Poranek w Salerno był piękny. Według prognozy pogody miał mnie czekać jedyny deszczowy dzień z całej tej wyprawy, ale i tak bardzo się cieszyłam – byłam w cudownym zakątku z bardzo pozytywnymi ludźmi :). Czy może być lepiej?
Ania chciała mi tego dnia pokazać słynne Amalfi, więc ruszyłyśmy na przystanek by tam dojechać. Jeśli kiedykolwiek zacznę narzekać na polskie autobusy, proszę o plaska w twarz 😀 We Włoszech [za każdym razem gdy tak mówię, w domyśle jest „w tej części w której byłam] nikt się nie spieszy i autobusy jeżdżą sobie jak chcą 😉 Nie obyło się bez zagadywania nas przez Włochów i tym razem, ale tutaj to norma.
To co mnie zaskakiwało, to elegancja Włochów [znowu w domyśle gdy mówię o Włochach, mam na myśli tych których widziałam] – są schludnie i elegancko ubrani bez względu na wiek.
Widzicie starszego pana na przystanku? Koszula, marynara ;-).
Jazda autobusem to też fajna przygoda – z jednej strony jest morze, z drugiej są góry. Zakręty sprawiają, że kierowcy w specyficzny sposób trąbią by inni wiedzieli że zza zakrętu coś się zaraz wyłoni. Bardzo się starałam, ale nie widziałam ani jednego samochodu, który nie byłby lekko stłuczony, lub mocno porysowany 😉 Jazda po Włoszech to spore wyzwanie i chyba nie odważyłabym się na wynajęcie samochodu w ramach zwiedzania.
Amalfi okazało się tak piękne, że zapierało mi dech w piersiach. Serio! No, może to trochę sprawka schodów, których były WSZĘDZIE, ale w końcu tyłek sam się nie zrobi 😀 Pochmurno było tylko przez chwilę, a jedyny moment gdy padał deszcz był akurat wtedy, kiedy byłyśmy w sklepie 🙂
Miałam dużo szczęścia, bo Ania była już wcześniej w Amalfi więc nie szwędałam się bez sensu, tylko widziałam same najlepsze rzeczy! To typowo turystyczne miejsce z tymi wszystkimi straganami i sklepikami.
Da mnie prawdziwy urok Amalfi ujawnia się wtedy, gdy spojrzymy na nie z góry. Dla tych niesamowitych widoków warto wspinać się po setkach schodków!
Muszę też przyznać, że czułam sie rewelacyjnie bo włoski klimat bardzo mi służy i oddychało mi się lekko, co zdarza się rzadko. Nie czułam związanego z tym wysiłku i nawet nie musiałam jeść aż tak bardzo kalorycznie, chociaż we Włoszech to żaden problem 🙂
Nieustannie przystawałam by zachwycić się girlandami kwiatów, widokami i całą tą sytuacją, kiedy ni z gruszki ni z pietruszki dostałam tak miłe zaproszenie z którego z ogromną radością postanowiłam skorzystać wbrew wszystkim okolicznościom. Ogólnie mieliśmy na ten czas do dokończenia ważne zadanie zaliczeniowe na studia. Specjalnie zrobiłam swoją część tydzień wcześniej. Liczyłam że w ten sposób dostanę jakąś informację zwrotną i będę mogła bardziej udzielać się przy jego realizacji, ale nic takiego się nie stało i byłam tym trochę rozczarowana, ponieważ całe sklejanie materiału musiało dojść do skutku bez mojego udziału :). Teoretycznie zrobiłam swoje i nie powinnam mieć żadnych wyrzutów sumienia, ale jestem jedną z tych obowiązkowych osób które raczej lubią wszystko robić dobrze (albo wcale). Nie perfekcyjnie, nie idealnie, ale jeśli już to dobrze. Ech 😀 Wciąż z tyłu głowy miałam obowiązki związane ze studiami, ale próbowałam je z niej wyrzucić.
