Moja historia : Agnieszka (Lifemanagerka)

Od kiedy poznałam Agnieszkę, gdzieś z tyłu głowy kołatała mi myśl, aby poprosić Ją o opisanie historii pewnej ważne i trudnej zmiany. Czasami miałam wrażenie, że teksty, które ukazują się tutaj pod hasłem moja historia nie są zbyt…przyziemne.
Wiecie, wielki problem, wielka zmiana…a gdyby tak od innej strony? Poza wyścigiem szczurów i tym całym pędem? Odsyłam do opowieści o trudnej zmianie na lepsze. Oddaję głos Agnieszce.

Moja historia… Zastanawiam się, w którym momencie tak naprawdę się ona zaczyna. W którym momencie pojawiły się pierwsze oznaki wypalenia zawodowego i kiedy zakiełkowała we mnie myśl, że czas coś zmienić. Ale właściwie osadzenie tego gdzieś w czasie nie jest ważne, najważniejsze jest to, że ten moment nastąpił – moja do tej pory lubiana przeze mnie praca w agencji marketingowej zaczęła mnie uwierać i przynosić więcej frustracji niż satysfakcji. W sierpniu ubiegłego roku podjęłam ostateczną decyzję i zrezygnowałam z etatu na rzecz freelance’u. Zazwyczaj słyszymy, że ktoś odszedł z pracy aby rozkręcać swoją firmę, pracować na własny rachunek i w efekcie zarabiać więcej. Mój cel był inny. Podjęłam świadomą decyzję, że chcę ograniczyć czas poświęcany pracy, brać wyłącznie zlecenia odpowiadające moim zainteresowaniom i specjalizacji, nawet gdyby wiązało się to ze zmniejszonymi dochodami. Mogłam sobie na to pozwolić, w końcu wcześniej intensywnie na to pracowałam. Tak naprawdę dopiero jesienią uwolniłam się od prowadzonych wcześniej projektów i dopiero wtedy przyszedł czas, kiedy poczułam wolność. Cieszyłam się, że kiedy inni walczą z podwykonawcami i klientami, ja spaceruję i podziwiam zmieniające się kolory drzew. Dawało mi to dużo przyjemności, ale szybko pojawiła się „rysa na szkle”. A konkretnie „zespół abstynencyjny” – z bardzo aktywnej zawodowo osoby nagle stałam się początkującym freelancerem (czyli freelancerem bez wielu zleceń ;)) i przestałam sobie z tym radzić. Tak wiele czasu na myślenie i wałkowanie problemów (których nie brakowało)… A na dodatek totalny spadek motywacji, która dla mnie zawsze szła w parze z pracą i sukcesami. Bez pracy nie ma sukcesów, a bez sukcesów nie ma motywacji. Przyszedł czas kiedy wstawałam z łóżka tylko dlatego, że musiałam rano wyjść z psem. W zasadzie otarłam się wtedy o depresję, ale w porę zareagowałam i zwróciłam się po pomoc do psychologa. Tak naprawdę dopiero z nadejściem wiosny zaczęłam wychodzić na prostą. Odzyskałam motywację do działania, zaczęłam szukać nowych zleceń, zaktywizowałam się na różnych płaszczyznach. Na efekty nie trzeba było długo czekać – w odpowiedzi na moje oferty otrzymałam m.in. propozycję stałej pracy w znanej agencji marketingowej. Cóż to był za dylemat! Zrezygnowałam z etatu, wpadłam w niezły dół a tu proszę, szansa