Nasienie koziorożca i peruwiańskie telenowele [tygodnik]

Jednym z najbardziej traumatycznych doświadczeń mojego dzieciństwa był moment, kiedy naukowcy chcieli „zbadać” E.T w filmie Spielberga. Być może dlatego, że każde głupie pobieranie krwi kojarzyłam z bólem ściskanej ręki i igłą szukającą żyły. Cóż – jestem jedną z tych osób, którą bardziej w filmie poruszy śmierć psa niż człowieka. Dzisiaj umarł ktoś, kto teoretycznie powinien być mi bliski, a ja nie czuję w związku z tym absolutnie nic. Informacja z gatunku – osiem lat temu o tej porze było -10 stopni Celsjusza. W związku z tym mam pewien rodzaj wyrzutów sumienia. Że nie czuję nic. Że na telefon odpowiedziałam: aha. 
***
Plątałam się dzisiaj po sklepie jak smród po gaciach, czując się nie fair z tą swoją obojętnością. A że o zmarłych nie można mówić źle, a nic pozytywnego znaleźć mi się nie udało… nic jest chyba mocno uzasadnione. Czułam się nie fair, że pogrzeb pewnie wypadnie na mój dawno zaplanowany dzień w Londynie, z tej okazji wypadałoby odwołać. Ale nie odwołam. Wybaczam, puszczam w niepamięć, ale nie będę zmieniać swoich planów dla kogoś, kto nie znalazł przez 24 lata ani jednej chwili by zapytać jak u mnie. I który wywoływał we mnie ukłucie charakterystyczne dla dziecka, które źle czuje się ze swoim kłamstwem, za każdym razem gdy na laurce pisałam kochany dziadku. Czułam się wtedy jakbym w jakiś sposób zdradzała tego dziadka, który rzeczywiście pozwolił się kochać.
Piszę o tym, bo od tego tekstu wciąż dostaję maile od osób, które odcięły się od swoich toksycznych rodziców – bijących, katujących, niekiedy robiących jeszcze gorsze rzeczy. Rodziców, przez których musieli zapisać się na terapię. A potem ci rodzice widząc, że synek lub córka jednak się w życiu ogarnęli, mają stałą pracę, nie piją – wyciągają łapy po alimenty, udając niedołężnych. I o to ktoś, kto po wielu latach terapii ułożył sobie życie, powiedzmy skromne – wynajmowane mieszkanie, ciepły obiad i raz w roku wakacje nad morzem – znowu ma cierpieć i znosić wyrzeczenia, by utrzymywać swoich oprawców. Jeść ciepły obiad może co dwa dni, nie jeździć nad morze, nie powołać na świat własnych dzieci i nigdy nie chodzić do kina, bo nie będzie go stać. Bo to jednak matka. No kurwa nie. Na niektóre słowa trzeba sobie zasłużyć.
Nawet nie wyobrażam sobie tego koktajlu sprzeczności, który dostaje taka osoba. Sprzeczności między tym co dla człowieka dobre, a tym czego oczekuje od niego społeczeństwo. To jakby zgwałcona kobieta miała iść przeprosić gwałciciela, że to nie był jego najlepszy seks w życiu.
Myślę o tym, jak dziwnie czuję się w związku z głupim „nic”. Jakby świat mi mówił „powinnaś się smucić, uronić chociaż kilka łez”. A przecież ten człowiek mnie nie skrzywdził, jedynie był zimny jak głaz, w tych wszystkich momentach gdy ważniejszy był odcinek kolejnego peruwiańskiego serialu albo rozwiązanie całej książeczki z krzyżówkami „500 panoramicznych”.
Mam nadzieję że tam gdzie jest ma ich pod dostatkiem. Tylko dlaczego to ja czuję się, jakbym robiła coś, co nie jest fair?
Tygodnik w sumie powinien dotyczyć minionego tygodnia – nie wydarzeń z dzisiaj. A był to tydzień wyjątkowo udany – za sprawą soku z pokrzywy, o którym napisałam kiedyś pochwalny tekst Jak naturalnie wyleczyłam się z ostrej anemii,  a który tym razem ostatecznie przywrócił mi okres, zabrany niegdyś przez leki sterydowe. Udało mi się też przytyć, znaleźć idealną czerwoną spódnicę midi, zakończyć zajęcia ze studentami.
Po zakończeniu semestru obiecuję napisać jakie mam refleksje na początku przygody ze studiami doktoranckimi. Jeśli chodzi o sam przedmiot – perspektywa prowadzącego jest całkiem inna. Szczególnie, jeśli przedmiot nie wymaga zapamiętywania i odtwarzania wiedzy, a nastawiony jest na krytyczną analizę tekstów. Obmyślony był tak, żeby tematyka była spójna, wymagała jakiejś wiedzy uprzedniej, skłaniała do przemyśleń. Tyle, że mając korzenie w konstruktywizmie a nie nie behawioryzmie, chodziło o sam proces konstruowania wiedzy. Nie jestem głupia – to naprawdę WIDAĆ, kto przeczytał tekst a kto jest bystry i umie wnioskować na podstawie szczątków, na które rzucił tylko okiem 🙂 Tyle, że to nie ma żadnego znaczenia, bo można zdobyć dobrą ocenę nawet nie czytając. Po każdych zajęciach można było podejść i zgłosić obiekcje do plusów za aktywność. Można było na dyżurze, można było mailem, nawet przez fejsa. A mimo to miałam wrażenie, że niektórzy mają poczucie krzywdy, że ktoś w ich ocenie głupszy lub bardziej leniwy też ma dobrą ocenę… 
