Jak zarabiać na pisaniu? Moja historia

Pytania o to, jak zarabiam na życie pojawiają się bardzo często, zatem cofnę się do swoich początków i rozwieję wątpliwości :)). Jak zaczynałam? Co w ogóle robię?
Pierwsze co się ludziom kojarzy, to fakt, że zarabiam na blogu – to prawda, czasami współpracuję z różnymi markami, kto mnie jednak chociaż trochę zna te wie, że mam swoje jasne zasady i każda taka współpraca musi wiązać się z jakąś korzyścią także dla czytelników :). Jak diabeł święconej wody boję się momentu, kiedy blog stanie się moją pracą. Wiem, to dziwne podejście, ale mam wrażenie że pasja przestaje być pasją gdy ktoś ci za nią płaci. Straciłam tak raz flow do pracy z dziećmi i dzisiaj robię to głównie w ramach wolontariatu. To jednak moja osobista decyzja. Wiem, że ciężko jest być świetnym sportowcem, gdy nie uprawia się tego sportu zawodowo i nie wyobrażam sobie np. Justyny Kowalczyk zarabiającej na kasie w markecie by mogła trenować. 
Po prostu boję się, że działając jak firma, zaczęłabym myśleć jak firma. Zarabianie na pasji jest naprawdę fajne, na brak propozycji też nie narzekam, natomiast ich jakość bywa mocno dyskusyjna i w tym momencie po prostu nie widzę możliwości aby móc działać w ten sposób jednocześnie zachowując honor i nie czując się jak prostytutka przyjmująca każdego klienta. To się ostatnio bardzo zmienia, bo w agencjach pracują ludzie, którzy coraz częściej mają naprawdę fajne pomysły i pewnie za jakiś czas będę mocno biła się z myślami. Nie ma jednak co wciskać ściemy – nie jestem (i pewnie nigdy nie będę) tzw. „pierwszym wyborem” dla potencjalnych reklamodawców, bo korzystają oni głównie z usług tych samych twarzy od wielu lat. Nie ma w tym nic złego, w końcu przewidywalny podwykonawca to ogromna zaleta.

Odrzucenie fajnej oferty ze względów ideologicznych boli. Nie ma co się czarować, gdy jesteś już po etapie budowania i rozkręcania bloga, to współpraca może być jedynie odcięciem kuponu i wykorzystaniem zbudowanego wcześniej zasięgu… Wiecie, teksty w stylu „5 sposobów na bycie fit” gdzie jednym z nich jest ulokowanie jakiegoś produktu tak naprawdę wcale nie muszą wymagać sporych nakładów pracy 😉  Tym bardziej, że czasami brief jest tak beznadziejny, że szkoda słów 😀

Dlaczego zatem odrzucenie oferty boli? Z jednej strony robię przecież coś zgodnie z własnym sumieniem, z drugiej – przez cały miesiąc pracuję wykonując inne zlecenia (poza blogiem), za takie same pieniądze. 
Obecnie moje przychody są bardzo nieregularne, tym bardziej że nie mam jednego pracodawcy, tylko wielu różnych. Np. w marcu wszystkie moje wpływy na konto żałosne 1511 zł 😀 Czasami od rozpoczęcia zlecenia do otrzymania przelewu mijają trzy miesiące :)). Oczywiście gdybym zawsze zarabiała 1500, to pewnie umarłabym z głodu (a kto śledzi mnie na snapie ten wie, że muszę naprawdę dużo jeść :)).  Po prostu wszystkie inne płatności są – że się tak wyrażę „w toku” i trzeba być elastycznym przy planowaniu budżetu.
Jak zaczynałam? Że lubię pisać wiedziałam od dawna. W liceum dostałam się w drodze konkursu na warsztaty dziennikarskie i nauczyłam się fajnych rzeczy, rok później zrobiłam studium reportażu (na dyplom musiałam poczekać aż skończę liceum :P). Przez warsztaty wyrobiłam sobie portfolio, pisałam też typowe „precle”, np. na portale typu textmarket, złapałam kilka zleceń przez gumtree (chyba olx było wtedy jeszcze tablicą.pl) a potem potoczyło się samo.
Mówiąc o tym, że pisałam „precle” mam na myśli typowe teksty pod wyszukiwarki, które pisałam sobie np. na wykładzie.
Typowa stawka z moich początków? Zachował mi się nawet mój cennik gdzieś w historii starej poczty e-mail :))
 Za 1000 znaków ze spacjami brałam:
4 zł za tekst zapleczowy albo opisy do katalogów, dyszkę za opisy do sklepów internetowych (bardzo żmudna praca) i ok 12 zł za różne treści „blogowe” :)). W praktyce były to głównie jakieś działy typu „aktualności” na stronach różnych firm.
Jak widać – nie było żadnych kokosów 😀 Pracowałam dużo, klepałam teksty czasami na wykładach, czasami miałam większe zlecenie np. na 100 tekstów i dopiero po akcepetacji pełnej puli czekałam na przelew. Wszystko robiłam w oparciu o umowy o dzieło, ponieważ była to działalność osobista a każde dzieło obejmowało coś innego, mogłam w ten sposób działać. Jeśli klient naciska na fakturę VAT, możecie w tym celu korzystać ze strony https://useme.eu/pl/
Na drugim roku studiów dostałam ofertę pisania tekstów o tematyce biznesowej za 25 zł za tekst i była to współpraca bardzo regularna. Cieszyłam się wtedy jak dziecko, bo nie obciążało mnie to czasowo i nie przeszkadzało w innych zleceniach.
W tamtych czasach internet wyglądał trochę inaczej i znajomi stawiali typowe mini-stronki pod reklamy. Miałam jakiś „dar” do pisania ich w taki sposób, by ściągnąć na stronę z wyszukiwarki kogoś kto nie znajdzie tego, czego szukał i kliknie w jakiś baner w poszukiwaniu odpowiedzi :)). Internet bardzo szybko się zmienia i dzisiaj w dobie kultury obrazkowej nie umiałabym się w tym odnaleźć. Nabyta podczas tamtych zadań wiedza bardzo pomaga mi do dzisiaj, np. doskonale wiem jak nie chcę pisać bloga ;)).

