Przestraszyłam się węża, spałam w dżungli… a dla Ciebie mam rabaty i bon na 200 zł [TYGODNIK]

Pisanie tego tygodnika nie przychodzi mi lekko. Ledwo wróciłam z Malezji a przyszło mi wracać do Polski. Ostatnie dni w Azji chciałam wycisnąć z taką samą zawziętością z jaką wyciskam końcówkę pasty do zębów. Chyba wszyscy to znamy – na początku nie szanuję pasty, bo przecież do końca jeszcze daleko. W ten sposób „docisnęłam” wyjazd pod sam koniec. Co konkretnie robiłam? Dałam się zmyć kilku falom i tym samym pozwolić soli morskiej na porządne przepłukanie moich zatok. Opaliłam tyłek, co w sumie zawsze chciałam zrobić ale coś mnie powstrzymywało. Unikałam mandatów i miło spędzałam czas.
Popłynęłam na coconut island i za 40 zł bawiłam się w resorcie pełnym bogatych Rosjan, z czego największą frajdę dawała mi zjeżdżalnia. 
Czytałam książki a potem nocowałam w dżungli. Pierwszy raz jechałam na pace samochodu. Kąpałam się w basenie przy knajpce z widokiem na dżunglę, po czym okazało się nocleg tam kosztuje jakąś kosmiczną kwotę. 
To ciekawe, bo spotkałam w tym miejscu węża. Pierwszego podczas całej wyprawy (poprzednim razem nie widziałam żadnego). Oczywiście Tajowie swoim zwyczajem na pytanie o to czy jest groźny odpowiedzieli, że „no danger, no poison”, a przecież nawet nie zapytali jak wyglądał. Wątpię by to było ich zwierzątko domowe.
W związku z powyższym… nie chciałabym tam spać nawet za darmo 😀
To jest w sumie ciekawa kwestia. Kiedyś sobie myślałam, że wystarczy mi kawałek podłogi albo materac i mogę spać gdzie popadnie. Zresztą często wcielałam to w życie. Tajlandia zweryfikowała moje poglądy. Za pierwszym razem stało się to w Bangkoku (poprzedni wyjazd), gdy spaliśmy blisko dworca i China Town. Naoglądałam się wielkich szczurów i karaluchów, a potem spałam z włączonym światłem co chwilę zaglądając pod łóżko. Dzisiaj się z tego śmieję, bo szczur czy karaluch to pikuś w porównaniu z włochatymi, wielkimi tajskimi pająkami. Brrr! O szansie wizyty węża nie wspomnę.
A potem… potem płynęłam łodką w ramach „boat safari” i podziwiałam przyrodę w Khao Sok. Bardzo dziką przyrodę, z bardzo daleka. Przez brak internetu wyobrażałam to sobie zupełnie inaczej, zawierzając folderom reklamowym wycieczki.
 Łódka zdechła na środku jeziora. Jeśli dobrze liczę – na 14 osób były tam dwie kamizelki i jedno wiosło. Zero łączności, zasięgu, latarki, walkie-talkie. Silnik cudem zapalił i wróciliśmy na miejsce, a ja z jakiegoś powodu nie uznałam tego za znak, że ten przewodnik jest niezbyt odpowiedzialny i dałam się wmanewrować w trekking po dżungli.

 Mój brzuch w stanie spoczynku🙈… zdecydowanie muszę nad nim popracować!

 Jestem osobą, która myśli piosenkami. W tej głuszy nuciło mi się


Hello darkness, my old friend
I’ve come to talk with you again


Jeśli chcesz poczuć się tak jak ja, kliknij ten kawałek na youtube. Miałam podczas tego pobytu w bezinternetowej głuszy tak wiele przemyśleń…  Chyba w życiu dorosłym nie powinno się czytać dzieł filozofów. Bezpieczniej jest nie myśleć. Nie zastanawiać się. Jak sztylet w moje serce wbijały się słowa piosenki 
And the vision that was planted in my brain 
still remains
Dowiedziałam się o sobie samej tylu nowych rzeczy, ilu nie dowiedziałam się przez cały poprzedni rok. A książka którą czytałam (z Waszego polecenia!!!!) zmiażdżyła mnie emocjonalnie jeszcze bardziej.
Coś Wam pokażę:

Bolesna, smutna prawda. „Głodujące dzieci to  darowizny. Karmienie ich wysuszyłoby przepływ pieniędzy i zabiłoby tę dojną krowę.” Tak postępujemy jako ludzkość. 
Coś mi to przypomina:

Kto żyje ze zwalczania wroga, zainteresowany jest tym, aby wróg jak najdłużej istniał. Friedrich Nietzsche
Moglibyśmy rozwiązać już dawno wiele światowych problemów, ale wciąż wolimy kierować swoją energię PRZECIW czemuś, zamiast w imię czegoś.

