Ostatnio na naszej babskiej grupie pojawił się temat inny niż wszystkie. Dziewczyna napisała, że ma na imię Julia* i bardzo nie lubi, gdy ktoś zwraca się do niej Julka. I pytanie, czy jest sens zwracać komuś uwagę.
Nie czuję się Anną. Jestem Anią. Nie wiem czy zawsze będę, może mając 60 lat poczuję się Anną, ale teraz nią nie jestem i nie chcę być. Gdy ktoś mówi do mnie „Anno”, komunikuję, że wolę Ania. Albo reaguję, gdy ktoś nazywa mnie Anką, Anusią, Aneczką i Anulką. Albo jakąś inną formą, która mi nie pasuje.
I ludzie to akceptują. Na uczelni mówili „Pani Aniu”, to samo uczniowie, bo nie lubiłam „proszę pani” i budowało niepotrzebny dystans, którego nie potrzebowałam do zbudowania autorytetu.
Nie jest to dla mnie jakiś drażliwy temat. Nie zmienię oficjalnie imienia na „Ania”, bo będę miała problem w dokumentach – ludzie zawsze wiedzą lepiej. Co czujesz, kim jesteś, jakie masz rzekomo intencje. Ale ci, co „wiedzą lepiej”, zazwyczaj gówno wiedzą. Olać ich.
Jasne, są ludzie, którzy mówią do mnie Anka i mnie to nie wkurza. Wszystko zależy od tego kto i jak to mówi. Ci ludzie o tym wiedzą.
Jednak ja jestem w 100% Anią. Czuję się Anią, myślę o sobie Ania. Nie bez powodu ten blog ma w tytule Ania, nie Anna. Sami powiedzcie – czy to by pasowało? Na prywatnym fejsie była Ania Kęska, i tak jest w adresie. Ale ktoś zgłosił fake konto i musiałam skanować dokumenty przy przemianować się na Annę.
Mam w ogóle jakiś problem z etykietami.
Zawsze kogoś poprawiam, gdy mówił, że jestem dokorantką, studentką, publicystką (był i taki czas) czy blogerką, autorką książki. Mówię – eej! Jestem Ania, po prostu studiuję/publikuję/piszę bloga/napisałam książkę. To jedna z kilku moich aktywności.
To nie wypada blogerce/doktorantce! bla bla bla – mawiają czasem. Być może. Ale Ani wypada – mnie nie definiują rzeczy, którym poświęcam czas i uwagę. Bo jestem sobą. Nie swoją chorobą, nie swoją pracą. Jestem Anią. By the way – książkę też opublikowałam jako Ania. Nie Anna.
Warto rozmawiać. Mówić o swoich potrzebach. Dlatego moim zdaniem jest ok, gdy powiesz komuś „nie lubię Julka”, nie lubię „Olka”, albo – wolę Kasia.
A jednym z moich filtrów odnośnie wartości znajomości jest szacunek dla moich wyborów. Jeśli ktoś wie, że wolę Ania, a mimo to uparcie używa innej formy – nie poprawiam więcej niż 2 razy. Zapamiętuję. I nigdy tej osobie nie zaufam.
Świetno sito do filtrowania znajomości.
Polecam, Ania Kęska
Bądź na bieżąco!
Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) –
jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂 A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem 🙂
Komentując oświadczasz, że znasz regulamin
Ja mam odwrotny problem mam na imię Teresa. Od dziecka nienawidzę jak ktoś nazywa mnie Tereska. Rodzice nazywają mnie Terenia co mi nie przeszkadza to w końcu rodzice. Ale jak w pracy ktoś nazwie mnie Tereska i go poprawie to muszę się tłumaczyć a dlaczego? A po co? Przecież Tereska to ładniej brzmi niż Teresa i często robi się bardzo nie miła atmosfera. Ale nie poddaje się bo mam prawo czegoś nie lubić chociaż dla kogoś to brzmi ładniej.
Do tego raz usłyszałam że nie zasłużyłam żeby mówić do mnie Teresa.
jeny, koszmarnie przykro coś takiego usłyszeć 🙁
Masz prawo chcieć, by zwracano się do Ciebie jak Ty uważasz za słuszne!
X
Osobiście zawsze staram się zwrócić uwagę na to, w jaki sposób ktoś mi się przedstawia. Jeśli przedstawi się per Ania, to właśnie w ten sposób potem mówię do tej osoby. Jak powie: 'hej! Anka jestem!’ – to myślę sobie, że właśnie w takiej formie chce by się do niej zwracano, więc zostaje Anką.
