Odpłacać hejterom pięknym za nadobne? Moje podejście do hejtu


Nie lubię negatywnej energii. Jest zupełnie bez sensu, nie czyni świata lepszym ani bardziej przyjaznym miejscem. Jednak istnieje. A na tej planecie jest zaskakująco wiele osób, które lubią zatruwać go bardziej.
Niedawno w internecie znowu zawrzało. Znani blogerzy postanowili rozprawić się z hejterką. Nieroztropna dziewczyna pisała niemiłe komentarze pod własnym imieniem i nazwiskiem. Autorzy bloga zdecydowali się działać, a ponieważ komentarze obrażały matki, zadzwonili do pracodawcy (dziewczyna pracowała w kawiarni przyjaznej matkom). W efekcie telefonu, pracodawca postanowił hejterkę zwolnić. Tyle skrót, całość historii na blogu SuperStyler [1]
Dostałam ogromną ilość [2] pytań na ten temat i kto zadał na snapie lub stories ten dostał odpowiedź, ale pytań przybywało i przybywało. W końcu zapytałam Was na instagramie czy chcecie o tym posłuchać i wyraziliście taką chęć, o tutaj .
Sprawa jest mocno kontrowersyjna. Najkrótsza możliwa odpowiedź na to pytanie jest następująca.
Sprawa jest skomplikowana. Tak, uważam że zachowanie hejterki było nie na miejscu. Nie jej oceniać tuszę autorki. Ale kim ja jestem by oceniać dziewczynę? Toteż tego nie czynię, mogę się odnieść jedynie do jej zachowania. Czy zadzwoniłabym ze skargą do pracodawcy?
Nie.
Bo nie jestem kimś, kto może decydować o karierze drugiego człowieka. 
Nie czuję się uprawniona do oceniania i osądzania innych ludzi. Również autorów bloga, którzy podjęli takie a nie inne środki. Zrobili co uważali za słuszne, nic mi do tego.
Co ja bym zrobiła?
Dałabym dziewczynie bana. I tyle.
mięso na targu w Bangkoku
Zaraz wyjaśnię sens tego obrazka. Dłuższa odpowiedź jest bardziej skomplikowana.
Bloguję całe swoje dorosłe życie i ładny kawałek tego nastoletniego.
Pierwszy raz z hejtem zetknęłam się gdy ktoś założył parodię mojego photobloga ;). Ludzie pytali mnie o to, dlaczego nie poszłam do bierzmowania. Nie poszłam, bo nie jestem wyznawczynią żadnej religii, w tym nie czuję się członkiem Kościoła rzymskokatolickiego. Wierzę w Boga takiego, jak w Ewangelii Jana. W miłość.  Ktoś odpisał że  przecież wszyscy idą i korona mi z głowy nie spadnie.
Odpisałam wtedy, że „bo wszyscy” jest dość niefortunnym uzasadnieniem. Przywołałam łacińską maksymę głoszącą, że tłum to argument dla zła. I nadal się z tą maksymą zgadzam, ale o tym dalej.
Krótko po tym doczekałam się parodii własnego bloga. Ktoś włożył w to dużo pracy, bo musiał czytać wszystkie moje teksty i komentarze. Przyznam, że parodia była całkiem zabawna, ale zapamiętałam tylko jeden post w którym autorka stwierdziła że ja nawet kostkę rosołową używam niezgodnie z instrukcją, bo nie będę robić jak wszyscy 😅.
Gdy zagłębiłam się w tego bloga, czułam się jak na rozmowie z własną babcią. Wszystko robiłam nie tak! Pisałam nie o tym co trzeba. Pisałam za często, męcząc czytelników swoimi wypocinami. Innym razem pisałam za rzadko, w ogóle tych czytelników nie szanując, przecież co to za wysiłek napisać tekst. Pisałam za mądrze. Na pewno ktoś mi te teksty pisał, przecież to niemożliwe abym znała tyle książek i cytatów. Mój blog miał rzekomo aż trzech autorów (ponoć niemożliwe było tyle pisać przy moich licznych zajęciach). Miałam genetycznie dobrą figurę (jeśli genetyka to 3x w tygodniu treningi karate, w-f w szkole i 2 x w tygodniu basen to spoko :D), bo to niemożliwe tyle jeść i być szczupłym. Co więcej! Ja na pewno parodię czytałam! Każdy mój tekst był interpretowany na jeden z dwóch sposobów –
– na pewno to czyta, w najnowszym tekście TŁUMACZY SIĘ dlaczego tak rzadko pisała. Pozdrawiamy Aniu!
lub
– Na pewno to czyta i teraz by udawać że nie, będzie dalej brnęła. Pozdrawiamy Aniu!
Ciekawostka jest taka, że dowiedziałam się o tej parodii ze dwa miesiące po jej powstaniu i nie miałam o niej pojęcia, zatem ani nie brnęłam ani się nie tłumaczyłam ;).
😄
Ale potem rzeczywiście – odświeżałam parodię każdego dnia, by sprawdzić co tam znowu piszą. Nawet się od niej uzależniłam, byłam ciekawa do czego autor tym razem się przyczepi. Zmarnowałam w ten sposób bardzo dużo czasu, w końcu moją zabawę popsuło zablokowanie tamtego bloga przez administrację. Nie wiem kto go zgłosił ale czułam wtedy lekki żal, bo uzależniłam się od tej lektury.
Dlaczego zatem zmarnowałam sporo czasu?
Bo to nie wniosło nic wartościowego do mojego życia. Nic.
Wyobraź sobie jabłko. Zwykłe, dobre jabłko. Nie każdy musi lubić jabłka. Zawsze znajdzie się ktoś, kto nie będzie ich fanem. Ale dopierdalanie się do jabłka że jest za okrągłe, za kwaśne, za pospolite, za nudne, za czerwone (bo ktoś lubi zielone), za swojskie i za oczywiste jest z lekka dziwne. Gdyby ktoś założył stronę anty-jabłka też nie byłby chyba normalny. Nie lubisz jabłek – olewasz jabłka i żyjesz dalej.
NIE ROZUMIEM FENOMENU JABŁEK i inne typowe teksty praktycznie wyczerpywały repertuar z tekstu „9 sposobów na bycie chujem w internecie
Kto pamięta moją wpadkę z batatami?
Historia lubi się powtarzać. I tutaj chciałabym powrócić do sytuacji z początku. Kilka lat temu ktoś mi napisał, że jestem obgadywana na pewnym zamkniętym forum. Zarejestrowałam się tam jako ja (bez ukrywania tożsamości), zapoznałam się z krytyką.  W większości wynikała z nadinterpretacji i filtrów w głowie oceniającego, ale kilka uwag sobie nawet przemyślałam. Podziękowałam, wyrejestrowałam się i nigdy więcej tam nie weszłam.
Na moje nieszczęście tuż przed usunięciem konta (lub ostatnim wylogowaniem się, nie pamiętam jak to tam działało), zerknęłam na tematy o innych osobach.
I stwierdziłam, że trzeba mieć nieźle pomieszane w głowie, aby czepiać się kogoś, że:
– jest zbyt pozytywny, zbyt nudny, ma nie taki wygląd, nosi ubrania które pogrubiają, ma za dużo współprac (sprzedał się) lub nie ma ich wcale (jest tak beznadziejny że nawet tego nie ogarnia), polecił krem do twarzy, który u krytykantki się nie sprawdził (więc ściemnia), bo autorce nie przyszło do głowy że nie ma uniwersalnego kremu działającego dla wszystkich. 

