Depresja… czyli moja osobista, przydługa opowieść z piosenką w tle.
Jestem dzisiaj szczęśliwa. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Ale hmm, nie zawsze tak było. Nie wiem też czemu, ale coraz częściej piszą do mnie osoby z depresją – proszą mnie o pomoc. Myślę, że powinnam podzielić się moją osobistą historią. Ale jedna prośba – zanim zaczniesz czytać,
uruchom tę piosenkę:
Bardzo dobrze oddaje mój dawny nastrój. Włączone? Serio, zrób to, proszę. Ok, zaczynam. Pochylonym drukiem napisałam to, co mniej więcej wtedy myślałam.___________________Mam jakieś szesnaście lat. Czuję się fizycznie coraz gorzej. Właśnie wycofali naturalny lek, który brałam, aby nie zasmarkać i nie zakaszleć się na śmierć. Jestem słaba. Nie cierpię być słaba. Boli mnie głowa. Nie mogę spać. W nocy się duszę. Boję się zasnąć, żeby się nie udusić. Jak już śpię, to nie ma to wiele wspólnego z regeneracją. Mam niską temperaturę ciała. Wtedy też po raz pierwszy pada słowo nieuleczalne. I słyszę, że będzie już tylko gorzej. Że można mnie leczyć tylko objawowo.Wtedy też zaczynam brać sterydy przeciwzapalne. Taka forma leczenia. Biorę sterydy – mniej się duszę. Po sterydach mam ogromne huśtawki emocjonalne. Czuję się źle psychicznie, ale lepiej fizycznie. Czasami czuję, że te sterydy to nic dobrego. Mam do nich podświadomą niechęć. Nienawidzę ich. Każda próba ich odstawienia sprawia, że jest ze mną fizycznie gorzej. Mam dość. Jestem chora. Dociera to do mnie. Dzieciństwo z chorobą dało się jakoś przeżyć. Na naturalnych lekach ciągnęłam jako tako od ósmego roku życia, poza smarkaniem i kaszlem było ok. Serio – dało się żyć. Ale potem? To była ostra równia pochyła, bez powrotu na górę. Dociera do mnie, że skończyły się czasy jakoś sobie poradzę. To bolesna myśl. Decyduję się na ukrywanie tego, że jestem chora. Zero taryfy ulgowej. Boję się przyznać, że jestem słaba, chora, niepełnowartościowa. Jeśli mnie posłuchałeś i włączyłeś piosenkę, to wiedz, że słowa:
Oh yes,
I’m the great pretender (ooh ooh)
Adrift in a world of my own (ooh ooh)
I play the game
But to my real shame
Bardzo dobrze oddają to, co wtedy czułam.
Zaczynam więc swoją grę.
Na zewnątrz jestem normalną dziewczyną w swoim wieku. Chodzę do szkoły, którą raczej olewam, ale bez zbędnej kokieterii i fałszywej skromności – jestem na tyle inteligentna, że przy zerowym wysiłku sobie radzę. Zresztą – matury napisałam lepiej od tych, co mieli fajne oceny.
Nie zgadzam się na zwolnienie z w-fu. To generowałoby niepotrzebne pytania. Wiem, że będę najsłabsza, ale mam to w dupie. Liczy się moja gra. Nie mogę przyznać, że jestem chora. Słabość jest zła. Zaciskam zęby.
Do szkoły chodzę, ale nigdy nie chce mi się do niej wstać – zawsze kiedy mam na 7:30 zaliczam spóźnienie. Jednocześnie – do końca drugiej klasy chodzę na karate. Jestem słaba, ale jak grać, to grać. Dostałam się też na warsztaty dziennikarskie dla zdolnej młodzieży. Jeżdżę tam w piątki zaraz po szkole. Świetnie sobie radzę.
Prowadzę poczytnego photobloga. Podobne świetnie piszę. Ludzie komentują, odwiedzają, dodają do znajomych. Coraz częściej ktoś rozpoznaje mnie na ulicy. Zaczynają się zlecenia na teksty. Produkuję je jak maszynka. Wszyscy są zadowoleni.
Często imprezuję. Lubię domówki. Mamy „ekipę” z którą urządzamy sobie całonocne maratony filmowe. Oglądamy wszystko. Nawet seriale science-fiction. Biorę dużo leków. Wystarczy mi odrobina alkoholu, żeby mieć po nich fajną bombę. Na nietrzeźwo „Stargate Sg-1 Gwiezdne wrota” to arcydzieło kinematografii.
Podsumujmy – mam jakieś 33 stopnie Celsjusza (sic!). Chodzę do szkoły. Ćwiczę na wuefie. Chodzę na karate. Piszę popularnego photobloga. Jeżdżę na warsztaty dziennikarskie (a potem kończę także studium reportażu). Regularnie imprezuję. Mam dużo znajomych. Piszę teksty za pieniądze.
Pojawiają się dwa problemy.
Problem A:
Coraz częściej ktoś orientuje się, że coś jest nie tak. Zamulam. Jestem bardzo blada. Mam czerwone oczy. Ciągle kaszlę, smarkam. Czasami mdleję.
O dziwo łatwo się wykręcam. Mówię, że nie spałam. Albo, że mam anemię. Jest to zresztą prawda. Bardzo niepełna, ale prawda. Mam ostrą anemię, rzadko dobrze sypiam. Pozwala mi to też bez dalszego udawania brać leki i się z tym nie kryć. W końcu – mam anemię. Nikogo nie dziwi, że coś tam łykam. Całkiem nieźle udaje. Czasami ktoś bardziej dociekliwy nie daje się tak łatwo zbyć. Dodaję kolejny objaw do palety. Uspokajam, że chodzę do lekarza. Wykręcam się.
Oh yes, I’m the great pretender
Problem B:
Zaczyna mi na to wszystko brakować doby. Robię bardzo wiele rzeczy. Kombinuję jak to zrobić, żeby na wszystko starczyło mi czasu. W drugiej liceum wpadam na rozwiązanie – przeniosę się do szkoły zaocznej.
Rodzice wybijają mi to racjonalnymi argumentami z głowy. Akceptują wagary, nieodrabianie lekcji, jechanie na dwójkach i trójkach, bo wiedzą, że dobrze piszę próbne matury. Znalazłam więc sposób aby zjeść ciastko i mieć ciastko. Kiedy nudzą mnie lekcje, albo mam coś ważniejszego do zrobienia, wychodzę ze szkoły. Ktoś i tak pisze mi zawsze usprawiedliwienie. Albo wyciągam na lekcji książkę i sobie bezczelnie czytam. Po czasie nikt mi nawet nie zwraca na to uwagi.
W trzeciej LO zmieniają nam nauczycielkę polskiego. Odpowiadam na tyle pytań sprawdzianu ile zagwarantuje mi dwójkę i chociaż wiem jak odpowiedzieć na resztę pytań, oddaję kartkę i wyciągam sobie jakąś książkę, pewnie coś Nietzsche’go. Nauczycielka mówi do mnie z ironią, że jak tak interesuje się filozofią, to może poprowadzę za nią lekcję. Nie wyłapuję ironii – proponuję, że zrobię to na kolejnej lekcji. Dostaję zresztą za to potem szóstkę.
Im bardziej coś olewam, tym bardziej jest to chwalone. Czasami próbuję coś skopać, aby zakosztować porażki – inni uznają ją za sukces.
Z zewnątrz wszystko wygląda fajnie. Nie uczę się – radzę sobie w szkole. Piszę poczytnego photobloga. Zarabiam na pisaniu tekstów. Dostałam się na zajęcia dziennikarskie. Dobrze sobie na nich radzę. Mam wielu znajomych. jestem zapraszana na najfajniesze imprezy.
