Dlaczego chciałam rzucić bloga?

Jestem popierdolona. W tym jednym zdaniu można zawrzeć odpowiedź na tytułowe pytanie. 
Lubię niemożliwe i trudne do osiągnięcia. Ale niestety wszystko w życiu mi się udaje. Tak, nie przejęzyczyłam się – niestety.
Jestem osobą, która porzuca coś, co sprawiało jej przyjemność i w czym osiągała sukcesy… właśnie dlatego, że osiąga w tym sukcesy.
Muszę mieć challenge. Wyzwanie. Coś musi być nierealne, nieosiągalne, niedostępne. I wtedy po to sięgam. A potem… potem tracę tym zainteresowanie, zupełnie jak mój kot polujący na gołębie. Upolowane, zdobyte – porzucam.
Jestem jak dzieciak, którego rodzice chcieli uszczęśliwić drogą zabawką i pracowali na nią w pocie czoła, by ten pobawił się pięć minut i rzucił w kąt.
Niestety.
Tak było kiedyś z pisaniem wierszy i różnych tekstów. Kochałam to, sprawiało mi przyjemność, pozwoliło mi się odciąć, zdystansować. 
A potem polonistka w liceum powiedziała, że mam wystartować w  ogólnopolskim konkursie na esej o Herbercie. Nie chciało mi się, miałam to gdzieś. W ostatni dzień mnie za to opieprzyła, więc pokornie na okienku (nie chodziłam na religię) usiadłam w bibliotece i machnęłam coś w te 45 minut. Zajęłam drugie miejsce.
I wtedy przestałam to lubić.
Dziennikarstwo – moja druga wielka zajawka. Z łatwością dostałam się na warsztaty dziennikarskie, najlepsze w regionie. Od razu publikowałam. Wygrałam jakiś konkurs, dostałam się na studium reportażu… skończyłam je jako laureatka komentarza na pierwszą stronę, czy czegoś w tym rodzaju. Zaczęłam pisać dla portali, dla beki (dokładnie tak!) wysłałam zgłoszenie w odpowiedzi o pytanie o pracę dla dużego (wtedy) portalu. Wzięli mnie.
I pomyślałam tylko – to już? Tak łatwo? Serio? Więc to olałam.
Poszłam do beznadziejnego liceum, wcześniej z sukcesem biorąc udział w rekrutacji do najlepszych. To samo zrobiłam wybierając studia.
Chciałam mieć tylko poczucie, że wybieram coś obiektywnie słabszego z własnej woli, nie z konieczności (o ile w takim momencie możemy mówić o wyborze). Inaczej kupuje się tanią sukienkę, kiedy stać cię tylko na nią. Kupowanie taniej sukienki gdy stać cię na drogą – zupełnie inne doświadczenie.
Ja kupuję tanie sukienki. Bo chcę. Bo lubię.
Nie muszę.
Praca z dziećmi? Szybko przestała być wyzwaniem. 
Wybrałam się z koleżanką na wolontariat. Na wejściu straszą – to trudne dzieci. Dla zabawy nasikały do kubka poprzedniego wolontariusza. Są wulgarne, uważajcie na nie.

Nie ma złych dzieci. Są tylko źli dorośli.

To były wspaniałe dzieciaki. Rano wstawały wcześniej, by ćwiczyć jakiś swój układ taneczny i się nim przed nami pochwalić, bo ktoś wreszcie zwrócił na nie uwagę. Jak wyjeżdżałyśmy, uwiesiły się na nas i nie pozwalały odjechać. Pomogły z walizkami, odprowadziły na dworzec. Płakały.
Nie szczały do naszych kubków.
Złe dzieci? Serio?
No i nastał moment, w którym i to przestało mi dawać satysfakcję.
Jesteś taka mądra? Zapanuj nad gimnazjalistami, hehe. Zobaczymy czy ci pójdzie tak łatwo. 
Hehe.
Poszło.

