Padłaś? Poleż! Nie poprawiaj korony i nie zasuwaj dalej.

Spotkałam się wczoraj z Ewą, super babką. Rozmawiałyśmy o różnych rzeczach, między innymi o tym, że czasami bardziej feministyczne jest po prostu poprawianie koron innym kobietom, niż nazywanie się głośno feministką i nie pomaganie nikomu. I o wielu innych rzeczach. Np. o tym, że czasami dużo pracy i wiele innych spotkań sprawiają, że potrzebny jest reset i dwa dni zabunkrowania się w mieszkaniu, bez interakcji z innymi ludźmi.

Ewa była świeżo po meetupie dla kobiet, ja wróciłam właśnie z warsztatów, które prowadziłam, więc obie byłyśmy aż nabuzowane, ale jednocześnie – zmęczone.
I tu nawet nie chodzi o zmęczenie fizyczne, ale też takie emocjonalne. Ewa wspiera kobiety zakładające swoje biznesy a nawet uruchomiła program wsparcia merytorycznego i finansowego dla nich – wszystko pod szyldem girlboss.
No i tak sobie rozmawiamy o tym, że obie nie odpisujemy na maile w weekendy i staramy się dbać o work-life balance, a Ewa opowiada o tym, jak kiedyś wysoko postawiony pracownik pewnej firmy chwalił się tym, że dopieszczał projekt w sylwestra. Jeszcze bym zrozumiała, gdyby to była jego własna firma, do której podchodzi osobiście, jakby była jego dzieckiem. Ale nie była.
Pamiętam jeden z moich ostatnich dni na uczelni, zanim stwierdziłam, że wcale nie chcę być doktorantką. Prowadząca zajęcia przeprosiła za swój spadek formy, bo spała cztery godziny z powodu konferencji czy innej ważnej rzeczy. Kolega się odezwał, że rozumie, bo sam spał trzy. I tak w sumie okazało się, że każdy z nas tyle akurat spał, bo było sporo spraw do ogarnięcia i nawet jeśli ktoś nie łączył studiów doktoranckich z pracą, to musiał dojeżdżać z daleka.
Miałam wielką ochotę powiedzieć, że ja spałam osiem godzin, ale to nie była prawda. Też spałam trzy.
Może i każdy z nas ma tyle samo godzin w dobie co Beyonce, ale jednak nie pokonujemy długich dystansów prywatnymi samolotami a w „normalnych” czynnościach nie wyręczają nas dziesiątki różnych osób.
Tamtego dnia zaczęłam się mocno zastanawiać, czy naprawdę chcę być wiecznie zmęczona i spać po trzy godziny na dobę. Nie chciałam.
ja rzucająca swoje obowiązki, koloryzowane

Przeraża mnie, że o spaniu trzy godziny mówi się z dumą. I że jest to poświęcenie godne poklasku i zdjęcia w gablotce z wizerunkiem pracownika miesiąca. Takie wiecie… kładzenie się na ołtarzu ojczyzny i poświęcanie siebie dla wyższego celu.
Tylko czy on naprawdę jest wyższy?

A jeszcze bardziej przeraza mnie to, że z  dumą mówimy o tym, by zasuwać bardziej i bardziej.
I to jest przerażenie równe temu, którego doświadczam gdy słyszę jak jedynym powodem do dumy i niemal sensem istnienia jest dla kogoś fakt, że mąż ma dwa dania podstawione pod nos, obowiązkowo ciasto co niedzielę, ubrania zawsze świeżo poprane, wyprasowane i wykrochmalone, podłogi codziennie pomyte a okna pucowane raz w miesiącu, bo inaczej to wstyd.
Nie wiem, gdybym była facetem byłabym szczęśliwa mając radosną żonę która uważa, że dwa razy w roku to optymalna częstotliwość mycia okien i mającą czas wyjść na rower, pilates czy siłownię.
Jeśli ktoś lubi i w tym pucowaniu się odnajduje, to oczywiście spoko i nic mi w zasadzie do tego, o ile to uwielbienie dla błysku i świeżości nie idzie w parze z pogardą dla ludzi, ceniących sobie wolny czas i uważających, że w sumie spoko kupić robota odkurzającego albo raz na dwa tygodnie zapłacić sympatycznej pani Krysi za posprzątanie mieszkania i iść sobie w tym czasie na spacer.
Przepraszam w tym miejscu za szalenie długie zdania, ale trochę w głowie wciąż siedzi mi specyficzny komentarz, który dostałam na youtube

Dwa, a może trzy tygodnie temu (tyle się ostatnio dzieje) umówiłam się na lunch z Anwen no i zasłabłam, więc na lunch nie dotarłam, tylko później na herbatę. Szczęśliwie Ania wciąż miała ochotę się spotkać.

