Co warto zjeść w Tajlandii? Jedzenie, aktualne ceny i patenty na zatrucia
Czyli o tym co jadłam i dlaczego się nie zatrułam.
Kocham jeść i to właśnie jedzenie jest dla mnie najważniejsze podczas podróży. Jednak zdarzyło mi się kilka przykrych zatruć i od tej pory mocno podszkoliłam się w temacie ich unikania. Gdy pokazuję innym zdjęcia z Tajlandii, zawsze, ale to zawsze pada pytanie – nie bałaś się tam jeść? A no nie. Zatem… co i gdzie warto zjeść w Tajlandii?
Nigdy nie interesowała mnie sztuka sakralna, nie podniecam się świątyniami. Zazwyczaj wpadam zobaczyć jedną, może dwie z każdego typu. Interesują mnie natomiast ludzie. No i kuchnia. W nowych miejscach lubię uruchomić zakurzoną nieco wyobraźnię. Kim byłabym jak Greczynka, Cypryjka, Ukrainka, Tajka? Gdzie bym jadła? Co bym jadła? Czy byłabym bardziej uśmiechnięta? Za ile bym żyła?
Wspominałam kiedyś o tym, że stosuję
metodę skryptów. Oczywiście mam swoje „procedury” i za każdym razem gdy coś mnie wkurzy, uruchamiam ciąg pytań:
– Czego uczy mnie ta sytuacja?
– Jakie wnioski mogę wyciągnąć na przyszłość?
– Jak uniknąć podobnych w dalszym życiu?
Mam też „procedury” na zatrucie.
Moja ulubiona knajpka podczas pobytu w Tajlandii wyglądała tak:
I w zasadzie to wystarcza za odpowiedź na pytanie „gdzie warto zjeść w Tajlandii”. Ale to blog gadatliwej dziewczyny, więc odpowiedź będzie rozwlekła 🙂
A pierwsze miejsce w jakim jedliśmy w Bangkoku… cóż. To dłuższa historia.
Wybraliśmy się do China Town. Po drodze mijały nas grube szczury i bardzo chude koty oraz mnóstwo karaluchów. Było bardzo późno i szukaliśmy czegokolwiek do zjedzenia, o ile to cokolwiek nie jest rybą lub owocami morza – o świcie czekała nas długa podróż pociągiem i zatrucie to ostatnie na co chciałabym sobie pozwolić w takiej sytuacji.
W końcu udało nam się znaleźć jaką knajpkę, czyli kilka stolików i krzeseł na świeżym powietrzu. Sąsiedni „lokal” właśnie się zamykał, więc pracownice zdezynfekowały chodnik wrzątkiem.
Usiedliśmy przy wolnym stoliku. Jeden stolik za nami przy jedzeniu przysnął pulchny Taj. Dostał od kelnera lepę na kark i się ocknął. Witamy w Bangkoku! Gdzie warto zjeść w Tajlandii? Zdecyduj sam.
Tajlandia nie jest dla osób ą-ę, bułkę przez bibułkę. W większości miejsc nie umyjemy tu rączek przed posiłkiem (bo niby gdzie na ulicy?) i możemy mieć 100% pewności, że nasz sanepid nie wydałby zgody na prowadzenie działalności gastronomicznej.
Moje żelazne zasady to:
1.
Przed wyjazdem bardzo dbam o florę bakteryjną jelit. Można to zrobić na kilka sposobów, ja wybieram kiszonki. Wsuwam kiszone ogórki i kiszoną kapustę. Niestety trzeba dobrze wiedzieć jaką kupić, bo dzisiaj jako kiszoną można przypadkiem kupić
kwaszoną, czyli bez tych dobrych bakterii o które nam chodzi.
Drugi sposób to picie kefirów i jogurtów naturalnych. Niektórzy wybierają się na wakacje z lekiem osłonowym i takie dostarczenie jelitom odpowiednich kultur bakterii też nie jest złe. Osobiście jestem fanką
soku z kiszonej kapusty codziennie przez siedem dni poprzedzających wyjazd.