W rzeczywistości myślę:
Jestem chora. Moje życie nie ma sensu. To genetyczne. Nieuleczalne. Tak mówią lekarze. Będzie tylko gorzej. To po co ja w ogóle żyję? Jaki to ma kurwa sens? Po co to wszystko? Jestem słaba. Życie nie jest dla słabych. Trzeba być silnym. Nie chcę współczucia. Nikt nie może wiedzieć, że jestem chora. Muszę lepiej udawać.
Nie zrozumcie mnie źle. Nie myślałam tak każdego dnia. Miałam dni, kiedy wydawało mi się, że świat należy do mnie. Nie dostrzegałam jednak sensu. Urodzić się aby cierpieć i chorować? Moje życie wydawało mi się mało śmiesznym żartem.
Byłam jednym wielkim chaosem. Z jednej strony odnosiłam sukcesy, z drugiej – czułam całkowity bezsens. Po cholerę mi to wszystko, skoro przy takiej wydolności oddechowej podobno miałam przed sobą niewiele życia? Naturalne było więc to, że chciałam je wycisnąć jak cytrynę.
Wciągałam się w wir zabawy. Było mi z tym fajnie. Kiedy rówieśnicy opowiadali o bombie jaką daje redbull z wódką, śmiałam się w duchu, że nic nie wiedzą o prawdziwej zabawie. Miałam wiele objawów, więc odwiedzałam różnych lekarzy. Dostawałam wiele recept, mogłam bawić się w mieszanie. Tańczyłam na krawędzi sprawdzając, co się stanie jak popiję dany lek piwem. Czasami było fajnie, czasami było okropnie.
Chciałam od tego uciec. Nie w śmierć, to bez sensu, ona i tak mnie ponoć niebawem miała dopaść. Chociaż, być może nieświadomie sama pchałam się szybciej w jej ramiona. Każde kolejne badania były przecież coraz gorsze. Skoro były gorsze mimo leczenia i przestrzegania lekarskich zaleceń, bez sensu było się starać. Wybrałam zabawę.
W pewnym momencie myślałam, że ukojenie da mi PROZAC. Nawet chciałam go kupić przez Internet. Ale to było takie proste…
proste. To słowo klucz.
Denerwowało mnie wszystko, co było proste. Ubzdurałam sobie, że muszę sobie czymś zasłużyć na życie i na swój własny szacunek. Pisałam na-odwal-się jakiś teksty – zdobywały nagrody w konkursach, i to nie tych z niskiego szczebla. To było za proste. Chciałam się ciut dowartościować – wychodziłam na imprezę z ciut głębszym dekoltem – zawsze znalazły się jakieś napalone samce. To było za proste. W ogóle mnie to nie interesowało, więc ich zlewałam. Szukałam wyzwania.
Im denniejszy pisałam tekst na bloga, tym bardziej się podobał. To było za proste. Zaczęłam pisać w ramach eksperymentu coraz większą chałę. Im bardziej było do dupy i płytkie, tym bardziej się ludziom podobało. Zdobycie poklasku było proste. Za proste.
Potrzebowałam wyzwania.
Jedyna rzecz, którą mogłabym określić słowem challenging było odzyskanie kontroli nad swoimi zdrowiem… ale to z góry uznałam za przegraną sprawę. Przecież tylu lekarzy wypowiadających się niezależnie od siebie, nie może się mylić. Wyrok to wyrok, klamka zapadła.
Żebym nie została źle odebrana. Znałam takie książki jak Potęga podświadomości. Ale jak 99% osób które to przeczytały, wyciągnęłam błędny wniosek z lektury. Mianowicie taki, że wystarczy myśleć pozytywnie.
Dalej – miałam wsparcie bliskich. Ogromne. Zawsze mogłam polegać na rodzicach. Garstka osób była wtajemniczona w to, że choruję. Przed najbliższymi nie da się ukrywać takich rzeczy.
Chciałam tylko Was uczulić na to, że osoba która wydaje Wam się człowiekiem sukcesu, albo jakaś stereotypowa spełniona matka z niezłą posadą i fajnym hajsem na koncie, czarującym mężem i zawsze ciepłym obiadkiem, może być naprawdę emocjonalnie w najczarniejszej dupie.
Potem ludzie się dziwią, że ktoś targnął się na swoje życie – ona? przecież miała wszystko, męża, dzieci, dobrą pracę… to niemożliwe.
Poklepując takie osoby po ramieniu, mówiąc będzie dobrze, wszystko się ułoży czas leczy rany, albo „ogarnij się”, nie pomożesz takiej osobie.
Tak naprawdę, to z depresji wyjść może tylko osoba, która w nią weszła. Nie zrobisz tego za kogoś. Z własnymi demonami trzeba zmierzyć się samemu. Świetnie jak ma się wsparcie. Ale to jest osobista walka.
To, że w najczarniejszych czasach wstawałam z łóżka, o zasługa tylko i wyłącznie tego, że wczułam się w grę.
Oh yes,
I’m the great pretender
Pretending I’m doing well
My need is such
I pretend too much
I’m lonely but no one can tell
(…)
I seem to be
What I’m not you see
A jednak, przepracowałam ze sobą swoje emocje. Nie mam depresyjnych stanów. Co więcej – dziękuję za chorobę która mnie spotkała. Nauczyła mnie wiele pokory. Dzięki niej nauczyłam się czerpać z życia garściami. To ona była motorem napędzającym mnie do poszukania rozwiązań pozwalających mi na szczęśliwe, pełne życie. Wiele tych sposobów opisałam na tym blogu. Inne – w
swojej książce. Jeszcze innym poświęcę pewnie kolejne teksty.
Chciałam tylko w ten sposób napisać, że nawet z najczarniejszej dupy jest wyjście. Nie można bagatelizować problemów innych osób. Dla kogoś powodem o depresji będzie nieuleczalna choroba. Dla innej osoby – utrata pracy. A komuś wystarczy do tego jesień. Co osoba, to inna postać depresji. Machanie ręką, że ktoś przesadza, że wyolbrzymia, to najgorsze co można zrobić.
Włączyłam piosenkę dopiero teraz 😉 Czytałam kiedyś Twojego fotobloga. Atete, potem chyba cuckoo? Obok "zakazanej" byłaś tam chyba największym – jak to się teraz mówi – fejmem. Widać ogromną przemianę jaka w Tobie zaszła. Jedna z bliskich mi osób miała depresję i to też było dla mnie zaskoczenie, bo zorientowałam się dopiero po nieudanej próbie samobójczej K. Dobrze, że zamieściłaś taki tekst. Myślę, że wielu osobom pomoże. Respect!
Gratuluję Ci takiej odwagi wyznania tego publicznie. Wiem o czym piszesz i rozumiem Cię doskonale.
Pozdrawiam i życzę Ci jak najlepiej:)
Miałam depresję przez ponad 10lat!!! Od 2 lat jestem całkowicie wolnym człowiekiem – uśmiechniętym, szczęśliwym, cieszą mnie najmniejsze rzeczy! Doskonale rozumiem jak to jest mieć depresję… U mnie choroba ta była spowodowana pewnymi traumatycznymi sytuacjami, o których nie chcę teraz pisać, jednak sam ,,stan" rozumiem doskonale…Mnie ta choroba nauczyła wiele! Uważam, że wsparcie najbliższych jest niesamowicie ważne, prawie tak samo jak praca nad sobą w takich momentach :)))
Twoja historia jest ciekawa. Choć nie miałam depresji, to bywało ciężko, wiem jak to jest. Tylko że ja zawsze miałam o kogo walczyć i kogo bronić i to była za duża motywacja, by się załamać.