aby znowu wrócić do gry, ale przy jednoczesnej rezygnacji z dotychczasowych planów i marzeń. Już byłam na to zdecydowana (wierząc, że właśnie takich wyzwań potrzebuję), już praktycznie podjęłam decyzję o przyjęciu tej pracy, kiedy uświadomiłam sobie, że strasznie mnie to unieszczęśliwia. Na myśl o codziennych wyprawach na drugi koniec Wisły i o co najmniej 8 godzinach za biurkiem chciało mi się płakać. Miałam być wolnym, niezależnym i szczęśliwym człowiekiem, a zapowiadała się niezła harówka na etacie + popołudniami (nie chciałam rezygnować z dotychczasowych zleceń). Wiedziałam też, że na tej decyzji ucierpi również moje największe hobby jakim jest mój blog. Na szczęście nie było jeszcze za późno na wycofanie się z tej niezbyt dobrej decyzji. Dziś wiem, że dobrze zrobiłam. Za wcześnie chciałam zrezygnować z moich marzeń! Praca na etacie, szczególnie w kolejnej agencji marketingowej nie jest tym, co chcę w życiu robić. Już wiem jak to smakuje i nie chcę znowu przez to przechodzić. Teraz kiedy z dystansu patrzę na tę branżę, widzę wszystkie jej niedoskonałości. Zawalanie nocy lub weekendów z powodu 1587 poprawki na ulotce, której i tak nikt poza mną i klientem nie przeczyta, kłóci się z moją definicją równowagi życiowej. Jest mnóstwo osób, które pokochają taką pracę, ale ja już nie potrafię… Jak więc teraz wygląda moje życie? Tak jak to zaplanowałam. Sama zarządzam swoim czasem i ustalam priorytety. Zmieniła się dla mnie wartość pieniądza. Trzymam się prostej zasady – od zarobków ważniejszy jest dla mnie mój komfort psychiczny. Nie przyjmuję zleceń, które mogłyby powodować u mnie frustrację – mogę zarobić mniej, ale od ślęczenia całymi dniami nad znienawidzonym projektem wolę na przykład długie spacery z psem. Nikt mi za nie nie płaci, ale co z tego? Są wartości ważne i ważniejsze. Freelance ma oczywiście także swoje ciemne strony, np. to, że czasami nie da się uniknąć pracy wieczorami i w weekendy, ale jeśli tak się czasami dzieje to jest to efekt mojej świadomej decyzji przekładającej się na konkretny zysk. Tego samego nie można powiedzieć o sytuacji, kiedy wyrabiam agencyjne nadgodziny, do których zmusza mnie klient. Po więcej „blasków i cieni” freelance’u zapraszam na mojego bloga, a tutaj czas na krótkie podsumowanie… Jaki w ogóle jest morał tej historii i dlaczego się nią dzielę? Aby pokazać, że realizacja marzeń i planów czasami idzie jak po grudzie. Może nam się nic nie udawać, możemy napotykać pokusy aby zrezygnować z tej obranej drogi, ale… Moim zdaniem nie warto się poddawać. Nie można być szczęśliwym robiąc coś wbrew sobie. Jeśli czegoś bardzo pragniemy – czy to w życiu zawodowym czy prywatnym – trzeba do tego dążyć nawet wtedy, kiedy momentami wydaje się to bez sensu. Trzymam kciuki za wszystkich podążających za marzeniami!