Jak mawiał mój ukochany Carl Gustav Jung – The shoe that fits one person pinches another; there is no recipe for living that suits all cases
To że mnie ktoś sobie obgadywał – życie 🙂 Pojazd po innych był wyjątkowo niesmaczny.
I tu przechodzimy do sedna historii, którą to przypomniał mi case z bloga Superstyler. Jakiś czas temu, rok a może więcej, napisała do mnie „nawrócona” uczestniczka tamtego forum. Napisała, że nie wie czemu to robiła, że jest jej głupio ale miała gorszy okres w życiu i podzieliła się ze mną personaliami kilku uczestniczek tamtego forum. Z adnotacją „zrób z tym co chcesz”.
I nie jest prawdą obiegowa opinia, że hejter to zawsze nieudacznik życiowy, brzydki, nieszczęśliwy.
Dziewczyna wyjątkowo uwzięła się na jedną doktor bodajże z Krakowa, pasjonującą się historią sztuki. Były tam też inne blogerki (pozdrawiam, pewnie skrzyżujemy się jak gdyby nigdy nic spojrzeniami na jakiejś konferencji/spotkaniu prasowym 😉), dziewczyna malująca piękne kubki, inna o bardzo ładnych włosach. Cały przekrój społeczeństwa, nie pamiętam już nawet dokładnie ale zwykli, normalni ludzie.
Niestety autorka maila na moje „dzięki, ale nie zamierzam nic z tymi danymi robić” bardzo uwzięła się na niejaką Klaudię (tą, co robiła karierę naukową, zdecydowałam się zminić imię) i chciała zgłosić to anonimowo na jej uczelnię. Zrobiło mi się przykro. To, co ktoś robi po godzinach to jest jego sprawa. Tak samo z dziewczyną, która po interwencji blogerów straciła pracę. Trochę przykre.
Nie postępuję w ten sposób. Nie wierzę w oko za oko. Moi znajomi mają mi za złe, że za bardzo wierzę w ludzi. Ktoś mi mówi, że „Asia” mnie obgaduje, ja odpowiadam zawsze to samo – dzięki, będę miała w głowie czerwoną lampkę. Daję dziewczynie drugą szansę. Czasem kontrolnie sprawdzam czy danej osobie można ufać. Można to zrobić w bardzo prosty sposób, podrzucam pomysł:
Gdy ktoś zapyta cię „ile dostałaś za zlecenie dla XYZ”, odpowiadam coś mijającego się z prawdą dodając, że mam umowę o poufności i proszę – zachowaj to dla siebie.
Kwota jest zmyślona. Jeśli potem plotka do mnie wraca, wiem od kogo wypłynęła. Właśnie po tej zmyślonej kwocie. I dalej się do siebie uśmiechamy, słuchamy „co u ciebie” i innych bzdur, ale mam w głowie czerwoną lampkę. 
[Zazwyczaj opowiadam coś prawdziwego, ale z jednym nic nie znaczącym detalem mijającym się z prawdą, np. zmieniam czyjeś imię. Nie lubię kłamać, jestem w tym bardzo słaba i muszę sobie notować co komu powiedziałam :D].
Miłujcie nieprzyjaciół waszych, dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą, błogosławcie tym, którzy was przeklinają, módlcie się za tych, którzy was krzywdzą. (Łk; 6:27-28)
Nie wierzę w oko za oko.
Jestem natomiast za usuwaniem śmieci. 
Co innego, gdy ktoś przegnie pałę. Jeśli coś wyczerpuje znamiona przestępstwa lub wykroczenia (np. zniesławienie, stalking), nie ma co się patyczkować i warto podjąć kroki prawne. Z doświadczenia znajomych – jedno pismo od prawnika i dana osoba pokornieje, robiąc się potulna jak baranek. Ot, kozak w necie, pizda w świecie :). 
Zacznijmy od tego, że dzisiaj ludzie są tak zapatrzeni w czubek własnego nosa, że każdą krytykę traktują jak hejt. Bardzo dobre rozróżnienie krytyki, hejtu i trollingu zrobiła Monika Czaplika – polecam prezentację oraz bloga :). Po drugie – można znaleźć na ten temat artykuły naukowe, np. ten .
