Nie obraź się, ale śmierdzisz

Jak wygląda mój typowy dzień? Bywa różnie, ale metodą chybił-trafił wylosowałam jeden z całego tygodnia i postanowiłam pokazać go na różnych etapach :). Aparat towarzyszył mi cały dzień!

Ten wpis powstał dzięki uprzejmości marki Rexona, która chciała sprawdzić czy podczas typowego, pełnego stresów i obowiązków dnia antyperspirant pozwoli mi zachować twarz… i suche pachy. Ciekawi jak wyszło?

Jak wiecie – nie jestem jedną z tych blogerek, które wrzucają codziennie na instagram zdjęcie z kawą w pościeli, ułożoną razem ze świątecznymi gałązkami i napisem typu „hello december” czy innym słowem ręcznie wykaligrafowanym w misterny sposób. Moje życie wygląda troszkę inaczej. Jak? Np. tak! Zapraszam Was na mój piątek, etap po etapie :).

Wiedząc, że będę fociła ten dzień chciałam być zorganizowana i wszystko przemyśleć. Więc uszykowałam sobie dzień wcześniej ubrania oraz śniadanie.
Och, jaka byłam naiwna!
Wszystko sobie dzień wcześniej uszykowałam by jakoś wyglądać i by było mi ciepło. Dwie pary rajstop, sukienka, na sukience sweterek, pasek i kozaki za kolano, nawet z detalami na boku dopasowanymi do detali na pasku. Jako control freak chciałam mieć wszystko super ogarnięte i zaplanowane.
Wstałam o piątej rano i nie towarzyszył mi jednak promienny uśmiech a wkurzenie, że podczas ostatniej wizyty u lekarza nie wzięłam zwolnienia. Nie wzięłam go, bo wiedziałam że bym go użyła. Przy przewlekłej chorobie bardzo łatwo o ciągłe zwolnienia, ale ja się boję ich nadużywania. Gdybym je miała, na 100% zarzuciłabym koc na głowę i udawała że budzik wcale nie dzwonił.
Biorę zimny prysznic oraz szoruję ciało na sucho. Zabieram się też za mój napój mocy – gorącą wodę z imbirem i pieprzem cayenne dla rozbudzenia i rozgrzania 🙂 W normalnych warunkach zlałabym się po tym wszystkim potem. Na szczęście towarzyszył mi nowy antybakteryjny antyperspirant Rexona.
Jak widać koncepcja stroju szybko musiała się zmienić – wybrałam cieplejszy sweter i futrzaną kamizelkę a napój… cóż, ten smak za każdym razem mnie zadziwia. Od samego zapachu można się spocić.
Jem śniadanie oraz piję herbatkę ogarniając przy okazji maile. Wysyłam raport, wypełniam jeden rachunek do umowy i mam twarde postanowienie zdążyć go wysłać w drodze na uczelnię. Jeśli nie wstałabym rano, nie miałabym szans na ogarnięcie części zobowiązań w terminie.
Laptop, kalendarz i notatki lądują w torebcie a ja zakładam czapkę, szalik i rękawiczki i ruszam na autobus. Odjeżdża 6:58, ja wychodzę z domu na czas, ale źle mi się oddycha i idę jakoś wolniej.
Gdy mam ostatnie 100 metrów widzę nadjeżdżający autobus. Na szczęście wsiada kilka osób i jest kolejka – w podmiejskim jest jedno otwarte wejście i bilety kupowane u kierowcy. Na szczęście mieszkam w małym miasteczku i dzięki mniejszej anonimowości ludzie są wobec siebie jacyś tacy bardziej życzliwi, więc kierowca pozwala mi dobiec i nie zatrzaskuje mi drzwi. Uff! Zgrzałam się i zestresowałam z lekka, ale siadam w „nowoczesnym” autobusie i jestem szczęśliwa. To kolejny moment, w którym mogłabym śmierdzieć potem. Na szczęście nic takiego nie ma miejsca.
