmniej artysta nie śpiewał z playbacku.
Zawsze mam problem gdy narzekam na coś na stories, bo nie lubię tego robić, ale mieszkańcy Sieradza dzielili ze mną opinię o organizacji. Podobno dwa lata temu było dużo lepiej, scena była w innym miejscu. Nie sądziłam, że czyta i ogląda mnie ktoś z Sieradza, tymczasem spotkałam kilka przemiłych osób na żywo i to bardzo miłe uczucie :)! A teraz po tygodniu pełnym wrażeń siedzę nad tygodnikiem.
Żeby nie było – festiwal był bardzo fajny, największe święto fryzjerstwa na jakim kiedykolwiek byłam. Mnóstwo różnych atrakcji, ale gdyby miasto było zainteresowane – mam w direct na instagramie sporo wiadomości od rozczarowanych mieszkańców Sieradza, którzy zabrali dzieci na Alvaro, a dzieci zobaczyły jedynie plecy innych, bo wszystko zasłaniały banery RMF :/
Ten tydzień wyglądał jednak bardziej tak 🙂 Lekkim krokiem w sukienkach i z bananem na twarzy 🙂 Często pytacie o te baleriny, a ja urwałam od nich kokardki. Ech, to nabytek z myślą o Karaibach i deszczu. Gumowe buty sprawdzają się podczas tej pogody wtedy, gdy obawiam się o zadeptanie albo właśnie pada, a na kalosze za gorąco. Na renee znajdziecie sporo innych
gumowych balerinek, tych już chyba nie ma. Dla mnie wielka wygoda, dlatego zabieram je na wszystkie wyjazdy.
Sukienka o którą dostałam dziesiątki pytań na instagramie nosi się świetnie. Łapcie link!
sukienka retro. Ma trzy różne kolory, bardzo ją lubię. Jest w delikatną kratkę, mój rozmiar to S. Nie spodziewałam się tylu komplementów! Jesteście bardzo mili.
Linki tygodnia:
Masz za wysokie czoło, powinnaś nosić grzywkę. To nie hejt tylko obiektywna opinia.
Przeczytałam taki komentarz u jednej instagramerki i puknęłam się nomen omen – w czoło.
Co to znaczy „za wysokie”? Co to znaczy „powinnaś”? Od kiedy istnieje jakaś przepisowa wysokość czoła?
Pierwszy raz, gdy miałem 20 lat. Trafiłem wówczas na cele dla małoletnich (od 17 do 21 r.ż.). Kilku znudzonych gówniarzy postanowiło mnie przetestować. Rozpoczęło się od przepytywania o dotychczasowe życie seksualne, potem pozbawiania mnie części posiłków, próby kradzieży butów, aż do przemocy fizycznej.
Krzysztof Kotkowicz o realiach więzienia – jak wygląda leczenie aresztowanego? Czy w więzieniach gwałcą? Bardzo wartościowa lektura
Historia człowieka, który kilka lat walczył z ptakami i ich odchodami. Ma zaskakujący finał i zdecydowanie warto to zobaczyć
Każdy z nas zetknął się z tym obrzydliwym i krzywdzącym stereotypem, że dziewczyny są same sobie winne gwałtów, molestowania, niechcianego nagabywania, bo ubierają lub/i zachowują się jak dziwki. Przy czym określenie „jak dziwki” można interpretować dowolnie – bo jak duży dekolt będzie bezpieczny? Jaka długość spódniczki jest akceptowalna? A włosy? Tylko w kucyku? I co z mężczyznami, których podnieca właśnie ten nieszczęsny kucyk?!
Słyszymy, że kobiety swoim strojem, makijażem, zachowaniem rozpraszają mężczyzn. Kolegów w szkole i w pracy. A nawet kapłanów! Tym, że są ładne (kolejny raz pytanie – jak jest obiektywna norma „ładności”? Bo dam sobie rękę uciąć, że każda kobieta kogoś podnieca) przeszkadzają w skupieniu i oczywiście jest to ich wina. Nie mężczyzn, którzy nie mogą pohamować swojego podniecenia i swoich reakcji, tylko nas – kobiet!
Otóż nie. Dziewczyno, kobieto, pamiętaj! Nie jesteś strażniczką męskiego pożądania.
Blog Kasi to prawdziwa perełka. Z uwagą śledzę wpisy i polecam lekturę absolutnie każdemu.
W samej miejscowości większość budynków uszkodzono w wyniku ostrzałów, niektóre zostały całkowicie zniszczone. W jednym z ocalałych garaży widać wyciskających sztangę żołnierzy.
Na obrzeżach wsi mieszka Zoja. Ma 62 lata i żyje sama. Jej mąż umarł w 2017, a syn w tym roku – nie zginęli oni od ostrzału, tylko umarli w wyniku chorób. Zoja hoduje kury, kaczki, świnie. Z 11 kóz zostały tylko 3, reszta zginęła od ostrzałów.
– Kiedy przylatują pociski, chowam się do piwnicy. Tak żyjemy po cichu. Nie upadamy na duchu. Chcemy, żeby wojna szybciej się zakończyła – mówi Zoja. (…)
– Ostatnio jest trochę ciszej. Razem z sąsiadem chodzimy paść kozy, zresztą one już się przyzwyczaiły do odgłosów strzałów – mówi.
We wsi zostało tylko 10 osób. Serhij twierdzi, że jeszcze w 2015 r. niektórzy właściciele dacz przyjeżdżali zobaczyć, co z ich domami, zbierali owoce. Przestali przyjeżdżać, kiedy zrobiło się zbyt szumnie.
O tym jak wygląda wojna na Ukrainie
Po wystawie w Zachęcie wylądowałam u Zuzy i zainteresowały mnie obrazy jej współlokatorki, która studiuje malarstwo na ASP. Dzięki temu poznałamhistorie modeli, którzy pozują do aktów malowanych przez studnetów. To np. matka czwórki dzieci, która po macierzyńskim nie mogła znaleźć pracy (mimo wykształcenia informatycznego)
Na dziś to tyle 🙂 Teraz na chwilę uciekam, a wieczorem odpowiem na zaległe komentarze. Przybiję z kimś piątkę w środę?
Bądź na bieżąco!