2. Zabieram ze sobą imbir kandyzowany
W tej formie się nie psuje, dobrze smakuje i zajmuje mało miejsca. Można przełożyć trochę do woreczka strunowego albo metalowego opakowania po dropsach. Rozprawia się z bakteriami, zaostrza apetyt. O imbirze jest na blogu osobny tekst.
3. Inne produkty ratunkowe
W podróż warto zabrać herbatę rumiankową (u mnie kilka saszetek), krople z pestek grejpfruta, węgiel aktywny i elektrolity. W Tajlandii można je kupić w każdym seven eleven i kosztują grosze. Zdecydowanie odradzam leki zatrzymujące biegunkę, ale każdy sam decyduje o swoim zdrowiu.
4. Szczepienia
Przed podróżą warto rozważyć kwestię szczepień. Do Tajlandii nie ma obowiązkowych, ale są zalecane. Jeśli chodzi o szczepienia – są zwolennicy i przeciwnicy, warto wybrać się do tzw. „medycyny podróży” i przedyskutować sprawę z lekarzem. Ja odbyłam taką wizytę by porozmawiać o plusach i minusach przy mojej przewlekłej chorobie. Tak jak nie powinno się szczepić osób z gorączką, tak jak miałam trochę do przedyskutowania. Niezależnie od podjętej decyzji, polecam także wykupienie dobrego ubezpieczenia. Możesz być super przygotowany do podróży ale nie przewidzisz starcia z małpami albo komarami w Kambodży.
5. Gdzie warto zjeść w Tajlandii?
Są dwie zasady – albo jemy tam gdzie miejscowi, albo korzystamy z opinii np. na TripAdvisor. Jeśli bierzemy pod uwagę opinie blogerów, proponuję wystrzegać się tych, którzy pokazują tylko piękne miejsca i zdjęcia. Stylizacja na tle cudnych miejsc ogląda się bardzo przyjemnie, ale pamiętajcie że każde miejsce można przedstawić tak:
lub tak:
Powyżej widzicie Comino (Malta).
Warto brać pod uwagę następujące kwestie:
– Jeśli ktoś wyda dużo pieniędzy by się gdzieś dostać, może mieć problemy z przyznaniem, że było słabo. Działa tutaj racjonalizacja, mechanizm obronny znany każdemu kto interesuje się psychologią. Możecie o tym poczytać w starym, ale wciąż aktualnym
tekście Pawła Tkaczyka.
– Za promowanie niektórych miejsc blogerzy pobierają wynagrodzenie lub robią to w barterze. Bloger może być zaproszony przez miasto, hotel, biuro turystyki danego kraju. To nie jest oczywiście nic złego, ale ufam tylko opiniom blogerów poznanych już wcześniej. Jeśli produkt lub usługa nie spełnia moich oczekiwań, zawsze uznaję umowę za niebyłą. Ja współpracuję z
warszawskim hotelem Sound Garden , bo bardzo mi się podoba – gdyby nie spełniał moich oczekiwań, nie kontynuowałabym współpracy. Wychodzę z założenia, że gdy ktoś sparzy się na polecanym przeze mnie produkcie to przestanie mi ufać, a to jest dużo większa wartość.
Jeśli czytamy opinie, warto zapoznać się z różnymi punktami widzenia. Inaczej dane miejsce oceni ktoś, kto podróżuje z plecakiem i budżetowo, inaczej ktoś, kto jada w drogich miejscach, inaczej osoba będąca tam na emigracji.
