A nawet dłużej. To nie jest mój najlepszy rok. Ktoś powie, że w dupie mi się poprzewracało, bo byłam 2 miesiące w Tanzanii, skoczyłam ze spadochronem, kupiłam mieszkanie i powinnam skakać ze szczęścia. Nie skaczę, bo to nie jest mój czas zdrowotnie. I nie mówię tylko o ostatnich dniach. Chociaż teraz też nie spodziewałam się, że będę goić się tak długo. Że do całkowitej równowagi wrócę za pół roku, to wiedziałam. Że po prawie dwóch miesiącach wciąż będę się bawić z otwierającą się pozabiegową raną – nie.
Ale moje odpuszczanie nie zaczęło się teraz. Pierwszy raz odpuściłam sobie po gimnazjum. Bo do gimnazjum to pasek na świadectwie i uczestnictwo w każdym konkursie jaki istniał, od szkolnego konkursu z fizyki i chemii, przez turniej gier planszowych aż po powiatowy konkurs wiedzy o grzybach pod przaśnym tytułem „Jesień w lesie grzyby niesie„.
W liceum stwierdziłam, że dziewczyno, na cholerę ci to. Poszłaś do liceum dobrze napisać maturę, nie sprawdzian z historii. Więc pisałam kiepsko sprawdziany i świetnie napisałam maturę. Pierwsza ocena inna niż piątka była najgorsza. Na dzień dobry dostałam jedynkę z chemii, nie polubiłam się z nauczycielką od pierwszego dnia, gdy na lekcji organizacyjnej, o godzinie 12:00 powiedziała, że jak ktoś chce, to może wstać na Anioł Pański.
Nie jestem jednak rebeliantką, czuję rozczarowanie sobą, gdy wkraczam na przejście dla pieszych na mrugającym świetle, pilnuję dat i terminów i gdy wczoraj w piekarni pani policzyła mi tylko za chleb i zapomniała za ciastko, to się sama upomniałam i naprawdę nie wyobrażam sobie inaczej.
Nie wiem czy ktoś pamięta początku tego bloga. Był tu z boku taki baner, że nowy tekst codziennie o 17:00. I tak było, codziennie był tekst. Aż któregoś dnia nie dałam rady. I ten pierwszy dzień był najgorszy. Nie, świat się nie zawalił, ale ja czułam się z tym… źle. Dziwnie. Ale potem dobrze. Jakby mi ulżyło.
Był też taki moment, gdy co tydzień pojawiał się tekst z cyklu „tygodnik”. Taki zbiór różnych linków, ciekawostek, wydarzeń z tygodnia. Teraz takie rzeczy wrzucam na instastories, ale wtedy instastories nie istniały. Pamiętam pierwszy raz jak odpuściłam i nie napisałam tego tekstu. Byłam wtedy w Tajlandii i to była końcówka 2016 roku. Wtedy już nie czułam się z tym źle. Poczułam się wolna.
Wszystkie te zasady i cała ta presja nie pochodziła z zewnątrz, bo, uwaga – nikt się na mnie nie obraził! To była presja, którą narzuciłam na siebie sama.
W tym roku musiałam nauczyć się odpuszczać na nieznaną sobie dotąd skalę. Odpuszczać wyjazdy (ciężko anuluje się bilety lotnicze), odpuścić remont, odpuścić e-booka…
Jestem zmęczona i to potwornie. Praca na dwa etaty to nie tylko praca po 16h, ale też praca po 11-12 razem z weekendami. Powiedzmy, że nie zawsze godzinowo wyrabiam dwa, ale więcej niż 1,5 od dawna. I to bardzo, ale to bardzo źle. Zresztą, nie będę z siebie robić męczennicy bo nie o to chodzi, gdy przeczytałam oburzenie na wymagania Ani Skury co do pracy jej asystentki to pomyślałam, że to co ludzie nazywają w komentarzach niewolnictwem to… nawet nie połowa tego, co nieodpłatnie robi w Polsce wiele matek. I jestem pewna, że czasami mają ochotę rzucić to w diabły.