Technicznie więc rzecz ujmując – padłam.
A według modnego sloganu powinnam powstać, poprawić koronę i zasuwać dalej.

Well, postrzegam to trochę inaczej.
Po pierwsze jest mi strasznie przykro, że wciąż żyjemy w rzeczywistości, w której tak wiele osób MUSI zasuwać ponad miarę i jestem ciekawa jak wiele osób by to robiło, gdyby jednak miało finansowo możliwość pozwolenia sobie na pracę w mniejszym wymiarze godzin albo zatrudnienia kogoś, kto wyręczy w „przyziemnych” obowiązkach.

Po drugie… z tą koroną to taki przykry zabieg stylistyczny, o którym czytałam już gdzieś w pracach o starożytnej Grecji. Wystarczy, że kobieta nie będzie czuła się kurą domową, a będzie „zarządzać majątkiem” i pozmieniamy trochę dekoracje, a będzie to odbierać zupełnie inaczej. Szalenie żałuję, że nie pamiętam tytułu tekstu, który czytałam na „Historię wychowania”, ale zwróćcie czasami uwagę na dobór słów.

nie mam pojęcia co tu się naywczyniało

A ja bym chciała Cię zachęcić do tego, by traktować się nieco… delikatniej.

Padłaś?
Połóż się i odpocznij. Śpij ile wlezie!
A potem zrób komplet badań.
Sprawdź tarczycę i w ogóle wyniki krwi.
Zastanów się, dlaczego padłaś i co się stanie, jeśli będziesz padać nadal.
Serio.

Padłaś? Poleż sobie. Świat się nie zawali, nikt nie umrze jak raz kiedyś na obiad będzie pizza na dowóz.

Padłaś? Wyluzuj. Widocznie wzięłaś na siebie za dużo i warto trochę ciężaru z siebie zdjąć.

Kiedy to się stało, że daliśmy sobie wmówić jako prawdę objawioną ten mit, że ciężka praca popłaca? Zarobki i sukcesy życiowe nie są uzależnione od tego, jak ciężko pracujesz. Gdyby tak było, to panie sprzątające toalety na stacjach benzynowych i ludzie roznoszący ulotki na mrozie byliby milionerami. A jakoś nie są.
No chyba, że znasz jakiegoś milionera, który hobbystycznie odkleja zakrwawione podpaski z drzwi publicznej toalety.

Co więcej, czytałam o wielu eksperymentach (np. tym!) gdzie skrócenie czasu pracy z ośmiu do sześciu godzin nie zmniejszyło wydajności pracowników. To samo z czterodniowym tygodniem pracy.

Podobno w Japonii istnieje coś takiego jak „karoshi„, czyli śmierć z przepracowania. I podobno to powód do dumy. Nie wiem, bo opieram się jedynie na wikipedii, ale czytałam kiedyś o tym, jak wdrukowano poczucie dumy kamikadze, więc uznaję to za prawdopodobne.

Kiedy wprowadziłam niedziele tylko dla siebie , postanowiłam sobie, że to dzień w którym śpię do oporu. Ze zdziwieniem odkryłam, że potrafię spać aż do piętnastej.

Zanim kłopoty zdrowotne zakpiły sobie z moich planów, miałam bardzo udany romans ze wczesnym wstawaniem (ale też kładłam się spać wcześniej) i poznałam pojęcie „długu snu”. No więc to nie jest tak, że możesz siebie samego bezkarnie z cennych godzin snu okradać, bo komornik to nie jest miły gość i kiedyś po swoje przyjdzie. Z odsetkami i mogę cię zapewnić, że to nie będzie miła wizyta z ciasteczkami i plotkami przy kawce.
Teraz staram się pamiętać o tym, by nie przeginać z pracą i za każdym razem jestem zła, gdy się nie uda, bo jakieś zlecenie nad którym siedziałam po nocach było finansowo kuszące. Staram się odbijać to sobie wyjazdami, ale wciąż jestem na siebie za to zła.

Padasz często?

Usiądź z notesem i winem, albo świeczkami, muzyką relaksacyjną czy herbatą i pomyśl na chłodno:

  • Dlaczego padam?
  • Jak mogę to zmienić?
  • Co się stanie, jeśli nic nie zmienię?
  • Co zyskuję?
  • Czy to jest warte tego, co stracę?