Nie chcemy słuchać mądrzejszych od nas.
Świat błędnie uważa nazizm wyłącznie za niemiecki produkt, podczas gdy jest to konsekwencją demokracji i socjalizmu, pozostawionych bez religii, moralności i światowego sądu. – słowa
Ale to nie ma być kolejny dołujący tekst o tym, że biedna Afryka czy Tajlandia są w interesie wielu i poniekąd moim też. Bo biednie to i tanio więc mnie stać. Ta świadomość jest dla mnie samej bolesna.

Ale pisałam o czymś zupełnie innym – dałam się wmanewrować w trekking po dżungli.

W szortach. Jeśli mam być szczera – prawie zesrałam się ze strachu. Szczególnie gdy przewodnik pokazał mi coś palcem a ja tego nie dostrzegłam więc rzucił w to kamieniem, bym zobaczyła. I zobaczyłam – wielką włochatą tarantulę (wybaczcie, nie znam nazw tych paskudnych stworzeń). Idąc przez dżunglę patrzyłam już tylko na buty poprzednika. Nie rozglądałam się na boki, w górę ni gdziekolwiek, bo wszędzie pełzało coś jadowitego. Gdy weszliśmy do ciemnej i głębokiej jaskini pełnej pająków, nietoperzy i ponoć „baby kobra” zrobiłam się tak spięta i zdenerwowana, że nawet pavulon by mnie nie rozluźnił. Jak zobaczyłam pierwszego pająka to bałam się nawet łapać skał dla równowagi. Nawet wtedy gdy nie miałam w tej pieprzonej jaskini gruntu. To zdecydowanie nie było najlepsze przeżycie jakiego doświadczyłam.

Autobus przyjechał po nas dwie godziny później niż miał i jechał dłużej niż miał. 
Chyba nie byłam gotowa na ekstremalne przeżycia, ale czas offline w głuszy dobrze mi zrobił. Uświadomiłam sobie jakim – pardon – gównem jestem bez technologii. Mogłabym sobie wzywać pomoc waląc kamieniem w drzewo. A przecież nawet Lara Kroft chodziła z flarami i racami (się grało, się pamięta). Z niezliczonych odcinków Beara Gryllsa zapamiętałam tylko jak zjadał larwy i jakieś obleśne oko. 

Ale w tamtym tygodniu byłam też w Fish Spa i widziałam piękny zachód słonca. Zabawne – wtedy tamtą wspinaczkę uważałam za niebezpieczną. 
To był mój ostatni tydzień w Azji. czwarty. Nie wiem kiedy to zleciało, w sumie luty był krótkim miesiącem i jakoś tak wracać było żal…. Chciałam podziękować wszystkim, którzy śledzili te przygody na instagram stories , na bieżąco pisali do mnie wiadomości i dziękowali za możliwość podróżowania moim okiem. Jak zdążyliście zauważyć – nie jestem jedną z tych osób, które na wszystko opowiadają że ładnie i pięknie bo nie wszystko jest ładne i piękne. Mogliście śledzić moje dokładne wrażenia po spróbowaniu różnych przysmaków i jedzenia, które nie zawsze było smaczne. Delikatnie mówiąc.
Jak widzicie – zaniedbałam bloga, popsułam pewnie ze sto pięćdziesiąt długo budowanych relacji biznesowych, bo nie odpisywałam na maile i nie wiem jak ogarnę teraz polskie życie, które zostawiłam rozgrzebane. Czuję się trochę jak ktoś, kto zostawia patelnię z resztkami przypalonej jajecznicy w zlewie i wraca po dłuższej nieobecności by się z nią zmierzyć.
Nawet ten tygodnik piszę na kolanie, w pociągu, w notatkach. Pozbyłam się tej nieznośnej presji, że jestem komuś coś winna. Zdarzało mi się wcześniej pisać z poczucia obowiązku wobec Was. Mam mnóstwo pomysłów na nowe teksty i nowe działania. Na swoje życie.  Zawsze uważałam, że mamy mnóstwo możliwości, ale teraz widzę ich jeszcze więcej. Naprawdę wstydziłabym się udawać, że ich nie ma. Nie po książce o Korei Północnej, nie po Azjatyckiej biedzie. Nadal uważam, że świat jest piękny i wspaniały, tylko trzeba zacząć dokonywać wyborów.

Gdybym miała podsumować podróż, to idealnym podsumowaniem będzie napis na tej torbie (nie jest papierowa).
I wish my eyes could take photos

Nawet najlepszy aparat nie jest w stanie oddać tego, co widziałam.

Zostawię Was z linakmi tygodnia i zamierzam jeść i odespać podróż oraz różnicę czasu, której wciąż nie ogarniam 😀 Mam nadzieję, że dwie niespodzianki troszkę zrekompensują moją nieobecność.