___________


A ja odsyłam na blog oraz instagram autorki 😉


Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) –

 jeśli chcesz być na bieżąco, zostan obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂

 

Follow on Bloglovin

Lubisz – zalajkuj 😉

Uściski, Ania
Subscribe
Powiadom o
guest
30 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Anonimowy
Anonimowy
9 lat temu

Takiej historii mi tu brakowało. Nieprzeciętnej kobiety walczącej o pozytywne życie, niekoniecznie kogoś z patologicznej rodziny, skrajnej biedy czy z wielkimi problemami. To przemawia do mnie bardziej, chociaż poprzednie opowieści też lubię 🙂

megirosa
9 lat temu

Cieszę się, że również i takie historię się tu pojawiają, każdy trafia na inne warunki i trzeba maksymalnie wykorzystać to co się ma, nie ma mniejszych i gorszych zwycięstw 🙂 Poza tym sytuacja autorki jest mi bliska, bo ja również cenię sobie swój własny czas i komfort bardziej niż pieniądze i kiedyś w dalszej przyszłości planuję przykrócić pracę na etacie. Doświadczenia autorki są tu cenne, bo ukazują negatywne strony, o których raczej rzadziej się mówi.

pidzamowa
9 lat temu

a ja dziś zaczęłam pracę w czymś w stylu wielkiej korporacji, na razie przechodzę szkolenie i robię wielkie oczy na widok cotygodniowych podsumowań efektywności każdego pracownika wywieszonych na ścianie, na widok boksów i elektronicznie wysyłanych próśb o to by wstać na chwilę od stanowiska… ja, której marzy się wolny zawód pisarki wchodzę w coś takiego? nie wiem czemu, ale poczułam ochotę sprawdzić jak to jest pracować w takiej firmie i jeszcze się mnie ta ochota trzyma, choć większość ludzi których znam uciekła stamtąd po miesiącu. to chyba właśnie ta przekorna część mojej natury sprawia, że jednego dnia latam paralotnią, a… Czytaj więcej »

Seldirima
9 lat temu
Reply to  pidzamowa

Trzeba mieć naprawdę mocną psychikę, żeby wytrzymać w korpo np. ponad rok. Owszem, zarobki są dobre, ale poczucie własnej wartości podobno leci mocno w dół, jest ciągła presja ze strony supervisorów, traktowanie pracownika jak niewolnika, śmiecia, mimo że w większości są to ludzie po studiach, z fakultetami (nie mówię, że ktoś po maturze czy zawodówce zasługuje na takie traktowanie, ale tu samoocena spada maksymalnie, mimo że teoretycznie jest się "kimś". Gnoją cię np. ludzie gorzej wykształceni, zajmujący dane stanowisko dzięki znajomościom). Ja nawet nie byłam w korpo, ale w sklepie na pewnym poziomie i nie wytrzymałabym tam roku – efektywność… Czytaj więcej »

Monika | RefreshYourDaily

Zawsze wydawało mi się, że Lifemanagerka ma na imię Agnieszka 🙂

SzczęścioManiaczka

Bo ma 😛 Ani musiało się coś pomylić 🙂

Anonimowy
Anonimowy
9 lat temu

Aniu, mi też się tak zdarzało z tymi imionami 😀 Do takiego Radka z akademika ciągle mówiłam Rafał 🙂

Anonimowy
Anonimowy
9 lat temu

Ja mam jeszcze bardziej ekstremalnie – zawsze mylą mi się Renaty z Grażynami!

lifemanagerka
9 lat temu

Ania nie przejmuj się, przynajmniej się uśmiałam w środę o poranku jak to zobaczyłam 😀 zastanawiałam się skąd to wzięło, ale faktycznie często tak jest, że dwa imiona się tak ze sobą mylą. A sąsiad moich rodziców dla odmiany mówi do mnie pani Aniu i już nawet nie zwracam na to uwagi 😉

Ambasada Urody
9 lat temu

Cieszy mnie to, że są ludzie na ziemi podobni do mnie… Miałam podobną sytuację, a gdy rezygnowałam z etatu cała rodzina i wszyscy znajomi patrzyli na mnie jak na dziwadło 😉 Moja praca dla wielu mogła wydawać się tą wymarzoną, ale nie dla mnie… Teraz zarabiam tyle samo, ale spełniam się w tym co robię. Mam czas dla siebie

Agnieszka Rumińska
9 lat temu

Historia brzmi bardzo znajomo:-) jestem w połowie drogi do realizacji swoich marzeń. Kiedy zrezygnowałam z pełnoetatowej pracy w uznanej w całej Polsce instytucji kultury aby móc rozwijać swoje umiejętności śpiewu solowego zagranicą też wszyscy patrzyli na mnie jak na odludka:) jeszcze nie osiągnęłam tego, o czym marzę, ale jestem na dobrej drodze – i to jest na ten moment najważniejsze:-)