6. Ups, chyba mi niedobrze…
Spokojnie, to się nazywa życie 🙂 No risk, no fun! Zaparz sobie rumianku, wypij elektrolity, zjedz trochę imbiru. Jeśli miałabym brać jakiś lek, to w zakażeniach układu pokarmowego warto mieć ze sobą
nifuroksazyd (nazwa związku chemicznego). To są tanie tabletki i na pewno zamówię je przed kolejną podróżą. Nie odnotowałam żadnych różnic pomiędzy producentami, ale kluczowe jest to, że lek niszczy tylko „złe” bakterie a jeśli nie zadziała to ich nie uodporni. A jeśli stan trwa dłużej niż trzy dni lub coś Cię niepokoi… marsz do lekarza!
Okej, to tyle z podstaw. A co warto zjeść w Tajlandii? 😀
Jedliśmy głównie tam, gdzie miejscowi lub na ulicy. Wiele dań miało tylko tajskie podpisy, więc losowaliśmy na podstawie zdjęcia lub próbując ustalić na różne sposoby czy to chicken czy…. muu 😀 Tak, „muu” to wbrew intuicji wieprzowina.
Jeśli pokręciłam nazwy dań, uprzejmie proszę o poprawienie.
Jeśli chodzi o przelicznik, to 100 THB=11 zł. Wygodniej jest odejmować jedno zero a na koniec dodać do całości 10%.
Kokos przy plaży – 3-5 zł (pycha)
europejskie śniadanie (15-30 zł)
Alkohol i drinki… skomplikowana sprawa. Taki jak wyżej 20-30 zł, ale jest kilka innych opcji. Piwo Chang lub Leo – 3-4 zł, breezer lub inny gotowy drink w 7eleven – 5-6 zł. Można też kupić tak zwane wiaderko. Plastikowe wiaderko (dosłownie) w którym jest 200 ml ich słabego rumu + dodatki i mnóstwo lodu. Wiadro kosztuje jakieś 25 zł i jest hitem imprez. Drinki z wiadra są bardzo słodkie i prawdę mówiąc… chyba smakowały lepiej niż to:
Mohito wygląda z pozoru przyzwoicie, jednak było mocno przeciętne. Wybraliśmy się na nie skuszeni dobrymi opiniami i nastawieni na piękny widok, bowiem po to odwiedza się Sky Bar.
Widok na Bangkok nocą jest rzeczywiście niezapomniany, ale
w tych pieniądzach i w miejscu określanym jako bardziej „ekskluzywne” spodziewaliśmy się czegoś innego niż słomki w papierkach 🙂
„Wiadro” w ładnej wersji, ok 30-35 zł. Typowe plastikowe widzieliście na snapie :).
A inne napoje?
Woda – 1zł
„herbatki” 1,20-2 zł, słodkie smaczne
Smoothie, sok – 3-5 zł, świeżo wyciskane, ale niektórzy stawiają wyciskarki dla picu a sprzedają chemię :))
Bubble tea – 3-5zł
Niektórzy uważają, że należy pić wyłącznie wodę butelkowaną. W każdej knajpie do zamówienia podają szklankę/metalowy kubek z lodem oraz dzbanek z wodą za free. Ja osobiście nie narzekam na jej jakość :).
Najciekawsze, czyli jedzonko 🙂
Nie mam pojęcia jak nazywa się ten deser, ale jest bardzo słodki 🙂
Ronad McDonald wygląda inaczej niż w Europie
Susząca się papryczka
Mango Sticky Rice – mango, kleisty ryż i słodkie mleczko – jakieś 3 zł 🙂
Kurczak na patyku za złotówkę (w tej samej cenie też np. krab)
A tu suszy się mięso… czasami lepiej nie widzieć 🙂
Targ wodny
Będąc w Bangkoku spaliśmy w bardzo dobrej dzielnicy i w wieżowcu z basenem. Wykorzystałam swoje środki zgromadzone w Airbnb za polecenie serwisu innym (rejestrując się z mojego linku serwis da mi i Tobie 85 zł na pierwszą podróż – Tobie od razu, ja dostanę dopiero jak będziesz zadowolony – możesz kliknąć „chcę rabat” i dokonać rejestracji :)).