1. Aliexpress daje nowym użytkownikom bony na 5$, czyli jakieś 20 zł. Trzeba kliknąć tutaj, wpisać adres e-maili pobrać aplikację.  Promocja jest limitowana, ale jak tylko uzyskasz swój bon, wygeneruj własny kod i rozsiewaj go dalej to zgarniesz dodatkowe 5$ 🙂 Więcej ofert tego typu znajdziesz w moim tekście o promocjach

2. Mój tekst o tym, czym jest dla mnie wolność

3. Jedna z czytelniczek poprosiła o udostępnienie petycji w sprawie sprzeciwu wobec rzezi koni. Zawsze namawiam i zachęcam Was do walki o sprawy, które uważacie za ważne. Bierność jest słaba, dlatego podsyłam. Petycja jest tutaj

4. Marta o tym, dlaczego warto wybrać technikum

5. Inne spojrzenie na pieczywo z mrożonego ciasta – pamiętam jaką burzę wywołałam kiedyś pisząc, że lubię chleb drwalski z lidla 😀

6. Kto śledził moje najnowsze instagram stories, ten widział że byłam na Sephora Open door. Doleciałam do Polski, załatwiłam dwie sprawy, skoczyłam na śniadanie i wylądowałam na evencie w ostatniej czystej bluzce. Trendy na wiosnę są super, ale nie miałam jeszcze okazji przejrzeć materiałów prasowych. W każdym razie mam dla Was malutką niespodziankę – do końca marca na hasło ANIAMALUJE17 jest -20% na WSZYSTKO z oferty Sephora! * Aby się naliczył, trzeba wejść na stronę sephory z mojego bloga, klikając tutaj Sephora.pl

7. Niezwykła transformacja bezdomnego człowieka – wow!

8.  Pomysłowe akcesoria i gadżety kuchenne

9. Dla łowców promocji gratisowe szklanki w McDonalds

10. Pata i tekst jak malować paznokcie przy użyciu stylografu

11. Jeśli podobają się Wam naszywki i trend na mocne hafty, to można zgarnąć komplet naszywek oraz kosmetyków w bardzo prostym konkursie (wystarczy wybrać ulubione naszywki!) tutaj

12. Westwing znowu organizuje dla Was błyskawiczny konkurs! Przede wszytkim- pojawiła się możliwość wirtualnego spaceru po sklepie stacjonarnym, wystarczy w tym celu kliknąć tutaj. Po drugie – w łatwy sposób możecie zgarnąć 200 zł – wystarczy odpowiedzieć w komentarzu pod tym tekstem jak nazywa się Dyrektor Stylu Westwing w Polsce. Odpowiedź z łatwością odszukacie tutaj. W komentarzach prosiłabym dodać też adres e-mail z którego do celów konkursowych założyliście  konto na westwing, bo tylko nowe rejestracje biorą udział :).
1.04 ogłosimy zwycięzcę, który zgarnie 200 zł na zakupy na Westwing w postaci bonu.

13. Gdy skończyłam pisać tygodnik, Ola (którą kojarzycie na pewno z azjatyckiej wyprawy) opublikowała swoją opinię o książce, która tak mną wstrząsnęła, mimo że jestem dopiero w połowie. Jeśli masz zapoznać się dzisiaj tylko z jednym linkiem, niech to będzie właśnie ten. Chciałam w tym miejscu napisać, że jestem bardzo wdzięczna. Za to, że mieszkam w kraju drugiego, a nie trzeciego świata. Że nie muszę zbierać kupy do woreczków i dbać o to by spełnić normę, bo taki dekret wydał Kim Dzong Chuj. Zresztą… to wszystko jest w książce i recenzji. Warto przeczytać by docenić jak uprzywilejowani jesteśmy.

I czuję się trochę źle z tym, że jedyne co potrafię zrobić z tym wielkim problemem to memy z Kimem. Zagrożenie jest bardzo poważne…
Dużo tematów, dużo wątków, miłej lektury 🙂

* Oferta ważna do 31.03.2017, przy jednorazowym zamówieniu z wyłączeniem kosztów przesyłki. Oferta nie łączy się z przecenami, kodami rabatowymi, nie obejmuje zakupu Kart Upominkowych, nie podlega wymianie na gotówkę ani inne środki płatnicze.
Bądź na bieżąco! 
INSTAGRAMFACEBOOK
Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) – jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂 A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem 🙂
Komentując oświadczasz, że znasz regulamin

p.p1 {margin: 0.0px 0.0px 0.0px 0.0px; font: 12.0px 'Helvetica Neue’; color: #454545}
p.p2 {margin: 0.0px 0.0px 0.0px 0.0px; font: 12.0px 'Helvetica Neue’; color: #454545; min-height: 14.0px}

Uściski, Ania
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Previous
Czym jest dla mnie wolność?
Przestraszyłam się węża, spałam w dżungli… a dla Ciebie mam rabaty i bon na 200 zł [TYGODNIK]

0
Would love your thoughts, please comment.x
()
x