Na doktorat też startowałam bez przygotowań, niemal z łapanki. Może dlatego mnie nie cieszył.
Myślę, że tak długo chodziłam na karate (10 lat), bo byłam w tym słaba. I każdy trening był dla mnie wyzwaniem.
Musiałam się starać.
Nie piszę tego, by się przechwalać, chociaż debili nie brak i na pewno ten tekst tak odbiorą. Życie jest za krótkie na przejmowanie się ich opinią.
Piszę o tym, bo jestem tą dziewczyną, której zawsze wszystko się udaje. Mimo ogromnej, naprawdę ogromnej pokory wobec życia. Wszystko jest pasmem sukcesów, dzieje się ot tak, po prostu. A jak coś się nie udaje, to zazwyczaj myślę sobie „Anka, ogarnij się! Widocznie życie ma dla ciebie coś lepszego”. I zawsze kurwa ma.

A ja bym chciała się postarać.
♪ ♫You don’t wanna ride the bus like this

Never knowing who to trust like this

You don’t wanna be stuck up on that stage singing
Stuck up on that stage singing ♪ ♫

Do tego momentu doszłam z blogiem.
Mam wszystko to, do czego dążą inni. Mnóstwo odsłon. Wspaniali czytelnicy. Oferty współpracy zalewające skrzynkę. Rankingi. W jakimkolwiek miejscu w Polsce lub na świecie bym nie była – zawsze jest tam ktoś, kto czyta mojego bloga i ma ochotę się ze mną spotkać.
Piszę ten tekst w kawiarni we Włoszech, w której siedzę z Anią Kanią z bloga studenckiego Blue Kangaroo . Poznałam Anię kilka lat temu w Katowicach, jako swoją czytelniczkę. A ja wtedy na fejsie napisałam tylko, że wybieram się do Kato po nagrodę i będę mieć trochę czasu, chętnie się z kimś spotkam. Powiadomienia momentalnie zasypały moją skrzynkę, ale odrzuciłam pokusę większego spotkania i zdecydowałam się spotkać dwie osoby. Było warto!
Co ja w ogóle piszę – na lotnisku w Neapolu uścisnęłam się z czytelniczką, z którą leciałam jednym samolotem. Więcej – miałam przesiadkę w stolicy Kataru, Doha.
suchy żart alert – nie dziwię się, że zrezygnowali z poprzedniej nazwy – Al-Bida
Z kim spędziłam ten dzień? Z dziewczyną, która czyta mojego bloga i w Dosze pracuje.
Więc o co mi chodzi?
A w zasadzie chodziło?
easy come, easy go.
(little high, little low)
Nie szanuję łatwych rzeczy.
Tak po prostu.
Nie cieszą mnie. To jak bycie podrywaną przez podrywcza. Świadomość, że te same miłe słowa powiedział wcześniej stu innym dziewczynom i kolejnym stu jeszcze powie trywializuje sytuację. #soItaly 😀
Ale jest też kilka innych minusów, które na jakiś czas skłoniły mnie do przystopowania z blogiem. Na luzie utrzymam się poza blogowaniem, mam czym wypełnić czas… Więc zrobiłam sobie mały eksperyment. Polegał na odpoczynku.
Blog to kilka godzin dziennie. Godzin, których nie widać.Poznawanie osób będących po drugiej stronie bloga jest super. Ale ma wiele minusów.
Pewien tyran, Dionizjusz słynął z bardzo wystawnych uczt które wyprawiał. Stroszył nimi piórka – pokazywał swoją siłę i bogactwo. Jednak jeden z jego dworzan, Damokles, bardzo mu tego wszystkiego zazdrościł. Był niezadowolony ze swojego życia i idealizował życie Dionizjusza, zamiast zająć się budowania swojego. Damokles pewnego razu zwierzył się Dionizjuszowi z tego, że bardzo zazdrości mu potęgi i bogactwa. Władca wykazał się rozumem i zaproponował Damoklesowi wejście w jego buty na jeden dzień.
Więc Damoklesa pięknie ubrano, skąpano w cudownych zapachach, odziano w drogie szaty i posadzono na złotym, wysadzanym klejnotami tronie. Podczas uczty sączyła się piękna muzyka a danie które podano były bardzo wykwintne. Oczy Damoklesa świeciły się na ten widok…dopóki nie zobaczył, że nad jego głową, na jednym końskim włosie wisi ostry miecz skierowany wprost w czubek jego głowy.

