Mała metamorfoza mojego pokoju, czyli jak zmienić wnętrze bez remontu i pieniędzy

Wiele razy wspominałam, że mam ochotę na malutki lifting swojego pokoju. Najpierw powstrzymywała mnie myśl, że po magisterce opuszczę to wnętrze. Szkoda mi było  czasu oraz pieniędzy na remont. Potem niespodziewanie postanowiłam podjąć studia doktoranckie i problem powrócił.

Słowem wstępu – na ten moment nie wyobrażam sobie żyć w mieście – pracuję głównie zdalnie, w okolicy mam też swoich uczniów. Ze względów zdrowotnych małe miasteczko i las w pobliżu są idealnym miejscem dla mnie. Mam dobry dojazd do Bydgoszczy i Torunia (20 i 30 minut pociągiem). Wynajmowanie czegoś we własnym mieście jest bez sensu, już wolę „wynająć” od rodziców, dorzucając się do domowego budżetu. Wedle stawek rynkowych rzecz jasna. Bo umówmy się szczerze – waletowanie u rodziców w wieku 23 lat jest słabe. Moje 12 m2 jest w odosobnionej części domu, z osobnym wejściem i kluczem.

Z drugiej strony – nie zamierzam tu zostać na zawsze i skrupulatnie odkładam na wkład początkowy do własnego M ;). Z tego powodu gruntowny remont pokoju nie ma sensu, mam milion innych pomysłów na wykorzystanie pieniędzy. Funkcjonowanie w pokoju „urządzonym” w wieku lat szesnastu (a może piętnastu?) było jednak sporo utrudnione 😀 Musiałam wykombinować jakiś kompromis.
Ach, i jeszcze jedno. Wiem, że mam ciężki gust, ale panele ścienne bardzo mi się podobają. Pełnią też funkcję wygłuszenia ścian.
Kto czytał moją recenzję Magii sprzątania (klik) ten wie, że oczekiwałam od niej jakiegoś bodźca i sekretów, które pomogą mi zorganizować swoją przestrzeń już, teraz, natychmiast i w dodatku bezboleśnie. Cóż, cudów nie ma :(. Zaczęłam więc od przeglądania każdego kąta i każdej półki, w celu selekcji przedmiotów. Bardzo wielu rzeczy się pozbyłam, wiele czeka na drugie życie, wiele zamierzam sprzedać. Szczegółowy raport z pola bitwy znajdziecie w wyżej podlinkowanej recenzji ;).
Po odsunięciu każdego możliwego mebla i przejrzeniu zawartości wszystkiego, przyszedł czas na pozostałe zmiany.

Kupiłam bardzo fajny, mięciutki dywan:

Zdjęcia miały na celu pokazanie jego puszystości ;-). Bardzo mnie zaskoczył, bo w gazetce (klik) wygląda jak ten po lewej. To spontaniczny zakup, spodobał mi się w sklepie a kosztował tak mało, że aż żal było go zostawić. Wybrałam kolor ecru 🙂 Położony jest tak, że wstając z łóżka stawiam na nim stopy. Z drugiej strony jest solidny regał i już kilka razy przyłapałam się na tym, że rozsiadłam się z książką na dywanie, opierając plecy o poduchę ;). Jednym z moich dziwactw jest właśnie zamiłowanie do siadania na podłodze :). To jeden z fajniejszych zakupów ostatnich dni – cena rewelacyjna, jakość też super. Mój kot poleca! (Uprzedzając pytanie : szpilki kupiłam tu (klik))
Punkt dwa : zmiana rolety.
Pomarańczowa roleta podobała mi się kiedyś. Szybko zauważyłam jak wiele światła zabiera gdy jest opuszczona, a firanki i cienkie zasłonki nie zdały egzaminu. Mieszkam ma parterze i bardzo nie lubię wrażenia, że ktoś do mnie zagląda. Dawno temu nie istniały chyba rolety dzień/noc 😀 Nauczona błędem, zainwestowałam tym razem w białą. Koszt za dwie rolety z przesyłką – mniej niż 200 zł.
Najwyższa pora, bo poprzednia staruszka właśnie odkleiła się z rolki i prowizorycznie została podwieszona na sznureczek 😀
Nie zrażajcie się pierdolnikiem, na czas zmian rzuciłam na parapet jakieś pierdoły i podwinęłam zasłony i firany (które ostatecznie wyleciały). Moskitiera wystaje, bo dopiero ją zamontowałam i sprawdzałam ile muszą obciąć ;-).
Nie chcielibyście słyszeć jak klęłam pod nosem montując te rolety. Zdecydowałam też, że nie będę się bawić w zamalowywanie tapety w tym miejscu – za dużo rogów i kantów, mój kot za bardzo lubi robić sobie z tej tapety drapak, gdy wyleguje się na parapecie 😀 Ceny takich rolet można znaleźć np. na ceneo (klik). Różyczki na oknie to mała girlanda z lampek zasilanych na 3 baterie. Kupiłam ją jakiś czas temu w Netto.

