Czy można zmuszać dzieci do chodzenia do Kościoła?

„Religia jest jak penis. Fajnie,  że go masz. Fanie,  że jesteś z niego dumny. Ale proszę, nie wystawiaj go publicznie,nie wymachuj nim dookoła i nie wpychaj go na siłę do gardeł moich dzieci”. 
Prywatnie bardzo zgadzam się z tym cytatem. Uważam, że religia jest intymną sprawą każdego człowieka

i wolałabym, aby nauczano jej w kościołach a nie w szkole. Odideologizowana nauka o kulturach i religiach miałaby wielki sens i pomogłaby zrozumieć inne osoby, może zmniejszyłaby wrogość dla inności. Jest to pewnie jednak utopia, bo nie wiem czy prowadzący umiałby odłożyć swoje prywatne wierzenia na bok i wyłożyć wszystko uczciwie i bez wartościowania co lepsze. Pomysł opowiedzenia o innych religiach miał zresztą ksiądz w podstawówce. Rzucił nam temat „inne religie” i trzeba było o każdej jaką znajdziemy napisać coś na kształt hasła encyklopedycznego. A że były to czasy przed wikipedią, zadanie było wyzwaniem. Ponieważ już wtedy ciekawiło mnie co robią wyznawcy innych religii i istotne było dla mnie pytanie : Czy gdybym urodziła się w innym miejscu tej planety, byłabym katoliczką?, zabrałam się za zadanie z wielką ochotą. Niestety całkowicie się rozczarowałam – gdy zaczęliśmy te religie omawiać, ksiądz mówił – to sekta. Sekta, sekta, sekta. Każda inna religia okazała się sektą, a jedyną prawdziwą była ta, której był reprezentantem.
Uwaga techniczna – tekst przeplatam plakatami z kampanii reklamowej, dość kontrowersyjnej. Moim zdaniem przekroczono w niej pewne granice, więc nie utożsamiam się z plakatami, ale mogą być dobrym punktem zapalnym do dyskusji.


Co ciekawe, religia której przedstawicielem był ten sam ksiądz, również wyczerpuje znamiona jego  definicji sekty. Piramidalna struktura? Jest. Autorytarne kierownictwo? Jest. Uzurpowanie sobie prawa do jedynej prawdy i drogi do zbawienia? Jest. Trudność wyjścia poza sektę? Jest, szczególnie na wsi, gdzie dana osoba nie będzie mieć życia. Utrzymywanie się z pieniędzy członków? Jest.
Kto mieczem wojuje… ;-))
Inne argumenty i wymienione sekty katolickie znajdziecie tutaj (klik). Nie mówię, że z każdym się zgadzam :))