Poszukałam rozwiązania problemu, nie robię już wszystkiego sama, za maile i umowy odpowiada Maciek, mój menadżer, za obsługę sklepu asystentka. W zeszłym roku o tej porze po nocach składałam e-booka, teraz to oddelegowałam. Ale moja marka osobista i firma rosną w szalonym tempie, a ja nie nadążam. Rok temu wydając e-booka o tym jak podróżować, miałam 76 tysięcy followersów. Wiem, bo Patryk, która ustawia reklamy wygrzebał z tamtych kreacji. Teraz mam 152 tysiące. Moja doba nie rozciągnęła się jednak dwa razy, a wiadomości, komentarzy i spraw jest dwa razy więcej. A przecież mój profil to nie jedyne, co robię.
Nie wyrabiam, zaczęłam wiele rzeczy zawalać. Wzięłam na siebie sporo zobowiązań, gdy czułam się dobrze, ale niekoniecznie jestem w stanie wywiązać się z nich tak jakbym chciała, gdy w formie już nie jestem.
We wrześniu olałam całkowicie pisanie e-booka i cieszyłam się Rzymem, a potem piękną Gruzją. Odpuściłam, miałam na głowie przygotowanie się do 👨🏻⚕️🔪 i wypoczynek.
Po 👨🏻⚕️🔪 zaplanowałam sobie 2 tygodnie urlopu, podczas którego miałam odpocząć. Hahaha, o ja naiwna! Zamiast czytać książki – spałam, zamiast oglądać seriale – spałam. Wszystkie relaksujące mnie przyjemności jak sauna czy wanna z gorącą wodą były zakazane. Gdybym chociaż mogła spać na hamaku pod palmą, to jeszcze coś. Ale nie. Co więcej – ani trochę nie wypoczęłam.
Jakiś czas temu przestałam czasowo ogarniać różne formalności i wystawiałam faktury z opóźnieniem (ale zawsze w okresach rozliczeniowych). Któregoś dnia Maciek stwierdził, że na jedno wychodzi czy napisze mi komu mam wystawić fakturę, czy wystawi ją sam. Dałam mu dostęp do systemu faktur i… całkowicie odpuściłam kontrolę nad swoją firmą.
Z wszystkich zajęć (wbrew pozorom jest ich sporo) zostawiłam sobie tylko Instagram.
Jak wyglądał ten miesiąc? O dziwo… dobrze. Świat się nie zawalił. Ja miałam jakieś tam drobne zadania w kalendarzu i skupiłam się na pisaniu e-booka, wszystkie stresujące mnie zajęcia przejęli inni. Aż do wysłania księgowej faktur nie miałam pojęcia ile zarobiłam we wrześniu, za ile robiłam różne zlecenia. Gdy ktoś pisał do mnie wiadomość, prosiłam o ustalenie wszystkiego z Maćkiem. To samo, gdy ktoś do mnie dzwonił.
Mój świat się nie zawalił. Żyję. Moja firma nie upadła. Nie jestem niezastąpiona.
Dlaczego zatem cisnęłam pisanie e-booka?
Bo pisanie mi pomaga. Kocham pisać. Poza tym rozwaliłam sobie dobę, jedne tabletki co 6h, drugie co 8. Nie mogłam jeść fajnych rzeczy, leżeć w wannie z gorącą wodą, trenować, ani robić żadnej z rzeczy, które mnie odprężają. Nawet nie mogłam się schylać!!!
Rozpaczliwie potrzebowałam natomiast powodu, aby codziennie wstać z łóżka i zrobić coś. Cokolwiek. Inaczej czułabym się jak w więzieniu, bez żadnego celu, bez niczego. Gdyby nie pisanie e-booka, płakałabym każdego dnia z bezsilności i poczucia beznadziei. Nie potrafiłam skupić się na układaniu puzzli, na filmach zasypiałam.
Pisanie e-booka natomiast dawało mi przeogromną frajdę. Czułam, że wręcz muszę pisać, że słowa same cisną mi się na klawiaturę. Że pewność siebie i poczucie własnej wartości to coś, co mnie kręci, o czym mam coś do powiedzenia. Miałam wrażenie, jakby słowa nie wychodziły ze mnie, tylko jakby po prostu przepływały przez moje palce a pochodziły z jakiegoś innego miejsca. Nie musiałam się zastanawiać nad tym co napisać i jak napisać. Gdybym potrzebowała to odpuścić, to bym odpuściła, jak zrobiłam to latem (premiera miała być we wrześniu). To pisanie było dla mnie jak dla niektórych bieganie albo robienie na drutach. Albo ukochana pasja. Ani przez moment się do tego nie zmuszałam.
