Słowem wstępu – na ten moment nie wyobrażam sobie żyć w mieście – pracuję głównie zdalnie, w okolicy mam też swoich uczniów. Ze względów zdrowotnych małe miasteczko i las w pobliżu są idealnym miejscem dla mnie. Mam dobry dojazd do Bydgoszczy i Torunia (20 i 30 minut pociągiem). Wynajmowanie czegoś we własnym mieście jest bez sensu, już wolę „wynająć” od rodziców, dorzucając się do domowego budżetu. Wedle stawek rynkowych rzecz jasna. Bo umówmy się szczerze – waletowanie u rodziców w wieku 23 lat jest słabe. Moje 12 m2 jest w odosobnionej części domu, z osobnym wejściem i kluczem.
Kupiłam bardzo fajny, mięciutki dywan:
Chwyciłam za wałek i farbę (litr to jedynie 12 zł!) i pomalowałam tapetę, której szczerze nie znosiłam. Nie mam pojęcia jak kilka lat temu mogła mi się podobać 😀
Zrywanie tapety i kładzenie gładzi nie wchodziło w grę. Nie miałam ani czasu ani ochoty na poważne remonty. Niestety na zdjęciu widać, ze w jednym miejscu farba nie chciała za bardzo trzymać się tapety. Trudno, będę z tym handlować, albo coś w tym miejscu powieszę.
Znając swoją tendencję do bałaganienia, umieściłam stojak/wieszak w strategicznym miejscu. Wcześniej stało tu wielkie (i używane tylko jako składzik różności) biurko narożone. Ponieważ odruch „rzucania” torebki mi został, zainwestowałam w wieszak.
Docelowo miał być ten z ikei (klik), ale wybrałam tańszy model na allegro. W rogu stoi lustro (na którym z tyłu wieszam torebki). Za lustrem jest niewykorzystana wnęka w której mógłby stać wieszak, gdyby chciało mi się trochę przesunąć szafę i regał. Po tym jak układałam na nim kilka godzin od nowa całą zawartość (głównie książki)… nie chce mi się. Lustro pod takim kątem przydaje mi się wtedy, gdy ćwiczę. Kontroluję postawę i poprawność wykonywanych ćwiczeń. Zależało mi też na tym, żeby mieć sporo miejsca potrzebnego do treningów ;). Lustro kupiłam rok temu z Ikei (klik). Nie było jej wtedy w Bydgoszczy, więc skorzystałam z poleconej przez was firmy Ariba, która mi je za niewielką opłatą przywiozła (razem z stolikiem i biurkiem).
No właśnie, biurko :
Na czas „metamorfozy” było wielką graciarnią. Tu nożyczki, tam miara, tu się coś ładuje… po lewej upchnęłam stolik lack (który pokrył się ładowarkami, kątownikami, klejami i śrubokrętami), gdzieś z drugiej strony biurka jest krzesło-bękart, z którego nie korzystam, a pod stolikiem jeszcze karton książek…. dużo tego.
Po montażu rolety i umyciu okien, zabrałam się za uporządkowanie mojej stacji dowodzenia :
Zostało – biurko i jedno krzesło. Kable zwisające na prawo podłączyłam do innego przedłużacza, po robienie okrążenia było bez sensu. Na stoliku są jedynie potrzebne rzeczy. Została też girlanda światełek z tesco. Słowem wyjaśnienia – na tablicy zmazywalnej zapisałam jakiś banał – zazwyczaj lądują tam moje prywatne zapiski, ale chciałam ją pokazać na zdjęciu, nie obnażając swojej prywatności. Cała reszta jest tak, jak wygląda obecnie – nie przeszkadzają mi kable, w kubku stoją długopisy i pisaki z których każdy jest inny. Bardziej po blogersku byłoby władować tu opakowanie jednakowych cienkopisów ale…co ja poradzę, że lubię te przybory? 🙂 Szara koperta służąca mi za podkładkę (i notes 😛 ) wyleciała. Od dzisiaj zastąpiła ją podkładka pod mysz z żelowa poduszką na nadgarstek. Niestety nie załapała się na fotkę.
Lusterko i pędzle do makijażu powędrowały na parapet:
Widzę teraz, że została na nim smuga 😛
Przy biurku stoi moje ukochane krzesło na biegunach. Kupiłam je wiosną na Westwing. Jest bardzo fajne i wygodne – jako osoba, która na każdym krześle się buja, czasami siada po turecku lub w dziwnych kombinacjach – wreszcie mam wygodne miejsce dla swoich dziwactw :). Mogę się bujać czytając książkę albo usiąść po turecku i zmieścić nogi (krzesło jest szerokie). Wadą jest niestety fakt, że strasznie szybko i mocno się brudzi. Jest chropowate i przez to wręcz przyciąga wszystkie brudki. Szczególnie upodobał je sobie mój kot :). Z tego powodu narzuciłam na nie sztuczne futerko z ikei (pewnie jest gdzieś w katalogu, klik). Stare krzesło zniknęło.