Jak wiecie – ja katoliczką nie jestem i się nie czuję. Po prostu nie. Apokryfy zmieszane z uznanymi ewangeliami, przeszłość kościoła i odpowiedzialność za krucjaty, inkwizycja, zepsucie, pytanie o wszystko papieża, zmiana zdania w obrębie tej samej religii (raz coś jest grzechem, raz nie),  – mam zasady moralne w sobie i traktuję to jak broszurki „Co Bóg sądzi o paleniu papierosów”, wystawiane na wózkach Świadków Jehowy – niegroźne, interesujące ale nie dla mnie. 
Dzisiaj miałam taki dzień, że nie czułam się specjalnie dobrze i przysypiałam na kanapie, więc wyjątkowo mignęło mi coś w telewizji – były to Rozmowy w Toku i temat : Dlaczego moje dziecko nie chce chodzić do kościoła?
(odcinek obejrzeć można tutaj) 
Jestem świadoma, że to jest telewizja i pewne rzeczy są ustawiane, ale to świetny materiał do dyskusji! Cechy wspólne – w większości był to układ, w którym matka „nie miała czasu” chodzić do kościoła a zmuszała nastoletnie dziecko. Dziecko odmawiało, więc stosowała represje – zabierała mu jego rzeczy, nakazywała, szantażowała. Smutne.
Powody były różne – rozczarowanie wobec księdza, brak czasu, inna wiara jednego z chłopców. Jednak nie interesowały rodziców – masz chodzić i tyle. Koniec kropka.
„Tłumaczyłam mu, że Jezus cierpiał za nas męki, to i on godzinę w kościele wycierpi, ale to nie poskutkowało”
Dla mnie to argument w rodzaju – nie musisz lubić seksu analnego, ale się zmuś, jakoś chwilę wycierpisz a ja będę się cieszyć.
Celowo rzuciłam taki przykład, bo wywoła pewnie emocje. Zmuszane dziecko prawdopodobnie czuje się właśnie tak. Może czegoś nie chce, może nie jest jeszcze na coś gotowe, a ktoś je psychicznie gwałci.
Jeśli masz teraz na końcu języka „ale w kościele nic złego nie uczą” to wyobraź sobie, że ktoś ci każe zacząć wyznawać Islam a jak nie to, będzie cię karał. Słabo, co?
” A co do nastolatków to rodzice o nich decydują i dzieci powinny ich się słuchać, gdy skończą 18 lat, niech robią co chcą.”
Głęboko się z tym nie zgadzam. Dziecko jest osobą, nie sługusem albo kimś podległym. Wiary się nie da narzucić. Zmuszanie do praktyk religijnych małoletniego, który jest na utrzymaniu rodziców, to dla mnie forma przemocy ekonomicznej. Coś jak mąż utrzymujący żonę, która nie będzie mieć żadnych pieniędzy na swoje wydatki jak odmówi mu seksu. Dziecko jest podmiotem, nie własnością i tę podmiotowość należy respektować. 

Co na to Konstytucja?

Art. 48, 1.:  „Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania”.
Art. 53, 1.: „Każdemu zapewnia się wolność sumienia i religii”.
Art. 53, 6.: „Nikt nie może być zmuszany do uczestniczenia ani do nieuczestniczenia w praktykach religijnych”.
W rodzinie w której dziecko jest partnerem dialogu, na pewno padłoby pytanie „dlaczego nie chcesz chodzić na religię?” I na podstawie odpowiedzi rodzic by reagował, pertraktował, przedstawił swój punkt widzenia, swoje oczekiwania. Warto też zapewnić, że mimo innej decyzji wciąż kocha się dziecko.
Dlaczego zmuszanie nie działa? Bo do wiary nie da się zmusić. Serio, to tylko zraża. Znam wiele osób zmuszanych kiedyś do chodzenia do kościoła – dzisiaj nie mają z nim nic wspólnego, rzutuje to też na ich relacje z rodzicami w sposób mocno negatywny. Dla mnie takim przykładem jest babcia – zawsze w kościele, zawsze na mszy, ale czy postępuje zgodnie z przykazaniem miłości…. hymmm. Pozostaje mi się za nią modlić, bo ma dobre intencje tylko źle czyni.
„Ja jakoś byłem zmuszany, a wyrosłem na dobrego człowieka”
Ok, Ty. Ale nie każdy tak postąpi. Jednego coś wzmocni, drugiego skłoni do podcięcia sobie żył. Ludzie mają różny stopień wrażliwości i właśnie dlatego o tym teraz piszę. 
Chciałam zresztą podzielić się historiami innych osób, które poprosiłam o zdanie. 
Internet pełen jest apelów zrozpaczonych dzieci, które nie chcą być częścią jakiegoś kościoła, ale są w patowej sytuacji :