W autobusie siedzę z nosem w telefonie. Normalnie ogarniałabym uwagi i wytyczne od klienta, któremu piszę bloga firmowego, ale tym razem czytam tekst na zajęcia – inne zdążyłam przeczytać ale została mi jeszcze Moralna odpowiedzialność uczonych za ludzi biednych
Kończę akurat przed swoim przystankiem. Ogarniam pocztę, dziękując w duchu za istnienie całodobowej i biegnę dalej 🙂
Mój autobus taki nowoczesny 😀
Za to Bydgoszcz nie jest taka najgorsza, są ładne miejsca. W każdym razie, wybieram się jeszcze na szybki spacer do sklepu po jakieś śniadanie. Rano z rozpędu zjadłam też prowiant przewidziany do zabrania na uczelnię 😀
Tak, dobrze widzicie – jest mi tak zimno, że mam sukienkę, na sukience jest sweterek, na sweterku futrzana kamizelka a na niej sztuczne futerko. A przecież temperatura była na plusie – niestety odczuwam temperatury w pokręcony sposób, ale na pewno moja skóra nie ma szans pod tym oddychać. Anyway – mam śniadanko! No i Rexona zdała kolejny test 🙂
Siedzę sobie przed zajęciami, nikogo jeszcze nie ma, więc trochę dziwnie ale co tam – doktoranci to zajęte istoty, pewnie wpadną na ostatnią chwilę. Czekają mnie zajęcia od ósmej do szesnatej. Jest to dość specyficzne, ponieważ mam mieć tylko dwa przedmioty w tym jedno z połową zaliczenia. Właśnie na zajęcia z zaliczeniem czekam. Jestem jakaś nierozbudzona i zmęczona, chociaż dzień się jeszcze nie zaczął, ale mówię sobie – Anka, ogarniesz, dobrze że nie wzięłaś tego zwolnienia, bo nie miałabyś kiedy nadrobić.
Nie pomaga:
Śpię na stojąco, więc ruszam w kierunku automatu. Znowu zapomniałam kubka termicznego!
Przychodzi kolega, ale zajęcia się nie rozpoczynają, więc jakoś dziwacznie się robi. Gdzie to zaliczenie? Wszystko mam bardzo dobrze skalkulowane. O 16:10 muszę siedzieć w busie, zajecia kończą się o szesnastej, ale jeśli uda się zrobić krótszą przerwę, to kosztem przerwy skończymy chwilę wcześniej. Powinno się udać, wszyscy zazwyczaj wolą skończyć kilka minut szybciej niż mieć 20 minut przerwy.
Adrian sprawdza w telefonie, czy to dobra sala (ta co zawsze) i odkrywa że plan się zmienił. Mamy te same zajęcia, ale w odwrotnej kolejności. I do siedemnastej. Zatem od kilku minut jesteśmy spóźnieni na etykę. Czuję jak robi mi się gorąco. Nie dość, że się spóźniłam, to jeszcze nie dam rady ogarnąć busa, a urwać się z zaliczenia…
Zmieniamy budynek, pukamy – głucha cisza. W sali nikogo nie ma. Druga możliwa sala – puk-puk, otwieramy. I pięknie, studenci których uczę w poniedziałki są świadkami jak szukam w gorączce właściwej sali. Piękny przykład im daję, dobrze że sama jestem wyrozumiała dla takich akcji, bo gdybym kogoś kiedyś zjechała za spóźnienie czy szukanie sali to byłaby hipokryzja!
Wpadamy do właściwej sali. Uff!