Jedno słowo – LOL 😀
 Z czasem zaczęłam specjalizować się w pisaniu tekstów na blogi firmowe i portale. Z mediami tradycyjnymi bywało śmiesznie, całe szczęście że nie robiłam tego pod własnym nazwiskiem. Nie wiem jak to wygląda dzisiaj, ale tam rządzi reklama i wszystko pisane jest pod reklamodawców 🙁
Często pytacie jak zacząć – chciałabym umieć pomóc, ale dzisiaj nie muszę szukać zleceniodawców, bo zaczęłam działać w ten sposób w liceum i mam już siatkę kontaktów a klienci sami się zgłaszają. Ciężko mi też myśleć w kategoriach w jakich myślałam kiedyś, gdybym dzisiaj pracowała za takie stawki jak wtedy, to… no nie wiem co, nie chcę o tym myśleć 😀  Gdybym dzisiaj zaczynała od zera, przygotowałabym portfolio (kilka wzorcowych tekstów lub takich, z których jestem dumna) i szukałabym jakiegoś jednego stałego zlecenia np. przy tworzeniu portalu. 
Znam młode osoby, które piszą tak tekst dziennie (plus odpowiadanie na komentarze i dyżury redakcyjne) i zarabiają między 2 a 2.5 K.  W porównaniu do pracy na kasie czy odzieżowej sieciówce wydaje się spoko. No własnie – wydaje się.  Znam osoby, które za nic w życiu nie poszłyby na freelance, a praca z ludźmi jest dla nich bardzo ważna i pierwsze doświadczenia wolą zdobywać w typowe dla studentów sposoby :)).  Pamiętajcie – żadna praca nie hańbi!
Dużo lepiej zarabia się przy prowadzeniu kanałów social-media, np. fanpage jakiejś marki. Miałam taki krótki epizod i chociaż kasa fajna, to ja nie lubię ciągle być online i użerać się z idiotami którzy pod postem w którym widnieje jak byk data rozstrzygnięcia konkursu piszą : kiedy wyniki, kiedy wyniki, kiedy wyniki, kiedy wyniki… 😀 Nie lubię być ciągle online bo trzeba być stale czujnym, facebook często zmienia różne rzeczy i to nie jest dla mnie :)). 
Jeśli chodzi o pisanie tekstów na portale, to od osób mających skądś moje baaaardzo nieaktualne dane (mówię o propozycjach typu – cześć, mam do ciebie kontakt od X, słyszałem że piszesz dobre teksty…) dostaję propozycje 40 zł za tekst na portal (zazwyczaj są to osoby, które myślą, że zbudują drugi onet).
Od wszystkiego oczywiście należy odprowadzać legalnie podatki :).
Nie chcę nikogo martwić, ale większość portali „zatrudnia” do pisania bezpłatnych tekstów które „będą do portfolio”. Nie chciałabym jednoznacznie przekreślać sensu takich zadań, ale (kiedyś) podjęłabym się ich tylko wtedy, gdybym mogła się w takiej „pracy” czegoś nauczyć. I zdecydowanie wolałabym na miejscu w redakcji niż zdalnie – mając otwarte oczy można podłapać więcej przydatnych informacji :)). 
Czasami pisze do mnie ktoś kto czyta mojego bloga (a przy okazji tworzy portal) i zazwyczaj taka propozycja to 400 zł. Nie wiem skąd taka kwota, jeszcze nigdy z tego nic nie wyszło :)).
Nie chciałabym straszyć, ale początkujący mają naprawdę słabo – dużo pracy, niskie wynagrodzenia :)).  Ah, freelancer zawsze czeka na przelew i musi czasami walczyć z tymi, którzy „zapominają” zapłacić, wiecie – księgowa była chora lub na urlopie i inne typowe wymówki :)).

