Stąpanie po niepewnym gruncie

autor Posted on

Tworzenie w sieci nie jest dla każdego. Dlatego nie śmiem przedstawiać tego jako receptę na… lekkie życie. Bo zaiste, dla mnie ta praca to najlżejsze ze wszystkich zajęć zarobkowych jakich się imałam. Nie było ich aż tak dużo, ale też nie o wszystkich wiecie 😉

Cały tekst zainspirowany jest wiadomością od dziewczyny, która napisała do mnie odnośnie mojego bordowego płaszcza z MZ*, że nie powinnam promować produktów marki, której właściciel ma takie poglądy. Gdy zerknęłam na jej profil, zobaczyłam że sama nosi rzeczy marki Hugo Boss. Która zasłynęła kiedyś dużo gorszymi rzeczami.

I żeby było jasne… sama mam zgrzyt z tym płaszczem. Kupiłam go, bo bardzo mi się podobał, pozwalał na noszenie rozkloszowanych sukienek i miał fajny skład. Wełnę w płaszczach toleruję, bo nie dotyka bezpośrednio skóry. Z tego powodu wełniany beret też jest ok, ale po czapce będę mieć czerwone plamy. Szczerze zazdroszczę ludziom, którzy po prostu mogą nosić wszystko!

W tym przypadku co do zarzutu jest pełna moja zgoda, rzeczony wywiad z Vogue sama linkowałam na stories, a gdy ktoś pyta mnie o płaszcz, to mówię skąd jest, ale też, że nie kupiłabym drugi raz, chyba, że z drugiej ręki. Ale nie zawsze z takimi zarzutami się zgadzam. Jak mnie znacie tak wiecie, że akurat ten światopogląd mocno się ze mną kłóci, bo mam inne podejście do cielesności niż kościół katolicki.

płaszcz niezgody

🍃

Drugim powodem, dla którego zajmuję internetową przestrzeń swoimi wywodami, są komentarze, które padały kiedyś w kierunku mojej koleżanki, gdy została mamą. Ciążę przebyła bez żadnych komplikacji, poród był bezproblemowy, nie pękło jej krocze i jeszcze błyskawicznie zrzuciła ciążowe kilogramy. Na domiar złego, dziecko było odstawialne, spokojne i łatwe w obsłudze a jego ojciec aktywnie uczestniczył w domowych obowiązkach i nie tyle „pomagał” żonie, co po prostu też zajmował się domem w którym mieszka i dzieckiem, które ma połowę jego genów. Koleżanka jest moja prywatna i nie wymądrza się w sieci w stylu „chcieć to móc” ani „wszystko jest kwestią nastawienia” a i tak usłyszała, że swoim istnieniem wpędza inne kobiety w poczucie winy i prawdziwe macierzyństwo tak nie wygląda. Czyli ona nie jest prawdziwa, tak? Powinna teraz celowo przytyć 20 kg i nasmarować smalcem włosy zanim wrzuci jakieś zdjęcie na swojego prywatnego Facebooka, aby komisja do spraw prawdziwości wlepiła zielony znaczek? ✅

Tworząc w sieci, trzeba mieć dupę ze stali. Dostajesz bowiem po niej za wszystko.

Przykłady z DM-ek z ostatnich dni:

  1. Lody, które mi posmakowały – była pracownica firmy twierdzi, że szef to seksista. Nie mam podstaw by jej nie wierzyć, zasmuciło mnie to okrutnie. Ale wciąż cholernie lubię te lody. I teraz mam zrezygnować z ich jedzenia, jeść je, ale nigdy tego nie pokazywać czy uznać, że jem lody, a nie poglądy szefa?
  2. Zapytana o miejsce, gdzie smakowało mi w Krakowie wskazałam takie, gdzie naprawdę było pysznie i mi podeszło. Ten sam schemat „czy ty wiesz, co wyczynia właściciel…”. Nie wiedziałam. Jadłam obiad.
  3. Klapki z futerkiem. Że jak mogę promować buty ze sztucznego materiału, gdy jedyny słuszny wybór to skóra, bo starcza na lata. Jestem pewna, że gdybym pokazała buty skórzane, to dostałabym wyrazy oburzenia od niektórych wegan.
  4. Łosoś, którego zjadłam na obiad. Bo na Netflixie jest „Seaspiracy” i „Mroczne strony rybołóstwa”.
  5. Trzecia dawka szczepionki. Bo ktoś miał mnie za rozsądniejszą 🙃

I mogłabym tak wyliczać jeszcze bardzo długo. Wyłącznie od tego ilu masz obserwujących zależy, czy będzie inba czy nie. Typowa Karolina robiąc sobie warkoczyki na wakacjach, po prostu zrobi sobie warkoczyki. Sandra Kubicka dokona zawłaszczenia kulturowego i wyląduje na pudelku. Jedna i druga zrobi to samo, ale odbiór i ocena będą inne.

🍃

Zgadzam się, że duże zasięgi to duża odpowiedzialność. Cieszę się, że mam takie średnie i moje decyzje nie są rozkładane na atomy. Ale chronię też swoją głowę i wiem, za co odpowiadam, a za co nie.