Cieszę się, że z tego wyszłaś i o tym opowiedziałaś.
🙂
Dziękuję Aniu za ten tekst. Czuję, że się rozumiemy.
:*
Nie wiem, czy miałam depresje, czy nie, ale wiem, że przez wiele lat moje życie wydawało mi się bezsensu, było ciężko, za ciężko. Cały czas udawałam szczęśliwą, kiedy wcale tak nie było, byłam mistrzem w udawaniu, ciągle jestem… Jest ok, moje życie to bajka, nie ma żadnych problemów, tak było i jest. Zawsze myślałam: co wy możecie wiedzieć o moich problemach, nigdy nic nie zrozumiecie.
Dziś jedna przypadkowa rozmowa, łzy w oczach mojej przyjaciółki, nie spodziewałam się tego, udaję, że nic nie widziałam, ale tak dobrze Ciebie rozumiem, jednak mamy dużo więcej wspólnego, udawajmy razem…
to o czym piszesz to są lekkie stany depresyjne. Prawdziwa depresja jest wtedy, kiedy nie jesteś w stanie wstać z łóżka, potrafisz kilka dni nie jeść jeśli nikt ci nie poda, nie być w stanie z nikim rozmawiać, odebrać głupiego telefonu. A to odbija się najpierw na studiach, które z trudem ale kończysz i pracą, którą też łatwo stracić, bo który pracodawca będzie wierzył że nie przyjdziesz bo się zatrułaś, bo to, bo śmo. To jest dopiero pretender. O jakichkolwiek znajomych z biegiem czasu możesz zapomnieć.Sorry, ale nie masz pojęcia o depresji i życzę ci z całego serca abyś nigdy… Czytaj więcej »
nie traktuj tego proszę jako ataku na Twoją osobę. Po prostu krew mnie zalewa zawsze jak czytam albo słyszę takie rzeczy. Wiem, że chciałaś dobrze pisząc ten tekst, ale wydaje mi się, że tylko przyczynisz się do bagatelizowania tej choroby. Bo każda zdrowa osoba przeżywała gorszy okres, taki o jakim tu piszesz i skoro tak szumnie zatytułowałaś ten tekst, to okaże się, że 95% ludzi, które to przeczyta powie- o kurcze, kiedyś tak samo się czułam. Czyli mam depresję. I przybędzie kolejnych ludzi mówiących- miałam depresję. A jak to słyszy osoba która naprawdę na to gówno choruje, to czuje tak… Czytaj więcej »
i jeszcze jedno- w Polsce prozacu nie ma, u nas znamy go tylko z amerykańskich filmów. Wiem, bo przez ostatnie 10 lat stosowałam chyba większość tego typu prochów. Kolejny dowód na to, że nie masz pojęcia o czym mówisz.
Laska,wielka łapka w dół za te komentarze.depresja ma różne stopnie. Jestem dobrą znajomą Ankki i nie chciałabyś wiedzieć jakie były z nią przeboje. Akurat ręczę, ze to jest osoba która ciężkimi słowami nie rzuca na wiatr. Miała zdiagnozowaną depresję (przepraszam Aniu, ze to ujawniam ,jak chcesz, to usuń ten komentarz). Myślę, że jesteś klasycznym przykładem tak nie lubianych przez Ankę ludzi z gatunku "ja mam gorzej'. Mogłabym napisać, ze skoro masz ciężką depresję, to nawet nie znalazłabyś sił i chęci aby tu wejść i napisać komentarz, a nawet dwa. Ale nie zamierzam się z Tobą licytować, życzę natomiast zdrowia psychicznego… Czytaj więcej »
chodzi mi tylko o jedno- nie używaj o opisywania tego czasu w Twoim życiu tego słowa. Zamień je w całym tekście, a zwłaszcza w nagłówku na "kryzys emocjonalny", "dołek". Jeśli koniecznie chcesz użyć słowa tego kalibru to przynajmniej "stan depresyjny". Chociaż nie, bo on też wyłącza- tylko że na dużo krótszy okres- w funkcjonowania w społeczeństwie. A bieganie na imprezy, robienie mnóstwa dodatkowych rzeczy na pewno nie jest wyłączeniem się ze społeczeństwa. Mając to gówno czasami nie jesteś w stanie wykonywać podstawowych czynności jak jedzenie, Twój mózg jest jak zalany betonem, patrzysz tępo w ścianę a nie piszesz teksty dziennikarskie!No… Czytaj więcej »
Też jestem anonimowa, ale denerwują mnie takie typki jak anonimowy nad "just". To są osoby które zawsze na twoją porazkę czy klopot odpowiedzą, ze nic nie wiesz o zyciu i problemach, bo on ma wieksze. Taki jest wlasnie mij ojczym, straszny wampir energetyczny (przeczytalam to okreslenie u Zyskowej:)- wracajac do clue sprawy. Gdyby anonim mial tak ciezko jak pisze, nawet semestru na studiach by nie zaliczyl, bo by nie wstawal. Prozac mozna kupic przez internet spoza polszy. Zaden problem. Wiem, niechlubnie przyznam ze dla pieknych rzes kupilam lumigan :). Buziaczki dla wszystkich malkontentów, zyczę wam napisania za jakiś czas artykulu… Czytaj więcej »
Ależ w Polsce jest Prozac, tylko pod inną nazwą! Chociażby Seronil, Andepin i Fluxemed – to wszystko to jest ta sama substancja czynna co Prozac.
Ja też jestem anonimowa ale aż muszę napisać. Nic nie denerwuje mnie tak, jak wmawianie komuś, że nie ma tego, co rzeczywiście ma/miał.Zaczęłam się łamać od pierwszego poronienia. Po trzecim powiedzieć, że czułam się niepełnowartościowym człowiekiem, to naprawdę mało. Co z tego, że mąż mnie wspierał, jak sam zaczynał tracić cierpliwość? Zapewniał mnie, że nic na siłę, że i tak mnie kocha bez względu na szystko, ale w końcu wybuchnął i zaczął krzyczeć, że nie wie już co mam robić abym była szczęśliwsza. Wysłał mnie do psychiatry, a psychiatra zbagatelizował mój przypadek własnie dlatego, że w tym czasie dostałam awans… Czytaj więcej »
do A: w takim razie skoro zdechł mi królik którego miałam ledwie 4 miesiące, a ja przez to popadłam w depresję, to z tego co piszesz nie można popaść w depresję przez "złamany paznokieć". w takim razie mamy bardzo niewykwalifikowanych psychiatrów z Polsce skoro stwierdzili u mnie depresję. bo ja nie leżałam w łóżku cały dzień tylko piłam. nie zamykałam się sama w pokoju, a sypiałam z kim popadnie, a jadłam ile wlezie. więc objawy się nie zgadzają, a jednak pierwsze zapisano mi antydepresyjne leki, żebym po pół roku wylądowała w szpitalu psychiatrycznym w Krakowie z powodu próby samobójczej. z… Czytaj więcej »
No i nie wiem kto wygrał w konkursie na prawdziwą depresję.. Ja też miałam (zdiagnozowaną), nie ważne dlaczego, bo nie rozumiem, że można chcieć się tym chwalić. Nadal nie jestem w pełni sił a najchętniej chciałabym o tym wszystkim zapomnieć. Dla mnie depresja jest słabością, użalanie się nad sobą jest słabe, odbieranie wszystkiego dla siebie jest błędnym zalożeniem, że świat kręci się wokól nas a licytowanie się kto ma najgorzej jest dobre w wieku nastoletnim albo po 60-tce, ale w każdym innym odrzuca. Silni ludzie potrafią przekuwać porażki w sukcesy, mierzyć się z życiem, odważnie realizować swoje marzenia – tacy… Czytaj więcej »
hey anonimowa Joanno "Wiem, że rodzice innych chorych genetycznie dzieci mnie za to zjedzą…"- a niech cię "zjedzą", WAŻNA Jest Tosia, a nie rodzice jacśytam, trzymajcie się ciepło 🙂 Pozdrawiam
Anonim
hey "A" z 4 grudnia 2013 23:48Słuchaj, wiem o czym piszesz, rozumiem, CHIAŁABYM Tobie pomóc, tylko nie wiem co mogłabym napisać aby coś drgnęło w dobrą stronę, to było tak dawno temu, że nie potrafie już WCZUĆ SIĘ w ten stan bezsilności, smutku itd.,itp. Bo nie wiem co mogłoby dać pozytywny efekt lata temu jakby ktoś miał mnie coś powiedzieć, dodać otuchy, takiego energetycznego kopa, aby pozytywne myślenie przyszło i CHĘĆ i SIŁY do zrobienia CZEGOKLWIEK. Jedyne co mogę na razie zrobić to zapytać-Czy masz chociaż jedna OSOBĘ z którą możesz pogadać, spędzić troszkę czasu, kogoś z kim czujesz się… Czytaj więcej »
"hey anonimowa Joanno "Wiem, że rodzice innych chorych genetycznie dzieci mnie za to zjedzą…"- a niech cię "zjedzą", WAŻNA Jest Tosia, a nie rodzice jacśytam, trzymajcie się ciepło 🙂 Pozdrawiam
Anonim"
Anonimie – w czym córce Joanny pomoże to, że jej rodzice będą się obwiniać o jej chorobę?!!!