Bywamy dumni z tego, że mamy ileś tam fakultetów, znamy tyle i tyle języków, mamy własne działalności albo sukcesy w pracy, a ja ostatnio jestem dumna za każdym razem, gdy prześpię osiem godzin.
Jestem dumna, gdy robię sobie niedzielę zupełnie dla siebie.
I gdy nie kusi mnie, aby zaglądać na maila w weekend.
Jestem dumna, gdy zmęczona odpuszczę pucowanie łazienki, ogarnę z wierzchu i wybiorę sen.

I będę szalenie dumna, gdy te osiem godzin stanie się znowu normą, a nie powodem do dumy.

Uściski, Ania
Subscribe
Powiadom o
guest
14 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Kosmetolog Marta
5 lat temu

Mnie przed padaniem i powstawaniem na zmianę ratuje po prostu plan. Raz zasuwam, a raz leżę cały dzień z książką, a mąż donosi jedzenie. Kobiety w dzisiejszych czasach biorą na siebie za dużo bo tego wymaga od nich społeczeństwo. Przecież musisz być fit, musisz być matką, która bawi się z dziećmi tylko drewnianymi zabawkami, bo akurat są modne, musisz być perfekcyjną panią domu, z zasadą 3XP, a do tego bizneswoman, za to wieczorami wskakujesz w sexy body i jest królową seksu. Owszem można być każdą z tych osób, ale nie w jednym czasie. Wystarczy jak jednego dnia będziesz świetną matką,… Czytaj więcej »

rubinowaaa
rubinowaaa
5 lat temu

Żal nie skomentować! Na studiach spałam często 4-6h, na 3-cim roku zaczęłam szkołę policealną z finansów, bo „przyda się jak będę miała firmę”, bieganie, fitnessy 4x w tygodniu, mnóstwo stresu w domu, ciężki semestr i właśnie wtedy przyszła miastenia. Chociaż podłoże ta choroba ma różne, to myślę, że przemęczenie organizmu miało swój udział. Lata uczyłam się „odpuszczać” i teraz potrafię. Nie, nie rezygnować, nie poddawać się, ale sen 8h to konieczność, bo inaczej cierpię, jak jestem zmęczona to leżę – dosłownie i nawet codziennie. Tylko, że na siłę nic nie zrobię i już nawet nie jest tak bardzo mi źle… Czytaj więcej »

Olcha Sosnowa
5 lat temu

Dzisiejsza „kariera” to niestety zasuwanie. Chcesz zarabiać więcej? Awansuj i rób nadgodziny. Widzę to i bardzo mnie to dołuje. Rodzice zostają po godzinach, zabierają pracę do domu, pracują w weekendy. Nie wiem, kiedy budują z dziećmi relacje. Nie wiem w imię czego tak się zajeżdżają. Nie widzę siebie w takim systemie, bo bycie wiecznie na tym samym stanowisku też wygląda podejrzanie… W życiu na etacie zrobiłam dosłownie kilka godzin i wiele osób patrzyło na mnie podejrzanie, ale nigdy nikt nic nie powiedział. Przeszłam na inny tryb (wychowawczy + umowa o dzieło). Praca zajmuje mi 30% dotychczasowego etatowego czasu pracy, zarobki… Czytaj więcej »

blackness
blackness
5 lat temu

Ja też padłam, ale psychicznie, bo uwierzyłam w to, że to, co robię nie ma sensu, bo nie zapewni mi dobrej przyszłości (studia polonistyczne), a dodatkowo przychodziło mi to łatwo i z zachowaniem odpowiedniej równowagi między nauką a życiem, a to przecież działa na niekorzyść „prestiżu”, no i nie mogę pochwalić się martyrologicznym bohaterstwem. A że było to zdanie ważnych dla mnie ludzi, to tak pogrążyło mnie psychicznie, że przez półtora roku nie mogłam znaleźc w sobie chęci do działania, bo wszystko wydawało mi się beznadziejne. Znienawidziłam to, co dawało mi radość i co wybrałam z pełną świadomością. Przez ten… Czytaj więcej »

Anna
Anna
5 lat temu

Temat nowego podejścia do snu został ciekawie omówiony w książce „24/7. Późny kapitalizm i koniec snu” Jonathana Crary’ego. Szczerze zachęcam, książka jest dostępna nawet na Legimi 🙂

Aśka Rzeźnik
5 lat temu

Dobrze Cię rozumiem, bo sama jestem pracoholiczką… Kocham swoją pracę, uwielbiam to, co robię, ale jak się przepracowuję, to strasznie się to odbija na moim zdrowiu. Kiedyś ignorowałam sygnały z ciała zwalając winę za ból brzucha na stres, omal przez to nie umarłam, w ostatniej chwili trafiłam do szpitala… Dziś każdy sygnał z ciała jest dla mnie sygnałem ostrzegawczym, który sprawia, że nie tylko zwalniam i bardziej się sobą opiekuję, ale też idę do lekarza, by sprawdzić, czy znów nie dzieje się coś poważnego.