Jeśli chodzi o mnie – nie jestem do końca normalna, więc przy wyborze zleceń kieruję się : sympatią do klienta, poprzednimi doświadczeniami, tym czy wszystko mogę załatwić zdalnie, czy może muszę tracić czas na spotkaniach (a da się dogadać w 10 min przez tel) i kwestiami ideologicznymi – za miliony monet nie pisałabym dla frondy :DDD Teoretycznie przy sporej dywersyfikacji źródeł przychodu nie musiałabym pracować tyle ile teraz, ale ja mam wrażenie że jest jeszcze sporo rzeczy, których chcę się nauczyć więc przyjmuję czasami nisko płatne zlecenia jeśli widzę w tym wyzwania 🙂
I jeszcze jedno – raz masz masę zleceń i za mało doby, innym razem jest okres suszy. Warto mieć stałych klientów, tak jest łatwiej 🙂

Odsyłam też do wartościowych źródeł wiedzy:

Wiem, że jeśli nie podpiszę, to pojawią się pytania więc – sklep w którym kupiłam sukienkę w kropki (warto zobaczyć jak wygląda na modelce, bo ma nietypowy krój (klik)), smoothie jest z malin (proces powstawania jest na snapie, ale żadna filozofia), butelka jest z Tigera a na paznokciach semilac hard milk ;).


Jeśli chcecie, na snapie podzielę się kilkoma śmiesznymi historyjkami związanymi z moimi przygodami z pisaniem na przestrzeni lat :)). No i przy okazji ankiety mam taką prośbę – jeśli tekst jest dla ciebie przydatny, daj mi jakoś znać – lajkiem, serduszkiem na bloglovin, +1 w google 😉 Bez informacji zwrotnej ciężko tworzyć treści które satysfakcjonują obie strony 🙂

Bądź na bieżąco! 

  INSTAGRAM ❤ FACEBOOK 
❤ FACEBOOK MONIKI 


Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) –

 jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂 A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem 🙂

Follow on Bloglovin

Komentując oświadczasz, że znasz regulamin

Uściski, Ania
Subscribe
Powiadom o
guest
4 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Roma
Roma
6 lat temu

Jak często ma się kontakt z ludźmi? Czy to dobra praca dla osoby z fobią społeczną? Nie mam problemu z zalatwieniem sprawy w urzędzie, ale z kontaktem mniej formalnym już tak.

archigame.pl
6 lat temu

Ròwnież żyje z pisania. Ale w tym momencie mam umowę o pracę. I dobrze mi z tym. Potrzebowałem trochę oddechu. Ale pamiętam początki. Zwłaszcza ludzi, ktòrzy chcieli teksty za darmo. Nie znosiłem tego. Raz się naciąłem. Od tamtej pory nie robie niczego bez zaliczki. Czasami przechodzą mi przez to jakieś oferty, ale… jeżeli kogoś nie stać na zaliczkę to pòźniej będzie go stać na moje wynagrodzenie? Nie jestem w tych sprawach ufny. Może to mòj błąd.

romi
romi
6 lat temu

Na jakie tematy zwykle piszesz teksty?

Agata
Agata
6 lat temu

Dla wszystkich freelancerów, którym nie jest płacone na czas https://www.youtube.com/watch?v=sek6qxdrsMg&t=6s

Previous
Włosy w marcu – placenta, podcięcie i bad hair day
Jak zarabiać na pisaniu? Moja historia

4
0
Would love your thoughts, please comment.x
()
x