Moje ćwiczenia + promocje na ciężarki, maty i inne ;))

Dawno obiecałam napisać taki tekst, ale zmusiło mnie dopiero przymusowe leżenie pod kołdrą 😉
A tak na serio to miałam wątpliwości, bo ani ze mnie wzór, ani autorytet.Mój trening nie jest żadnym wyznacznikiem dla człowieka zdrowego, więc nie wiem czy jest w sumie o czym pisać ;-)). Fakt faktem, bez niego wcale nie byłabym szczupła i oddechowo też całkiem bym siadła. Ruszam się dużo, ale moim celem nigdy nie była budowa masy mięśniowej ani zrzucenie wagi.

Najważniejszy jest dla mnie sam ruch i drenaż.

Krótko mówiąc – ciągle muszę się pilnować, aby moje płuca i oskrzela się nie zalepiły. 

I chociaż ruszam się bardzo dużo, wcale po „rzeźbie” tego nie widać. Jest to związane z wysokoenergetyczną dietą  oraz wydolnością oddechową.

Na szczęście, mimo tymczasowego pogorszenia (nazwijmy to umownie : w skali mikro) generalnie (w skali makro) moje płuca pracują już dużo lepiej i mogę chyba powoli wskakiwać na „normalny” poziom wtajemniczenia.

Od drugiej klasy podstawówki, aż do drugiej liceum chodziłam na karate. Nie dlatego, że o tym marzyłam czy była to jakaś moja wielka pasja. Bardzo nieodpowiedzialny lekarz zalecił mi gentamycynę gdy byłam mała. Skończyło się w szpitalu, ale dwa skutki ciągną się za mną do dziś.
Pierwszym z nich jest fakt, że gorzej słyszę na prawe ucho. Mam też problem z określeniem kierunku, z którego płynie dźwięk  Gdy kot schowa się w jakiś zakamarek z którego sam nie będzie potrafił wyjść, będę miotać się po całym domu szukając go na oślep. Słyszę jak miauczy i zawodzi, ale nie mam pojęcia skąd dobiega ten dźwięk ;-)).
Drugim problemem jest zaburzony zmysł równowagi.

Cóż, życie.

Oprócz tego inne leki i zdolności oddechowe sprawiły, że moja koordynacja jest…nieskoordynowana 😀 Ruszam się czasami jakoś tak mechanicznie, jak robot. Mało jest w tym płynności i gracji. Ponieważ nigdy nie lubiłam się poddawać, zdecydowałam się uprawiać jakiś sport.

Koniec lat 90′, małe miasto… o wyboru był tylko taniec towarzyski albo karate.

Wybrałam karate.

Żeby była jasność – z mojej strony było to raczej ogólnorozwojowe i rekreacyjne. Treningi 2-3 x w tygodniu po 1,5 h, a niedzielami długie biegane spacery z psem. Nigdy nie byłam orłem, ale chodziłam całkiem wytrwale. Nauczyłam się prawidłowego wykonywania podstawowych ćwiczeń jak przysiady, brzuszki czy pompki. Pracowałam nad swoją wytrzymałością i ciągle zmuszałam śluz do odklejania się z płuc ;). Na karate zrozumiałam też bardziej swój oddech, przez to, że jest też pokazywany ruchem :

Podobnie jak na tym filmiku.

Ogromnym plusem karate był fakt, że trenuje się boso. Nie mieliśmy maty (tatami) tylko twardą drewnianą podłogę i wszystkie ćwiczenia zdecydowanie było mocno czuć ;-).

Świat nie był też chyba tak paranoiczny jak dzisiaj, że wszystko jest szkodliwe bla bla bla. Każdy ma własną wolę i jak nie pasuje mu karate, to może zapisać się na szachy czy trenować coś mniej obciążającego stawy 😉 Na karate królowała dewiza „jak nie możesz nadążyć, to musisz przyspieszyć”. Wybite kciuki i inne drobne kontuzje są raczej normalne.