Kochany Tato!
Nie możemy się ostatnio porozumieć w pewnej kwestii, prawie każda nasza rozmowa kończy się kłótnią, więc postanowiłam napisać do Ciebie list. Chciałabym, abyś do końca wreszcie wysłuchał moich argumentów. Nie chcę już chodzić na religię. Niestety nie jestem jeszcze pełnoletnia i dlatego muszę liczyć się z Twoim zdaniem. Podkreślam, że religia nie jest przedmiotem obowiązkowym i można się z niej wypisać w każdej chwili, choć próbowałeś mi wmówić, że jest inaczej. 
Uważam, że lekcje te są stratą czasu. Szczerze zazdroszczę tym osobom, które na religię nie chodzą. Nie rozumiem tej dziwnej logiki prezentowanej na lekcjach: zaprzeczania osiągnięciom naukowym, traktowania z wrogością niewierzących. Obrzydza mnie fałsz osób duchownych, którzy co innego robią i co innego głoszą. Czuje się tam okropnie, bojąc się, że wreszcie zostanę zdemaskowana, bo to wszystko o czym ksiądz mówi uważam za wielka bzdurę. Wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej, jednak zmuszanie mnie do wiary wywołuje odwrotny skutek. Chcę dokonać apostazji, gdy będę już pełnoletnia. Lubię nauki przyrodnicze i jestem już za duża, żeby wierzyć w bajki o stworzeniu świata w 7 dni. Wmawiają nam to w kółko od pierwsze klasy. (Ile razy można tego słuchać?)
Nie trzeba też być religijnym, ażeby być dobrym człowiekiem. Spójrz na naszych sąsiadów, tak nieżyczliwych. (Nie ma już ludzi w pobliżu, którym nie wyrządziliby jakiejś przykrości.) Oni biją rekordy obecności na niedzielnych mszach. Niektórym gorliwość religijna zastępuje uczciwe życie i zwyczajną przyzwoitość. Czy tacy ludzie są według Ciebie wartościowi? Bo chodzą do Kościoła?
Chodzenie na lekcje religii tylko dlatego, żeby nie odstawać od grupy jest nieuczciwe wobec innych i wobec siebie. Nie rozumiem też dlaczego tak Ci zależy na mojej religijnej edukacji. Przecież sam nie chodzisz do kościoła.
Kocham Cię Tato, ale potraktuj mnie wreszcie jak dorosłą i pozwól zadecydować o swoim życiu. Czuje się bardzo samotna w tej sprawie, szczególnie w naszej rodzinie. Liczę, że kiedyś zarówno Ty, jak i Mama mnie wreszcie zrozumiecie a przynajmniej zaakceptujecie moją inność.
Małgosia


Co zrobić kiedy rodzice zmuszają np. do chodzenia do kościoła, spowiedzi, komunii itp? W takich przypadkach osoby zmuszane starają się jak tylko mogą, aby nie znaleźć się w wyżej wspomnianym miejscu. Wiem to po sobie. Co niedzielę mnie wysyłają do kościoła, a ja nie pamiętam kiedy tam ostatnio byłam. To jest jeszcze gorsze niż niewierzenie. Tylko dlaczego rodzice nie potrafią tego zrozumieć? Dlaczego nie mogą pogodzić się z myślą, że wiara to sprawa indywidualna i nikogo nie można do tego zmusić?? (grunge-forum.pl)


