Co zaskoczyło mnie w Tanzanii

Spędziłam prawie dwa miesiące w Tanzanii. Na kontynencie (w części zwanej Tanganiką) i na największej wyspie, czyli Zanzibarze. Nigdy nie był to pierwszy kierunek, jaki przychodził mi do głowy. Nawet nie piąty i dziesiąty. W listopadzie gdy nagrywałam live z Magdą Thetravellingonion podrzuciła taki pomysł, a ja powiedziałam „no dobra!”. Pierwszy plan zakładał w ogóle coś innego. Miałam lecieć w styczniu, kupić wizę biznesową i stamtąd pracować aż skończy się cały sezon smogowy w Polsce.

Różne rzeczy się poprzesuwały i nic z tego nie wyszło. W pewnym momencie chciałam kupić bilet i lecieć już w grudniu z myślą, że Magda doleci później. Ale się pochorowałam. A potem gdy okazało się, że na początku lutego jest ślub Kai i Mateusza z Globstory, to nawet zaczęłam pozytywnie myśleć o zmianie tych planów i zaczęłam zbierać różne rzeczy, które miałam im przywieźć z Polski. Ostatecznie cieszę się że tak wyszło. Spędziłam cudowny czas, bardzo odżyłam i mimo różnych przygód, czułam się wspaniale. Kilka razy przebookowałam loty a i tak wróciłam… za wcześnie. Gdyby nie różne sprawy formalne, posiedziałabym do maja.

Przed wylotem wiele osób straszyło mnie, że to dzika Afryka, że brak opieki medycznej, że same nieszczęścia mnie mogą spotkać. Wielu rzeczy nigdy nie zrozumie ktoś, kto tam nie był i nie rozmawiał z ludźmi. Opowiem wam kilka historii.

Co zaskoczyło mnie w Tanzanii?

  • Docieram na dworzec, mówię, gdzie jadę. Wsiadam i czekam. Aż autobus się zapełni. Jak się zbiorą ludzie, to ruszy. Pusty jechał nie będzie. Kończą się miejsca? Żaden problem, można jeszcze wykorzystać korytarz i postawić tam wiaderka i kanistry. Wszyscy się zmieszczą. Na dachu można przywiązać plecaki, walizki i wszystko co trzeba, a w autobusie może jechać z tobą kogut i worek kukurydzy.
  • Progi zwalniające to skocznie. Nikt nie zwalnia, wszyscy podskakują. Kto ma pecha i siedzi niefortunnie, ten nabija sobie guza. Ja sobie nabiłam, cały autobus się z tego śmiał, ja również :).
  • Lokalsi zatrzymywani przez policję… machają i jadą dalej. Policja nie ma ich czym dogonić. Kierowcy dają łapówki w wysokości 1000-2000 szylingów (1,60 zł- 3,20 zł).
  • Odczuwamy temperaturę inaczej. Może w górach Usambara było trochę chłodniej, ale ja spaliłam sobie dekolt, a mój kierowca zakładał kaptur. Swoją drogą gentleman, odginał mi gałązki jak przejeżdżaliśmy przez krzaki, żeby mnie nie podrapały. A ja do tej pory nie mogę zrozumieć, jak oni dają radę chodzić w jeansach w tych temperaturach!
  • Jak dotarłam na Zanzibar i zobaczyłam dachy z blachy falistej, to pomyślałam „ale tu jest bogato!”, bo przez poprzednie tygodnie jak widziałam gdzieś taki dach, to była to chata kogoś zamożniejszego. Mambo to całkiem zamożna wioska, a góry Usambara to region, który jest spichlerzem dla Tanzanii. Rosną ziemniaki, rośnie awokado i jest bardzo tanio. Płaciłam za awokado maksymalnie 300 szylingów (50 groszy). Na Zanzibarze dwa tysiące (3,20 zł). A to i tak premium price for you my friend.
  • Biały płaci zazwyczaj więcej niż lokals, mówi się na nas „mzungu”. Czy to obraźliwe? Ja się nie obrażałam bo większość mówiła z sympatią machając „hello mzungu!” albo krzycząc „mzungu picia!!!” (picture). Z tym robieniem zdjęć to jest bardzo różnie. Zanzibar to Islam i inne podejście. Nie robi się nikomu zdjęć z przyczajki, ukrycia ani w inny bezczelny sposób. Ja mam jedną zasadę. Zdjęcia są tylko wtedy, gdy lokalsi sami ich chcą. W Tanzanii był szał, każdy chciał zdjęcie, chciał je zobaczyć, a potem dostać. I jak miał słabszy telefon bez kolorowego wyświetlacza, to zaraz podawał numer do kogoś, kto ma Whatsapp. Wbrew temu co pisaliście w komentarzach, że na pewno mnie okradną, nie obawiałam się dawać im telefonu do ręki aby sami sobie zobaczyli i zrobili zdjęcia.
  • Pewnego dnia koło szkoły w Paje na Zanzibarze trzyletnia (na oko) dziewczynka robiła kupę w bramie i jednocześnie machała krzycząc Jambo! Jambo! (coś w stylu cześć). Rzeczy, które u nas są tabu albo dziwne, tam są zupełnie normalne.