Nie o TO!mają się NIE PRZEJMOWAĆ co mówią INNI i ROBIĆ TAK aby było IM i DZIECKU DOBRZE, a nie się obwiniać, bo jeżeli się słucha tych "innych" to wtedy ZAPOMINAMY się i zajmujemy sobie głowę -Co On/Ona/Oni POWIEDZĄ, a jedyne dobre rozwiązanie To Co Ja/My/Dziecko POTRZEBUJE i DO TEGO DĄŻYĆ!!! i NIE TRACIĆ CZASU na innych ani na rozmyślanie "to moja wina moja wina nasza twoja itd. itd. itd." takie myślenie NIE PRZYNIESIE EFEKTÓW, tych pozytywnych oczywiście, bo negatywne prędzej lub później się ujawnią a po co robić sobie dodatkowe zmartwienia?!?, [przykład "z innej beczki", zepsuł mi się rower->nie… Czytaj więcej »
No ok, ale zjadanie przez tych innych rodziców było użyte właśnie w kontekście przyjmowania na rodziców winy za chorobę dziecka. Ja to zrozumiałam tak, że wg Joanny pogląd, że choroba wynika ze stresu i pamięci komórkowej jest bardzo źle widziany przez ogół rodziców chorych dzieci.
Byłam Twoją wierną czytelniczką na fotoblogu. Odświeżałam go po kilkanascie razy dziennie w oczekiwaniu na nową notkę. Nie zgodzę się z tym, że pisałaś "chałę" -na pewno przyciągały Twoje błyskotliwe przemyślenia. Nie piszę tego z przekąsem. Czasami miało się uczucie, ze masz dola,ale blog byl piekielnie dobry. Kiedy zniknelas z tego portalu, straciłam kontakt z Twoim pisaniem. Na ten blog trafiłam miesiąc temu. Styl pisania wydawal mi się znajomy,ale dopiero niedawno dodałam dwa do dwóch i skojarzylam,ze ty to ty. Zawsze zastanawialo mnie, jak to jest zyc z chorobą-wyrokiem śmierci. To dobija dorosłych, wyobrazam sobie jakie to cięzkie dla nastolatki.… Czytaj więcej »
Z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Pomimo wszystkiego, co czułaś okropnego przez cały ten czasu poczułam okropne, wewnętrzne ukłucie zazdrości. Też źle mnie nie zrozum, ale zawsze zazdrościłam komuś, komu coś przychodzi łatwo, bo cały czas musiałam żyły wypruwać, żeby udało mi się cokolwiek osiągnąć. Wiem, że to jest właśnie mój wewnętrzny problem, mam nadzieję, że i ja się z tym będę mogła kiedyś uporać
Dzięki za ten tekst.
szok, w wieku 22 lat być takim świrem, nieźle masz zryty beret, następny krok, to co skok z 10 pietra, czy odkręcony gaz, bo raczej do tego zmierzasz
Przecież autorka kilka razy napisała, że to było kiedyś, kilka lat temu. To jest nawet podkreślone. Współczuję Ci podejścia i życzę życzliwszego podejścia do życia i ludzi,
Joanna
Nie przeczytałeś tekstu czy tylko prowokujesz?
ok niezły pomysł, może komuś się humor poprawi
1.zabierz ze sobą przenośną kuchenkę gazową
2. wejdź na 10 piętro lub 10 schodów jeśli pięter BRAK
3. odpal GAZZZZZZZZzz
4.ugotuj rosół
5.SMACZNEGO!!
anonim
Wzruszyłam się. Dziękuje.
Kliknęłam w napis sterydy – też brałam prednizon w różnych formach, dobrze wiem, co robi z psychiką. Nie na każdego tak działa, ale nikomu tego nie życzę. Najgorsze jest to, że zapisują go na wszystko. Mój kot na atopowe zapalenie skóry dostał go od weterynarza! oczywiście podarłam receptę. Cieszę się, że nie muszę już go brać na swoje jelita. Rozregulował mi miesiączkę, zrobił mi emocjonalny śmietnik w głowie i wpędziłw wbezsennośc.
Dziękuję za ten text
"Tak naprawdę, to z depresji wyjść może tylko osoba, która w nią weszła. Nie zrobisz tego za kogoś. Z własnymi demonami trzeba zmierzyć się samemu. Świetnie jak ma się wsparcie. Ale to jest osobista walka."Prawda.
Wybacz, za szczerość, ale czytając historie Twojej depresji sama nie wiem czy mam się śmiać czy płakać, ponieważ po uważnym przeczytaniu dochodzę do wniosku, że sama jednak do końca nie wiesz czym tak naprawdę jest depresja. Zwróć uwagę na ten fragment "Nie zrozumcie mnie źle. Nie myślałam tak każdego dnia. Miałam dni, kiedy wydawało mi się, że świat należy do mnie…". Pracuję w fundacji od 10 lat, gdzie już niejednokrotnie miałam styczność z osobą chorującą na depresję i możesz mi wierzyć albo nie, ale ani razu nie spotkałam się z osobą, która miałaby depresję jednego dnia, a drugiego już nie.… Czytaj więcej »
a co z dwubiegunowym cośtam…?
że raz jest się na samym dnie a innym razem człowiek wierzy że mu się uda, że jest/będzie dobrze
Anonim
a drugiego dnia jest wszystko źle* i tak w kółko
wykształceni ludzie niby….:
"Mit: ludzie z depresją maniakalną nie mogą pracować i normalnie żyć.