Tworzenie w mediach społecznościowych w latach 20. XXI wieku przypomina chodzenie po polu minowym. Nigdy nie wiesz, gdzie coś wybuchnie. Jeden nieostrożny ruch i bam, pozamiatane. Może osoba, którą będziesz bronić w jakiejś dyskusji odwali coś okropnego. Może ktoś wyciągnie ci, że w gimnazjum byłaś przeciwniczką aborcji, bo zachłysnęłaś się oazą i nawet napisałaś o tym na naszej klasie. (Ja miałam wiele poglądów, z którymi dzisiaj ani trochę się nie identyfikuję i które wciąż są gdzieś w archiwum bloga 😉) Może milion osób może jeść pizzę, ale ty akurat nie jesz, tylko promujesz otyłość. Podczas gdy inna osoba robiąc to samo „normalizuje odstępstwa od diety”. Może na studiach w jednym kole naukowym działał z tobą ktoś, kogo wciąż masz w obserwowanych na Instagramie, chociaż go aktywnie nie obserwujesz. I ten ktoś popełnił okropny, homofobiczny wpis, a twoja obserwacja została uznana za poparcie. Może gdy wielu krytykujących współpracę Krzysztofa Gonciarza z Amazonem ma w domu Kindle, to jest „inna sytuacja”, jak wtedy, gdy do po tabletkę z antykoncepcją awaryjną do ginekologa puka kobieta ze środowisk kościelnych.

Dlatego gdy promowałam swojego e-booka o budowaniu zaangażowanej społeczności, odradzałam go każdemu, kto się boi krytyki i kto się wstydzi. Te wszystkie wiadomości zaczynające się od „Ania, a czy dla kogoś, kto boi się przełamać” mogłam zbyć przecież „Tak, oczywiście! Znajdziesz tam praktyczne ćwiczenia, które pozwolą ci przełamać się do mówienia przed kamerą w 3 prostych krokach”. Tymczasem prawda jest taka, że jeśli nie jesteś w stanie tworzyć ze świadomością, że przeczyta to nowa dziewczyna twojego ex, wredna koleżanka z gimnazjum i wścibska sąsiadka, to będzie ci cholernie ciężko. Wiele osób boi się prezentacji na studiach, co tu mówić o wystawianiu się na opinię tysięcy ludzi.

Mam w e-booku swoją śmiałą tezę, że to nie hejtera należy się bać, tylko najwierniejszego fana. Od zawsze zapala mi się czerwona lampka, gdy ktoś nazywa się „fanem” albo „we wszystkim się ze mną zgadza”, bo ja sama nie zgadzam się z wieloma rzeczami, które myślałam rok temu! Oczekiwania takich osób są bardzo wysokie i niemożliwe do spełnienia. I to właśnie te osoby zamieniają w zaciekłych wrogów. Zupełnie jak w „normalnym” życiu, gdy ex przyjaciółki rozpuszczają plotki i nie szczędzą złośliwości.

Problem w tym, że w internetowej działalności dochodzi skala. Załóżmy, że chodzisz do liceum i w klasie masz jeszcze 25 innych osób. Nie lubisz się mocno z trzema. Przy 250 to byłoby 30. 30 osób stojących w grupce i taksujących cię spojrzeniem na wejściu do szkoły mogłoby przerażać. A 2500 i 300? 25 tysięcy i 3000? 250 tys i 30 tysięcy? To już naprawdę spora grupa. Nie każdy będzie miał siły się z tym zmierzyć. Dlatego też nie każdy się do tego nadaje. Tak samo jak ja nie nadaję się do żadnej pracy wymagającej smaku i gustu. Byłabym beznadziejną dekoratorką wnętrz 🤪

Bloguję całe swoje dorosłe życie. A nawet więcej, bo tak regularnie to od liceum. Wiele razy palnęłam coś głupiego, wiele razy pewnie jeszcze palnę. Ale w tym wszystkim utrzymać mi równowagę pomaga świadomość, za co nie odpowiadam, a za co już tak.

Nie odpowiadam za cudze (nad)interpretacje i dopisywanie własnych historii do tego, co robię. Za prywatne poglądy właściciela marki lampki, którą mam na biurku. Za słowa i czyny osób, które obserwuję. Za to, że ktoś z alergią na orzeszki ziemne zrobi mój przepis w którym orzeszki ziemne będą.

Odpowiadam za to innych ludzi i to jest główny powód, dla którego nie widzicie w sieci moich bliskich, którzy sami w ten sposób nie działają. Ja ze swojej działalności czerpię wymierne zyski. Oni mieliby tylko straty.

Zmierzam jedynie do tego, że kłamliwa jest narracja, jakoby każdy mógł tak zarabiać i żyć w ten sposób. Zdecydowanie nie każdy, są do tego pewne predyspozycje, tak samo jak są predyspozycje do gry w koszykówkę. Dla mnie takie życie jest ok i bardzo wygodne. Gdybym się tym stresowała, to na pewno zobaczyłabym to błyskawicznie po swojej skórze, bo AZS wspaniale sprzęża się ze stresem. Ostatni raz czerwone plamy miałam wczesną jesienią i były odpowiedzią na stres okołozabiegowy. Ale wiem, że dla wielu osób to może być równie trudne, co dla mnie siedzenie prosto z obiema nogami na podłodze.