Był to strzał w dziesiątkę, ponieważ nasz gospodarz Jean-Luc mieszkał w tym samym budynku i podpowiedział nam kilka rzeczy. Mimo luksusu, mieszcząca się w budynku restauracja świeciła pustkami a mieszkańcy chodzili na mały bazar 50 metrów dalej. Trafiliśmy nawet na piąteczek, gdzie pracownicy korpo po pracy skoczyli na jedzenie i drineczka – pełen luz, uśmiechy. Nikt nie udawał wielkiego pana, nikomu nie przeszkadzały plastikowe krzesełka ogrodowe ani cerata na stole. Powyżej widzicie śniadanie za jakieś 20 zł za 3 osoby. Powybieraliśmy na targu co nam się podobało i zjedliśmy nad basenem :).
tutaj pan z uśmiechem polewa nam lody kokosowe na Khaosan Road (5 zł).
To green curry zawsze kojarzyć będzie mi się z kobietą, która dwa stoliki dalej wyrywała sobie pęsetą włosy z nosa. Przy jedzeniu.
frytki+ryba też się znajdą 🙂
Taka ozdoba 😀
Starbucks też się znajdzie – ceny jak u nas.
Khaosan Road – głowna ulica handlowa w Bkk 🙂
W okolicy można kupić wszystko
Arbuz lub inny owoc – ok. 3zł
Naleśnik Roti – słodki, popularne warianty to nutella+banan, banan+jajko. Bangkok – 5-6 zł, Bang Tao (Phuket) pod meczetem – 3 zł
Pad Thai w jakiejś lepszej knajpce – 6 zł. Tutaj z krewetkami 🙂
Guava – coś pomiędzy jabłkiem a gruszką, pycha! 3 zł
Na mięso jakoś nie miałam odwagi 😀
Nie masz pieniędzy – jesz sushi! 1zł sztuka 🙂
Smażona cukinia, tofu i banan
Pan robił nam „spicy mango salad”. Poprosiliśmy o połowę „spicy” i wzięliśmy jedną na trzy osoby. Było bardzo spicy 😀
5 zł?
BaoBao coś jak kluski na parze. Jedliśmy wersję green curry, wieprzowina, kurczak, i z jajkiem (słodkie). Sztuka kosztuje jakąś złotówkę, są też wersje kolorowe.
Można je też kupić w seven eleven (coś jak nasza żabka czy abc)
Zupa z owocami morza – jedna z licznych wersji zupy Tom yum, też jakieś 6 zł
Za złotówkę można kupić kokosa z kukurydzą lub czymś innym 🙂
Targ przed naszą ulubioną knajpką 🙂
Naleśnik w trakcie produkcji
Najlepszy Pad Thai – tym razem na wynos. Pad Thai to życie *.* za 6 zł możesz kupić niebo w gębie
Znowu Tom Yum
Finezyjnie pocięty ananas – do kupienia na każdym rogu
Nasza ulubiona knajpka w Bang Tao. Goły beton, blacha falista jako daszek, krzesła ogrodowe, zdjęcie rodzinne za lodówką i… przepyszne jedzonko *.*
Jakimś cudem zgubiły mi się zdjęcia innych pyszności, które pokazywałam na snapie.
Po pierwsze – zupa z rozgotowanego ryżu, na 90% o nazwie Kao Tom Gai. Bardzo przyjemna dla żołądka – rozgotowany na papkę ryż, imbir i trochę mięsa. Kupowaliśmy od miłej pani, za 3 zupy i wodę płacąc 60 batów, czyli 6 zł. Wciąż oglądam snapy Oli (aleksandranaj) i słyszałam że dwie zupy też kosztują 60 batów. Jedna też. 😀
Drugim przepysznym daniem był kurczak z orzechami nerkowca – Gai Pad Med Ma Muang. Podawany z dużą ilością słodkiej cebulki, niebo w gębie. Koszt tego dania to 10 zł + ryż za jakieś dodatkowe 2 zł, ale niebo w gębie. Za tym kurczakiem tęsknię :).