Pozdrawiam,
Ania 😉
bardzo mądrze robisz! 🙂
Moim zdaniem też okej jest zwracanie uwagi na to, jaką formę zwracania się do nas wolimy. 🙂 Mam znajomą, której imię to Izabela i od razu podkreśla, że nie lubi, gdy mówi się do niej Iza, a preferuje Izka lub Izabela właśnie. 🙂 A co problematycznego imienia – moja inna znajoma jest Magdą, nie Magdaleną i niejednokrotnie musiała zgłaszać poprawkę w dokumentach. 🙂
chciałabym, aby więcej osób zwracało na to uwagę 🙂
U mnie Maja – nigdy Majka
też mi się tak bardziej podoba 🙂
Ja mam to samo. Wolę Ania i tak się przedstawiam również zagranicą (mimo, że łatwiej byłoby Anna). Anna to strasznie oficjalna forma i dla mnie stwarza od razu ogromny dystans. Lubię zdrobnienia imion i jeśli ktoś sam się nie przedstawi pełnym oficjalnym imieniem (a miałam przypadki, że ludzie w taki sposób chcieli, aby się do nich zwracano) to zazwyczaj kobiecem imiona zdrabniam 😉 Imion męskich też raczwj nie używam pełnych…
piąteczka!
Ja jestem Ola. Nigdy za nim nie przepadałam ale co zrobisz, w Polsce nie wybiera się preferowanej formy, a jak ktos chciał mi zrobić na złość to widział , że Olka powoduje u mnie dreszcze. Cale życie jeżdżę na wakacje do Włoch. Tyle co ja się natlumaczylam dlaczego w Polsce zdrabnia się w ten sposób imię Aleksandra to moje (ale przynajmniej już wiem :D). Odkąd tu mieszkam i zaczęłam pracować męczyło mnie tłumaczenie tego za każdym razem. Zaczęłam się przedstawiać Aleksandra co też powoduje wiele śmiechu i kiedy koledzy w pracy wołają ALEEEEE to nie wiadomo czy chodzi o mnie… Czytaj więcej »
wow, ale zagmatwane 😀
Myślę, że każdy ma prawo chcieć, by zwracano się do niego w formie, którą lubi
A ja miałam taką fazę w liceum. Wszędzie podpisywalam się Ania. Teraz właściwie może być każda zdrobnienie, tylko na Ankę źle reaguję.
Zawsze na pierwszej lekcji z nową klasą pytam o imiona dzieciaków i proszę, by mówili, jak lubią, by się do nich zwracać. I tego się trzymam.
Cieszę się, że pytasz! 🙂 Zawsze doceniałam takie gesty
Karolka jestem, miło mi. 🙂
Całe życie byłam Karolcią, jak coś przeskrobalam to rodzice mówili Karolina. 🤦♀️
Mój mąż, powiedział Karolka jeszcze za czasów „chodzenia ze sobą” i tak zostało. W bardziej oficjalnym towarzystwie przedstawiam się Karola a podpisuje się Karolina tylko urzędowo.
Tak to czuję się Karolką. 🙂 Toleruje każda formę swojego imienia. 🙂
😀
rozumiem co masz na myśli!
Nienawidzę Kaśki. Kasia, Katarzyna nawet ale wszystko tylko nie Kaśka. Najgorzej właśnie gdy ktoś wie, że tego nie cierpię (a przynajmniej powinien bo mówiłam) a dalej tak się do mnie zwraca…
Ileż to 'cennych’ znajomości przyszło mi przedwcześnie pogrzebać, tłumacząc ludziom że nie zaakceptuję mówienia do mnie po nazwisku, które jest Bieda. Nie tylko brzmi szpetnie, dochodzą też kwestie psychodynamiczne związane z patologicznym ojcem. Ileż to razy mi próbowano wcisnąć, jaka to ze mnie sztywna i smutna buła, przecież nazwisko takie śmieszne i bekowe. Tak się ciekawie składa, że idę właśnie do USC je zmienić, dziś jest ten dzień 🙂
Gdy byłam w liceum w Stanach, większość nauczycieli od razu na pierwszej lekcji pytała się jak uczniowie chcą by się do nich zwracać – większość Wiktorii/Victorii mówiły na siebie per Tori, więc byłam chyba jedyną Wiktorią w całej szkole liczącą 4tys osób. Niestety musiałam cały czas poprawiać ludzi, którzy mówili do mnie per Łiktoria tłumacząc, że w Polsce nie używamy V czy X jak przy imieniu Aleksandra/Alexandra. Kilka bliższych mi osób i ulubionych nauczycieli mówiło do mnie poprawnie, niestety większość ludzi nie przyjmowało do świadomości. A w Polsce 80% ludzi nazywa mnie Weroniką, więc to już całkowicie inna historia. 🤣