  • Biały jest często traktowany jak bankomat. Chłopak w Arushy powiedział, że bardziej jak dorodna papaja. Można rwać i rwać i rwać. Nic dziwnego, wielu turystów odwala naprawdę paskudne akcje. Otwierają torbę pełną cukierków, których jest mniej niż dzieci, a nie ma opieki dentystycznej. Mają 10 zestawów pisaków, które nie są wcale wymagane w szkole, więc 10 najszybszych i najbardziej przepychających się dzieciaków je zgarnie a potem… będzie próbowało spieniężyć.
  • Koło studni przed domem w którym mieszkałam na Zanzibarze podszedł do mnie chłopak z pisakami i mówi „5000 shyling”. Ja mówię, że nie chcę, a on błagalnym wzrokiem – 1000? Nie mogę mu dać pieniędzy, bo zamiast do szkoły będzie chodził robić takie rzeczy. Czasami odruch serca jest inny niż to, co mówi rozum.
  • W Tanzanii chodzi się po wodę po kilka kilometrów do rzeki. Noszenie rzeczy na głowie jest rzeczywiście bardziej wygodne (próbowałam!), a kobiety są proste jak struny. Fizjoterapeuci nie mieliby za wiele do roboty. Noszenie wody to często zajęcie dla dzieci. Na Zanzibarze są studnie, wieczorami z tarasu widziałam kąpiące się (w ubraniach) dzieci albo takie, które w misce robiły pranie. Pitna kranówka albo woda w kranie to luksus.
  • Lokalsi sprzedają domowe soki w małych butelkach po coli. Małą colę łatwiej kupić niż małą butelkę wody. Za to duża kosztuje zazwyczaj 1000 szylingów (1,60 zł).
  • Na Zanzibarze po plażach chodzi dużo Masajów i „Masajów”, czyli przebierańców, którzy akurat są całkiem wysocy i mogą ich udawać. Sprzedają bransoletki oraz usługi seksualne. Masajska wioska masajskiej wiosce nierówna. Ja miałam okazję odwiedzić taką prawdziwą, bez tańców i piosenek pod turystów. To bardzo patriarchalna kultura. Dawniej mężczyźni chronili wioskę przed zwierzętami i najazdami oraz pasali bydło. Posiłki, pranie, szycie, budowanie domów, opiekowanie się dziećmi, wytwarzanie brasnoletek – to wszystko robiły kobiety. I nadal robią, ale zagrożenia ze strony dzikich zwierząt już nie ma, więc kobiety robią prawie wszystko.
  • Piersi nie są dla nich w ogóle erotyczne. Są do karmienia dzieci. Starsza Masajka dotknęła mojej piersi i wskazując na małe dziecko zapytała gdzie mam swoje. Powiedziałam, że nie mam. Zrobiła smutną, współczującą minę i położyła mi dłoń na głowie, jakby chciała mnie pocieszyć. Dopiero następnego dnia załapałam, że jak dziewczynce rosną piersi, to jest gotowa aby mieć dzieci i tak się to kręci. Piersi oznaczają dzieci.
  • Dziewczyny dotykały moich pieprzyków i dzięki słownikowi jednej z nich udało mi się dojść do tego, że pytały, czy pieprzyki bolą.
  • Tak, muchy rzeczywiście obsiadają im całe twarze i z jakiegoś powodu preferują ciemną skórę. Być może pachniemy inaczej. Nie ma sensu odganiać się od tych much, jest ich za dużo.
  • Masajki golą się z góry do dołu z zupełnie innych powodów niż my. W ten sposób nie atakują ich wszy. W szkole też trzeba mieć ogoloną głowę niezależnie od płci. Albo warkoczyki.
  • Siedzę na plaży w Jambiani. Podchodzi do mnie „Masaj” i pyta, czy szukam chłopaka. Mówię, że nie, i że chcę poczytać książkę w spokoju. On pyta czy czytam w suahili, ja mówię, że nie. Oferuje, że mnie nauczy, odmawiam, namolny typ. Wraca godzinę później ofukany, że wciąż czytam. Za godzinę łapie mnie znowu i krzyczy „always busy never stop working! Kolejną godzinę później „finish?”. To mówię, że tak, że finish. Więc znowu pyta. czy szukam chłopaka. Nie szukam, w dodatku dopiero co skończyłam brać leki na amebozę, którą złapałam na kontynencie i naprawdę nawet jakbym przyjechała w takich celach, to romanse były ostatnim o czym mogłabym pomyśleć. Po chwili tłumaczy mi, że nie chłopaka, tylko takiego chłopaka na wakacje, albo na wieczór. No i załapałam. Jestem sama, dla nich to oczywiste, że same dziewczyny to seksturystki. Tłumaczę cierpliwie, że nie, że ja po prostu miałam ochotę pobyć tydzień z tej szalonej podróży zupełnie sama. Ale pytam go jak to zazwyczaj działa. A on mówi, że kobiety płacą za noclegi, kupują prezenty, telefon albo coś innego. Ale że jak dziewczyna młoda i się podoba, to nie musi płacić. Po chwili się otwiera i mówi, że ma obecnie 6 takich kobiet, którym pisze czasami, że ma chorą siostrę albo mamę, albo że trzeba naprawić dach i one ślą dolary. Jednej zrobił zdjęcia i ją szantażuje.
  • Mężczyzna stolik obok żali się koledze, że lokalna dziewczyna nawet jak jest ” regularną dziewczyną”, to potem chce pieniędzy za seks. Ale zaraz dodaje, że wystarczy jej dopłacić (tu odpowiednik naszych 32 zł…) i zgodzi się bez gumki. Jest mi bardzo przykro.
  • Poznana podczas lepienia pierogów w Bwejuu Flora opowiada mi o tym, że nawet jak kobieta podejrzewa, że ma HIV, to nie mówi mężowi, bo ją wyrzuci z domu i tak przechodzi na dzieci. Ludzie są badani na HIV przy okazji, gdy chorują na malarię. Sami z siebie nie bardzo chcą się badać, bo wiąże się to z ostracyzmem.