Oprócz tego zmieniłam pościel (poszewki, poduszki, kołdrę, prześcieradło). Fragment pokazałam na instagramie:
Zdecydowałam się nie pokazywać pozostałych części pokoju, czyli : łóżka, szafy i regału. Nie chciało mi się ściągać z półek osobistych rzeczy jak niektóre książki czy zdjęcia, zależało mi też na tym, by prywatne sprawy pozostały prywatne. Biurko jest w pewnym sensie blogową stacją dowodzenia, więc to trochę inna sprawa.
Czego nie kupiłam, a chciałam :
Ozdobnych lampek w stylu „cotton balls”. Moja girlanda nad biurkiem jest wielokolorowa, a barwy się zmieniają. Światełka są stosunkowo „zimne”, denerwuje mnie też ich zasilanie z koszmarnie topornym zasilaczem (obecnie na kartonie z książkami, pod stolikiem z ikei). Doszłam jednak do wniosku, że najwyżej ja czymś otulę – pinterest aż ugina się od DIY w tym temacie. Gdybym rok temu nie kupiła lampek, na pewno wybrałabym te biedronkowe (klik)
Lampa stojąca – poprzednią zniszczył mi kot 😀 Była to w zasadzie żarówka z oprawą na statywie od aparatu (jak w zestawach fotograficznych). Zależało mi wtedy na żarówce, która będzie mieć bardzo dużo lumenów, bo była paskudna, szara zima a ja nie chciałam skierować się ku stanom depresyjnym. Niestety kot zobaczył ćmę…
Dlatego chociaż podobają mi się lampy stojące, waham się nad zakupem. Temat powrócił wraz z nową ofertą i lampą w świetnej cenie (klik)…
Mała komódka z szufladami – myślałam o czymś prostym do przechowywania rzeczy, które nie muszą zawsze być na regale albo ogólniej – na wierzchu. Spodobała mi się ta na dole – w wersji z biedry będzie mieć cztery szuflady i cenowo też wygląda korzystnie (klik). Niestety moja biedronka zamyka się na dwa miesiące z powodu remontu ;( Będę musiała obejść się smakiem, a w niedzielę zrobić wyprawę po zapas herbaty z pokrzywy z trawą cytrynową, zielonej z ananasem i mięty z jabłkiem 🙁 I pewnie smażonych płatów śledziowych i miliona innych ulubionych rzeczy 😀
Ta nad biedronkową jest z netto (klik) .
Podsumowując :
„Remont” bez remontu okazał się wcale nie taki straszny. Dużo gorsze było zaglądanie do każdej półki, szafki i szuflady, selekcjonowanie przedmiotów, odsuwanie mebli i tak dalej. Bardzo nieprzyjemnie wspominam montaż rolety – ściana zaczyna się za blisko ramy okna (od góry) i wciśnięcie haczyków było trudne (tak, pożegnałam się z długimi paznokciami 🙁 ). Nieplanowe zakupy?
Owszem, dywan. Jednak wniósł on tyle przytulności do wnętrza, że daję sobie całkowite rozgrzeszenie.
całkowity budżet „przemiany”
– rolety – 179 zł z przesyłką
– stojak na ubrania – 40 zł z przesyłką
– farba do ściany – 12 zł za litrową puszkę
razem: 231 zł
No i dywan plus pościel 😉
Nie jest to jakaś wyjątkowa aranżacja czy wnętrze z katalogu, ale cieszę się, że przeczytałam książkę i znalazłam motywację do zakasania rękawów. Kilka drobnych zmian i mam więcej światła, rozprawiłam się z rzucaniem torebki i innych rzeczy na stare biurko, stworzyłam sobie sporo miejsca do ćwiczeń i czuję się u siebie dużo lepiej. Jednocześnie udało mi się uniknąć inwestowania we wnętrze w którym nie zamierzam długo mieszkać. Gdybym się uparła, to nawet rolety mogłabym ze sobą zabrać, a jedyną nieruchomą inwestycją było 12 zł na puszkę litrowej farby ;-). No i jak dziecko cieszę się z małego, przytulnego i puchatego dywanu. Kilka lat temu szukałam takiego bezskutecznie – wszystkie były za mało miękkie i włochate 😉
Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) –
jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂 A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem 🙂
Komentując oświadczasz, że znasz regulamin
Aniu, tak jak pisałam na facebooku, pomalowanie paneli na biało dopełniłoby całosci:D <3