Na szczęście Rexona wciąż chroni mnie przed nieprzyjemnościami 🙂

Zajęcia są na szczęście interesujące i nie czuję, że trwają tak dłuuuugo. W krótkich przerwach zaglądam – a jakże – na swoje kanały social media. Sprawdzam co komentujecie i lubię mieć z Wami jakikolwiek kontakt. To mnie trochę odpręża i pozwala usiedzieć na tyłku w sali.
Zaglądam też do swojego panelu w Legimi i dostaję super pozytywny bodziec i taki kopniak energii widząc to:
30 osób wypożyczyło moją książkę w ostatnim czasie. Jak na publikację wydaną ponad 3 lata temu to jest cudny wynik i na ten widok rośnie mi serce. Czuję się jak po mocnej kawie!
Naładowana energią wracam do zajęć :).
Zajęcia się kończą i nadchodzi trudny i lekko stresujący dla mnie moment. Jestem tą osobą, która zazwyczaj nie ma nieobecności. No po prostu nie. Ale tak się złożyło, że jedne zajęcia wcześniej wypadły i mamy przesunięcie w planie. Niestety podczas kolejnych będę w Tajlandii, więc musiałam ustalić warunki zaliczenia. Na szczęście było bezproblemowo i odetchnęłam z ulgą.
Piętnaście minut pozwala mi na złapanie dwóch kolejnych migawek z dnia. Pora zmienić budynek, więc zahaczam o toaletę. Nie wspominałabym o tym, gdyby nie uchylone okno i ziiiiimno
Jestem wyczulona na takie rzeczy.
Opatulam się szczelniej i mam wrażenie że wyglądam trochę jak ta choinka:
Ale grunt, że nie trzęsę się z zimna. Doczłapałam z powrotem do malutkiego budynku zwanego „pawilonem”. Nie jestem szczęśliwa – nastawiłam się na zaliczenie rano, a tutaj muszę urwać się z zajęć godzinę wcześniej. Czuję w związku z tym pewne napięcie i wyobrażam sobie jak oblewa mnie zimny pot na myśl o tym, że nie uda mi się ogarnąć tego dnia. Przecież tak skrupulatnie go wyliczyłam i rozplanowałam! Co do kwadransa! Na szczęście zimny pot też jest tylko wyobrażeniem 🙂
Konwersatoria od dwunastej do siedemnastej to dość ponura wizja. Studia doktoranckie to już nie magisterka, gdzie na wykładzie mogłam pracować udając bardzo pilnie notującą studentkę. Trzeba być skupionym i aktywnym, a w małej grupie (na tych zajęciach jest pięć osób) nie da się nie przeczytać literatury czy być nieprzygotowanym.
Na moje nieszczęście nic nie zanosi się na zaliczenie na początku zajęć. To będzie ciężki dzień!
W przerwie zjadam hummus. Cały. Nerwowo też dzwonię by dowiedzieć się czy był u mnie kurier. Był, ale przyniósł paczki jakieś. Ja potrzebuję pilnie przesyłki z dokumentami! W przeciwnym razie nie mam po co jechać do Warszawy, a tylko z powodu tych dokumentów nie jadę tam prosto z zajęć, tylko zahaczam o dom. Jestem lekko zaniepokojona, ale trwam dalej.
Gorąca czekolada i lecimy dalej.
Na moje nieszczęście, część związana z pracą zaliczeniową zaczyna się o 15:10. Wspominałam już, że muszę wyjść o 15:50? Udaje mi się zapisać prawie cztery strony i ustalić, że przyjdę na zaliczenie ustne w styczniu. No, to biegnę na autobus!
Stojąc przed przejściem cykam szybkie foto do dokumentacji tego wpisu i idę sobie dalej z odpalonymi pokemonami. Ta aplikacja motywuje mnie do chodzenia 😀
Po chwili nadjeżdża mój czerwony rumak. Uff!
W autobusie pracuję nad zleceniem na tyle, na ile to możliwe.
Gdy tylko przekręciłam klucz w zamku, zapomniałam o robieniu zdjęć. Ale miałam mniej niż dwie godziny by ogarnąć potrzebne dokumenty, spakować walizkę, zjeść coś i przebrać się w coś innego. Na szczęście na dworzec miałam podwózkę, więc wszystko udało się jakoś dopiąć. Trochę w biegu, ale stresik ze mnie zszedł, gdy wsiadłam do pociągu.

I wciąż sucho pod pachami 😀

W pociągu miałam pracować, ale zaczęłam od komentarzy. Mój plan zakładał:
1. Odpowiem na wszystkie komentarze
2. Napiszę połowę nowego tekstu
W rzeczywistości co odpowiedziałam na komentarz, to pojawiały się dwa kolejne. Trzy i pół godziny jazdy pociągiem zakończyłam wynikiem kilkudziesięciu nieprzeczytanych komentarzy.
Jeden z nich wyjątkowo mnie wzruszył:
Chociaż w pewnym momencie zrobiło mi się gorąco, bo nie wiedziałam jak skończy się ta historia.
Czytam każdy jeden komentarz i przeżywam te historie osobiście.
22:30 wysiadłam na centralnym, ale stosowne foto cyknęłam stację wcześniej. W życiu nie dałabym rady ogarnąć zdjęcia i otworzyć starych drzwi 😀
Przesiadam się w Ubera (z kodem uberaniamalujeue) otrzymasz kupon na 20 zł i jadę w kierunku hotelu – mojego ulubionego Sound Garden Hotel :).