Mam 16 lat, około 2 lata temu zmieniłem poglądy na ateizm po znalezieniu kilku błędów logicznych w chrześcijaństwie. Należałem do Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego (www.racjon(*),Kosciol.Adwentystow.Dnia.7.go) i właściwie formalnie niestety nadal do niego należę. Po rozmowie z rodzicami (2 lata temu) wcale nie przestałem uczęszczać do kościoła, tylko jeszcze bardziej zaczęli się starać, żebym jednak nie wpadł w tę pułapkę szatana i w magiczny sposób się nawrócił. Kompletnie zastopowała moje aspiracje wolnościowe babcia, która dostałaby zawału, gdybym oświadczył jej moje poglądy. Próbowałem dyskutować z rodzicami, lecz po prostu nie dociera do nich to, że te założenia się po prostu nie zgadzają (przykład: ludzie mają władzę nad zbawieniem innych ludzi, bo mogą sprawić, że dany człowiek, który miałby dzieci bez ich ingerencji nie będzie ich miał, co skutkuje stratą potencjalnych osób, które mogły zbawienia dostąpić, tak samo Jezus przychodząc powtórnie, by dokonać ostatecznego sądu zablokuje cykl powstawania nowych potencjalnych zbawionych). Kiedy rozmowa schodzi na tematy naukowe nie mam żadnych szans, bo wiedza zdobyta do tego etapu edukacji nie wystarcza – ojciec należy do ludzi zdecydowanie inteligentnych (mam wrażenie, że niestety występuje tutaj jakieś podświadome przyjęcie faktu prawdziwości jego wierzeń jako truizm) i udało mu się w jakiś sposób osiągnąć coś w rodzaju chrześcijańsko-naukowego światopoglądu, gdzie udaje mu się wpasowywać do niego naukę (w sposób wybiórczy, ale nadal na tyle nieirracjonalny, że osoba niedoświadczona (czyt. ja) nie jest (jeszcze) w stanie niczego udowodnić). Rodzice twierdzą, że to może mi przejść, więc oczywistym dla nich jest zmuszanie mnie do wszelkich religijnych zajęć i udawanie, że w to wierzę. Przez to codziennie muszę brać udział w 2 rodzinnych nabożeństwach, pierwsze trwa 20, drugie 40 minut. W każdy piątek jadę na nabożeństwo dla młodzieży religijnej, gdzie tracę 2 godziny. W sobotę w kościele przebywam 4 godziny, raz w miesiącu dochodzi do tego coś ekstra, i z 4 godzin robi się 7. Dodatkowo uczestniczę na religię, co oznacza kolejne 2 godziny. I do tego dochodzi piękne przestrzeganie sabatu (od zachodu w piątek do zachodu w sobotę), gdzie jako ateiście zostaje mi przytulanie się z drzewami, słuchanie muzyki religijnej i oczywiście nudzenie się. Na początku miałem zamiar to przetrzymać, ale jednak nie jestem w stanie słuchać bzdur przez jedną trzecią mojego wolnego czasu i udawać, że się z tym zgadzam. Mam przed sobą jeszcze 3 lata, zanim wyrwę się z domu na studia. Ostatnimi czasy podczas jakichkolwiek zajęć religijnych zaczynam odczuwać coś w rodzaju wewnętrznej furii, ale oczywiście muszę to w sobie dusić. Obawiam się, że może to się skończyć jakimś skrzywieniem psychicznym i zastanawiam się, co zrobić. Najmądrzejsze wydaje mi się rzucenie tego po skończeniu 18-stych urodzin (zostało jeszcze całe 1,5 roku), jednak nie wiem, czy dam radę jeszcze tyle wytrzymać. Byłbym wdzięczny za jakiekolwiek porady.

http://www.racjonalista.pl/forum.php/s,530439


A teraz wypowiedzi czytelników:


Cale dziecinstwo, az do bierzmowania bylam w pewien sposob zmuszana do chodzenia do kosciola. Bylam i w komunii i w bierzmowaniu. Po bierzmowaniu calkowicie zerwalam kontakt z kosciolem. Jako dziecko sobie grzecznie chodzilam z mama, okolo 12 roku zycia stwierdzilam, ze mi sie nie chce bo i tak nic z tego nie wynosze, a poza tym wiazalo sie to z wczesniejszym wstawaniem. No i oczywiscie bawily mnie babcie spiewajace byle tylko przekrzyczec „ta suke z lawki obok”… ta nienawisc w oczach! Wielokrotnie byly o to wojny. Od 13-14 roku zycia zaczelam sie zaglebiac w inne religie i odrzucilam chrzescijanstwo idac w strone agnostycyzmu i ateizmu. Chrzescijanstwo mimo ze ma w sobie wiele dobrego w mojej ocenie nie jest dla mnie, nie podoba mi sie ogrom zla wewnatrz i uwazam, ze moge byc dobra i bez tego, a jesli Bog istnieje, to nie bedzie patrzyl na to czy wierzylam, tylko jakim jestem czlowiekiem. Byla solidna awantura i az do bierzmowania walczylam z mama ciagnaca mnie do kosciola jak sobie przypomniala. Mama jest dobra kobieta, ale religia bardzo ja boli. Ojciec jest ateista i od jakis 5 lat mieszka z nami i kazda ich rozmowa o religii to wielka klotnia i foch ze strony mamy. Do bierzmowania poszlam ze wzgledu na babcie, ktora o dziwo lepiej przyjmuje to, ze nie chodze do kosciola niz mama. Chodzilam wiec do kosciola tylko po podpisy i mam na koncie kilka wojen z jednym ksiedzem, ktory nie chcial mi podpisywac. Po bierzmowaniu w kosciele bywam tylko na wielkanoc, poswiecic koszyczek, zeby mama i babcia sie lepiej czuly. Zalatuje hipokryzja, ale uwazam, ze nia nie bylo, nie robilam tego dla siebie, a dla lepszego samopoczucia bliskich mi osob. Mama chyba troche nie moze sie pogodzic ze nie chodze, ale ona sama tego nie robi, a uwaza sie za wierzaca. Babcia nie okazuje niezadowolenia, akceptuje to, ze jak ksiadz po koledzie chodzi mnie nie ma, a w niedziele sobie oglada transmisje z mszy. Chlopak jest mniej zadowolony, jest z katolickiej rodziny, a juz poniekad wybranej „drugiej” rodziny nie chcialabym zmieniac, ale jesli beda jakies konflikty, to kto wie. Moja racja jest w koncu mojsza a nikt mi innej narzucac nie ma prawa. I to chyba wszystko co moglabym napisac w temacie zmuszania do kosciola