Fakt: wiele osób z depresją maniakalną robi z powodzeniem karierę, mają szczęśliwe rodzinne życie i dobre relacje. Życie z chorobą dwubiegunową jest wielkim wyzwaniem, ale właściwe leczenie, zdrowe umiejętności radzenia sobie ze stresem i solidny system wsparcia czyni, że osoba może żyć w pełni i kontrolować swoje zachowania. "
http://www.vismaya-maitreya.pl/naturalne_leczenie_depresja_maniakalna_-_afektywna_dwubiegunowa_cz10.html
Ten opis IDEALNIE pasuje do tej depresji. A z psychologia miałam tyle do czynienia, co na studiach jeden przedmiot (jestem po ekonomii). Trochę empatii ludzie!
W życiu nie może być za dobrze, tak już jest…Jeżeli jesteś taka zdolną osoba jak piszesz, że wszystko jest dla Ciebie proste, to właśnie musi być zawsze coś złego (u Ciebie choroba) które to równoważy, a natura zawsze do równowagi dąży. Nie zrozum mnie źle ale tak po prostu jest bo ,,nie można mieć wszystkiego".
Dokładnie, zgadzam się w 100%!! Miałam praktyki w poradni PZP i też ten tekst mi nie pasuje do ludzi z depresją, których tam widziałam. A poronienie czy strata kogoś bliskiego (lub czegoś, nawet jeśli jest to zwierzątko) są traumatycznymi przeżyciami, które jak najbardziej są w stanie depresję wywołać. Lekarka prowadząca moje praktyki powiedziała zdanie, które mi utkwiło w pamięci, że nie można mówić o depresji w przypadku osoby, która jest w stanie normalnie funkcjonować bez leków antydepresyjnych, lub w lżejszych przypadkach skierowania na specjalistyczną terapię. I tylko psychiatra lub dobry psycholog mogą ją zdiagnozować, bez specjalistycznej diagnozy nie można mówić… Czytaj więcej »
Miałam praktyki w poradni PZP -tak jakby tam "alfy i omegi" były, pff 😉
Ci ludzie tak mało rozumieją. Licytowanie się kto miał większą depresję, kto był w cięższym stanie emocjonalnym kto miał silniejsze wahania nastroju, komu pomogło to czy owo. Ocenianie Ciebie po tym jednym wpisie, w którym jak sądzę zebrałaś tylko kilka rzeczy, nie jest właściwym postępowaniem. Nie powiedziałaś czy zostałas zdiagnozowana czy też nie? I to tylko twoja sprawa. Człowiek z depresją (lżejszą czy cięższą) czy tylko z zaburzeniami emocjonalnymi nie musi od razu leżeć w jednym miejscu, chodzić w kółko, nie jesć i nie pić. Mimo wszystko może też walczyć, może aktywnością próbować tuszować swój kiepski psychiczny stan jak ty.… Czytaj więcej »
są rzeczy z którymi mogłabym się kłócić odnośnie tego tekstu ale po co? to Twoje przemyślenia, Twoja historia i Twoje życie w które absolutnie nikt nie może ingerować lub narzucać Ci czegokolwiek 🙂 rzecz z którą się zgadzam totalnie to to, że choroby wzmacniają nas tylko psychicznie, za każdym razem jak to mówię ludzie patrzą z niedowierzaniem :ale jak to? jak można kochać coś co Cię zabija i kaleczy? ano można 🙂 kochać to zbyt duże słowo ale oswoić a nawet lubić, choroby (bardzo często bo nie każdy tak ma) sprawiają że stajemy się niesamowicie silnymi ludźmi dla których choroba… Czytaj więcej »
czy ten tekst to również jedna z twoich chał??? bo wciąż się przechwalasz, jak to dobrze umiesz pisać, a ja tego jakoś nie dostrzegam na twoim blogu…
z tego co się orientuje, to Ania pisała, ze sama tego nie dostrzegała, a inni mówili jej, że pisze dobrze. to OGROMNA różnica.
anonim
A wiecie co mnie najbardziej wkurza? 😛 Jak już tak się wszystkie wylewamy. Brak doceniania tego, ze ktoś Was zaprowadził do psychiatry/psychologa czy tego, że same się na to odważyłyściei tego, że miałyście za co kupić leki. A i brak empatii. Wejścia w czyjąś sytuacje. To naprawdę się łatwo robić, chyba założe o tym bloga…A blog zdecydowanie nie dla mnie, za dużo egocentryzmu, nie wiem w czym on się objawia, ale go czuje i w sumie zamiast inspirować jakoś tak….przygnębia. Odradzam też pisanie Ci Aniu o swoim wnętrzu w taki sposób, bo skoro chorowałaś, to kiedyś coś głupiego może Cię… Czytaj więcej »
"Brak doceniania tego, ze ktoś Was zaprowadził do psychiatry/psychologa czy tego, że same się na to odważyłyście
i tego, że miałyście za co kupić leki". -a czy to aby na pewno jest TO rozwiązanie, TO DOBRE, POPRAWNE
a co jeżeli zostanie popełniony błąd
i już nie da się wyjść ze stanu po -bo mózg zostanie zniszczony?!
co wtedy!!!
Rozwiń może myśl, ze zniszczeniem mózgu. Ciekawi mnie to w kontekście leków z grupy SSRI.
Ania, a widziałaś to?
https://joemonster.org/art/24697/Historia_mojej_depresji
moja depresja wyglądała tak:było to jeszcze za czasów liceum, byłam tak zniechęcona do życia, że przez miesiąc nie wychodziłam z domu, całymi dniami przesiadując na fotelu i patrząc się pusto w okno. Nad łóżkiem miałam przyklejoną kartkę że nie chcę się więcej obudzić… życie wydawało mi się bez sensu jak i robienie czegokolwiek, więc nie robiłam nic poza siedzeniem i gapieniem się w okno.
Teraz mogę powiedzieć że miewam takie stany jak ty z opisu w tym poście. Ale nie nazwałabym tego depresją. Wydaje mi się wręcz że teraz jest normalnie 🙂
Dla mnie ten dzisiejszy post też był jakiś odpychający. Rozumiem depresję, współczuję. Ale mnie najbardziej uderzył ten… samozachwyt. Nie wiem jak to nazwać, pewnie pomyślisz, że zazdroszczę, ale dla mnie to wszystko ma jakiś taki narcystyczny wydźwięk. "Życie jest dla mnie za proste, nie ma wyzwań bo we wszystkim jestem najlepsza". Rozumiem samoakceptację, ale tym razem, chyba poszła trochę za daleko. Albo rzeczywiście jestem zazdrosna. Czasem trochę przypominasz mi te osoby, których tak nie lubisz. Te które mówią, że zawsze mają najgorzej. K.
Człowieku, nie rozumiesz, że autorka myślała tak kiedy MIAŁA depresję? Kiedyś? Że w tych słowach o łatwości życia była straszna rozpacz? Ja też awansując nie rozumiałam problemow moich koleżanek, dla mnie to wszystko ( w obliczu ciąż których nie mogłam donosić) było też proste, banalne, błahe…To nie znaczy, że takie było!
Joanna
Aniu miałaś ciężą czy lekką depresję (odnośnie wcześniejszych komentarzy), nie nam oceniać, najważniejsze, że opisałaś swoje przeżycia – co może komuś pomóc i że zawarłaś w teksie ważne rzeczy: "Nie można bagatelizować problemów innych osób. (…) Machanie ręką, że ktoś przesadza, że wyolbrzymia, to najgorsze co można zrobić" oraz "Z własnymi demonami trzeba zmierzyć się samemu. Świetnie jak ma się wsparcie. Ale to jest osobista walka"
Miejmy nadzieje, że komentarz A. Cie nie przygnębi 🙂
przypomniało mi się, jak pochwaliłam się na pewnym portalu zdjęciami z efektami mojego odchudzania przed i po.