Jestem ciekawa, czy ktoś ma tak samo jak ja. Zawsze w każdym hotelu towarzyszy mi pewien niepokój, by nie rzec – stresik. Obawiam się, że coś np. nie przeszło w systemie, nikt nie wie o mojej rezerwacji i zostanę bez noclegu…
Na szczęście nic takiego nie ma miejsca. Tylko patrząc na swoją „stylizację”, czyli super wygodny ciepły strój czuję ironię widząc napis w odbiciu lustra. „Be more lady!”. Cóż, przydałoby się. Niestety zimą albo wyglądasz ładnie, albo jesteś opatulona i kształtem przypominasz ziemniaka czy inne bulwiaste warzywo.
Swoją drogą – bardzo polecam te mega wygodne spodnie!

Wypakowuję się, biorę prysznic (wreszcie!) i przeskakuję w wygodny dresik, ciepłą bluzę i zakładam skarpetki, jakie czekały na moim łóżku. Ucieszyłam się szczerze, bo jednak byłam trochę chora i czułam zimno po kościach.
Ten dzień powinien się tutaj skończyć, ale nie – trzeba jeszcze trochę popracować 🙂

Bluza różowa kupiona tutaj, (ma ciekawy krój, warto kliknąć), wygodne getry (klik), a skarpetki z hotelu 🙂

To był dzień w biegu i pełen malutkich „stresów”. Czy zdążę, czy zaliczę, czy ogarnę, czy przyjdzie na czas ważna przesyłka. Zima, stres, bieg, pot…

Pytam zupełnie serio. Przez ten cały dzień mogłam się spocić (stres, bieg, pęd) i usłyszeć coś niemiłego. Nie usłyszałam, bo miałam dobrą ochronę, ale o tym za moment.
***

Niedawno napisała do mnie młoda dziewczyna, której koleżanki w szkole powiedziały coś podobnego. To nie pierwsza tego typu wiadomość, dostałam ich wiele, szczególnie do nastolatek. Oczywiście osoby zwracające uwagę zawsze twierdzą, że miały dobre intencje. Tym razem jednak odebrałam wiadomość czytelniczki bardzo mocno…
Dziewczyna dba o higienę, stosuje antyperspiranty i nie czuje, aby śmierdziała. Jestem dość empatyczną osobą i niemal poczułam jej emocje. Bardzo chciałam zająć się tym problemem, ale jestem też ostatnio zajętą osobą i ciągle pracuję…

Niedawno z nieba spadł mi jednak partner dla tego wpisu i dzięki współpracy mogłam odłożyć na bok kilka zleceń, i skupić się na zgłębieniu tematu. Jestem za to niesamowicie wdzięczna, bo w przeciwnym razie odkładałabym to w nieskończoność zrzucając na dół listy priorytetów.

Po pierwsze – problem jest złożony. Na pewno nie jest fajnie siedzieć w jednej klasie z kimś, kto cuchnie potem. Z drugej strony – nie jest też miło, gdy dbasz o higienę, a inni rzucają ci aluzje o mydle…
Internet aż roi się od podobnych pytań i wątków:

Z artykułów psychologów dowiedziałam się, że jeśli ktoś śmierdzi należy powiedzieć mu to delikatnie, ale wprost. Np. niektórzy pachną dość nieprzyjemnie i niestety należysz do tych osób, polecam Ci [nazwa produktu]. Zdaniem autorów takich rad, nie powodują one urazy, ani poczucia zawstydzenia.
Przykładowy artykuł dostępny online (klik).
Cóż, na pewno ten artykuł zawiera przykładowe formy zwrócenia uwagi i są ona raczej skuteczne, ale czy nie powodują urazy?

Nasz naturalny zapach bywa bardzo różny. Doskonale pamiętam, jak sama miałam problem z nieprzyjemnym zapachem – gdy brałam leki, mimo higieny wciąż czułam się śmierdząca. Pot jest bezwonny, ale bardzo szybko bakterie robiły brzydką robotę i czułam się z tym paskudnie.