PS: Jestem dzieckiem nieslubnym i mieszkam na wsi i bylo o mnie glosno oraz ksiadz nie chcial mnie ochrzcic. Zapomnialam tez o argumencie co ludzie powiedza




Wiktoria

Przestałam chodzić do kościoła gdy w mojej głowie pojawiło się pytanie – czy osoby  innych wyznań nie będą zbawione? Czy są złe? Ksiądz odpowiedział, że muszą przyjąć Chrystusa by doznać zbawienia. Ja pomyślałam o dobrych prostych ludziach z Afryki i poczułam sprzeciw w sercu. Tam też są dobrzy ludzie, a jeśli to oni mają rację? Proste pytanie, na które nie dostałam odpowiedzi, która skłoniłaby mnie do pozostania w religii spowodowało odejście od kościoła. Matka mnie nie zmuszała, ale była wściekła, pytała co powiedzą sąsiedzi, kazała mi przynajmniej iść do bierzmowania. Zmusił mnie ojciec, który uderzył mnie pasem przez plecy i zagroził ze nie dostanę obiadu jak nie będę chodzić. To stało się wiele razy, teraz studiuję i utrzymuję się sama, odwiedzam czasami rodziców ale nie czuję z nimi więzi, tak samo jak z kościołem. O byciu katolikiem świadczą nasze czyny, nie chodzenie do kościoła. Wybaczyłam ojcu, ale go…nie kocham. Wiem, że to brmzi okrutnie, ale gdy bliska osoba mnie skrzywdziła, nie potrafiłam jej już zaufać i przestała być mi bliska. Nie myśl o mnie źle, chciałabym pokochać znów ojca i matkę, ale nie potrafię.

