fot:tumblr |
Późno zorientowałam się, że jest poniedziałek i późno wymyśliłam nowe wyzwanie. Zazwyczaj mam jakiś zarys już tydzień wcześniej, ale wyszło jak wyszło 🙂
W niedzielę zakończyłam wyzwanie : tydzień z makijażem. Sprostałam, to fakt, ale… to nie był „mój” tydzień. Jestem chyba jednym z nielicznych wyjątków ale w makijażu czuję się jakoś tak… niespójnie.
Przyzwyczaiłam się, że gdy rano myjąc zęby zerkam w lustro, to mam jakąś taką wskazówkę dotyczącą tego, jak danego dnia będę funkcjonować. Nie muszę wyciągać z szafki termometru – od razu wiem, czy tego dnia mam bliżej 33 , czy może 35 stopni Celsjusza, czy będę się dusić, mdleć, wymiotować czy tylko kaszleć i dzień będzie całkiem udany. Mając makijaż na twarzy czuję się jakbym była oszustką i tak też trochę jest. Może to kwestia przyzwyczajenia i gdybym malowała się codziennie przez dłuższy okres czasu, to zaczęłabym zwracać uwagę na inne sygnały ostrzegawcze które wysyła mi mój organizm.
Przez cały ten tydzień czułam się, jakby miała maskę na twarzy. Nie ma to nic wspólnego z uczuciem na skórze, bo smaruję się kremem dla dzieci babydream i wosk pszczeli w jego składzie sprawia, że czuję go na twarzy cały dzień. Chodzi mi raczej o rodzaj maskarady. Ktoś mówi – ładnie dziś wyglądasz, chyba czujesz się lepiej? , a ja czuję się fatalnie a ten ładny wygląd to efekt korektora pod oczami.
Przez minione 7 dni nakładałam na twarz tylko krem, ewentualnie krem tonujący, trochę różu i podkręcałam zalotką rzęsy. Jak miałam naprawdę dużo czasu, to jeszcze pomadka na usta i korektor pod oczy. Raz użyłam miętowej kredki.
Oczywiście, cudownie jest mieć świeżą, wypoczętą twarz, brak sińców pod oczami itp., ale ja chcę to mieć bez tych wszystkich mazideł. A żeby to osiągnąć, muszę pozbyć się wciąż nieznanej przyczyny problemu.
Szkoda, że nie mogę sobie pozwolić na let it go week.
Terminy, terminy i jeszcze raz terminy, jak się skończą to przysięgam, że się za to wezmę. 🙂
a ja myślę, że można zawsze, tylko trzeba przemyśleć, kóre terminy można zawalić bez dopuszczania do końca świata 😉
twoje zadania i późniejsze przemyślenia są bardzo rezolutne, a co tydzień wymyślanie czegoś nowego jest dla mnie pełne podziwu. 🙂
to wcale nie jest takie trudne, mam pomysły na mnóstwo wyzwań które czekają na właściwy moment 😉
Zgadzam sie z tym co poprzedniczka napisala. Rowniez jestem pelna podziwu 🙂
Lubie czytac Twoje przemyslenia na temat konkretnego wyzwania.
Pozdrawiam
a ja polecam przyłączyć się do dowolnego 😉
dobre:) czasami trzeba sobie odpuścić, tak więc zjadłam chipsy :p
😀
Ja też wolę chodzić na zajęcia, nawet gdy jestem chora, bo u niektórych wykładowców L4 nie przejdzie…
to jest właśnie chore, czasami jest tak, że lepiej 45 minut przespać na zajęciach niż potem przez godzinę odpowiadać ustnie z głupiego tematu 😛
takie wyzwanie to czysta przyjemnosc dla niektorych.. 🙂
a dla mnie jest strasznie trudne, bo zawsze brałam sobie dużo na głowę i miałam wysokie wymaganie wobec siebie ciężko mi sobie odpuścić niektóre rzeczy 🙂
Rzucam Tobie wyzwanie! Kto będzie bardziej leniwy, ja czy Ty?! Jak przegrasz to za karę będę mógł Ci wymyślić przymusowe kolejne wyzwanie (a na pewno przegrasz) ! 😀
ale moje wyzwanie nie polega na lenistwie, tylko na odpuszczeniu sobie pewnych rzeczy. Lenistwo nie leży w mojej naturze 🙂
W dzisiejszych czasach to taki tydzień przydałby się każdemu. Niestety nie jest to takie proste jakby się mogło wydawać.
dlatego się tego podjęłam. Goni mnie masa terminów, zobowiązań, rzeczy ktre często sama(!) sobie narzuciłam. Pora odetchnąć 😛
teraz też mam taki let it go week. też na zwolnieniu siedzę i daję sobie trochę luzu. czasem chyba po prostu tak trzeba.
trzymaj się ciepło : )
🙂 wzajemnie
Moje wyzwania mam nie od pon do niedzieli tylko do wtorku do wtorku 🙂 tak jakoś zaczęłam i podoba mi się tak. Tydzień z makijażem dla mnie był idealny, też nie maluję się mocno, ale wolę siebie troszkę pomalowaną. Bez żadnego makijażu czuję się goła 😀 wstawałam 10 minut szybciej codziennie i miałam czas na makijaż (ok 5min) i przy okazji jakąś fryzurę. Ten tydzień był również tygodniem fryzu dla mnie, szkoda, że zdjęcie zrobiłam tylko pierwszej 🙂
Fajny pomysł z tym tygodniem. Mam nadzieję, że kiedyś też go zrealizuję.
polecam 🙂 a wyzwania nie muszą byc przecież od poniedziałku, trzeba znaleźć sobie idealną dla siebie porę 😉
Wstyd się przyznać, ale ja za często mam taki let it go week, dlatego chyba muszę podziałać w drugą stronę… Co prawda na zajęcia dzisiaj nie poszłam, bo czuje, że łapie mnie przeziębienie i wolę spędzić ten jeden dzień w domu z litrami herbaty z miodem i cytryną i nafaszerować się witaminami, niż rzeczywiście się rozłożyć i potem musieć więcej czasu spędzić w domu, ale przynajmniej zaraz wyłączam komputer i zabieram się za nadrabianie rzeczy do szkoły 😉
przecież to nic złego 😉
Hej kochana. Aby let it go, musisz po prostu breathe;)
Polecam http://zenhabits.net/
w przenośni jak najbardziej tak, dosłownie – właśnie płuca i oskrzela mi to trochę utrudniają 😀
jedynie olejek z drzewa herbacianego mi pomaga, ew. grejpfrutowy na "ocknięcie" się 🙂
Hej 😉 zaintrygował mnie Twój blog i Twoja szanowna osoba. Jestem tu po raz pierwszy, dla jasności i już mam ochotę cofnąć sie do pierwszego posta 😉 ale pewnie mi się to nie uda… W każdym razie, ciekawe wyzwanie postawiłaś przed sobą tym razem i jestem bardzo ciekawa jego rezultatów. U mnie by to niestety nie przeszło, bo jak w domu widzą, że mam za dużo czasu wolnego to zaraz znajdują mi coś do roboty ;p
Obserwuje. Pozdrawiam serdecznie i zapraszam, A.
😉 mimo wszystko polecam spróbować !
Ciekawe wyzwanie 🙂