Ależ mam cudowny dzień! Zjadłam przepyszne jedzenie w 100% realizując swoje okresowe zachcianki a potem okazało się, że w biedronce jest moja ukochana burrata, którą bezwstydnie zjadłam z pieczonymi pomidorkami i rukolą. Jest coś pięknie perwersyjnego w wypływającym miękkim wnętrzu tego sera, który rozpływa się po całym talerzu. Z tego samego powodu uwielbiam wypływające, kremowe żółtko. Ech, wychodzi na to, że chyba wciąż jestem myślami w obłędnie pysznej Gruzji! Tam jedzenie jest doświadczeniem pieszczącym wszystkie zmysły.
No właśnie. Trochę mi się w krótkim czasie nazbierało. Odessa (jedno z moich największych pozytywnych zaskoczeń! Zobacz: Jak zorganizować wyjazd do Odessy), chwilę później przepiękny Budapeszt, potem północna Tunezja i teraz intensywne 10 dni w Gruzji. Z każdej z tych podróży przywiozłam nowe doświadczenia, kolejne pozycje na liście książek do przeczytania i nowe znajomości, ale też stęskniłam za siedzeniem na tyłku!
Byłam też cholernie zmęczona. Kocham możliwość pracy zdalnej i to, że pracuję skąd tylko chcę, ale praca kreatywna nad długim projektem ma to do siebie, że ciężko mieć głowę na wakacjach. Dlatego teraz, gdy skończyłam coś dużego, postanowiłam zrobić sobie przerwę od pracy i mocno ograniczyć social media (godzina dziennie na instagram!) oraz bloga. 8 dni bez tekstu to chyba jakiś rekord!
Dzisiaj aż mnie nosi, żebym powyrzucała z głowy wszystkie te drobne myśli, które w niej siedzą. Np. tą, że jedzenie w Gruzji jest czynnością tak szalenie zmysłową i dającą satysfakcję na różnych poziomach, że byłam w gastro raju. Np. takie chinkali z serem sulguni. Pierożki są obłędnie gładkie i przyjemne w strukturze. Trzeba złapać za ogonek, odgryźć kawałek ciasta i wyssać soczystą, słoną zawartość. To prawie jak całowanie się z pierożkiem! Jestem pewna, że jedzenie tego przy użyciu noża i widelca, odarłoby doświadczenie z całej magii i jakiejś takiej zmysłowości, która wpisana jest w gruzińskie jedzenie. Poza tym krówki i bawolice w Gruzji są przeszczęśliwe!
Mam też super dzień, bo klient, którego bardzo lubię i wierzę w jego produkt całym serduszkiem jest tak zadowolony z mojej pracy, że bez żadnych prób negocjowania zamówił u mnie kolejne „dzieła” za bardzo fajną stawkę i zostałam zaproszona na lampkę prosecco, szampana (czy co to tam było) dla uczczenia sukcesu. Zadowoleni, powracający klienci to jedna z najmilszych rzeczy. Wierzcie mi. Z przyjemnością wybiorę się uczcić ten sukces!
Zanim przejdę do Waszej ulubionej części, czyli linków i ciekawych znalezisk z tygodnia, jeszcze jedna mała historia o moim nieogarnięciu życiowym. Nigdy nie zawalam terminów i pierwszy raz popełniłam tak bardzo lamerski błąd. Nagrałam z pomocą Marysi i Bartka film z kulinarnymi wspomnieniami z Azji. Chciałam go zmontować sama w krótkim okienku czasowym między jedną podróżą a drugą, ale mój sprzęt odmówił współpracy i zrobiła to za mnie najlepsza Marysia (ta, która narysowała mi na urodziny „mój alfabet”:
Dostałam link na wetransfer, wysłałam klientowi do akceptacji i pojechałam do Gruzji.Przychodzi dzień publikacji a ja orientuję się, że nie ściągnęłam filmu a link wygasł (!). Całe szczęście, że Marysia nie usunęła zmontowanego pliku z komputera bo bym się chyba rozpłakała ze swojej głupoty. Nigdy, przenigdy nie zawaliłam terminu i nie popełniłam tak amatorskiego błędu! Cały czas myślami byłam gdzieś przy realizacji dużego zlecenia na copy, które wisiało mi nad głową. To chyba najlepszy dowód, że potrzebuję urlopu od pracy. Bo niestety wszystkie moje wyjazdy ostatnio (poza Odessą!) to workation. A może „pracacje”? 🙂
Anyway – miło będzie jak zobaczycie jak jem tego pająka w Azji!