Konstruktywna krytyka to bardzo trudna sztuka. Napisałam kiedyś szczegółowy tekst z przykładami, pokazując w prosty sposób jak wygląda. Konstruktywną krytykę zawsze na blogu zaakceptuję.
Ja rozwiązałam ten problem poprzez regulamin . Tak jak niektórzy każą gościom zdejmować buty i w złym tonie może być plucie do zupy gospodarza czy palenie papierosów w jego salonie, tak ja ustaliłam swoje zasady i nie pozwalam tutaj np. na defetyzm czy zachowania wspierające wyuczoną bezradność ;).
Usuwam komentarze, które nie spełniają regulaminu. Nie dyskutuję, nie tłumaczę, ew. odsyłam do regulaminu jak policjant udzielający za pierwszym razem tylko pouczenia. To działa jak z dzikim wysypiskiem śmieci. Zaczyna się od jednego papierka. Potem jest drugi i trzeci a każdy kolejny myśli „i tak jest brudno, więc co za różnica”. Warto ucinać takie zachowania w zarodku. 
Po drugie – sam fakt hejtowania czy czekania na cudze potknięcia jest już wystarczającą karą. Podobnie jak z dzikim wysypiskiem śmieci, zaczyna się od jednego papierka. Potem jest drugi, trzeci i stara opona. A potem cała górka śmieci.
 W ten sposób, według badań rozwijają się u hejtujących cechy z tzw. dark triad, czyli narcyzm, makiawelizm i psychopatia. Pisałam o tym szerzej w tekście „Niewinne zachowanie, które robi z Ciebie potwora„. Warto zapoznać się z przytaczanymi tam badaniami. Ludzie hejtują by rozładować swoje napięcie i odczuć ulgę, a w rzeczywistości pogłębiają swoją niewesołą sytuację. 
Nie uważam też, że osoby którym się zdarzy są jakieś złe, są nieudacznikami i tak dalej. Warto zdawać sobie sprawę z mechanizmów jakie nami rządzą. Czasami to okoliczności budzą w nas różne cechy. Pamiętacie jak poszłam w koronkowych szortach do dżungli? 😀 Z nieodpowiedzialnym przewodnikiem, bez latarki, łączności. Zdałam sobie sprawę z tego co robię trochę za późno. Polecam bardzo gorąco książkę „Efekt Lucyfera – dlaczego dobrzy ludzie czynią zło?”. Pozwala lepiej zrozumieć zbrodnie wojenne, masowe mordy i inne tragedie. Warto zrozumieć mechanikę takich zdarzeń i przeciwdziałać im przez ucięcie ich w zarodku. Jedyne rozwiązanie jakie widzę, to edukacja i świadomość. Praca profesora Zimmbardo wiele wniosła do naszego świata. Trochę więcej o niej pisałam w tekście „Książki, które zmieniły moje życie„.
Podam Wam konkretne przykłady za co na przestrzeni lat byłam wielokrotnie hejtowana/krytykowana w sposób zdecydowanie niekonstruktywny 🙂
– Za znajomość z Dorotą z bloga Olfaktoria – Dorota wzbudza różne emocje i to zdecydowanie „z nią” na mojego bloga przyszło dużo hejtu. Nie wiem jak sobie wyobrażają to krytykanci, że znajomość z kimś sprawia, że nagle 100% poglądów jednej i drugiej osoby pokrywa się 1:1? Nie wyobrażam sobie zrywać z kimś znajomości tylko dlatego, że nie pasuje do „mojego” wizerunku jaki ktoś zbudował sobie w głowie. Kim bym wtedy była? Interesowną, traktującą ludzi przedmiotowo, malutką Anią.
Mam przeróżnych znajomych, od lewej do prawej strony sceny politycznej. Uważam to za dobry trening argumentacji i cierpliwości.
Ciekawostka – widziałam się z Dorotą chyba mniej niż 10 x w całym życiu 😉. I tak – wiele cech w Dorocie cenię.