Długo szukałam dla siebie czegoś bardzo skutecznego. Jednak generalne wnioski wciąż „wyznaję”.
Co robiłam „za młodu”?
– Myślałam o blokerach potu, które uważam dzisiaj za niebezpieczne. Poparzona skóra pod pachami i owrzodzenia to najmniejszy problem. Zatykanie kanalików potowych jest tak samo bez sensu jak zatkanie korkiem wulkanu.

Analogicznie z tabletkami blokującymi potliwość. Uważam je za idiotyczny pomysł, bo pot jest nam bardzo potrzebny. Reguluje temperaturę ciała, pomaga pozbyć się toksyn.
Kiedy przestałam się pocić prawie w ogóle (!) sięgnęłam po ałun i myślałam że to świetna alternatywa. Niestety to z czego się cieszyłam było objawem odwodnienia, dość często przy mojej chorobie. Zresztą wystarczy rzut oka na moje spierchnięte mimo balsamów usta:

Nic fajnego.
W każdym razie – może i ałun usuwał zapach, ale paradowanie z mokrą plamą pod pachą (nawet jeśli bezwonną) jest słabe. Dzisiaj używam go tylko do usuwania zapachu ryby (jeśli kroiłam) czy cebuli z dłoni. Działa w ten sposób świetnie :).
Z kolei eksperymenty z sodą oczyszczoną i olejem kokosowym może i były logiczne (działanie antybakteryjne), ale mało komfortowe, uciążliwe i zostawiały plamy na ubraniach 🙁 Od jakiegoś czasu przerzuciłam się więc na antyperspiranty.
Rok temu, jako zwykły śmiertelnik nawet wystartowałam w konkursie na instagramie i wygrałam bon na zakupy.
Jak więc widzicie – od dawna stosuję Rexonę i bardzo się cieszę, że zaprosiła mnie do współpracy. Dzięki temu mogę poruszyć ten ważny dla wielu osób temat, a jest on wstydliwy i kłopotliwy dla obu stron.
Wcześniej używałam Rexony Invisile black&white, dokładnie tej co była przedmiotem tamtego konkursu. Teraz miałam przyjemność testować produkty z gamy Rexona Active Shield.
Do marki miałam już zaufanie, ale przekonały mnie wysokie oceny w internecie, oraz znana mi z poprzedniego antyperspirantu technologia MOTIONSENSE™ – świeży zapach uwalniany jest przy każdym ruchu. Jeśli pamiętacie mój zabiegany dzień to powinniście zrozumieć :).
Ja używam wersji w aerozolu i sprawdza się rewelacyjnie. Kto czyta bloga regularnie, ten pewnie doskonale wie że jestem fanką rzeczy antybakteryjnych oraz naturalnych olejków, stąd upodobanie do oleju kokosowego czy np. olejku z drzewa herbacianego.
Rexona Active Shield działa właśnie w ten sposób –  antyperspirant 10x zwiększa ochronę przed bakteriami odpowiedzialnymi za smrodek i zawiera antybakteryjne składniki zapachowe (np. olejki eteryczne).
Jeśli chodzi o odzież – nie brudzi :). Zapach jest dla mnie delikatny i przyjemny. Nie odczułam żadnego pieczenia na świeżo ogolonej skórze pach, ochrona działała jak trzeba (mimo dwóch futrzanych okryć i stresu :)).
Co prawda nie jestem w stanie sprawdzić jak to wygląda w przypadku 48h (nie wyobrażam sobie pominąć prysznica), ale ochrona jest bardzo dobra i jestem z antyperspirantu zadowolona.
Wyczerpałam jednak temat tylko połowicznie.
Więc wiemy już jak zwrócić komuś skutecznie uwagę, oraz jakiego antyperspirantu używam, ale co z resztą problemu?
Po pierwsze – nie zgadzam się z autorką, że takie komentarze nie wywołują przykrości. Wywołują. Ktoś może bardzo się starać, a mieć np. chorą tarczycę czy inny problem zdrowotny. Nigdy nie wiemy, więc bądźmy delikatni i róbmy to z wyczuciem.
Gdy chodzi o potliwość, to zapewniam Cię, ze Twoje ciało nie robi Ci tego na złość. Jest totalnie odwrotnie – ciało jest Twoim przyjacielem i chce Ci służyć jak najdłużej, więc wyrzuca toksyny. Zakładam, że nie jesz w 100% czysto, nie rezygnujesz świadomie z niepotrzebnego stresu i nie zrezygnowałeś ze wszystkich sztucznych tkanin.