2 tygodnie to za mało by poznać wszystkie smaki, chociaż mamy pojemne brzuszki 😀 Staraliśmy się brać różne rzeczy na targach i ulicznych stoiskach i próbowaliśmy wszystkiego od siebie. Pod tym względem Ola i Łukasz (prowadzą razem bloga http://aleksandranajda.com/) okazali się idealnymi kompanami. Bardzo chciałam odwiedzić Tajlandię, jednak WSZYSCY jak na zamówienie mówili:
– nie mam urlopu
– nie mam tyle pieniędzy
– boję się tak długiego lotu
– boję się Azji
– tamjest brudnooo
– boję się chorób
Pieniądze to akurat mit, bo najdroższy z całej zabawy jest lot a reszta jest bardzo tania. Wiadomo, ceny są wyższe w bardzo turystycznych miejscach (np. na wyspach PhiPhi) ale to wciąż miła odmiana po Europie. Obiad za 15 zł to już drogo.
Przy dużej elastyczności i gotowości do wyjazdu z dnia na dzień, można upolować bilety za 1600 zł w dwie strony. Bez przesiadek. Z bagażem 20kg
To zrzut ekranu z
r.pl , gdzie można upolować czartery. Ja leciałam Qatar Airways, drożej ale to był szczyt sezonu (Boże Narodzenie, Sylwester) dzięki czemu też miałam mniej zaległości w moim polskim życiu.
Tajowie są mili, pokojowi (ale znają Muay Thai, więc lepiej nie zadzierać :)), bardzo uprzejmi i starają się mówić po angielsku. Są też naciągacze (tuk-tuki, taxi, naganiacze hotelowi i ci oferujący szycie garnituru lub ping-pong show, gdzie Tajki wystrzeliwują mięśniami pochwy piłeczki ping-pongowe i robią inne dziwne rzeczy). Tutaj najlepiej udawać, że nie rozumiesz po angielsku. Gdy chcesz złapać tuk-tuka do świątyni, często mówią – świątynia jest zamknięta, jest teraz ceremonia ale zawiozę was do innej a tamta będzie otwarta za dwie godziny. Nie wierzcie im 🙂
Cenią też swój czas wolny – pani pod meczetem w dwie godziny sprzedała naleśniki – zamiast robić kolejne po prostu zaczęła sprzątać i zwijać się do domu. Taki tam mają klimat.
Chciałabym aby i u nas chętni mogli sprzedać pierogi przy ulicy i w ten sposób dorabiać albo zarabiać. Jestem za wolnością i uważam że dobrym rozwiązaniem byłyby lokale sprawdzone przez sanepid i równolegle – takie, gdzie jesz na własne ryzyko i pretensje tylko do siebie.
W Tajlandii jedzenie było przygodą. Zamawianie na podstawie zdjęć lub chybił-trafił, smaki będące niespodziankami, dość podstawowe, surowe warunki. Czułam się jak dziecko jedzące truskawki umazane ziemią i maliny prosto z krzaka, w czasach gdy nikt nie robił afery o mokry kamień w piaskownicy.
Tajlandia smakuje jak… wolność.
Psst, to jest tekst z wrażeniami po dwóch tygodniach, bierzcie na to poprawkę 🙂
wpadnijcie na bloga
Oli i Łukasza – są drugi raz w Tajlandii, tym razem na pięć miesięcy – kopalnia wartościowych informacji 🙂
ceny aktualne na grudzień 2016.
Buziaki!
Pss, sukienka z instagrama:
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Ania (@aniamaluje) 15 Sty, 2017 o 11:49 PST
Link do niej tutaj. Ja mam S z romwe, jednak noszę z tyłu do przodu, bo nie mieści mi się biust (klik), lub robi się z niego placek (klik). Mysle ze lepiej brac M lub L i ew. zwezic (moje wymiary są tutaj)
Bądź na bieżąco!