Mit o Damoklesie z tekstu –dlaczego nienawidzisz swojego ciała
Każdy tekst to przynajmniej 50 komentarzy od Was, a często po zsumowaniu z fejsem nawet i 300.
Poświęć na każdy minutę.
I maile. Od marek – staram się odpowiadać w 24 h, nawet jeśli nie jestem zainteresowana, bo to jest praca tych ludzi, a co jak co – pracę to ja szanuję. Nie szanuję lenistwa.
Od czytelników/odbiorców.
Zaczęłam czuć się jak darmowa pomoc psychologiczna. Rzucił cię chłopak? Napisz maila do Ani. Nie wiesz co dalej z życiem? Napisz Ani. Masz 16 lat i ojca alkoholika? Napisz Ani.
Nie odpowie ci w ciągu 24 godzin? Napisz Ani. Tylko tym razem jaka jest chujowa i inna niż a internecie.
Lubię pomagać innym. Robię to często i chętnie, z własnej nieprzymuszonej woli. Jeśli mogę komuś wyświadczyć przysługę, zazwyczaj to robię (inna sprawa, że ludzie to wykorzystują :P)
Idę sobie z moją ulubioną Olą przez Puławską, jemy lody, zapewne żartujemy, a jak wiecie – mam bardzo ciężki humor, do czego trochę się przyznałam, ale generalnie zdarza mi się powiedzieć coś mocno poza granicą smaku. I nagle dostaję na stories od jakiejś dziewczyny wiadomość „widziałam Was na Puławskiej”.
Milion myśli w głowie – czy nie gadałam o czymś niestosownym? Jakieś żarty z rzeczy, które są w tym kraju nietykalną świętością? 
Średnio raz w tygodniu, w godzinach nocnych ktoś pisze do mnie z wyznaniem miłości. Takim trochę creepy. Że jesteśmy sobie pisani. Że powinniśmy mieć razem dzieci. Albo że ma moje zdjęcia w swoim fap folderze.
Wierzcie mi – to nie jest fajne.
MAM CHOROM CURKE DEJ WUZEK
Jeden z gorszych typów ludzi. Powoływanie na świat dzieci to jest bardzo odpowiedzialna decyzja. Napisałabym co myślę o tych wszystkich uzurpujących sobie prawo do decydowania komu i jak będę pomagać, ale się ugryzę w język.

I jeszcze jeden minus. Ludzie, którzy nie potrafią korzystać z wiedzy. Konsumują ją. Zapisują ją w zakładkach. Kolekcjonują przepisy i nigdy nie gotują. Jak to jest, że setki (w sumie tysiące) osób poprawiły coś w swoim życiu dzięki temu blogowi, a inne wciąż gniją w swoich beznadziejnych życiach?
Bo nie wcielają rad i wskazówek w życie. Znam mnóstwo ludzi, którzy są oczytani i wszędzie wciskają się ze swoimi mądrymi komentarzami, a ich życia są beznadziejnie nudne i nieszczęśliwe.  W czasie zmarnowanym na czytanie rozwojowych książek, blogów i coaching mogliby zrobić coś serio przydatnego. Od patrzenia na młotek nikt jeszcze nie wbił gwoździa.

Leniom poznawczym proponuję lekturę:  https://www.aniamaluje.com/2014/09/zmienias-sie-nie-jestes-taka-jak-kiedys.html

No i protip: WSZYSTKO, serio WSZYSTKO na każdy ludzki problem napisano już wieki temu. W mitach, dziełach wielkich klasyków greckich i filozofów. Problemy ludzi są od lat niezmienne, zmieniły się jedynie dekoracje i scenografia.
SERIO.

No i ostatnia, potworna wada. Coś, co boli chyba każdego twórcę.
Tworzysz przemyślane, dopracowane treści – odbiór jest niewielki.
Wszyscy pytają o kolor szminki/link do sukienki i skąd masz buty.