To nie śmieci, ubrania suszą się rozłożone na trawie.

  • Dagmara, od której wynajmuję pokój na Zanzibarze opowiada, że poznała Masaja, którego siostra zmarła z powodu wyrostka robaczkowego, bo nie miał jej kto zawieźć do szpitala.
  • Pracownik straży granicznej każe mi zdjąć maseczkę na lotnisku, bo straszę ludzi.
  • Inny mężczyzna mówi – malaria danger, bacteria danger, HIV danger, no money danger, no food danger, corona no danger. Korona oczywiście jest, ale tu wszyscy są przyzwyczajeni do tego, że ludzie umieraja. Mnóstwo ludzi umiera co roku z powodu malarii. Ksiądz na ślubie Kai opowiadał o dziewczynie, która umarła z powodu rany na nodze. Wdało się zakażenie i tyle. U nas się na takie rzeczy od dawna nie umiera.
  • Dzieci biegają w balowych sukienkach. Wyobraź sobie sukienkę z balu przebierańców, w której twoja córka chciałaby iść do przedszkola ale jej nie pozwalasz, bo to „księżniczkowa”. No to w takich z drugiej ręki biegają dziewczynki na Zanzibarze.
  • Ludzie chodzą do szamanów, którzy odprawiają rozmaite rytuały. Witch-doctor (mganga) jest dobrym słuchaczem i obserwatorem rzeczywistości. Gdy rozkroił wnętrzności koguta z których wróżył co mi jest, rzeczywiście kogut miał zieloną plamkę na płucu (tym, które działa u mnie gorzej po dość mrocznym zdrowotnie okresie mojego życia). Dostałam też kawałki drewna, które miałam gotować. Nie wiem, czy to klimat gór Usambara czy zioła, ale kaszleć przestałam.
  • Pod bankiem w Moshi zaczepia mnie mężczyzna, który jest nauczycielem. Gadka szmatka, po czym opowiada mi o analnych torturach, którym poddawani są geje w Tanzanii. I o tym, że była na nich obława a ludzie są zachęcani do donoszenia. Seks dwóch mężczyzn jest bardzo surowo karany. Seks dwóch kobiet również, ale kara więzienia jest dużo krótsza. Między słowami daje mi do zrozumienia, że sam jest gejem i pyta, czemu my (biali) patrzymy na to i nic nie robimy. I czemu nie reagujemy? Pytam go o coś, czego dowiedziałam się kilka dni wcześniej, czyli o wyrzucanie ciężarnych dziewcząt ze szkoły. Mówi, że to prawda i dla niego to też skandal i że bank światowy się wkurzał i w końcu mimo to dał Tanzanii pożyczkę na edukację.
  • Pytam go o bicie dzieci w szkołach. Mówi, że nie da się inaczej utrzymać dyscypliny, bo nauczycieli jest mało, a uczniów dużo. Ale że niektórzy przesadzają i biją za mocno.