A odpoczynek? Cóż, odliczam dni do momentu, gdy mi się wszystko zagoi i będę mogła. W grudniu planuję mały urlop, a potem większy, jak tylko skończy się remont. Swoją drogą, ten też odpuściłam 🙂 W sierpniu i wrześniu w mieszkaniu nie działo się prawie NIC. Nie miałam głowy by tego pilnować, byłam zmęczona ciągłym przekładaniem 👨🏻⚕️🔪. Ja prawdziwie odpoczywam latem. Nie ma lata, więc trzeba wyjechać tam, gdzie jest. Potrzebuję zmienić środowisko.
Teraz z kolei mam bardzo intensywny czas, bo trzeba przygotować wszystko do premiery. Odwaliłam kawał dobrej roboty, nie mogę jej zmarnować. Trzeba wszystko poustawiać w sklepie, poprawić pliki, dopilnować znaku wodnego, aby nanosił zakodowane dane kupującego w niewidoczny sposób w każdym egzemplarzu. Szczególnie, że oprócz mojego e-booka w sklepie jest też ten Maćka, a teraz będzie jeszcze jeden (na razie sekret😁).
Swoją drogą, całkiem ładnie to wyszło co?
Ale nie martwcie się, odpuszczanie jest spoko. Jeśli zdrowotnie wszystko się uda, to po remoncie chciałabym wyjechać na miesiąc lub dwa na Bali i oddać się relaksowi. Pieniądze dawno odłożone. Rozważam też wyrzucenie na ten czas aplikacji społecznościowych z telefonu. Albo ograniczenie ich do godziny dziennie i wyłączenie opcji pisania do mnie wiadomości.
Odpuszczanie jest fajne. Umiem odpuścić, gdy coś wynika po prostu z mojej głupiej ambicji. Ale pamiętając jak zaczynałam, coś wam szczerze napisze – łatwo się odpuszcza, gdy ma się bezpieczeństwo finansowe. Poduszkę oszczędności, z której można skorzystać albo zaufane osoby wokół. Ania 2013 nie mogłaby odpuścić, bo jakby odpuściła, to nie miałaby z czego zapłacić rachunków. Jak wielu Polaków, których nie stać nawet na L4, bo to oznacza obniżone dochody, a nawet z pełnymi jest od dziesiątego do dziesiątego. Jak wielu Polaków, którzy nie mogą przejść choroby w domu, bo są na śmieciówkach. Gdyby tamta Ania, klepiąca teksty na umowach o dzieło, była bardziej pewna siebie, to wyceniałaby swoje umiejętności wyżej. Stawiałaby granice klientom i nie zasuwała po godzinach, bo nie bałaby się, że odejdą. Nie bałaby się odpowiadać na ogłoszenia dotyczące zleceń z jej snów, bo „za mało umie”. Umiałam wystarczająco. Założyłaby dużo szybciej własną działalność. Chciałabym móc jej powiedzieć to wszystko, co wiem dzisiaj…
A wróć, powiedziałam! Przecież napisałam jej to w e-booku. Napisałam go dla młodszej siebie. Naprawdę, żałuję, że nie ma takiej opcji, że starsza wersja nas samych łączy się z nami z przyszłości i mówi uśmiechnięta „hej, zobacz, mam się świetnie, wszystko ostatecznie się ułożyło!”. Może wtedy bym jej uwierzyła i uwierzyła bardziej w siebie?