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Ania (@aniamaluje) 7 Wrz, 2015 o 10:09 PDT

Chwyciłam za wałek i farbę (litr to jedynie 12 zł!) i pomalowałam tapetę, której szczerze nie znosiłam. Nie mam pojęcia jak kilka lat temu mogła mi się podobać 😀

Zrywanie tapety i kładzenie gładzi nie wchodziło w grę. Nie miałam ani czasu ani ochoty na poważne remonty. Niestety na zdjęciu widać, ze w jednym miejscu farba nie chciała za bardzo trzymać się tapety. Trudno, będę z tym handlować, albo coś w tym miejscu powieszę.
Znając swoją tendencję do bałaganienia, umieściłam stojak/wieszak w strategicznym miejscu. Wcześniej stało tu wielkie (i używane tylko jako składzik różności) biurko narożone. Ponieważ odruch „rzucania” torebki mi został, zainwestowałam w wieszak.
Docelowo miał być ten z ikei (klik), ale wybrałam tańszy model na allegro. W rogu stoi lustro (na którym z tyłu wieszam torebki). Za lustrem jest niewykorzystana wnęka w której mógłby stać wieszak, gdyby chciało mi się trochę przesunąć szafę i regał. Po tym jak układałam na nim kilka godzin od nowa całą zawartość (głównie książki)… nie chce mi się. Lustro pod takim kątem przydaje mi się wtedy, gdy ćwiczę. Kontroluję postawę i poprawność wykonywanych ćwiczeń. Zależało mi też na tym, żeby mieć sporo miejsca potrzebnego do treningów ;). Lustro kupiłam rok temu z Ikei (klik). Nie było jej wtedy w Bydgoszczy, więc skorzystałam z poleconej przez was firmy Ariba, która mi je za niewielką opłatą przywiozła (razem z stolikiem i biurkiem).
No właśnie, biurko :

Na czas „metamorfozy” było wielką graciarnią. Tu nożyczki, tam miara, tu się coś ładuje… po lewej upchnęłam stolik lack (który pokrył się ładowarkami, kątownikami, klejami i śrubokrętami), gdzieś z drugiej strony biurka jest krzesło-bękart, z którego nie korzystam, a pod stolikiem jeszcze karton książek…. dużo tego.
Po montażu rolety i umyciu okien, zabrałam się za uporządkowanie mojej stacji dowodzenia :

Zostało – biurko i jedno krzesło. Kable zwisające na prawo podłączyłam do innego przedłużacza, po robienie okrążenia było bez sensu. Na stoliku są jedynie potrzebne rzeczy. Została też girlanda światełek z tesco. Słowem wyjaśnienia – na tablicy zmazywalnej zapisałam jakiś banał – zazwyczaj lądują tam moje prywatne zapiski, ale chciałam ją pokazać na zdjęciu, nie obnażając swojej prywatności. Cała reszta jest tak, jak wygląda obecnie – nie przeszkadzają mi kable, w kubku stoją długopisy i pisaki z których każdy jest inny. Bardziej po blogersku byłoby władować tu opakowanie jednakowych cienkopisów ale…co ja poradzę, że lubię te przybory? 🙂 Szara koperta służąca mi za podkładkę (i notes 😛 ) wyleciała. Od dzisiaj zastąpiła ją podkładka pod mysz z żelowa poduszką na nadgarstek. Niestety nie załapała się na fotkę.
Lusterko i pędzle do makijażu powędrowały na parapet:

Widzę teraz, że została na nim smuga 😛

Przy biurku stoi moje ukochane krzesło na biegunach. Kupiłam je wiosną na Westwing. Jest bardzo fajne i wygodne – jako osoba, która na każdym krześle się buja, czasami siada po  turecku lub w dziwnych kombinacjach – wreszcie mam wygodne miejsce dla swoich dziwactw :). Mogę się bujać czytając książkę albo usiąść po turecku i zmieścić nogi (krzesło jest szerokie). Wadą jest niestety fakt, że strasznie szybko i mocno się brudzi. Jest chropowate i przez to wręcz przyciąga wszystkie brudki. Szczególnie upodobał je sobie mój kot :). Z tego powodu narzuciłam na nie sztuczne futerko z ikei (pewnie jest gdzieś w katalogu, klik). Stare krzesło zniknęło.