Jak wspomniałam – nie jest to joga, gdzie z wielkim szacunkiem odnosimy się do bólu i wszystko odbywa się na spokojnie.

Niestety w pewnym momencie tempo było dla mnie zbyt wysokie, a moje samopoczucie też dużo gorsze i nie mogłam kontynuować treningów.  

Po zrezygnowaniu z karate, szybko odczułam, jak bardzo brakuje mi ruchu…

Bardzo się cieszę, że miałam takie doświadczenie, bo dzięki temu umiem wykonać samodzielnie niektóre pozornie „proste” ćwiczenia jak przysiady czy pompki. W przypadku tych drugich ilość powtórzeń jakie potrafię wykonać jest skandalicznie niska 😀 Pomyśleć, że kiedyś robiłam pompki na pięściach i nawet kilka razy na samych palcach!

Obecnie mój cały sprzęt znajduje się na tym zdjęciu.

Nie ćwiczę niczego konkretnego, bo też dopasowuję wszystko do aktualnych potrzeb mojego organizmu.

Każdego ranka wykonuję Powitanie Słońca.

Otwieram w ten sposób klatkę piersiową, rozbudzam się i naciągam wszystkie mięśnie. 

Dużo bardziej wolę ciepłe miesiące, bo wtedy mogę ćwiczyć na zewnątrz, więcej spacerować czy jeździć na rowerze. Póki jest chłodno, ćwiczę w domu.

Po Powitaniu Słońca robię 100 przysiadów i różne skłony, wymachy, podciąganie kolan itp. Nie jest to jakoś usystematyzowane, powtarzam rożne rozgrzewki jakie pamiętam z karate czy programów treningowych z youtube 😉 

Oprócz tego, kilka razy dziennie przy ścianie robię mostek. Mój zaburzony zmysł równowagi buntuje się na myśl, o zrobieniu mostka ze stania, chociaż z leżenia mogę zrobić nawet na jednej ręce i jest ok.

Wieczorem powtórka z rozrywki ;-).

Jeśli mam jakieś obciążenie, to jest to moje ciało, 

O, właśnie uświadomiłam sobie, że skłamałam – mam jeszcze trochę sprzętu – hula-hoop, o którym więcej pisałam w tekście – hula-hoop efekty i wrażenia , skakankę i sprężonowy potrójny ekspander. Chętniej korzystam jednak z gum fitness.

Teoretycznie może wydawać się, że to wszystko „nic”, ale zbiera się godzinka dziennie. 20 minut rano, 20 wieczorem i coś tam pomiędzy.

Do tego bardzo dużo chodzę. Praktycznie nie korzystam z komunikacji miejskiej w Bydgoszczy, dziennie robię ok 12 km 😉 Jeśli mam praktyki w szkole na Wyżynach a zajęcia na leśnym, to śmiało idę z buta. No chyba, że czas nie pozwala 🙁 Te 12 km (wartość uśredniona z ednomondo) to taki niezauważalny trening.

Dodajmy do tego fakt, że często chodzę na obcasach. To wymusza inne ułożenie mięśni dna miednicy, które są dla kobiet bardzo ważne. Oznaczają między innymi lżejszy poród czy brak problemów z trzymaniem moczu na starość. Plus szereg innych zalet 😀

Dla wielu osób to pewnie „naciągane” ale dla mnie okazja aby iść gdzieś potańczyć, to też okazja do treningu. Zamacha się człowiek, naskacze i jeśli – jak ja – nie pije za bardzo alkoholu – ma same korzyści. Porządny trening, drenaż płuc i jeszcze spuszcza z siebie stres ;-).

Wiosną i latem chętnie stawiam na rower czy skakankę.

Nie polubiłam się z bieganiem, bo nie umiem dostosować do niego swoich możliwości oddechowych. To inny rodzaj wydolności którego moje płuca nie rozumieją ;-).