Gosia


Hej Aniu Emotikon smile Śledzę Twojego bloga od dłuższego czasu, jeszcze nie zdarzyło mi się nic skomentować ani napisać, ale tematyka którą chcesz poruszyć jest mi bliska, więc postanowiłam się odezwać. Pochodzę z katolickiej rodziny, ale do pewnego momentu religijność w niej była dosyć powierzchowna. Zmieniło się to po ciężkiej chorobie mojej mamy. Ktoś znajomy zabrał ją na modne teraz spotkania charyzmatyczne i od tego momentu dostała świra. Siłą rzeczy musiała zaciągnąć tam i mnie Emotikon wink . Tak się składa, że „utraciłam” wiarę jakoś na początku szkoły średniej, więc mnie to nie kręciło. Widziałam, co się dzieje na takich mszach, widziałam, że ludzie są w to totalnie wciągnięci, ale mnie to przeraziło. Mam dosyć niekonwencjonalne podejście do tych spraw, więc nie zaskoczyło mnie to szczególnie, ale jestem w stanie zrozumieć, że dla ludzi, którzy nigdy nie zagłębiali się w duchowość jest to szokujące. Mówiąc dosadnie, dla mnie to był cyrk i to niebezpieczny. Nawiasem mówiąc, za udział w takich rekolekcjach się płaci, sprzedają tam też tony książek religijnych. Kiedy moja mama zaczęła chodzić po domu z kadzidłem i sypać sól po kątach, to nie wiedziałam, czy śmiać się czy płakać (a podobno takie praktyki są zakazane przez Kościół ;)). Tak czy inaczej mama zaczęła wciągać w to tatę i co gorsza starszego brata. Ja na czas studiów wyprowadziłam się z rodzinnego miasta, więc tego tak nie odczuwam, ale autentycznie boję się powiedzieć, że nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Jestem dorosłą osobą, ale nie potrafię się przyznać, że jestem, jak to się mówi, niewierząca. Nie zdziwiłabym się, gdyby mama zaprowadziła mnie wtedy na egzorcyzmy Emotikon tongue. Dlatego dalej się męczę, nie wypowiadam się w domu na te tematy i kryję się ze swoimi poglądami. Dla mnie to niepojęte, niby mamy 21 wiek, ale pranie mózgu robi swoje. Podobnie jak Ty uważam, że ze wszystkich religii można wyciągnąć dużo dobrego i mądrego, ale dla mnie religie to przeżytek. Sądzę, że zamiast czcić bóstwa, czas odkryć, że to wszystko jest w nas Emotikon wink.Dorota


Cześć, zainspirowana Twoim dzisiejszym postem o przymuszaniu do lekcji religii postanowiłam napisać trochę o swoich doświadczeniach.

Jestem agnostykiem, mam chrzest i komunię, ale wychowałam się w rodzinie, gdzie tata nie akceptuje instytucji kościoła, jest ateistą, a mama z kolei jest 'wierząca-niepraktykująca’. Z perspektywy czasu myślę, że mój chrzest i edukacja religijna to była kwestia nacisków rodziny i tego co ludzie powiedzą.
Sama od najmłodszy lat miałam trochę na bakier z lekcjami religii

Emotikon wink

w wieku 8 lat powiedziałam katechecie na lekcji, że w sumie to nie wiem co ja robię tu na lekcji, bo sama nie wierzę w istnienie Boga, nie chcę tu przychodzić, ale mama mi każe. Do drugiej klasy gimnazjum byłam zmuszana do tego, żeby na religię chodzić ze względu na domniemany ostracyzm, jaki z pewnością by mnie czekał, gdybym jako jedyne dziecko w szkole nie chodziła na religię (zarówno szkoła podstawowa jak i gimnazjum znajdowały się w ścisłym centrum Warszawy, więc to tez nie kwestia zaściankowości społeczeństwa). O ile jeszcze szkole podstawowej nie był to duży problem, po pierwsze ze względu na moją mniejszą świadomość, po drugie na dość sensownego katechetę, który mimo moich dyskusji z nim nie tracił do mnie cierpliwości (choć nigdy mnie nie przekonał do swojego punktu widzenia Emotikon wink

). W gimnazjum za to każda lekcja była męką z racji pani katechetki, która w żaden dyskurs się nie wdawała, a odmienne zdanie kończyło się na wyproszeniu z sali w najlepszym razie. Większość lekcji w pierwszej klasie spędziłam więc na korytarzu, bo nie mogłam zrozumieć jak dorosła kobieta może krytykować fikcję literacką w postaci chociażby Harry’ego Pottera i mówić nastolatkom, że czytanie tego to grzech i czczenie szatana…

Jak byłam w drugiej klasie gimnazjum szkoła poszła po rozum do głowy i zorganizowała lekcje etyki, a moja mama w końcu zgodziła się na to, żebym zrezygnowała z lekcji religii – chyba głównie dlatego, że okazało się, że nie ja jedna wolałam poznawać filozofię zamiast zgłębiać jedyną słuszną religię

Emotikon wink


Na szczęście moja edukacja religijna skończyła się na tym etapie, rodzina łącznie z dziadkami dali mi wolny wybór i zrozumieli, gdy nie chciałam iść do bierzmowania.