– Za częste linkowanie do innych, np. Natalii z Blondhaircare . „Bo ciągle ją promuję”. 😀 Polecam wiele przeróżnych blogów, jednak w nawale obowiązków rzadko mam czas na przeszukiwanie internetu w celu znalezienia świeżynek do „tygodnika”. To zrozumiałe, że czytam blogi znanych mi osób i jeśli coś uznam za interesujące – podrzucam linki do nich. Nie wiem w jakim świecie żyją osoby węszące w tym takie zachowania jak „interesowność” „podlizywanie się”, „kółko wzajemnej adoracji”. No ale widzimy w innych nasze własne cechy, więc życzę jedynie jak najwięcej szczęśliwych, bezinteresownych relacji. 
– Za bronienie innych. Nie zawsze byłam tak pozytywna, jest to nieustanna praca nad sobą. Wystarczy zerknąć w moje archiwum 😉 Znajdzie się kilka krytycznych tekstów, z których wcale nie jestem dumna. Nie zliczę ile pomyj próbowano na mnie wylać, gdy zdecydowałam się stanąć publicznie w obronie Marysi i innych osób. Cóż, nie zamierzam pisać pod publiczkę 😉
– Za to, że „mój blog kiedyś był o czymś” a teraz to mydło i powidło. Prawda! Mój blog na samym początku był o czymś. O urodzie. A potem było mydło i powidło. I z każdą nową tematyką odchodziły osoby niezadowolone ze zmian jakie tu zachodzą. W ich miejsce przychodziło dwa razy więcej nowych. Nie wszystkim wszystko musi się podobać ;). Dla mnie ważne jest to, bym sama czuła z pisania frajdę. Nie poczucie obowiązku. 
Osobną kategorią jest czepianie się mojego stylu ubierania. Raz chodzę w dresie, raz w sukience i zawsze coś komuś nie pasuje. Cóż – na bloga zagląda w miesiącu 200 tysięcy osób. Gdybym chciała przypodobać się każdemu – zwariowałabym. Zjawisko wyjątkowo nasiliło się wtedy, gdy dostałam się na studia doktoranckie. Od tej pory fakt studiowania stał się „uzasadnieniem” dla takiej krytyki. Za pierwszym razem gdy po prostu na te studia się dostałam – w tekście z wakacji z Grecji znajdziecie „kontrowersyjne” zdjęcie.  Cóż, takie zachowania to nic nowego. Proste schematy poznawcze typu – pokazuje dekolt=pustak są mocno zakorzenione w naszym społeczeństwie. Wystarczy spojrzeć co się dzieje z mądrymi dziewczynami uprawiającymi trudny sport jakim jest pole dance (taniec na rurce). Obserwującym przegrzewają się styki, bo nagle inteligencja i rurka muszą wystąpić obok siebie, a przecież to NIEMOŻLIWE.
Ach, przy okazji – fakt prowadzenia tego bloga nie jest żadną tajemnicą na mojej uczelni. Wie o nim zarówno moja Promotor jak i Szef Studiów Doktoranckich (swoją drogą, pozdrawiam czytelniczkę Anitę, która pisała pracę magisterską poświęconą między innymi mojemu blogowi).
– Wyciąganie wniosków na wyrost – kejs z Kambodży 😀 Ktoś mi zarzucił podwójne standardy, że jechałam na miękkim siedzeniu (w domyśle – w klasie pierwszej) za cenę klasy trzeciej, a miałam pretensje o oszukanie nas na innych biletach. Byłoby bardzo miło, gdyby przed rozwiązaniem równania ktoś podstawił właściwe dane – w tym pociągu wszystkie bilety i miejsca były w klasie trzeciej. Jedynie sztywne ławki mieli jadący za darmo – mnisi i starsi. Nie ja tworzyłam zasady w pociągu do Kambodży ;).
– Nadinterpretacja – chyba ktoś zarzucił mi pogardę wobec Azjatów (bzdura!). Ktoś, kto sam gardzi innymi ludźmi (akurat blogerami).  Aż chciałoby się zacytować „Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?”. Od lat pogarda jest mi bardzo daleka. 