Rozumiem. I na to są sposoby. Jeśli dotyczy Cię problem nadmiernej potliwości, rozważ proszę następujące kwestie:
  • Pij dużo wody. Nie odwadniaj się. Pij. Warto też wprowadzić do diety napary ziołowe, np. z mięty, pokrzywy czy rumianku.
  • Odrzuć niepotrzebny stres. Dobrym rozwiązaniem są ćwiczenia relaksacyjne, joga, medytacja…
  • Do kąpieli możesz dodawać korę dębu, korę brzozy, rumianek lub szałwię. O szczegóły zapytaj sprzedawcę w sklepie zielarskim, wszystko Ci wytłumaczy.
  • Szałwię można też pić, tylko nie na noc 🙂
  • A może by tak… akupunktura? Albo dobry masaż? Odblokuj zablokowane mięśnie, rozluźnij ciało, pozwól energii swobodnie krążyć po ciele, nie blokuj jej.
  • Zimny prysznic. Świetnie detoksykuje, jak pozbędziesz się części toksyn rano, pod chłodnym strumieniem, to potem będzie mniej „balastu” do zrzucenia.
  • Noś dobrą bieliznę. Zimą możesz nosić termoaktywne koszulki, w aptece można kupić specjalne, bezuciskowe skarpetki, które w dodatku są antybakteryjne. Para kosztuje ok 10 zł najmniej, więc to nie „5zł za 5 par” na targowisku, ale kiedy słuchałam jeszcze lekarzy i dawałam faszerować się lekami sterydowymi przetestowałam i szczerze polecam.
  • Wychodź z domu na czas, żebyś nie musiał biec. Banalne, ale COŚ w tym zdecydowanie jest 🙂
  • Nie ma czegoś takiego jak „ta koszulka jest jeszcze świeża”. Nawet jeśli nie czujesz zapachu, to zawsze zmieniaj ubrania.
  • Chusteczki nawilżane w plecaku czy torebce i odświeżenie się w toalecie to bardzo dobry pomysł. Szczególnie, jeśli masz w szkole w-f między lekcjami albo biegłaś na autobus.
Ponadto, rozważ proszę co jesz. Jeśli parówki… proszę, przestań.
Bardzo dziękuję marce Rexona za objęcie patronatu nad tym wpisem – mogłam przeznaczyć swój czas na poruszenie ważnej kwestii!
Bardzo proszę – jeśli ktoś w Twoim otoczeniu brzydko pachnie – bądź delikatny i nie próbuj go ośmieszyć ani obrazić – przykry zapach może prowadzić do alienacji, wstydu, jest silnie związany ze stresem i może kogoś wpędzić nawet w depresję. Jeśli zaś sam masz problem z potliwością oraz nieprzyjemnym zapachem u siebie – bardzo serdecznie polecam Ci dobry antyperspirant jakim jest Rexona Active Shield, oraz zachęcam do wizyty u lekarza. To bardzo ważne, bo przy wysokiej dbałości o higienę potliwość może oznaczać niewydolność nerek, problemy z tarczycą, a nawet nowotwór.
 
Bądź na bieżąco! 
  INSTAGRAM ❤ FACEBOOK 
❤ FACEBOOK MONIKI 

Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) –

 jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂 A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem 🙂

Follow on Bloglovin

Komentując oświadczasz, że znasz regulamin

Uściski, Ania
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
kasia
kasia
7 lat temu

Ale mega jest ten długi futrzak! Dzień pełen wrażeń, bez tego byłoby nudno 🙂 Niestety Rexona to jeden z gorszych dezodorantów, jakich używałam – u mnie działanie tego antyperspirantu jest zerowe, podobnie jak Nivea. Właśnie przeżyłam swoje dwa pierwsze naprawdę suche i komfortowe miesiące odkąd skończyłam 11 lat , używając samorobnego dezodorantu, w którego działanie inaczej bym nie uwierzyła (antyperspiranty nie działają, więc jakaś śmieszna mieszanka z sodą miałaby zadziałać? phi.) A jednak.

Previous
Jak działa mój „magiczny zeszyt” i dlaczego zawsze dostaję to, czego chcę?
Nie obraź się, ale śmierdzisz

1
0
Would love your thoughts, please comment.x
()
x