„Hennę” Venity kupiłam znowu, mimo kilku oczywistych wad tej koloryzacji 🙂 Zdecydowałam się na kolor, który już kiedyś na włosy kładłam, ale wtedy wyszedł trochę mniej czerwony -> link, (ciemniejszy kolor wyjściowy).
Ok, opakowanie zawiera tubę balsamu koloryzującego o pojemności 75 ml, czyli wbrew pozorom całkiem dużo, parę rękawiczek i ulotkę. Gdyby jeszcze dodawali czepek, zestaw byłby idealny, ale nie oczekuję cudów za 7zł z gorszami. Balsam pięknie pachnie i jest znacznie wygodniejszy w użyciu niż farby na bazie henny w proszku. Nauczona błędami wcześniejszych koloryzacji wycisnęłam zawartość tubki do plastikowego pudełeczka, zamiast bawić się w wyciskanie bezpośrednio na włosy (nie polecam, ślizgają się ręce w rękawiczkach i wszystko jest utytłane w farbie).
Sama koloryzacja jest prosta i przyjemna :
myję włosy i osuszam. W wilgotne włosy pasmo po paśmie wcieram balsam koloryzujący. Nie ścieka, dobrze trzyma się włosów. Moje są dość długie i balsam spokojnie starcza, więc na końcówki daję warstwę 2-3 grubszą niż trzeba.
Zawijam włosy, nakładam czepek+ręcznik i czekam sobie 3-4 godzinki. Niby trzeba 40 minut, ale im dłużej trzymasz, tym głębszy kolor. Zdarzało mi się trzymać venitę całą noc na głowie i nic złego nigdy się nie wydarzyło 🙂
Zmywam i gotowe. Żadnej filozofii w tym nie ma 😉 Kolor jest moim zdaniem piękny, w świetle dziennym mało rzucający się w oczy, ale każdy promień słońca, żarówka, flesz itp. wydobywa z niego super głębię, czyli tak, jak lubię – za dnia nie rzucam się w oczy, wieczorem czuję się super 🙂
Niestety – jak w przypadku szamponetek – woda w wannie będzie jeszcze długo kolorowa. Będę też musiała pamiętać zawsze o parasolu.
No i wada koloru – bezlitośnie podkreśla mój czerwony od kataru nos!
Na każdym zdjęciu kolor wychodzi trochę inaczej, taki jego urok 😉 Lubię blask jaki venita nadaje włosom. Kolor nr 10 – woc granatu polecam z czystym sumieniem, ale moim ulubieńcem i tak jest dzika śliwa 🙂 Miałam też bakłażan, i tycjan, ale ten ostatni ledwo chwycił. Kolejna będzie chyba jasna czerwień. Albo grzywka, która niestety za mną łazi i nie daje mi spokoju!
Prawdopodobnie nie pofarbowałabym włosów, gdyby nie obietnica którą złożyłam koleżance – pofarbuję włosy jak zdam pedagogikę specjalną. Złożyłam ją pod wpływem informacji, że z innej specjalności zaliczyły tylko 2 osoby. Moje kolokwium zostało ocenione na piękną czwóreczkę i jest to ponoć najwyższa ocena na roku (tak, chwalę się!) bo pani dr jest bardzo wymagająca. I myślę, że bardzo dobrze, bo to ważny przedmiot 😉
Dla niezdecydowanych, paleta barw :
moja ocena: 5+/6
4h ?
Jesteś pewna, że nie szkodzi to na włosy ani skórę głowy ?
nie jestem pewna , robiłam to na własną odpowiedzialność 😀 u mnie nic złego się nie stało 🙂
Dziewczyny to nie jest henna. Skład: AQUA, PROPYLENE GLYCOL, COCO-GLUCOSIDE, LAWSONIA INERMIS (HENNA) EXTRACT, ALCOHOL DENAT., HYDROXYETHYLCELLULOSE, QUATERNIUM-91, HC BLUE NO.2, PEG-12 DIMETHICONE, LAURYL ALCOHOL, PEG-75 LANOLIN, COCAMIDOPROPYL BETAINE, GUAR HYDROXYPROPYLTRIMONIUM CHLORIDE, CETRIMONIUM METHOSULFATE, CETEARYL ALCOHOL, POLYQUATERNIUM-10, ETHANOLAMINE, METHYLCHLOROISOTHIAZOLINONE, METHYLISOTHIAZOLINONE, BHT, PARFUM, BENZYL SALICYLATE, HEXYL CINNAMAL, HC YELLOW NO.2, CI 12250, HC YELLOW NO.4, TETRAAMINOPYRIMIDINE SULFATE, 3-NITRO-p-HYDROXYETHYLAMINOPHENOL. Może powodować uczulenie jak każda inna chemiczna farba do włosów. W farbach najbardziej uczula PPD, ale wiadomo jak to z chemią uczulać może też każdy inny składnik 🙂 Skład prawdziwej henny to same zioła: Indigofera Tinctoria (Indigo) Leaf Powder, Lawsonia Inermis (Henna) Leaf… Czytaj więcej »