– Podstawowy błąd atrybucji i efekt Golema – nie winię osób dorzucających kamień do całej ich górki. Gdy inni nadają czemuś negatywną etykietę – sami widzimy to przez „czarne okulary”. Wciąż pamiętam jak koleżanka dostawała zawsze dostateczny minus za swoje wypracowania a ja zawsze piątkę. Pewnego dnia napisałam jej pracę a ona moją. I tak dostałyśmy jak zawsze – ja bardzo dobry, ona trzy minus. Zawsze o tym pamiętam i fakt, że student/uczeń/podwykonawca nie wywiązał się należycie ze swoich obowiązków, nie rzutuje na moją ocenę dnia następnego. Staram się za każdym razem podchodzić do tego z czystym umysłem i pozbywać się swoich przed-założeń. Nie jest to łatwe, ale bardzo się staram.

– Nie umiesz przyjąć krytyki!!! Cóż. Znam bardzo mało osób, które potrafią krytykować konstruktywnie. Mój Ojciec. Moja promotor. Może jeszcze z pięć innych. Na blogu czasami taka krytyka się pojawia i ja ją rozważam. Czytam książkę prezentującą inny punkt widzenia. Kupuję prasowacz parowy zamiast trzymać się kurczowo ubrań, które się nie gniotą. A czasami rozważam, ale i tak robię po swojemu, bo to moje życie. Idealnie opisała to autorka bloga Matka Tylko Jedna 🙂