  • Jem lokalną zupę urojo. Mnóstwo lokalsów się zleciało, bo mzungu jedzą zupę. Będzie im smakować? Każdy nasz ruch bacznie obserwowany. Zupa nalewana z wiaderka, pytam, czy mogę zrobić zdjęcie. „Tak, ale tylko jak ja na nim będę”. Proszę uprzejmie!
  • Babeczka, która opiekowała się domem w Jambiani świetnie mówi po angielsku. Pytam, gdzie się tak nauczyła. A ona mówi, że w szkole takiej Kanadyjki. Pytam jak do niej trafiła. Pobiła się z nauczycielem, który chciał ją uderzyć. Zrobiła unik, on zamiast trafić w nią, trafił kijem w swoją nogę (?) i chciał jej oddać, ale ona zaczęła się z nim szarpać i chociaż wygrała i zwiała, to ze szkoły wyleciała. Pytam ją o to bicie w szkołach, co o tym sądzi. Mówi, że ona nie pozwala i nauczyciel się jej boi, bo mieszka 2 minut od szkoły i że matki czasami tłuką się z nauczycielami o to bicie dzieci. Ale że niektórzy popierają. A inni nie, bo nauczyciele biją za mocno i potem drogo jest jechać do miasta do szpitala, bo jedyny dobry szpital jest w Stone Town, a to daleko. I że jej zdaniem tu nie chodzi o dyscyplinę, a o to, że niektórzy lubią bić. Bo inni to ściszają głos i kto się chce nauczyć, to będzie słuchać, a kto nie, ten nie.
  • Kupujemy piwo na plaży w miejscówce, gdzie jeździ się oglądać zachody słońca. Resztę wydają nam w jointach.
  • Nie ma czegoś takiego, że w sklepie czegoś „nie ma”. Kupujemy lokalny bimber. Mixed fruits albo papaja, chyba to drugie, ale ciężko się dogadać. Koleś bierze pieniądze, wsiada na motocykl i znika. Wraca 30 minut później z bimbrem. Gdzie kupił i skąd skołował – nie wiem.
  • Kobiety oferują Dodo warkoczyki. Ale Dodo jest blondynką. Nie mają takich włosów. Jedna z nich mówi tylko „goldi, goldi!” dzwoni po kogoś, przyjeżdża po nią motocykl i 20 minut później wraca z włosami. Blond, rude, fioletowe. Zakładanie warkoczyków trwa prawie 4 godziny.
  • W internecie mini afera o te warkoczyki. Pytam babeczki, do której poszłam na wosk o to, co ona sądzi, bo w Polsce ludzie mówią, że zawłaszczenie kulturowe. Łapie się za boki i mówi „wy biali zawsze lepiej wiecie co myślimy i czego potrzebujemy, ale nigdy nie zapytacie co myślimy i jak się czujemy”. Czy coś w tym stylu.
  • W masajskiej wiosce tylko chłopcy szykują się do szkoły. Dziewczęta raczej pracują. Ale i tak spotykam 3 w szkole. A w zasadzie one nas, bo pamiętają nasze imiona. Wiem, że to Masajki, bo mają wypalone ślady na policzkach. Mimo dnia spędzonego u nich w wiosce nie potrafię rozpoznać wszystkich twarzy. Same podały nam fałszywe imiona, które podają wszystkim. Jak ktoś rzuci zły urok, to urok nie trafi, bo przecież nie zna prawdziwego imienia adresatki.
  • Łączę się przez VPN, bo internet różnie chodzi, Twitter jest cenzurowany. Facebook uważa, że mam jakieś podejrzane logowania i tracę dostęp dopóki nie zweryfikuję smsem, że to ja. Nie mam polskiej karty, tracę swoją stronę na fejsie.
  • Przechodzimy koło szkoły, Asia była z przodu, nauczyciel ją zaczepia i zaprasza nas do środka. Fajny, mówi, że wszyscy uczniowie to dobrzy uczniowie. Lubię go, ma dobrą energię. Pytam go, czemu nas zaprosił, bo u nas to by nie działało w drugą stronę. A on, że przyjdziemy, to zaraz dzieciaki będą musiały poćwiczyć angielski (uczył angielskiego), a to zawsze dobrze. I że jedna na 100 osób potem sponsoruje szkołę, bo jej się serce kraje. O, tu są toalety, ktoś zasponsorował – wskakuje na 3 kabiny na zewnątrz. Lubię gościa.
  • Dzieci uczą się przez przepisywanie. Często nie wiedzą co przepisują. Można skończyć szkołę i wciąż nie umieć pisać. Czasami na kilkaset dzieci przypada czterech nauczycieli.
  • Jest obowiązek szkolny, ale nie każdy posyła dzieci do szkoły. Mają dużo innych obowiązków.