Aleksandra Kurpik
Aleksandra Kurpik
5 lat temu

Kurczę… Zanim to przeczytałam zdałam sobie sprawę, że orzez głupie zmiany w pracy nie mam nawet czasu na to, żeby spokojnie walnąć się na kanapę z chłopakiem i zwyczajnie pogadac czy się trochę powygłupiac. Często się mijamy, oboje pracujemy i studiujemy. On ma stałe godziny pracy od 7 do 15 a ja codziennie jestem w pracy inaczej. Wkurza mnie już to, że nawet nie mogę zjeść czegoś co te 3-4 godziny ani wypić odpowiednią ilość wody w ciągu dnia :/ Także chyba też muszę usiąść i pomyśleć nad tym wszystkim + może te niedzielę bez handlu też wykorzystam jak ty… Czytaj więcej »

Natalia Bielawska
Natalia Bielawska
5 lat temu

Cudowny post, jakbyś mi czytała w myślach! W prawniczej branży jest takie podejście – że praca wieczorami i w weekendy to powód do dumy, a fakt, iż masz zainteresowania (niezwiązane z prawem) jest czymś dziwnym. Gdy wychodzę po 8 godzinach pracy, ludzie patrzą się na mnie dziwnie, bo jak to tak wychodzić punktualnie. Ja uważam, że stawianie pracy na pierwszym miejscu szczególnie, gdy – tak jak wspomniałaś – to nawet nie jest twoja firma, nie jest zdrowe. Ja stawiam jasne granice, cenię swój czas wolny i potrafię oddzielić życie zawodowe od prywatnego (i co najważniejsze – mam takie prywatne życie).

Dorota
5 lat temu

I tak trzymać. Też wybieram sen jeśli czuję się zmęczona. Tylko pożar i wojna mogłyby mi wtedy przeszkodzić 😉

o3
o3
5 lat temu

Bardzo polecam książkę „Taka praca nie ma sensu”, autor tam świetnie przedstawia, jak ważny jest odpoczynek. Od razu się chce wziąć parę dni wolnego 😀

aniamaluje
5 lat temu

Podoba mi się jak jasno wytyczyłas granice. Ja się czuje taka wolna od kiedy nie gaszę pożarów w weekendy! Jeszcze jakos nic nie spłonęło, a jak spłonie – nie ja nabroiłam

Martyna
Martyna
5 lat temu

Ja właśnie padłam i leżę, tylko, że w szpitalu… jak ktoś jest przemęczony to niech zbada tez próby wątrobowe, bo ja właśnie leżę z uszkodzona wątroba…myślałam, ze to nadmiar obowiązkow, a tak naprawdę mój organizm upominał sie, ze coś nie tak jest. Dwie pracy, studia w weekend, nowe mieszkanie do ogarnięcia i ślub za kilka miesięcy. I za co to wszystko za 2200 na miesiąc… kiepsko.

Gosia
4 lat temu

Korpo mi zrobiło krzywdę w zeszłym roku, za bardzo sobie wmówiłam, że naprawię wszystko co szwankuje, chociaż sypało się tak, że ludzie z dużo wyższą wypłatą się poddawali. Dorobiłam się bezsenności i rok później nadal z nią walczę. Pół roku temu przeniosłam się do spokojnego zespołu,dużo mniej stresu, więcej czasu na odpoczynek, a nadal moje ciało nie umie spać więcej niż 5 godzin. Mam takie dni, że płaczę z bezsilności, bo jestem zmęczona i nie jestem w stanie nic zrobić, ale spać też nie moge. Jestem na terapii CBTI, na razie z mizernym skutkiem – poprawiła się skuteczność zasypiania, ale… Czytaj więcej »

Previous
Sposoby na suchą skórę głowy 💇🏻
Padłaś? Poleż! Nie poprawiaj korony i nie zasuwaj dalej.

14
0
Would love your thoughts, please comment.x
()
x