Niemniej te lata, gdy musiałam na religię chodzić wbrew własne woli do tej pory wspominam jako jedno z najgorszych doświadczeń z religią katolicką, mimo że byłam wtedy dzieckiem, które według dorosłych nic nie wiedziało o świecie.
Dzięki temu doświadczeniu wiem, że sama nie zmuszę mojego dziecka to przeżywania tego samego, nie planuję zmuszać go do żadnych sakramentów wbrew jego woli, choć w tej materii też spotykam opór w rodzinie – głównie mama i babcia, obie wierzące-niepraktykujące i znające mój stosunek do kościoła i wiary jako takiej. I racjonalne argumenty, że skoro i ja i mój mąż nie jesteśmy wierzący to nie chcemy obiecywać przed urzędnikiem kościelnym, że wychowamy swoje dziecko w wierze nie docierają.
17 listopada 19:Och, ależ się rozpisałam
Emotikon smile

Nie wiem czy moje doświadczenia dadzą Ci jakąś dodatkową perspektywę przy pisaniu tekstu, ale było mi miło się nimi podzielić z kimś kto myśli podobnie w tej kwestii Emotikon frown

Paulina

Cieszę się, że poruszyłaś tak ważny temat! Mam brata młodszego o dziesięć lat, obecnie jest w liceum i poprosił mamę o wypisanie go z religii – twierdzi, że nie wierzy w Boga i nie chce chodzić do kościoła. Dla mnie osobiście był to wielki cios, ponieważ Kościół jest ważną częścią mojego życia i jestem wierzącą katoliczką, podobnie jak mama. W pierwszym odruchu mama kazała mu nadal chodzić na religię i nie wydziwiać. Obcięła również kieszonkowe. Brat się z nią pokłócił, ale na religię chodził – siedział i rysował brzydkie rzeczy w zeszycie. Gdyby przestał chodzić, mógłby nie zdać. Sprawę rozwiązał ksiądz prowadzący religię. Kazał Darkowi zostać w sali po lekcji i zapytał go co się dzieje. Brat powiedział, że chyba nie wierzy w Boga i nie chce chodzić na religię ani do kościoła. Nie wiem o czym rozmawiali, ale ksiądz wpisał w e-dziennik, żeby mama przyszła na drzwi otwarte z nim porozmawiać. Przyszła szybciej, liczyła że ksiądz powie jej jak zmusić Darka do chodzenia na religię. A ksiądz powiedział, że przymus przyniesie odwrotny skutek i być może Darek nie jest dojrzały na tyle, by chodzić do kościoła i przyjąć Chrystusa. Żeby dać mu spokój i go wypisać z religii a jedyne co można robić, to dawać przykład i świadectwo swoją osobą i zapewnić bratu wsparcie, by nie wypełnił luki narkotykami lub nie przystąpił do sekty. Powiedział, że jeśli tak zrobimy, jest szansa na to, że Darek kiedyś sam wróci do Kościoła, a zmuszając go odbierzemy mu szansę.
Obejrzałam na player ten odcinek rozmów w toku i czuję się źle z tym, że matki nie słuchały swoich dzieci.
Nie wiem czy ta wiadomość się nadaje, ale pomyślałam, że jest ważna
Kamila