Wyobrażam sobie jak bardzo sfrustrowany był włoski artysta Piero Manzoni który chciał zakpić z beznadziejnej sztuki nad którą roztkliwiają się krytycy i stworzył swoje sarkstyczne dzieło Merda d’artista. Było jedyne w swoim rodzaju. Zrobił kupę do metalowych puszek i nazwał je „gówno artysty”. O ironio – krytycy zachwycili się tym nowatorskim pomysłem. Według wikipedii gówno Manzoniego warte jest 120 tysięcy złotych.

Podobnie ze sprawą Sokala.

Zdjęcie z 2017 przedstawiające blogerki przy pracy. Koloryzowane.

I powiem tak – przeszło mi. Te wszystkie wady są niczym, gdy przescrolluję sobie maile od Was, albo wyniki ankiety dla czytelników.

Przełomem było założenie grupy – Kreatywne dziewczyny od Ani. Te wszystkie prośby o wsparcie i porady w życiowych problemach po prostu przeniosły się na grupę. Ba! Dziewczyny spotykają się w realu. W Toruniu (byłam!), ale też Trójmieście czy Warszawie. Łapiecie? Spotkanie czytelników Ani bez Ani. Cudownie!!! Idealnie! Tego chciałam!

Trochę czasu zajęło mi zrozumienie, że pytanie o sukienkę to nic złego. Że życie też składa się z sukienek. I że przepis na jajecznicę albo naleśniki jest często najpopularniejszym przepisem u wielu blogerek kulinarnych.

A właśnie – sukienka ze zdjęcia jest z Shein (shit happens, w zeszłym roku jak ją pokazałam – wykupiliście od razu), ale podobne są na Zalando, albo tutaj (taniej) a ta jest chyba najpiękniejsza. Buty to deichmann (polecam kupoważ ze zwrotem za zakup przez Refunder).

Chciałam trochę zaniedbać bloga. Spuścić go poniżej 100 tysięcy osób miesięcznie, więc konsekwentnie od pół roku (a nawet dłużej) go odpuszczałam, nie spinając się nad tym, by odpowiedzieć na każdy komentarz, by w każdy poniedziałek był tygodnik i by zawsze był tutaj jakiś tekst.
Nie wyszło. Ubyło mi odsłon, ale rzadsze publikowanie przełożyło się na więcej odsłon pojedynczych tekstów. Prawdziwi czytelnicy zostali i przeglądali archiwum.
A zawsze kiedy ręka mnie swędziała by wcisnąć guzik usuwający bloga, pojawiał się mail taki jak dzisiaj.

I za każdą taką wiadomość dziękuję.

Nie mogę obiecać, że będę publikować częściej. Jakiś czas temu obiecałam sobie, że będę robić tylko to, co naprawdę czuję sercem. Żadnych przysług, których tak naprawdę nie chcę wyświadczyć. Żadnych zleceń, które nie są zgodne z moimi wartościami. Żadnych znajomości, które są gówno warte. Żadnego przywiązania i sentymentów do tego, co wysysa ze mnie energię. I od tego momentu zaczęła mnie spotykać lawina niesamowitych zmian. Dzięki, że ze mną byliście, jesteście i będziecie. Dziękuję 🙂

A jeśli ktoś chce wypić ze mną piwo… zapraszam tutaj po szczegóły.



Bądź na bieżąco! 
  INSTAGRAM ❤ FACEBOOK 
❤ FACEBOOK MONIKI 

Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) –

 jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂 A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem 🙂

Follow on Bloglovin

Komentując oświadczasz, że znasz regulamin

Uściski, Ania
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Asza Azrajeva
6 lat temu

Mam tak samo jak ty, rezygnuję z rzeczy, w których jestem dobra. W gimnazjum wymiatałam z historii i francuskiego, a co zrobiłam idąc do liceum? Wybrałam biol chem i hiszpański jako zupełnie nowe dla mnie dziedziny. Po prostu jak mi sie coś znudzi to to olewam mimo że mogłabym osiągnąc sukces. MAm nadzieje że w przyszłości mnie to nie zgubi

Previous
Jestem Ania i nie będę Anną.
Dlaczego chciałam rzucić bloga?

1
0
Would love your thoughts, please comment.x
()
x