Więc zanim zaczniesz myśleć o takim życiu wyobraź sobie teściową, która krytykuje sposób w jaki urządziłaś mieszkanie, twoje umiejętności kulinarne i w ogóle to w twoim wieku miała już trójkę dzieci, pracowała zawodowo i zawsze podawała dwudaniowy obiad (to nic, że dostała mieszkanie z przydziału, miała państwowe przedszkole i babcię na każde zawołanie). A gdy już sobie to wyobrazisz, to pomnóż to razy kilka i przemyśl, czy dźwigniesz. Ja dźwigam, ale to nic nadzwyczajnego. Po prostu mnie osobiście pewnie rzeczy nie ranią. Za to nie dźwignęłabym żadnej pracy, która wymaga dyplomacji, small talku (np. sprzedawca) albo ma narzucony dresscode. Kwestia wielkiego mojego szczęścia, że akurat na to co robię jest dobra koniunktura, bo wcale jej być nie musiało.

Uściski, Ania
Subscribe
Powiadom o
guest
11 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Monika
2 lat temu

Świetne słowa, w tym wpisie zgadzam się z każdym 🙂 Właśnie wracam po latach do blogowania i były mi bardzo potrzebne .. Dziękuję !

Olga
Olga
2 lat temu

Aniu ja tu nie chce słodzić ale czyta się Ciebie jak dobrą książkę. Jak już zacznę czytać Twoje wpisy na bloga to mnie od telefonu nie oderwiesz. Mąż świadkiem:) a poza tym ucze się od Ciebie czym się nie przejmować, za co nie odpowiadam. Podjęłam nie dawno taką decyzję przy której pojawiło się takie: „a jak sobie pomyślą to i to” a później od razu pojawiło się „nie odpowiadam za kogoś myśli” i zrobiłam co chciałam. Wszystkiego dobrego. Buziaki 😀

Ula
Ula
2 lat temu

Aniu, świetny tekst. To takie prawdziwe (żeby nie napisać oczywiste), a jednak w sieci nieraz się spotkałam się ze stwierdzeniem, że KAŻDY może pisać bloga (bo to takie proste…), a nigdy nie natrafiłam na punkt widzenia przedstawiony tu przez Ciebie. Np. ja bym nie potrafiła… pisać ciekawych tekstów! A na myśl o całej oprawie (tworzenie strony, robienie i obróbka zdjęć, itp) mam dreszcze;) chociaż wiadomo, akurat jeśli chodzi o techniczne sprawy wszystkiego można się nauczyć:)

Henia
Henia
2 lat temu

Napisałam w tym miejscu długą wiadomość. Jednak zdecyduję się na skrót: jestem z Tobą jeszcze sprzed rozwojownika i bywa, że wchodzę z Tobą w dyskusję czytając Twój artykuł 😀 Widzę Twoje chwilowe zajawki i te długodystansowe wartości. Szanuję Cię za prawdziwość. I dla osób zaczynających: Ja wchodzę po raz kolejny do sieci, ale tym razem YT. Tym razem z kolei zamiast się ukrywać pokazałam swoje filmiki moim przyjaciołom i… pochwalili! Oczywiście też widzieli pewne niedociągnięcia, ale „nie przejmuj się to początki będzie lepiej!”. Obecnie nic nie publikowałam i już pytają kiedy nowy odcinek i rzucają pomysły w moich tematach! To… Czytaj więcej »

Justyna
Justyna
2 lat temu

Tekst jak zawsze dający dużo do myślenia. Jednak tym razem chciałabym zapytać o ten kostium kąpielowy ze zdjęcia, gdzie był kupowany? No kolor i fason piękny ❤️😍

Ania
2 lat temu

A ja piszę bloga, wiedząc ile czasu, energii i kreatywności to wymaga, jednocześnie sama sobie umniejszam, bo jestem jedyna w otoczeniu, która to robi i „przecież to nic takiego”. Kiedy wrzuciłam filmik na tiktoka, że ogarnęłam Islandię za 1500 zł wylało się na mnie wiadro pomyj, ale tak konkretnie. Najłagodniejszy komentarz brzmiał: „mijasz się z prawdą”… Potrzebowałam chwili, żeby się pozbierać – „bo jak to? Dlaczego ktoś zarzuca mi kłamstwo, skoro nie kłamię? Przecież pokazuję nawet ceny w sklepach…” Podobnie było, kiedy pojechałam sama do Turcji – dostawałam wiadomości sugerujące mi po co tam jadę. Tylko czy to o mnie… Czytaj więcej »

Previous
Czy Apple Watch SE zmienił moje życie?
Stąpanie po niepewnym gruncie

11
0
Would love your thoughts, please comment.x
()
x