Cześć Aniu, Już nie mogę się doczekać wpisu na temat, który poruszyłaś dziś na fanpage. Chodzi o Kościół Katolicki. Ja sama wychowałam się w rodzinie katolickiej, gdzie każda niedziela oznaczała pójście do kościoła, odmawialiśmy wspólne rodzinne pacierze, obchodzilismy święta. Pierwsza komunia święta była dla mnie ogromnym przeżyciem. Ubrana w skromną albę niecierpliwiłam się, kiedy to się wydarzy. Wiara jest ważną częścią mojego życia, wciąż zadawałam sobie pytania i starałam się odnajdywać odpowiedzi. Czytałam Biblię, żywoty świętych (uwielbiam biografię księdza Bosko), czytałam także różne księgi teologiczne. Odkryłam wiele nieścisłości w naukach kościoła, zaczęłam krytycznie patrzeć na księży i oddaliłam się od Kościoła. Moja mama (bardzo liberalna osoba) przeżyła to strasznie, początkowo płakała i rzuciła mi słowa: 'nie tak Cię wychowałam’. Było to bolesne doświadczenie, ale wiedziałam, że to jest zbyt ważna sprawa bym mogła ustąpić. Zawsze wierzyłam, że coś nade mną czuwa mimo, iż nie czułam się już częścią KK. Po 'zerwaniu’ z kościołem czułam, że nie jestem sama. I nieistotne, czy nazwę tę moc czuwającą nade mną: Jahwem, Allahem, czy mocą przyciągania. Modliłam się na swój sposób. Zrezygnowałam z wyuczonych modlitw, z klepania wierszyków i postawiłam na wyrażanie kilku słów wdzięczności. I tak było do niedawna. Aż pewnego dnia pojawiła się w moim życiu wyjątkowa osoba, dla której religia katolicka, jest dużą częścią codzienności. Osoba, która całym swoim życiem pokazuje, że można być szczęśliwym katolikiem na co dzień. Z ust tej osoby, nigdy nie padły słowa, choćby delikatnie zachęcające mnie do pójścia do kościoła, a jednak coraz częściej odczuwam wewnętrzną potrzebę pójścia do kościoła w poszukiwaniu czegoś więcej. To dzięki tej osobie z dnia na dzień dotarło do mnie, że od dawna patrzę na KK przez pryzmat błędów księży, kiepskiego PR, przestarzałego systemu, braku kompetencji i empatii u księży, bogactwo, pedofilię itp. a przestałam dostrzegać główne przesłanie chrześcijaństwa: wiara, nadzieja, miłość, przebaczenie, miłosierdzie itp. To zadziwiające jak jedna osoba, może odwrócić nasze postrzeganie. Nie wiem czy wrócę do KK, jednak nie patrzę już na niego z taką wrogością jak kiedyś. Pozdrawiam Cię serdecznie Agnieszka

Moje wnioski?

– warto poznać motywy dziecka
– zmuszanie przynosi odwrotny skutek, wiary nie da się narzucić
– można dawać świadectwo, to działa najlepiej


A jakie są Twoje wnioski?


Jestem bardzo ciekawa Twojej opinii, może podzielisz się historią w komentarzu?


Bądź na bieżąco! 

Komentując oświadczasz, że znasz regulamin

Uściski, Ania
Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Hakobo
Hakobo
5 lat temu

Ja jestem katolikiem gleboko wierzacym i tez jestem przeciw zmuszaniu dzieci do chodzenia do kosciola i nauczaniu religii w szkole. Jesli sie samemu bedzie zylo w zgodzie z wiara i z wiara chodzilo na Eucharystie, a potem przekladalo to na zycie, to dzieci same predzej czy pozniej do kosciola trafia. Nic tak nie uczy wiary dziecka jak postawa rodzicow. Autentyczna postawa. Dziecko wylapie kazda sprzecznosc tego co sie mowi i robi. Co do nauki religii w szkole, to od katechizacji dzieci sa najpierw rodzice. Poza tym uwazam, ze zle sa te lekcje prowadzone. I potem z dzieci wyrastaja dorosli ludzie,… Czytaj więcej »

Wiki
Wiki
5 lat temu

Wydaje mi się że ludzie którzy wierzą mają jakieś ograniczenia ale to jest dla tych ludzi dobre i czasem potrzebne. Sama jestem pomiędzy młotem a kowadłem, nie czuje tego że wieże ale wiem że to jest dobre i dążę do tego żeby wrócić do Boga a tego tak od razu się nie da . O innych religiach wiem wiele i może gdybym urodziła się w Egipcie czy w Turcji była bym muzumanką aczkolwiek dziękuje Bogu że urodziłam się we Włoszech i jest tu ta religia. A Polska to jest jeden z kraji w którym ludzie mniej odchodzą od Boga a… Czytaj więcej »

Previous
Egzorcyzmy, potwory i wory – [tygodnik]
Czy można zmuszać dzieci do chodzenia do Kościoła?

2
0
Would love your thoughts, please comment.x
()
x