Mam jednak mocne poczucie, że powinny istnieć egzaminy wstępne na studia – masowość zabija jakość, poświęcanie czasu na tych, którzy widocznie kiedyś ściągali na psychologii rozwojowej i nie mają podstaw, jest nie fair wobec tych, którym naprawdę zależy. Ciężko jest prowadzić zajęcia mające tłumaczyć teorię w odniesieniu do przedmiotu, gdy studenci nie znają tej teorii ;)) To jakby nauczyciel w gimnazjum musiał poświęcić czas na wprowadzenie tabliczki mnożenia, bo nikt wcześniej tego nie zrobił, a uczniowie sami nie wpadli na pomysł, że to oni są odpowiedzialni za swoje braki, nie głupi nauczyciel z podstawówki.
 Mimo to – całą przygodę wspominam dość sympatycznie, bo mimo pewnych wstępnych braków i problemów wynikających z ogólnego podejścia do studiowania pedagogiki – na każdych zajęciach udało się te właściwe znaczenia wynegocjować :)). A to oznacza dokładnie tyle, że studenci potrafią myśleć i wnioskować. 
Prywatnie zaczytywałam się w Tuwimie – Znów to szuranie…, Mieszkańcy. Dla was przygotowałam książkowy konkurs, którego wyniki pojawią się pod koniec tygodnia, napisałam też tekst : Co ty sobą reprezentujesz pusta kobieto…. Dzięki Waszym genialnym wskazówkom i podpowiedziom kupiłam bilet na transfer z lotniska do Londynu i wybieram się na krótką lecz intensywną jednodniówkę. Póki jeszcze jestem w takim wieku, że już nie muszę tłumaczyć sobie, że spanie na lotnisku albo w hostelu jest lepsze (a tak naprawdę nie mam kasy na nic lepszego ;-)), ale traktuję to jeszcze jako przygodę i mam ochotę się podróżą zmęczyć. Bo prędzej czy później przyjdzie taki czas, że wyrosnę ze spania pod namiotem czy innym przypadkowym miejscu ;).
Mam mało linków do podrzucenia, ale podzielę się tym, co zgromadziłam:
Palisz? Śmierdzisz! – nie przeszkadza mi, że ktoś marnuje swoje życie, albo że lubi fryzurę na borsuka, ma 100 kg nadwagi i nosi leginsy czy preferuje ustawianie ust w dzióbek do selfie na fejsie – to są rzeczy które innych ludzi nie krzywdzą. Nie przeszkadza mi też osobiście fakt, że ktoś pali papierosy – chcesz umrzeć – śmiało, „przecież na coś trzeba”. Aczkolwiek byłabym za opcją osobnego, dodatkowo PŁATNEGO ubezpieczenia dla palaczy, bo wkurza mnie zrzutka społeczna na osoby same nabijające się guzy, podczas gdy chore Martynki czy Agatki muszą żebrać po telwizjach smsy z hasłem POMAGAM, bo dla nich kasy nie styka. Palisz – twoja sprawa. Nie szanujesz swojego zdrowia – twój wybór, nic mi do tego. Nic mi do tego tak długo, jak długo nie zmuszasz mnie do wdychania tego syfu. Teksty Marty mocno w punkt!
Kolejny numer telefonu dla osób z depresją  – mało dyżurów, ale przyjęłam sobie udostępnianie takich rzeczy za punkt honoru. Wiem, że część osób skorzystała już z różnych numerów które wcześniej podawałam, co bardzo mnie cieszy :).
– Fanpage „będąc młodym farmaceutą” – zbiór recept pisanych chyba po aramejsku i śmiesznych rozmów z kupującymi. Idę o zakład, że osoby proszące o  „nasienie koziorożca” albo „kazirodkę” odkryły już blogi włosomaniaczek :)).
– Chciałabym jeszcze trochę przytyć  by wyglądać w prostych sukienkach mniej więcej tak 🙂
Alternatywne budownictwo kopułowe – podoba mi się!
Na dziś to już wszystko, ja zaś nie proszę o żadne współczucie (nic nie czuję ;-)), a o rady, bo pewnie macie bogatsze doświadczenia. Czy jest coś, co KONIECZNIE trzeba kupić lub zjeść w Londynie?
Oczywiście nie mówię o pamiątkach, bo w 90% przypadków sprawdza się starożytne przysłowie – nie ważne dokąd pojedziesz, pamiątkę i tak przywieziesz z Chin.
A tak całkiem na serio – poza korektorem Collection 2000, co jeszcze? 😉
Uściski!
 
Bądź na bieżąco! 
  INSTAGRAM ❤ FACEBOOK 
❤ FACEBOOK MONIKI 


Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) –

 jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂 A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem 🙂

Follow on Bloglovin

Komentując oświadczasz, że znasz regulamin

Uściski, Ania
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Barbara Konowalska
8 lat temu

Tekst dot. toksycznych rodziców był jedną z najwartościowszych treści, na jakie trafiłam w Internecie, a książkę, którą poleciłaś w tamtym poście, przeczytałam z zapartych tchem (i łzami w oczach) w jeden wieczór. Co do ubezpieczeń – identyczny postulat wysunęłam kiedyś na zajęciach, co nie spodobało się palącej pani prowadzącej 😉 . Na szczęście moda na palenie już mija, nie wywołując już tak pozytywnych konotacji jak kiedyś.

Previous
Co ty sobą reprezentujesz pusta kobieto…
Nasienie koziorożca i peruwiańskie telenowele [tygodnik]

1
0
Would love your thoughts, please comment.x
()
x