Zamiast cieszyc się, że mi się udalo, dostalam zjebkę, że nic nie wiem o odchudzaniu, że to strona nie dla mnie, tylko dla tych którzy mają problem z odchudzaniem, ktoś nawet w odciśniętym śladzie po rajstopach dopatrywal się blizny po liposukcji. Taki kraj, że mamy specjalistów od cudzych żyć 😉
Aleeeee tu się narobiło komentarzy. Ale troszkę przystopujcie ok? Nie jestem dumna z tego,że miałam depresję. Wprost przeciwnie. Nie mam też pretensji do osób, które uznały, że jej nie miałam – nie opisałam tu więcej niż chciałam, nie mogę mieć pretensji do kalkulatora że mi dał zły wynik, jak dostarczyłam mu niepełne dane.Tak, miałam zdiagnozowaną depresję, ktoś nawet dobrze tu kombinował jaką. NIE jestem z tego dumna. Nie chciałabym jednak, żebyście się licytowali kto jak bardzo cierpi i tak dalej – każdy wszystko przezywa inaczej, na swój sposób. Zgodzę się z Joanną, że nie ma "odpowiednich" i mniej odpowiednich powodów… Czytaj więcej »
dzięki za wpis Aniu (jeżeli masz jakiekolwiek wątpliwości czy 'WARTO' było -dla mnie tak, a dla Ciebie to sama wiesz najlepiej), dzięki wszystkim za komentarze-WSZYSTKIE, mam nadzieję że to pozytywnie wpłynie na wszystkich, jak nie prędzej to później (np. za jakiś czas odświeżyć sobie stronkę i na chłodno przeczytać 🙂 wtedy inaczej patrzy się na wypowiedzi -i innych i swoje "szukacie (…) tego co dzieli, nie łączy" milo mi za słowa z twojej strony "to o czymś świadczy"- będę tu wpadać i sprawdzać co jakiś czas czy A cos napisała, albo może tobie na mejla coś prześle, szkoda to tak… Czytaj więcej »
"myślę, że powinnaś moderować komentarze, bo pada tu wiele mylnych przekonań i słów. Myślę, że to zniechęca " Nie, wtedy takie wpisy nie maja sensu, można wyłączyć anonimowych, jeżeli już
pozdr
anonim
a ja Tobie dziękuję za wartościowe komentarze. Jeśli masz ochotę się wyżyć, czy też tu, czy na maila – nie ograniczam, nawet zachęcam. Lubię znać punkty widzenia innych osób, nawet jeśli to krytyka. Tylko w ten sposób można iść do przodu 😉 Moderować komentarzy nie mam zamiaru, natomiast będe usuwać te, które naskakują na inne osoby. Gdyby ktoś napisał tu pod czyims komentarzem o depresji, ze powinien skoczyć z okna, bez wahania bym taki komentarz skasowała, bo mógłby komuś zrobić krzywdę. Jeeśli proponują skok z okna mi – I don't care 😉Tak chodzi o afektywną dwubiegunową,i mają rację, Ci którzy… Czytaj więcej »
Ale to trafia do mnie, a w zasadzie o mnie. Ciężko zapomnieć, że sama długo miałam depresję, a co najgorsze nie zdawałam sobie z tego totalnie sprawy. Potem niby coś drgnęło, ale nie czułam euforii. Nawet nie chcę liczyć ile lat to trwało, a dopiero teraz wszystko układa się w logiczna całość. Nie chce się tłumaczyć, ale nie do końca ja byłam winna depresji. Po wielu próbach wyjaśniania dlaczego mam takie objawy okazało się, że za wszystkim po sporej części stała dieta. Może to dziwne, ale taka prawda. teraz jednak mimo diety popadam w takie dziwne stany podobne do depresji,… Czytaj więcej »
Piszesz o ubraniach i coś w tym jest, ja nie pamiętam, kiedy ostatnio pomalowałam paznokcie na jednolicie czarno, bo jakoś to wpływa na mnie dołująco… A kiedyś tak bardzo lubiłam się ubierać całkiem na czarno, teraz mi się rzadko zdarza 😉
Ile się anonimów nazbierało… Tekst trudny i tak prywatny – podziwiam za odwagę.
Chciałabym coś "wyznać", ale nie chcę, żebyś zrozumiała mnie źle. Czasami czytanie tekstów na Twoim blogu mnie dołuje. Chodzi mi konkretnie o stwierdzenia dotyczące tego ludzi, którzy nic się nie uczą a wiele osiągają. O historie, gdzie ludzie olewali szkołę a teraz świetnie sobie radzą. O stwierdzanie, że system szkolny ogłupia a potem to jakie kto miał oceny w szkole nie ma znaczenia. I przykry wydaje mi się fakt, że jest w tym trochę prawdy. To wszystko tak mnie rusza, bo ja – jako małolata, gimnazjalistka – haruję "jak wół", żeby mieć dobre oceny, zostać laureatką olimpiady przedmiotowej, wygrać jakiś… Czytaj więcej »
nie nie, NIE marnujesz tu czasu i tak nawet nie myśl, bardzo mnie się podobało co napisałaś, prawdziwe, szczere "Bo którego pracodawcę będzie obchodziło to, że w gimnazjum miałam 6 z geografii? Albo dostałam się do finału jakiejś tam olimpiady" prawda, zapewne Nie, ale dzięki tym osiągnieciom dostajesz 'papier' czyli to czego on chce, jako jeden z elementów rozpatrywanych podczas rekrutacji (chociaż nie gwarantuje sukcesu, liczy się całokształt)"Teraz, kiedy moje myśli układam w zdania zauważam, że brzmi to trochę jak użalanie się nad sobą"- Nie 🙂 obawa po prostu "jestem dla nich "za nudna").. " a dlaczego Ty TYLKO masz… Czytaj więcej »
Medexa, bo ja olewałam szkołę, ale nie wiedzę. I myślę, że to kluczowa różnica. Po prostu zrobiłam rachunek zysków i strat i uczyłam się (dla siebie) tego, co uznałam za przydatne, potrzebne, rozwijające. Dla przykładu miałam ledwo 3 z WOS-u w liceum, a napisałam maturę rozszerzoną lepiej niż podstawową Ci, co mieli piątki z WOS-u i chodzili na fakultet.To nie chodzi o to, że się wywyższam czy neguję ich sposób nauki. Absolutnie nie! Po prostu stwierdziłam, ze wolę inwestować w rozumienie, pojmowanie, analizę przyczynowo-skutkową niż w encykopedyczną, faktograficzną wiedzę promowaną przez szkołę.Moja dewiza – work smarter, not harder.To nie jest… Czytaj więcej »
Po przeczytaniu kolejnego wpisu Ani, do którego byłaś inspiracją, postanowiłam coś tu napisać.Po pierwsze – to super, że zdajesz sobie sprawę z takich rzeczy teraz, kiedy jesteś "małolatą" Jest szansa, że nie będziesz zbyt długo "poświęcała życia" na rzeczy, które w gruncie rzeczy nie są ważne DLA CIEBIE. Pomyśl o tym w ten sposób. Jeśli jakiś wpis sprawia, że jest ci smutno – i zastanawiasz się, dlaczego – to dobrze! Jest szansa, że da ci do myślenia, da impuls do zmian. Zwróciłam uwagę na pewne rozbieżności w tym co napisałaś, nie wiem czy po prostu podałaś takie przykłady z głowy,… Czytaj więcej »
Włączyłam piosenkę, przeczytałam historię i podziwiam cię . Jesteś silna , udało ci się to pokonać to piękne 🙂 !