Z Amalfi pojechałyśmy autobusem do kolejnej niesamowicie urokliwej miejscowości – Vietri. Vietri słynie z przepięknej ceramiki – na każdym kroku można spotkać obrazy z ceramicznych kafli w spekatakularnych barwach. Wykładane są nimi murki, chodniki, fontanny, domy. Zdarza się że jakiś zwykły murek zdobi mozaika z potłuczonych i zniszczonych kafelków – wygląda to cudnie! Cudnie i pięknie, to chyba słowa których najęczęściej używałam na snapie. Znam wiele słów, ale jednak te najprostsze czasami trafią w sedno i tak było właśnie tym razem :). Zdjęcia z Vietri pokażę natomiast innym razem 😉
To co bardzo mi się podoba, to kraniki z wodą na każdym kroku – we Włoszech można napełniać butelkę w wielu miejscach, co jest bardzo praktyczne, szczególnie ze względu na ich przerwę w pracy w środku dnia, kiedy to znalezienie sklepiku z wodą jest niemal niemożliwe 😉 Ania bardzo chciała zabrać mnie na przepyszną pizzę, ale niestety trafiłyśmy na taki właśnie moment dnia 😀 Wybrałyśmy się więc na kawę i ciastko, gdzie tradycyjnie już Włoch zażyczył sobie za kawę więcej niż było w cenniku 😀 Takie rzeczy przestały mnie jednak już dziwić.
Dzień zakończyłyśmy na pysznej pizzy w Salerno. Chociaż mam Polsce swoją ulubioną pizzerię, pizza już nigdy nie będzie taka sama. Ta włoska jest niesamowita!
Czy warto jechać do Amalfi?
Moim zdaniem zdecydowanie warto je zobaczyć – dla pięknych kwiatów, widoków z góry, poczucia bardziej ekskluzywnego klimatu wybrzeża. Myślę jednak że to miejsce do zobaczenia w jeden dzień i dłuższy pobyt byłby po prostu nudny ;-). Dużo bardziej zachwyciło mnie bardziej kameralne Vietri, o którym innym razem. Na pewno nie decydowałabym się na nocleg w samym Amalfi – w pobliskim Salerno można przez Airbnb znaleźć nocleg solo poniżej 100 PLN, lub nawet całe apartamenty w granicach 300 zł za dobę (wychodzi 75 zł./os) , a jeśli wystarcza ci pokój – znalazłam ofertę za 183 zł na 3 osoby 🙂 (61 zł/os.) – rejestrując się z mojego linku możesz zyskać od 65 PLN do 130 PLN (w zależności o kursu $) na pierwszą podróż ;-).
Ceny w Amalfi – pizza 6e plus 2e „coperto” (opłata za nakrycie), ceramika i inne pamiątki – dużo droższe niż w pobliskim Vietri (kilka minut jazdy autobusem), Limoncello – jakieś 5.50e. za małą butelkę :).
Podsumowując – uważam Amalfi za piękne miasto, które zdecydowanie warto zobaczyć – jednak dla mnie to opcja na jeden dzień nieustannego rozdziawiania gęby i opadu szczęki . Koniecznie warto zabrać bardzo wygodne buty, bo jest dużo chodzenia i schodków. Warto jednak pamiętać o innych miasteczkach na wybrzeżu amalfitańskim – też są piękne, ale jednocześnie mniej oklepane i mają bardziej włoski charakter ;-).
Nie wiem czy Ania się ze mną zgodzi, ale jest specjalistką w temacie 😉
Przy okazji serdecznie polecam blog http://www.primocappuccino.pl/ – kopalnia wiedzy o podróżowaniu po Włoszech – długo szukałam pretekstu by zalinkować do tego bloga 😉
No i jeszcze jedno. Włochy nauczyły mnie czegoś ważnego.
Oglądając zdjęcia pomyślałam o tym panu;
A potem o innych eleganckich ludziach. Wiecie, takich co to „kościołne” spodnie i buty noszą na co dzień, nie od święta. Włosi ubierają się, jakby codziennie były święta. I nie, ta elegancja przez to wcale nie powszednieje. Oni po prostu celebrują życie. I wtedy pomyślałam, że znowu wpadłam w pułapkę o której pisałam w tekście – życie jest za krótkie na bawełniane gacie – zaczęłam pozwalać sobie na bylejakość.