Artinowy Świat
9 lat temu

Trzeba dążyć do marzeń! Dobrze, że Tobie się udało, ja jestem w trakcie ;D

gorzkakokoszka
9 lat temu

Jaka pozytywna historia 🙂 I co za autoświadomość autorki 🙂 Poproszę link do jej bloga 🙂

gorzkakokoszka
9 lat temu
Reply to  gorzkakokoszka

Sory, jest link do bloga 🙂 Tak się zaczytałam, że nie zauważyłam linka 🙂

tlusta_papuzka
9 lat temu

'Teksty nie są zbyt przyziemne' tzn. są zbyt górnolotne?… 😉

Dziękuję za historię bardzo optymistyczną; na blog autorki też zajrzę – a nuż widelec znajdę coś dla siebie.

Martynosia
9 lat temu

Wszystko fajnie i moze faktycznie pieniadze to nie wszytko, ale trzeba miec pieniadze, aby wlozyc cos do barnka czy zaplacic za mieszkanie. Mozna sobie pozwolic na takie zycie pod warunkiem, ze jest sie pewnym, ze zlecenia sie pojawia, lub majac dobrze zarabiajacego partnera, ktory dom utrzyma, a my mozemy sobie robic co chcemy 😉 Fajnie, tez bym tak chciala, jak pewnie kazdy, niestety rzeczywistosc jest inna, zreszta wole miec pewnosc, ze co miesiac dostane wyplate i bede mogla sobie na to i owo pozwolic, a nie liczyc i sprawdzac ktore rachunki zaplace w tym miesiacu, a ktore moga poczekac do… Czytaj więcej »

lifemanagerka
9 lat temu
Reply to  Martynosia

Ani nie byłam pewna ze zlecenia się pojawią, ani nie mam bogatego partnera, w zasadzie sytuacja jest dokładnie odwrotna. Wspominam o tym w historii – wcześniej dużo pracowałam, nazbierałam oszczędności na ten początkowy czas i tylko dzięki temu płacilam wszystkie rachunki na czas ;). Do takiej decyzji trzeba się po prostu przygotować.

Anonimowy
Anonimowy
9 lat temu

Również nie rozumiem słów, że rzeczywistość jest inna. Jestem grafikiem i na freelance przechodzilam 2 lata – dopiero po tym czasie bezboleśnie zajęłam się tylko zleceniami i zdecydowanie mam co włożyć do garnka, na rachunki tez starcza 🙂 co to za teksty z tą rzeczywistością? Moje życie nie było lukrowe. Wybrałam beznadziejne studia(socjologia) poszlam na kurs grafiki z Urzędu pracy jako bezrobotna,tylko dla stypendium szkoleniowego i tak cudem zaczepilam się w pierwszej firmie. Determinacja i chęć a da się wszystko 🙂

Karola S.
9 lat temu
Reply to  Anonimowy

Jak dla mnie to też powinnaś opisać szerzej swoją historię 🙂 Podoba mi się to i to bardzo, szczególnie, że sama jestem na etapie powolnego żegnania się z etatem (póki co to etap zwiększonej harówki, żeby uzbierać trochę oszczędności na start). Także tym bardziej podziwiam i zazdroszczę 🙂 To naprawdę super, że zamiast narzekać na wspomnianą "rzeczywistość" zaczęłaś ją sama kreować! Życzę sobie i innym takiej odwagi 🙂

Karolina W
9 lat temu

Bardzo motywująca historia. Często zdarza mi się myśleć, że jeżeli coś mi nie wychodzi, nie układa się to nie warto o to walczyć, bo i tak nic z tego nie będzie. Ta historia pokazuje, że jednak warto trzymać się tego o czym się marzy i dążyć do spełnienia, nawet jeśli początkowo jest trudno i wszystko nam się wali. Postaram się wbić sobie to do głowy 😉

tlusta_papuzka
9 lat temu

Jeszcze dołożę b. ciekawy link (i nawet trochę w temacie):
http://www.ted.com/talks/julian_treasure_how_to_speak_so_that_people_want_to_listen