To, co u nas nazywa się parentyfikacją, tam jest normą. Starsze opiekuje się młodszym i tyle.

Piszę ten tekst, bo to dobry pretekst aby opowiedzieć o świetlicy, która powstała z inicjatywy Dagmary z Mambo View Point Tanzania. To inicjatywa tylko dla dziewcząt, które zbiegają się tam tłumnie. W domu nie mają jak odrobić lekcji (dom to zazwyczaj materace na podłodze, nie ma mowy o biurku i ergonomicznym krześle). W świetlicy mogą odpocząć od obowiązków i pobyć dziećmi, ale też ułożyć puzzle, pobawić się, korzystać z gier edukacyjnych albo nadrobić braki w nauce pod okiem charyzmatycznej nauczycielki.

Wiele osób chce pomagać, ale robi to z niewiedzy głupio. Kupując kolorowe piórniki z Krainy Lodu, (5 piórników na 800 dzieci to nie jest dobry pomysł) albo rzeczy, które można spokojnie kupić lokalnie wspierając tanzańskich producentów. Dagmara stworzyła miejsce, gdzie każdy jest szanowany. Te dzieci nie są głupsze od naszych. Mają gorszy dostęp do edukacji.

Jeśli ktoś ma ochotę rzucić groszem, to ja bardzo proszę, to jest link:

https://zrzutka.pl/fdj7vc

Sama wrzuciłam tysiaka. I dziękuję, że tu ze mną jesteście, bo dzięki temu, że czytacie sponsorowane teksty i kupujecie moje produkty, mogłam od listopada przekazać ponad 10 tysięcy na dotkniętych kryzysem przez brak turystów Balijczyków i 13 tysięcy na fundację Marka Kamińskiego. Teraz wrzucam tysiąc złotych od siebie, ale jeśli ktoś ma wolną piątkę, to jest to już 1/3 podręcznika i warto. W świetlicy byłam osobiście, Dagmarę też poznałam.

Podrzucam film, w którym Kaja z Mateuszem tłumaczą co i jak:

To był dla mnie niesamowity czas a ludzie poznani w tej podróży są jednymi z moich najbardziej ulubionych. Nie był to mój pierwszy wybór, jeśli chodzi o kierunki podróży, ale będę mocno za tym wszystkim tęsknić.

Buziak!

Uściski, Ania
Subscribe
Powiadom o
guest
4 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Magdalena
Magdalena
3 lat temu

super wpis – dzieki!

Kkk
Kkk
3 lat temu

Nie na ten temat Ania, ale Ty masz tak piękny jędrny i idealny w wielkosci biust, że nawet mi jako hetero kobiecie robi się gorąco 😀 u mnie bez stanika bardziej wisi niż sterczy, wiec estetyczniej wygladam zakladajac go 🙂

Magdalena
3 lat temu

Świetny wpis. Większość ciekawostek znam, bo obserwuję Cię na instagramie, ale ekstra, że wszystko zebrałaś w jednym miejscu. Oczywiście wrzucę coś na zbiórkę. Dzięki Tobie świat może być choć trochę lepszym miejscem. Pozdrawiam.

Koci Punkt Widzenia
3 lat temu

Uwielbiam twoje teksty z podróży, bo widać, że podróżujesz świadomie i chcesz poznać ludzi, a nie tylko po to, by się pokazać, że cię stać 🙂

Previous
Moje koszmary i CBD
Co zaskoczyło mnie w Tanzanii

4
0
Would love your thoughts, please comment.x
()
x