Trzymaj się,
Gdyby ktoś napisał "Nie mam nogi" to niektórzy skomentowaliby "ja nie mam nogi bardziej". Albo "a ja nie mam nogi i mam łupież" itd itp. A inni usiłowaliby wmówić autorowi, że nie kwalifikuje się do niemania nogi 😉 bo nie spełnia jakichś tam warunków. A jeszcze inni skonstatowaliby że co prawda nie mają tylko prawej górnej siódemki ale i tak mają gorzej, bo autor nie musi kupować kapci a oni muszą… Niektórzy tak już mają, że najlepiej wiedzą co inni czują i przeżywają, co czuć powinni, a co im się tylko zdaje że czują…bo gdzieś pracowali, widzieli w tv, czytali… Czytaj więcej »
Jestem pod wrażeniem tego tekstu. Wypowiadam się dopiero po lekturze wszystkich komentarzy ponownej jego lekturze. Na chłodno, boo czytałam to wczoraj, a nie chciałam napisać czegoś niemiłego dziewczynie od praktyk w PZP i jej podobnym 😉 Wiem co chciałaś przekazać słowami "proste". Dwubiegunówkę (doczytałam to w Twoim komentarzu) miał mój wujek. Lokalny rzeźbiarz (swoją drogą, etapy manii i depresji są chyba typowe dla osób wyrażających się przez sztukę…a może to z powodu depresji wybierają sztukę? coś w tym jest). Wujek nie odczytywał nawet listów z zaproszeniami na wręczenie mu nagrody. Nie widział żadnego swojego sukcesu który w njego ocenie przyszedł… Czytaj więcej »
piszac szczerość nie mam na myśli tego, że ujawniasz tylko to co chcesz, bo to naturalne, ale to, że to o czym piszesz jest bardzo autentyczne.
Witaj Aniu. Od dłuższego czasu czytam Twojego bloga i muszę przyznać, że w pewnym sensie jesteś dla mnie autorytetem. Co do tego postu – ogromny szacunek za takie wyznanie! Również czytałam "Potęgę podświadomości" i czuję, że nic z tego nie wyniosłam. Jak zatem interpretować tą książkę? Co robić, by rzeczywiście pomogła mi zmienić swoje życie tak, jak obiecuje autor? Z góry dziękuję Tobie za odpowiedź!
Przeczytać jeszcze raz, bez skupiania się na sobie 😉
Skończyłam psychologię kliniczną, praktyki miałam w szpitalu, spotykałam i rozmawiałam z pacjentami z depresją (jeśli jakimś cudem udało im się zwlec z łóżek) i wierzyłam Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób ICD-10 – że jak depresja, to leżenie w łóżku i niemożność wykonywania najprostszych czynności…ALE później zaczęły pojawiać się informacje w prasie o Maćku, którego szukała cała Warszawa, a po roku okazało się, że normalnie funkcjonujący, spotykający się z przyjaciółmi, odnoszący sukcesy na studiach i szykujący się do obrony pracy magisterskiej Maciek popełnił samobójstwo skacząc z mostu… Ostatnio była Aleksandra..też utopiła się w Wiśle zostawiając list w telefonie…Przecież ci młodziludzie "normalnie" funkcjonowali, chodzili… Czytaj więcej »
Dokładnie tak. Mam podobną sytuację jak Ty z problem "za proste". Jestem też poważnie chora, chociaż choroba jest "zasklepiona". Od dziecka cały czas słyszę, że jestem zdolna, ambitna, że mi coś łatwo przychodzi. I tak jest. Tylko jestem emocjonalnym wrakiem… To znaczy byłam. Od paru miesięcy zrozumiałam, że nie ma sensu się męczyć i odpuściłam. I jest coraz lepiej. Mam takie wrażenie, że zespół stresu pourazowego wplynął na moje życie, przewartościowując je do góry nogami. Nigdy nie eksperymentowałam z własnym zdrowiem, bo jest ono dla mnie zbyt cenne, dlatego alkohol spożywam bardzo rzadko i w małych ilościach, interesuję się zdrowym… Czytaj więcej »
U mnie ten alkohol, substancje psychoaktywne (w tym mieszanie leków) to był krótki epizod, na szczęście mam już to wszystko za sobą. To prawda, że jakieś trudne doświadczenia pomagają przewartościować życie, ja jestem całkiem innym człowiekiem niż byłam.
Również życzę powodzenia i wszystkiego dobrego
Ojejku, mam 10-15 lat i przechodzę depresję. brawo.
Nie masz pojęcia o czym mówisz.
Świetny tekst, miałam depresję w czasach liceum i chodzenie po psychologach i psychiatrach jest gówno warte! Tak jak mówisz, z tym poradzić trzeba sobie samemu, bo ludzie z zewnątrz nie rozumieją o co Ci chodzi, przecież nic złego się nie dzieje, przecież masz to, tamto i siamto… Sratatata… Depresja jest niezrozumiała i często ignorowana. Chociaż świadomość, że masz wsparcie bliskich i oni są z Tobą mimo wszystko jest ważne,
prawda, zgadzam się. Jednak nie dziwię się, że inni nie zrozumieli mojej depresji, bo jednak składała się ona z etapów manii i depresji. Myślę, że ten rodzaj depresji jest wyjątkowo nie rozumiany przez społeczeństwo, Natomiast cieszę się, że z tego gówna wyszłam, w dodatku – dużo silniejsza 😉 Dobrze, że Ty również!
Ten "rodzaj depresji", to Choroba Afektywna Dwubiegunowa, zupełnie inna jednostka chorobowa.
wiesz, nie jestem psychiatrą. Nie da się jednak ukryć, że miałam zarówno manię jak i depresję. Nawet zaryzykowałabym stwierdzenie, że etap depresji po etapie manii jest chyba gorszy, bo spadasz mocniej w dół. To trzeba niestety przeżyć , aby zrozumieć, bo nie sądzę aby dało się to ogarnąć wyobraźnią. Poznałam najczarniejsze części mojej osobowości. Nie interesuje mnie jak to się nazywa ani jaki ma kod medyczny, bo nie zmienia to odczuć jakie miałam. Psychiatra nazwał to depresją "dwubiegunówką". Liczy się tylko to, że się wyzwoliłam, że nigdy nie tknę już sterydów, nawet jeśli mają pomóc moim oskrzelom 😉 Zbyt dużą… Czytaj więcej »
ola j – proszę, nie generalizuj. Psychiatra, mój psycholog i leki uratowały mi życie. Nie przesadzam.
właśnie zdałam sobie sprawę, że mam 16 lat i znajduję się w sytuacji takiej jak Twoja kiedyś. to jest chyba taki typ osobowości lub styl bycia, że ktoś, kto pozornie, z wierzchu wygląda na osobę, z którą wszystko jak najbardziej ok, BO nawet się śmieje i chodzi na "melanże", a w środku.. ja odczuwam niechęć, do wszelkich uczuć, taką pustkę, obojętność, nie wiem czy to to samo. i co najlepsze- nie jest to spowodowane zawodem miłosnym. absurdy życia polskich nastolatków.PS nie kojarze Cię z fbl! choć spędziłam tam pół dekady swego życia i poniekąd nadal to robię, to za nic… Czytaj więcej »
Paulino, .nie chciałabyś spróbować sobie pomóc? Np. pójść na konsultację do psychologa? Może udałoby się coś z tym zrobić. Kibicuję!