I zaraz po powrocie zaczęłam ładnie układać jedzenie na talerzu, nalewać zwykłe truskawkowe smoothie do pięknych szklanek… nawet woda już nie stoi w tej plastikowej butelce, tylko przelewam ją do karafki albo takiego fajnego słoja z kranikiem. Nie chciałabym pojmować luksusu ściśle wiążąc go z pieniędzmi, ale bardziej celebrować swoje życie i traktować się odświętnie każdego dnia. W miarę możliwości oczywiście – nie zawsze jest czas i ochota na obrus, ale ładny talerz czy przelanie sosu ze słoika do małej miseczki nikogo jeszcze nie zabiło, a o ile przyjemniej ;-).
Ten popularny mem jest prześmiewczy, ale kurczę – to naprawdę robi różnicę i zamierzam częściej bawić się w to o czym pisałam w tekście „idealne życie z instagrama„. Raz na jakiś czas potrzebuję takiego potrząśnięcia i tym razem był nim pobyt we Włoszech :). Jak mi z tym idzie możecie śledzić na moim insta :).
Ach i przy okazji – jeśli południowe Włochy kuszą cię na wyjazd wakacyjny, koniecznie zobacz tekst ; 10 rzeczy które zaskoczą cię w południowych Włoszech
Ciao!
Bądź na bieżąco!
Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) –
jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂 A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem 🙂
Komentując oświadczasz, że znasz regulamin
Uściski, Ania
Aniu, dziękuję za cudowny tekst, zdjęcia mnie zachwyciły! W sobotę wróciłam z objazdówki po Europie( to tzw „ćwiczenia terenowe” na AWFie ;D), widziałam po raz pierwszy Wenecję, byliśmy również w miejscowości Lido di Jesolo.. i zakochałam się we Włoszech! Tekst przeczytałam z przyjemnością, tym bardziej, że myślami nadal jestem we Włoszech, oprócz bloga Ani polecam również blog Natalii: http://italia-by-natalia.pl/, dla poznających Włochy i włochomaniaków 😉
Pięknie!
Aniu, a co Ty na to, żeby tam na górze powstała kategoria podróże? Bo sporo się tego zbiera, bardzo fajne inspiracje i fajnie by było znaleźć te wpisy w jednym miejscu 😉
A na ten wpis czekałam z niecierpliwością, ale dopiero teraz dorwałam laptopa, żeby swobodnie dodać komentarz (nie lubię się męczyć na moim telefonie). Mam nadzieję, że niedługo spełnię też moją włoską przygodę 😉
Kocham Włochy i mogłabym tam jeździć co roku :). A propos jazdy samochodem we Włoszech. Miałam wątpliwą przyjemność jazdy autostradą z rodowitym Włochem. Modliłam się całą drogę – naprawdę nigdy wcześniej tak się nie bałam. Na szczęście w nagrodę czekały na mnie najlepsze lody w okolicy :).
A co się działo podczas tej jazdy? 🙂
Obiecałam sobie, że skomentuje cykl z włoskiego wyjazdu na końcu, ale nie mogę Ci nie podziękować, za to „potrząśniecie”. Tak naprawdę człowiek ma możliwości w zasięgu ręki, żeby otoczyć się tą odrobiną luksusu, tylko mu się nie chce… Ja kiedyś wycierałam kurz ze świeczek… a potem zaczęłam je po prostu zapalać 😀 Co jakiś czas potrzebuję takiego impulsu 🙂 Włochy? Bajka! Mam to miejsce na liście, bo to taki słynny widok z pocztówek… Mój znajomy był w zeszłym roku i wtedy postanowiłam, że kiedyś tam pojadę, nie tylko dla tych pięknych widoków, ale również dla schodów! Jaka będę szczęśliwa, jeśli… Czytaj więcej »
Zakładam ze zapalenie świeczek jest dużo przyjemniejsze 🙂
Ciekawe i bardzo ciepłe spostrzeżenia z wycieczki.Sposób zwiedzania-poprzez znajomą-dla mnie najlepszy.Ja uprawiam turystykę dyplomatyczną,chociaż do dyplomacji nie należę,tj.co kilka lat zmieniam miejsce i eksploruje na maksa.A propos estetyki otoczenia,w tym przedmiotów-posyłam mój schludny(myślę)”chorobowy zestaw”,bo właśnie przegrałam z dramatycznym załamaniem pogody( z 30-stu na 10 stopni Celcjusza).Można ładnie chorować,prawda? Z ciekawostek jeszcze,bo może już wiesz, ale pamiętam moje zaskoczenie, kiedy okazało sie,że Chopin wcale nie chorował na grużlicę,jak mnie uczono w Dusznikach Zdrój,tylko na mukowiscydozę.