Od czasu do czasu, gdy mam humor – robię sobie krótkie wyzwania z Mel B czy trening na pośladki z tym śmiesznym panem „Nice and easy”:

Wada kolan i wydolność oddechowa to niestety miks, który często prowadzi do tego, że lekko kulę łopatki . Marzę o czymś takim :

Ale poza zakończoną aukcją na aliexpress, nigdzie nie widziałam…
Kupiłam za to widoczną na zdjęciach poduszkę równoważną i pisząc ten post próbuję utrzymać na niej  równowagę – świetna zabawa 😉

Basen to u mnie więcej szkody niż pożytku. Chlor i charakterystyczne ostre powietrze = murowane zapalenie oskrzeli lub krtani. A szkoda, bo w moim miasteczku jest całkiem fajny Aquapark. Tzn. taki podstawowy, ale zawsze ;-). Latem chętnie pedałuję rowerem nad jezioro i to jest spoko.

No właśnie…czuję, że mogę wskoczyć na level odrobinę wyższy niż teraz. Ciężarki w postaci butelek z wodą mineralną są niezbyt poręczne.

Gumy do ćwiczeń kupiłam w netto i są bardzo fajne. Mata do ćwiczeń trafiona w decathlonie. Ciesze się, że nie brałam grubszej i droższej bo ta całkowicie spełnia moje oczekiwania i tylko bym przepłaciła ;-)).  Natomiast chciałabym kupić jakieś ciężarki. I tutaj pokonał mnie wybór, ponieważ :
Z jednej strony chciałabym ciężarki do trzymania w ręku, a z drugiej…czy to się liczy jako obciążenie przy treningu nóg? 😀 I czy to oznacza, że potrzebuję osobnych typów ciężarków na to i na to?

link do gazetki (klik)

który typ jest fajniejszy na początek? Z uchwytem czy bez?

Bo właśnie jest seria całkiem fajnych promocji i kupiłabym sobie coś dla motywacji 😉 Nie chcę jednak inwestować w zbędne dla mnie bajery jak uchwyty do pompek, skoro pompek prawie wcale nie robię.

Są jednak bardzo dobre dla płuc, więc obiecałam sobie taki układ – jeśli do 10-ego marca wciąż będę robić te kilka pompek dziennie, pójdę na jeden trening pole dance. Ciekawe, czy dam radę 😉

Jeśli w usosie pojawi się ocena i w poniedziałek będe musiała jechać z indeksem, chciałabym zrobić przy tej okazji drobne zakupy.

Rady w kwestii ciężakrów na początek – bardzo mile widziane!

Link do gazetki (klik). Poduszka równoważna jest świetna, bardzo cieszę się z tego zakupu ;-)).

A przed tymi pojemnikami szczerze przestrzegam – mam wersję na sałatkę, stojące i leżące – nie są szczelne. Pojemnik na sos i widelec są ok, ale same pudełka nie spełniają swojej funkcji. Tych z przegródkami u mnie nie było, wiec się nie wypowiem. (link do oferty)
Niektóre sprzęty taniej wypadają w Lidlu, więc po co przepłacać 😀

Dla mnie Ketllebell to czarna magia, mam taki 5kg i podtrzymuje mi latem drzwi od piwnicy 😛

Link do oferty (klik)

Bo na te urocze spodnie funkcyjnie raczej nawet nie mam co polować, nie lubię scen rodem z bitwy o karpia.

spodnie (klik)
Tak więc – mam nadzieję, że odpowiedziałam na wszystkie pytania. Opisują one moje sposoby na ruch i raczej nie powinny być dla nikogo wzorem ;-). 
PS. trwa konkurs, do wygrania ponad 350 zł na ubrania 😉 Wystarczy kliknąć w zdjęcie lub słowo (tutaj)
Ja zaś liczę na rady i wskazówki co do zakupu hantelek 😉

Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) –

 jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂 A jeśli dany tekst Ci pomógł, sprawisz mi przyjemność, jeśli klikniesz +1 w g+ pod tekstem 🙂

Follow on Bloglovin

Uściski, Ania
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Previous
Zadbaj o siebie – rozwojownik
Moje ćwiczenia + promocje na ciężarki, maty i inne ;))

0
Would love your thoughts, please comment.x
()
x