Oprócz tego zmieniłam pościel (poszewki, poduszki, kołdrę, prześcieradło). Fragment pokazałam na instagramie:

Zdecydowałam się nie pokazywać pozostałych części pokoju, czyli : łóżka, szafy i regału. Nie chciało mi się ściągać z półek osobistych rzeczy jak niektóre książki czy zdjęcia, zależało mi też na tym, by prywatne sprawy pozostały prywatne. Biurko jest w pewnym sensie blogową stacją dowodzenia, więc to trochę inna sprawa.

Czego nie kupiłam, a chciałam :

Ozdobnych lampek w stylu „cotton balls”. Moja girlanda nad biurkiem jest wielokolorowa, a barwy się zmieniają. Światełka są stosunkowo „zimne”, denerwuje mnie też ich zasilanie z koszmarnie topornym zasilaczem (obecnie na kartonie z książkami, pod stolikiem z ikei). Doszłam jednak do wniosku, że najwyżej ja czymś otulę – pinterest aż ugina się od DIY w tym temacie. Gdybym rok temu nie kupiła lampek, na pewno wybrałabym te biedronkowe (klik)

Lampa stojąca – poprzednią zniszczył mi kot 😀 Była to w zasadzie żarówka z oprawą na statywie od aparatu (jak w zestawach fotograficznych). Zależało mi wtedy na żarówce, która będzie mieć bardzo dużo lumenów, bo była paskudna, szara zima a ja nie chciałam skierować się ku stanom depresyjnym. Niestety kot zobaczył ćmę…
Dlatego chociaż podobają mi się lampy stojące, waham się nad zakupem.  Temat powrócił wraz z nową ofertą i lampą  w świetnej cenie (klik)…

Mała komódka z szufladami – myślałam o czymś prostym do przechowywania rzeczy, które nie muszą zawsze być na regale albo ogólniej – na wierzchu. Spodobała mi się ta na dole – w wersji z biedry będzie mieć cztery szuflady i cenowo też wygląda korzystnie (klik). Niestety moja biedronka zamyka się na dwa miesiące z powodu remontu ;( Będę musiała obejść się smakiem, a w niedzielę zrobić wyprawę po zapas herbaty z pokrzywy z trawą cytrynową, zielonej z ananasem i mięty z jabłkiem 🙁 I pewnie smażonych płatów śledziowych i miliona innych ulubionych rzeczy 😀
Ta nad biedronkową jest z netto (klik) .

Podsumowując :

„Remont” bez remontu okazał się wcale nie taki straszny. Dużo gorsze było zaglądanie do każdej półki, szafki i szuflady, selekcjonowanie przedmiotów, odsuwanie mebli i tak dalej. Bardzo nieprzyjemnie wspominam montaż rolety – ściana zaczyna się za blisko ramy okna (od góry) i wciśnięcie haczyków było trudne (tak, pożegnałam się z długimi paznokciami 🙁 ). Nieplanowe zakupy?
Owszem, dywan. Jednak wniósł on tyle przytulności do wnętrza, że daję sobie całkowite rozgrzeszenie.
całkowity budżet „przemiany”

– rolety – 179 zł z przesyłką
– stojak na ubrania – 40 zł z przesyłką
– farba do ściany – 12 zł za litrową puszkę

razem: 231 zł

No i dywan plus pościel 😉

Nie jest to jakaś wyjątkowa aranżacja czy wnętrze z katalogu, ale cieszę się, że przeczytałam książkę i znalazłam motywację do zakasania rękawów. Kilka drobnych zmian i mam  więcej światła, rozprawiłam się z rzucaniem torebki i innych rzeczy na stare biurko, stworzyłam sobie sporo miejsca do ćwiczeń i czuję się u siebie dużo lepiej. Jednocześnie udało mi się uniknąć inwestowania we wnętrze w którym nie zamierzam długo mieszkać. Gdybym się uparła, to nawet rolety mogłabym ze sobą zabrać, a jedyną nieruchomą inwestycją było 12 zł na puszkę litrowej farby ;-). No i jak dziecko cieszę się z małego, przytulnego i puchatego dywanu. Kilka lat temu szukałam takiego bezskutecznie – wszystkie były za mało miękkie i włochate 😉

Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) –

 jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂 A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem 🙂

Follow on Bloglovin

Komentując oświadczasz, że znasz regulamin

Uściski, Ania
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Marta Syczewska
8 lat temu

Aniu, tak jak pisałam na facebooku, pomalowanie paneli na biało dopełniłoby całosci:D <3

Previous
„Niewinne” zachowanie, które robi z ciebie potwora – sprawdź, czy też to robisz…
Mała metamorfoza mojego pokoju, czyli jak zmienić wnętrze bez remontu i pieniędzy

1
0
Would love your thoughts, please comment.x
()
x