Plus pretensje, że znalazłam się w jakimś rankingu, że mam dużo czytelników. To takie pierwsze z brzegu, które wypluło mi monitori i zapamiętałam. Hej! Nic nie stoi na przeszkodzie, aby Ciebie też czytało dużo osób ;). 
Najczęściej mam jednak styczność z bardzo prostym rozumowaniem, takim jak w cytowanym fragmencie. Ludzie oceniają mnie swoją miarą pod każdym względem. Na pewno „nie mam znajomych poza blogosferą, bo przecież na bank napisałabym o tym na blogu” (no raczej nie 😀 to, że ja upubliczniam jakiś kawałek swojego życia nie oznacza, że inni też mają na to ochotę) i pierdylion innych rzeczy pod hasłem „ja nie mogłabym chodzić w sukienkach bo…” „nie wyobrażam sobie nie myć włosów codziennie”, „nie rozumiem jak ona może jeść to i to, na pewno….” i inne pierdololo ;-). Cóż, każdy z nas jest inny, ja mogę polecić jedynie książkę „Dwie racjonalności, od filozofii sensu…
i życzyć wszystkim ważniejszych problemów w życiu :).
Szczególnie tej dziewczynie, która od lat jest niezadowolona ze swojej pracy, boli ją kręgosłup i narażona jest na ciągły stres co powoduje problemy z wypadającymi włosami. Niezależnie od tego co robisz w poszukiwaniu poparcia i uznania w internecie – wciąż życzę Ci dobrze. Wiedz tylko proszę, że sama inwestujesz własną energię w swoje problemy i robiąc tak nadal ich nie rozwiążesz, a jedynie pogłębisz. 
Jak sobie z tym radzę? Nauczona doświadczeniem z photobloga – nie czytam. Nie inwestuję w to myśli. Często ktoś mi „donosi” na maila czy „do szufladki” na instagramie, że inna blogerka robi mi koło dupy i tak dalej. Zawsze proszę o nie nadsyłanie takich informacji, zawsze dziękuję, zawsze zapalam sobie czerwoną lampkę ale nie traktuję tego jako pewnik, bo łatwo jest kogoś pomówić. Gdy monitori pokazuje mi taki wynik, klikam „wyklucz” lub „wyklucz tego autora”.
Nie chcę jednak mścić się na takich osobach, bo to do niczego nie prowadzi. Nie ma Karguli bez Pawlaków.

Arystoteles podobno mówił, że jesteśmy tym, co w swoim życiu powtarzamy najczęściej. Emerson, że jesteśmy tym, o czym przez cały dzień myślimy. Ja staram się myśleć o pozytywnych rzeczach i takimi się zajmować ;).

_______

[2] Tak wiem, znam różnicę między liczbą a ilością, bardzo podobała mi się kiedyś stara szkoła:  „Istotnie, mieszkało w pałacu królewskim kilkaset kobiet zmarłego faraona z odpowiednią ilością dzieci i służby. (Bolesław Prus, Faraon)
Bądź na bieżąco! 
  INSTAGRAM ❤ FACEBOOK 
❤ FACEBOOK MONIKI 


Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) –

 jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂 A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem 🙂

Follow on Bloglovin

Komentując oświadczasz, że znasz regulamin

Uściski, Ania
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Previous
10 niesamowitych eksperymentów z jajkiem – gumowa skorupka, srebrne jajo i inne
Odpłacać hejterom pięknym za nadobne? Moje podejście do hejtu

0
Would love your thoughts, please comment.x
()
x