Słyszałam o tym, to znany w środowisku fakt 😀 znaczy – w środowisku chorych. Ja lubie różne sposoby podróżowania, jeszcze nie wiem który najbardziej. Nie cierpię tylko lazenia po kościołach 😛
chyba czas znowu powalczyć z bylejakością… 🙁
Śliczne zdjęcia. Jeszcze nigdy nie bylam we Wloszech, ale dla takich cudownych widokow warto 🙂
Z tym ukladnaniem jedzenia na talerzu masz racje, to jest taki rodzaj luksusu, na ktory kazdy moze sobie pozwolic, a potrawy smakuja lepiej .
Że tak powiem komuś musi zależeć na tym by jego codzienność była ładna. Mi akurat nie robi różnicy czy jem misternie ułożone na bogato zdobionym talerzu czy wrzucone szybko na zwykły. Ma mi smakować, a nie wyglądać 🙂 Nie tyczy się to tylko jedzenia nawet. Po prostu przekładam praktyczne nad piękne 🙂
I to jest ok, dopóki człowiek sam siebie nie traktuje byle jak 🙂
Oj można 😉
Byłam w Amalfi kilka lat temu, i ta jazda autokarem nad przepaścią z barierką typu brak barierki, połączona z choroba lokomocyjną sprawiła, że chciałam wyskoczyć z autokaru, więc mnie nakarmili Aviomarinem. Także pamiętam prawie nic, i straszna szkoda, bo wszystko przespałam. Musze tam kiedyś jeszcze pojechać. Mam wrażenie że klimat jest podobny do Santorini, które mi się marzy i śni od paru ładnych lat i jakoś nie mogę dotrzeć (może dlatego, że drogie jak…).
Piękne widoki! Zdjęcia i opis zachęcają do odwiedzenia tego miejsca 🙂
To prawda, że ludzie, których spotykamy na ulicy, zdjęcia na instagramie, reklamy etc. mogą motywować do wprowadzania zmian w swoim życiu/otoczeniu. Wiele osób krytykuje układanie jedzenia na talerzach „tylko dla zdjęć” – OK, ale przecież ładnie podane danie i woda z karafki wygląda wykwintnie i smakuje jakoś tak lepiej 😉
I każdy może sobie pozwolić na odrobinę takiego „luksusu”, nie wybierając się do eleganckiej restauracji 😉
piesek na przednim siedzeniu samochodu na zdjęciu jest uroczy 😀
Pięknie tam <3 nie mogę się doczekać zdjęć z Vietri. I jesteś kolejną osobą, która we Włoszech odnotowuje poprawę fizycznego samopoczucia. Mój brat cioteczny nawet się tam przeprowadził, bo po raz pierwszy posmakował tam życia bez koszmarnej alergii, przez którą w Polsce lądował czasami nawet w szpitalu.
Patrzę na zdjęcie, widzę swój widok z balkonu. Patrzę na balkon i widzę go w rzeczywistości, ale fajnie zobaczyć to później w sieci. Mega się cieszę, że Ci się podobało. Wszystko oddałaś idealnie!
Niesamowite widoki, nic dawno mnie tak nie zachwyciło 🙂
Też staram się bardziej celebrować codzienność. Po domu chodzę w ładnej ale wygodnej sukience, nawet zwykłą wodą piję w ślicznej szklance:) A obiad staram się podawać ładnie. Takie małe szczegóły, a od razu robi się milej.
Ale Ci zazdroszczę!!
Zawijam kiecę i lecę! 😀 No dobra, nie, ale mega mi się zachciało podróży do słonecznej Italii <3
Mam bardzo podobne spostrzeżenia co do Włoch co Ty, przede wszystkim w kwestii ubioru. Do tego uważam, że kobiety są dużo pewniejsze siebie niż w Polsce. Nie wydają się przejmować większym rozmiarem niż S i eksponować ciała.
Co do coperto ja na początku pomyliłam je z obowiązkowym napiwkiem :D, dlatego biedny kelner w pizzerii nic dodatkowo nie dostał.
A Włochy ogólnie najbardziej kocham za klimat, pyszną pizze, mandarynki i skutery! <3