Stylowo i Zdrowo
9 lat temu

Na twoim blogu mnóstwo motywacji. Dzięki

Weronika | mavelo.pl

Od dobrych 2 lat chcę zostawić etat na rzecz własnej działalności… I cały czas się boję… Co to będzie, czy jest świat poza etatem? ;)) I fajnie czytać, że jest. Bardzo motywująca historia 🙂

Wreddu
9 lat temu

Długo podchodzilam do tego tekstu i w zasadzie sama nie wiem dlaczego 🙂 ale w końcu podeszlam i jak zawsze się nie zawiodlam 🙂 bardzo lubię te historie z życia wzięte. Dla mnie, jako dla osoby, której życie zawodowe ogranicza się do wakacyjnej pracy w ogrodnictwie, gdzie pracują rodzice to takie rzeczy są trochę jak z jakiejś bajki.
Człowiek wie, że może tak być, ale nigdy się z tym nie spotkał, a dzięki takim wpisom można spojrzeć na świat z innej strony i to w ka.zdej dziedzinie życia 🙂

Kangarooo
9 lat temu

Świetna historia! Sama marzę o tym, żeby nie musieć chodzić do pracy do żadnej korporacji. Tylko tak się zastanawiam, że musi Ci naprawdę świetnie iść z tymi zleceniami. W sensie, że musisz dostawać wiele zleceń dopasowanych do Twoich potrzeb, skoro nie masz problemów z utrzymaniem się. Gratulacje! Mam nadzieję, że będziesz mogła przez całe życie cieszyć się upragnioną swobodą:) pozdrawiam i trzymam kciuki za Ciebie!

Copywriter(ka)
9 lat temu

Takie jest życie, raz na wozie, raz pod wozem. W takiej sytuacji sama też się znalazłam. Praca na etacie czyt. praca w szkole = niż demograficzny. Założyłam własną działalność, pracuję jako freelancer i sama jestem dla siebie sterem, żeglarzem, okrętem. Zawsze o tym marzyłam. Minusem jest zdobywanie zleceń, ale od czego ma się głowę, przecież nie od parady. Pozdrawiam wszystkie zdecydowane i uparte kobiety 🙂 A opisana powyżej historia tchnie optymizmem i o to chodzi.

Kasia
9 lat temu

Agnieszka zmusza do refleksji nad swoim życiem. Będę wracać do tego tekstu zawsze, gdy zboczę z drogi prowadzącej do realizacji moich marzeń.

Kasia Innooka
9 lat temu

Sama jestem na etapie rozmyślania o własnej firmie i chyba coraz bardziej do tego dojrzewam. Teraz zapisuję się jeszcze na studia podyplomowe i stała posada będzie dla mnie na tą chwilę wygodniejsza, ale jak je ukończę idę na swoje… mam nadzieję 🙂

Itysia
9 lat temu

O własnej działalności myślałam od początku. Takich motywacji nam trzeba! Super czytać o kimś, kto już przeszedł drogę, po której się właśnie idzie 🙂 Moja jeszcze trochę czasu zajmie 🙂

Anna Sadka
Anna Sadka
6 lat temu

Jestem właśnie w takim samym momencie życia: wypalenie zawodowe + rezygnacja z pracy + zupełnie nie mam ochoty wracać na etat + zwątpienie czy obrałam dobrą drogę. Ciekawe, że trafiłam na ten wpis zupełnie nie poszukując informacji na ten temat 🙂 Wczytywałam się właśnie w newsletter Doroty Goldmann i trafiłam tutaj – na ten konkretny wpis. Jakaś magia chyba 🙂 Przy okazji, pozdrawiam Cię Aniu 🙂

Previous
Motywacyjny poniedziałek : Bumerang
Moja historia : Agnieszka (Lifemanagerka)

30
0
Would love your thoughts, please comment.x
()
x