Co do mojej "kariery" na fbl , to myślę, że ludzie ją przeceniają, byłam nastawiona na notki, działałam w 2007-2008, trochę w 2009 😉
Jestem pod wrażeniem Twojej szczerości, serio. Sam nie miałem podobnych doświadczeń więc nie czuję się na siłach skomentować Twoją historię, ale bardzo Ci kibicuję!
Aniu, miałam depresję i cały czas w sumie jadę na lekach. Wiem, że jak odstawię, to mi odpier***i na nowo. Przeszłam swoją 'wielką grę' tak jak Ty, na matury poszłam tylko dlatego, że musiałam i podobnie jak Ty, zdałam git. Mogę się podpisać pod większością zdań w tym tekście… Wiem, co to znaczy latami grać 'jaka to fajna jestem'. Ale jak widzę przemądrzałe komentarze ludzi, którzy myślą, że depresja to jest nic innego, jak po prostu 'złe samopoczucie', to mam ochotę wyć.Mam nadzieję, ba, wierzę w to, że jesteś mega silną babką i nie bierzesz tego wszystkiego do siebie, Dzięki… Czytaj więcej »
wiesz, ja się tym nie przejmuję, bo celem tego tekstu nie było przypodobanie się pieniaczom, a wsparcie osób z problemem. Ściskam za Ciebie kciuki i kibicuję Twojej walce o godne, zdrowe życie. Zgadzam się ze zdaniem o złamaniu kości 😉
O ja też się z tym zgadzam. Nie mam sił dziś o tym pisać, choć te komentarze aż korcą żeby coś odpowiedzieć. Jak można próbować bawić się w lekarza psychiatrę, nie znając jak to powstaje i jak przebiega. Trzymaj się Aniu, i pozostali z tą chorobą. Trzymam za wszystkich kciuki żeby udało się wyjść z tej paskudnej choroby. Czasami tak hamuje że nie można słowa wykrztusić, co dopiero działać.
Nie wierzę jak wielki szum potrafi wywołać tekst tego typu. Nazwałaś go jak chcesz.. Poza tym ludzie nie rozumieją, że są różne rodzaje zaburzeń depresyjnych, może to być część również innej choroby jak np. cyklofrenia. Czytając twój tekst myślę przede wszystkim o tym, że depresja była u ciebie konsekwencją innej choroby, miałaś powód do takich nastrojów. Mimo wszystko radziłaś sobie jakoś (wiem jak boli ukrywanie swoich prawdziwych uczuć) , ale w tym czasie jakoś Ci się układało. Ja nie mogę powiedzieć o sobie, że mam depresję, bo nie jestem lekarzem, ale wiem, że coś złego dzieje się w mojej głowie.… Czytaj więcej »
jeejku, czytam ten wpis dopiero teraz, bo niedawno wpadłam na Twój blog. uwielbiam go czytać a teraz czuję że przeczytałam coś bardzo wartościowego. Rozumiem Cię. nie miałam depresji, chociaż przeszłam załamania i rewolucje emocjonalne, depresja to nie jest odpowiednie słowo na to co czułam, ja to wiem. Byłam po prostu nadwrażliwa i to był powód, za bardzo wszystko we mnie uderzało. teraz przekułam to w coś innego, bardziej pozytywnego, ta moja nadwrażliwość nie jest już wrogiem tylko przyjacielem. w zasadzie zawsze była, tylko ja źle do tego podchodziłam. mniejsza o mnie. ja wiem że każdy człowiek jest inny i tak… Czytaj więcej »
Napisałaś:
Ale to było takie proste…
proste. To słowo klucz.
Denerwowało mnie wszystko, co było proste.
Więc jak znaleźć coś co sprawia w życiu przyjemność?
Jak wybrać drogę zawodową kiedy nic cię nie ciekawi, bo jest zbyt proste?
Nie potrafię znaleźć celu w życiu bo nic nie jest w stanie przykć mojej uwagi na wystarczająco dużo czasu.
Po przeczytaniu Twojej historii mam mieszane uczucia. Mi nic nigdy nie wychodziło prosto. Mam zdiagnozowaną dysekcje i wszyscy przekonywali mnie, że muszę wiele się uczyć żeby coś zrozumieć. Jednak dziś mam wrażenie, że wielkim błędem ze strony moich badaczy było brak rozmowy o moim życiu, które było i jest stresujące 😉 Jednak, żeby pójść do psychologa muszę mieć podpis rodzica, który będzie czasem przychodził na "wywiadówkę". Mam wziąć podpis on ludzi od których będę się leczyć. Jak na ironię . Zawdzięczam dużo moim rodzicom, ale i również to jak się też czuje Wszystko wychodziło Ci prosto. Też tak chcę, ale… Czytaj więcej »
dzięki. A możesz również coś polecić co do pisania i interpretacji tekstów?
Hej. Jesli chcesz żeby komuś pomogł ten tekst, to napisz proszę więcej o tym jak przepracowałaś swoje emocje. Jestem w czarnej dupie. Choruję na depresję już za długo i nie mam już sił ani motywacji żeby utrzymywac pozory. Czasem nachodzą mnie myśli by z tym skończyć, ale szkoda mi mojej mamy (z drugiej strony nie chcę być dla niej ciężarem). Zazdroszczę że przynajmniej Ty miałaś siłę na takie rzucenie się w wir pracy i pozorowanie. Ja mam spowolnienie psychoruchowe wiec nie jestem w stanie wykrzesać tej iskry. Fajnie miałaś też że nauka przychodziła Ci lekko. Ja studiuje i mam klopoty… Czytaj więcej »
No własnie nie bardzo jestem w stanie pomóc, bo u mnie ten stan wywołały głównie leki sterydowe. Cały ten okres pamiętam bardzo wybiórczo… 🙁
Ja miałam kiedyś BARDZO czarne myśli. Teraz ich już raczej nie mam, ale… sama nie wiem czy na pewno? Mam dom, męża, dziecko, których kocham, ale brakuje mi w życiu celu. Nie mam za wiele czasu rozmyślać, o tym, co mnie gnębi, ale czasami dopada mnie frustracja. Niby mam wszystko, ale tak właśnie, jak piszesz Aniu- wszystko to przyszło zbyt łatwo. Nie musiałam się zbytnio starać, by to mieć. Wiem, że u mnie problem zaczął się daaaawno temu- w gimnazjum. Moja Mama wyjechała do pracy do Niemiec- na 2 miesiące. I wtedy zaczął się koszmar. Nie chodzi o to, że… Czytaj więcej »
Ja szczerze zachęcam do jakiejś mądrej terapii (głupi psycholog/psychiatra tylko zaszkodzi).
Czytałaś może książki Katarzyny Miller? Bardzo polecam. A może po lekturze wybierzesz się kiedyś na jedno ze spotkań jakie ta pani organizuje albo na terapię? Myślę, że to mógłby być przełom.
Ja sama nie wiem co mi pomogło (poza odstawieniem sterydów, które rozhuśtały moje emocje do granic możliwości). Nie mam pojęcia co było tym przełomem… Pozdrawiam serdecznie!
dziękuję Aniu za odpowiedź. w ogóle tej pani nie znam, ale zainteresuję się książkami. muszę w końcu podjąć jakieś działania, bo tak przecież nie może być. I.
Aniu, to co tutaj przeczytałam, trochę przypomina moja historię … tyle że ja byłam słabsza. Ale skończyłam z tym sama. Teraz czasem mam takie chwile że mam nawrót tej choroby, ale się nie poddaje, ale to za proste
Ile z osób które widzimy na co dzień gra w tą grę..?