Te sosy stir fry z Blue Dragon są naprawdę pyszne, aż podskoczyłam z radości widząc je dzisiaj w biedronce i kupiłam sobie zapas sweet&sour na który aktualnie mam fazę. Jakiś ryż albo azjatycki makaron, kurczak/tofu, warzywka (lub mieszanka chińska) i jest szybki obiad w kilka minut. Kocham gotować, ale jakoś chwilowo nie mam na to na nastroju. Jestem w fazie nadrabiania wszystkich zaległości towarzyskich, które narobiły mi się przez podróżowanie i chodzę ze znajomymi po knajpach, więc w domu jakaś szamka na szybko dobrze się sprawdza.
Dobra, to ja te linki tygodnia wrzucę, ok?
Oglądacie czasem „Classical Art memes” albo po prostu stare obrazy i macie czasami takie DAFUQ?!
No więc ja miałam widząc ten obraz. Przedstawia świętą Agatę Sycylisjką, która postanowiła żyć w dziewictwie i odrzuciła rękę namiestnika. Gdy nastał czas prześladowań chrześcijan, ten w akcie zemsty za zranione ego kazał ją torturować i odciąć piersi. To w skrócie, cała historia na wikipedii: https://pl.wikipedia.org/wiki/Agata_Sycylijska
Piszę o tym, bo zamieściłam niedawno tekst o tym, dlaczego chodzę bez stanika i nie zamierzam przestać.
Zawsze w takich sytuacjach pojawia się nieśmiertelne „wystarczy się zakryć a nie będzie komentarzy”. Mi one wiszą (chyba, że mam zły dzień, PMS czy coś), ale podam wam ciekawy przykład na to, że ubranie nie ma znaczenia!
Także tak! To dobry moment na kolejną przypominajkę o tym, żeby nie pytać kobiet, które były ofiarami gwałtów o strój, jaki miały na sobie, bo jak pokazuje projekt „guilty clothes„, strój nie ma nic do tego. Warto zerknąć!
Wandalizm jest zły, jasne, ale znalazłam przykłady zamalowywania sowieckich pomników, które bardzo mi się podobają. Więcej na Bored panda: https://www.boredpanda.com/bulgarians-vandalizing-soviet-army-monument-sofia/
Na blogu i kanale poruszyłam też temat złego przygotowania polskich szkół na temat miesiączki u uczennic. Dla mnie to jest skandaliczne, że w kabinach często nie ma koszy (!)
Polecam też artykuł o dopracowywaniu nowej technologii służącej do… odczytywania myśli. Black Mirror jest coraz bliżej!
O, i jeszcze lepszy artykuł Piotra Buckiego o tym, dlaczego niektórzy w tostach i jajecznicy widzą twarz Jezusa albo Matki Boskiej . Otwierające oczy!
Na deser mam dla was soczysty link z najlepszymi rzeczami z Aliexpress. Warto się zainteresować, bo trwa festiwal obniżek i wyprzedaży.
Zostawiam Was z dwoma filmami. Jeden tłumaczy turecką inwazję na Syrię (pokochałam ten kanał na Youtube!)
A drugi jest na rozluźnienie, bo mnie rozbawił 🙂
Wszystkiego pięknego! Nie wiem ile potrwa mój internetowy detoks, dzisiaj miałam ochotę pozbyć się kilku myśli z głowy i stowrzyć tabloidowy, ale nie click-baitowy tytuł, bo obietnicę spełnia. Buziak!
Ja tak tylko ten, że chinkali podpisałaś jako chaczapuri z serem 😉
Aniu, a napisałabyś jakiś tekst o wyprawie do Budapesztu? Całym sercem pragnę pojechać w wakacje i chętnie dowiedziałabym się, co polecasz zobaczyć.
Pozdrawiam!
Ojejusiu! Ależ mi zrobiłas ochotę na te pierożki. Właśnie wróciłam ze Lwowa, gdzie jadłam pyszne w Marusi. Cudo – z mieszanką serów albo szpinakiem. Mimo, że moja mama jest mistrzynią pierogów (z różnymi nadzieniami), to jednak to było mistrzostwo świata! (swoją drogą, Twoje wpisy o Lwowie okazały się bardzo przydatne, dzięki!)
O piersiach Agaty dowiedziałam się podczas pobytu na Sycylii, gdzie są to bardzo popularne desery w wiadomym kształcie… Jak zwykle po tygodniku u Ciebie – milion nowo otwartych kart do przejrzenia 😉
v