na zdjęciu „pewna siebie” Ania level 2013
Buziak, lecę do wanny z niezbyt gorącą, ale jednak ciepłą wodą i kubełkiem lodów…
Premiera e-booka w czwartek 25.11 o 18:00! Wcześniej montują mi meble kuchenne 🤡
Ainu, czy words co to jest „koszt alternatywny”? Wiele matek nieodpłatnie wykonuje prace ponieważ zapłata za to jest brak konieczności ponoszenia kosztu finansowego poprzez zapłacenie komuś innemu. Analogicznie, jeżeli ktoś sam sobie wytapetuje pokój zamiast zatrudniać ekipę do tapetowania to wprawdzie sam wykona prace, poświęci czas ale jego gratyfikacja będzie brak konieczności wypłacania wynagrodzenia ekipie remontowej. W małżeństwach ludzie często podliczają czy taniej będzie wynająć opiekunkę do dziecka oraz gosposie, przy jednoczesnym powrocie rodzica do pracy czy bardziej opłaca się żeby jednak został w domu i zajmował się czynnościami wychowawczo pielęgnacyjnymi. Pragnę zauważyć ze dotyczy to również starszych rodziców. Często… Czytaj więcej »
Wiem też co to jest krótkoterminowa niewygoda na rzecz wygody później.Chwilowo bardziej opłaca się finansowo zostać w domu z dziećmi. Tylko potem zostaje przerwa w CV i trudność ze znalezieniem zatrudnienia potem. Jeśli pensja żony minus pensja opiekunki daje 500 zł na plus tylko i ktoś uważa, że za 500 zł nie opłaca się pracować, to potem ponosi koszt wypadnięcia z branży.
Dziwnie bez Twoich stories na dobranoc. Ale dzień pełen wrażeń, więc nie mogło być inaczej. Mam nadzieję, że remont w mieszkaniu wszedł na dobre tory. I cieszę się z premiery ebooka. Na dniach powinnam kupić. Ale najpierw muszę zbadać krew przed wizytą u nowego endo, więc pieniążki tymczasowo zamrożone na poważniejsze rzeczy. Zjadłam wczoraj pierwszego Drwala w tym sezonie i tak sobie pomyślałam, czy też lubisz tego tłuściutkiego skurwysyna. Bo ja uwielbiam XD Teraz podają go w takim ślicznym opakowaniu w groszki! I boczek jest też na bułce. No, to kończę mój komentarz. Ale żadnego nie było, to kusiło. Zdrowia,… Czytaj więcej »
Lubię 😀 Ale to nie jest dla mnie czas na fastfoody 😀
Ja też odpuszczam. Kuchenka brudna, podlogi nieumyte, naczynia w zlewie. A ja mój czas poświęcam na siebie, partnera, dziecko, studia, bloga i pisanie e-booka o endometriozie. Porządek nie jest moim priorytetem, więc odpuszczam.
Dużo zdrowia dla ciebie!
dzięki! szanuję takie odpuszczanie
Wszystkim odpuszczającym dedykuję Elektryczne Gitary. Bo czy można mieć wyrzuty bujając się w rytm „Wszsytko chuj” czy też „Przewróciło się nieć leży”? No nie można, trzeba się bujać 🙂
I „Róbmy swoje” Młynarskiego. Bo nie na wszystko mamy wpływ. A jak nie mamy na coś wpływu to po co się spinać?
O rany Ania, jestem z Tobą od początku ale dopiero teraz uświadomiłam sobie JAKI TO KAWAŁ CZASU 😱 pamiętam też tą spódnice z 2013 – szalenie mi podobała, tylko pieniędzy było brak.
Rzadko pisze, ale obserwuję i tutaj i na insta i przesyłałam Ci dobrą energię w ostatnich trudnych dniach.
Trzymaj się ciepło!
ta spodnica kosztowała w lumpie przy Gdańskiej w Bydgoszczy 2 zł 😀
Chciałabym, żeby w blogosferze było więcej osób takich, jak Ty – szczerze piszących o zarzynaniu się, o odpuszczaniu, o problemach zdrowotnych, nie wciskających amerykańskiej, zawsze „profesjonalnie” uśmiechniętej wizji siebie i świata, widzących nie tylko swoją sferę klasy średniej, ale i klasę, która nie chodzi na L4, bo za dużo z pensji obetną (skąd ja to znam), przekonująco a nie pusto piszących o wierze w siebie. Dawno nie byłam na tym blogu i teraz widzę, że bardzo dużo straciłam. Życzę powrotu do zdrowia jak najszybszego!
tyle że ja sama kiedyś myślałam tak po „amerykańsku” 🙁
Zawsze mnie wkurzają takie dziunie z wywalonymi dużymi cyckami, ale dlatego, że czuję się gorsza.